Pierwszy raz zetknęłam się z tym nazwiskiem na tym forum. To co wyczynia z końmi na filmach wygląda, nie powiem, imponująco. Na czym polega ten system? Czy ktoś może przybliżyć? Na jakiej zasadzie działa ta szkoła? Ogólnie chciałabym wiedzieć wszystko co się da wycisnąć na ten temat
Witam postanowiłem rozpocząć nowy wątek.Mamy na rynku w sprzedaży wiele książek na różne tematy związane z konmi może macie jakieś ulubione pozycje które warto polecić i które wniosły w wasze-nasze zainteresowania dużo dobrego pozdrawiam gorąco
Jak według Was powinno być przeprowadzane wstępne szkolenie zupełnie zielonego jeźdźca?
Od czego zaczynacie?
Jakie ćwiczenia stosujecie w pracy z nowicjuszami?
Na czym skupiacie się najbardziej?
Do którego momentu trzymacie swoich 'zielonych' na lonży?
Jak przeprowadzacie pierwszą lekcję bez lonży?
etc., etc. :roll:
... czyli wszystko o pierwszym etapie szkolenia. Proszę o wymianę doświadczeń :wink:
W mojej okolicy pochmurno , bez przebłysków słońca już dziesięć dni
Pada, leje, mży , siąpi.
Wilgoć okropna i wszechobecne błoto - brrrrr
Kuba ,już zrezygnowany i przyzwyczajony brnie po błocisku, zapadając się pod własnym ciężarem .
Kuc jeszcze próbuje omijać błoto , wchodząc prawie na siatkę.
Brudne , mokre , ubrane już na zimę, zwłaszcza kuc.
Wygląda jak pluszak , choć bardzo zadowolony, bo zimno i bez słońca
Zdecydowanie gromadzi zapasy tłuszczu na zimę :twisted:
Ma nieprawdopodobny apetyt - walczę z nim o każde spadające jabłko i muszę wieszać coraz więcej sznurków , bo włamuje się wszędzie, gdzie wyczuje jedzenie :twisted:
Czy wszędzie jest tak ponuro ?
mój arab miał startować w rajdzie w Geniuszach, niestety po ostatnim rozczyszczaniu okazało się, że utyka na lewą nogę.
O treningu nie ma mowy.
Czekam na weterynarza.
Ale: tuż po rozczyszczaniu nic się nie działo, było ok. W jakieś dwie godziny potem konik ganiał po wybiegu aż do spocenia bo w gęstym lesie tuż obok zaplątała się krowa sąsiada i oba konie na każdy szelest dostawały szału/.
Zastanawiam się , czy ma to związek z rozczyszczaniem bo jednak tuż "po" spód kopyta jest nieco wrażliwszy. Niemniej śladów podbicia nie zauważyłam, przy ostukiwaniu kopyta od spodu żadnej reakcji na ból. Za to mam wrażenie jakby strzałka była na równi z podeszwą / z tendencją do wystawania/i ...może jest zbyt tkliwa podczas uderzeń np. jak sobie biegnie...są przecież nawet na wybiegu różne kamyki. Utykanie najbardziej uwidacznia się pod jeźdźcem.
Owszem wcześniej było pęknięcie na kopytku, ale bardziej powierzchowne niż jakieś groźne....ech, mam mętlik w głowie.
No i oczywiście jak to ja...przejmuję się bardzo.
Testują przecież nas , ludzi nieustannie.
Każdy obcy człowiek jest poddany testowi- lubię obserwować konie w takich momentach.
Inaczej oczywiście zachowuje się kuc w takich sytuacjach, inaczej koń.
Myślę, że to sprawa ich odmiennych charakterów , ale i dotychczasowych doświadczeń.
Po 9 miesiącach przyjechali do opisu koni, żeby wyrobić im paszporty.
Kuc przyjrzał im się i uznał, że nie ma potrzeby wychodzić ze stajni, więc Pan liczył mu plamki nanosząc na rysunek chodząc koło Weksla w koło
Kuba był obiektem zainteresowania Pani , co mu nawet odpowiadało, więc chodził za nią krok w krok, próbując pogryźć papiery , które miała w ręku.
Trwało to więc dosyć długo, bo ponad godzinę - plamek i kropek ma kuc sporo , a i Kuba był uparty , więc Pani miała utrudnione zadanie.
Znajomy człowiek odgonił kuca od zjadania mi kwiatów z tarasu, więc podpadł Wekslowi.
Nawet jak człowiek ten podał mu potem jabłko, to obrażony kuc popatrzył obojętnie i nie wziął jabłka z ręki.
Myślę, że takich sytuacji można zaobserwować dużo.
Konie zawsze doskonale wiedzą , na ile mogą sobie pozwolić wobec ludzi
Uff... Nareszcie koniec sezonu :-)
Tego lata bardzo mocno pracowałam prowadząc rajdy i nie miałam w ogóle czasu dla mojego konia.
W lipcu chodził trochę w tereny (1-2 godz. stęp, kłus, galop) 1-2 razy w tygodniu, na początku sierpnia podobnie, ale od jakichś 2-3 tygodni wyszło tak, że siodła na oczy nie widział w ogóle.
Jak tu teraz jeździc drania?
Dziś po godzinnym czyszczeniu brudasa pojechałam na pół godzinny spacer stępem i trochę kłusa bez zbierania.
Jak byście postąpili w kolejnych dniach?
Dodam, że jest w ogólne bardzo dobrej kondycji jest prawidłowo umięśniony i zachowuje się tak, jakby tej przerwy w ogóle nie było. Dodam jeszcze, że pojeżdżę sobie na nim tylko jeszcze jakiś miesiąc, bo potem mam operację kolana i nie będę jeździc kilka ładnych miesięcy. (Osoba chętna do jazdy na nim w tym czasie nadal poszukiwana)
Pozdrowienia.
Małgorzata Szkudlarek A ja mam problem z Darco hock:
Od jakiegoś czasu zaczęliśmy łazić po lesie - na razie w towarzystwie jednego, lub dwóch koni... Trochę "tańczy" boi się jeszcze gałązek łamanych własną nogą, etc... ale w sumie nie jest źle... Nawet potrafimy odjechać od towarzysza/towarzyszy, czy zostać z tyłu lub pojechać do przodu bez żadnego problemu :-) Tyle, że wczoraj w lesie było badzo dużo kałuż... w większości przypadków pozwalałam (na razie) je omijać, jednak w drodze do domu poprosiłam go aby do jednej z kałuż wszedł - czas najwyższy przyzwyczajać się do wody. Oczywiście Młody odmówił współpracy co jest i logiczne i normalne. Poprosiłam aby na mnie poczekano i spróbowałam ponownie - spokojnie, na praktycznie luźnej wodzy - po prostu nie pozwalając się mu cofnąć, ani obejśc kałuży - niechby skoczył z miejsca (kałuża malutka) - byłabym z niego zadowolona. Pomimo tego, że na prawdę "prosiłam" nie "kazałam" uspokajając głosem, głaszcząc, etc... w Darco w pewnym momencie wstąpił istny diabeł... zaczął brykać, wspinać się, szaleć. Odeszłam na bok, uspokoiłam, zsiadłam i dalej pracujemy - aby nie nauczył się, że swoisty "bunt" nawet ze strachu - nie oznacza , że ma się czegoś na zawsze bać... W ręku było jeszcze gorzej - bałam się, że wyrwie się, zaplącze w wodze, lub zrobi sobie krzywdę :-( Wsiadłam zatem - niestety już z brykaniem (on nigdy wcześniej nie brykał!!) i poprosiłam jednego z jeźdźców na bardzo spokojnym koniu, aby przejechał przede mną żywym stępem, a my z nosem w ogonie spróbujemy przejść ten nieszczęsny "akwen wodny o małym znaczeniu taktycznym" było tylko gorzej... Poprosiłam zatem Darco aby jedynie stanął obok wody i po prostu stał spokojnie... udało się może ze 3 sekundy postać i - pomimo rzuconej wodzy i głaskania - znów młodzik wystrzelił serię baranków i wspinań :-( może akurat ta kałuża była jakaś straszna - nie wiem - nad tym popracujemy, wszak mamy czas (na Pekin i tak nie zdążymy ;-)) martwi mnie coś innego - jego swoisty bunt przeciwko jeźdźcowi. Nie używałam siły, nie szarpałam, nie kopałam, etc... spokojnie i cierpliwie prosiłam - a tu baranki takie, jakich nie powstydziłby się starszy koń z lepszą równowagą pod siodłem. Przyznam się, że gdyby Darco miał więcej siły i równowagi - zwiedziłabym tę kałużę własnym tyłkiem Wiem - jest młody, takie rzeczy, jak opanowanie przychodzą z czasem. Trudno wymagać od konia chodzącego 4ty miesiąc pod siodłem, aby zachowywał się jak wierzchowiec - profesor... i tu pytanie: za silna presja, czy młodzieńczy bunt na zasadzie "nie i koniec"? Jak to interpretować i jak zapobiegać takim sytuacjom?
W domu ponownie sprawdziłam dopasowanie sprzętu - jest dobrze, nic nie uwiera. Grzbiet pomimo podskoków i wygibasów - szczęściem nie bolał... uff
Rozmowa wydzielona z wątku Pytania do W.M..
Teolinek
Małgorzata Szkudlarek A ja mam problem z Darco hock:
Od jakiegoś czasu zaczęliśmy łazić po lesie - na razie w towarzystwie jednego, lub dwóch koni... Trochę "tańczy" boi się jeszcze gałązek łamanych własną nogą, etc... ale w sumie nie jest źle... Nawet potrafimy odjechać od towarzysza/towarzyszy, czy zostać z tyłu lub pojechać do przodu bez żadnego problemu :-) Tyle, że wczoraj w lesie było badzo dużo kałuż... w większości przypadków pozwalałam (na razie) je omijać, jednak w drodze do domu poprosiłam go aby do jednej z kałuż wszedł - czas najwyższy przyzwyczajać się do wody. Oczywiście Młody odmówił współpracy co jest i logiczne i normalne. Poprosiłam aby na mnie poczekano i spróbowałam ponownie - spokojnie, na praktycznie luźnej wodzy - po prostu nie pozwalając się mu cofnąć, ani obejśc kałuży - niechby skoczył z miejsca (kałuża malutka) - byłabym z niego zadowolona. Pomimo tego, że na prawdę "prosiłam" nie "kazałam" uspokajając głosem, głaszcząc, etc... w Darco w pewnym momencie wstąpił istny diabeł... zaczął brykać, wspinać się, szaleć. Odeszłam na bok, uspokoiłam, zsiadłam i dalej pracujemy - aby nie nauczył się, że swoisty "bunt" nawet ze strachu - nie oznacza , że ma się czegoś na zawsze bać... W ręku było jeszcze gorzej - bałam się, że wyrwie się, zaplącze w wodze, lub zrobi sobie krzywdę :-( Wsiadłam zatem - niestety już z brykaniem (on nigdy wcześniej nie brykał!!) i poprosiłam jednego z jeźdźców na bardzo spokojnym koniu, aby przejechał przede mną żywym stępem, a my z nosem w ogonie spróbujemy przejść ten nieszczęsny "akwen wodny o małym znaczeniu taktycznym" było tylko gorzej... Poprosiłam zatem Darco aby jedynie stanął obok wody i po prostu stał spokojnie... udało się może ze 3 sekundy postać i - pomimo rzuconej wodzy i głaskania - znów młodzik wystrzelił serię baranków i wspinań :-( może akurat ta kałuża była jakaś straszna - nie wiem - nad tym popracujemy, wszak mamy czas (na Pekin i tak nie zdążymy ;-)) martwi mnie coś innego - jego swoisty bunt przeciwko jeźdźcowi. Nie używałam siły, nie szarpałam, nie kopałam, etc... spokojnie i cierpliwie prosiłam - a tu baranki takie, jakich nie powstydziłby się starszy koń z lepszą równowagą pod siodłem. Przyznam się, że gdyby Darco miał więcej siły i równowagi - zwiedziłabym tę kałużę własnym tyłkiem Wiem - jest młody, takie rzeczy, jak opanowanie przychodzą z czasem. Trudno wymagać od konia chodzącego 4ty miesiąc pod siodłem, aby zachowywał się jak wierzchowiec - profesor... i tu pytanie: za silna presja, czy młodzieńczy bunt na zasadzie "nie i koniec"? Jak to interpretować i jak zapobiegać takim sytuacjom?
W domu ponownie sprawdziłam dopasowanie sprzętu - jest dobrze, nic nie uwiera. Grzbiet pomimo podskoków i wygibasów - szczęściem nie bolał... uff
Zainstalowałam koniom poidło automatyczne w boksie.
Najpierw nieufność przy wejściu do pomieszczenia , potem obejrzenie "straszydła" z daleka, wreszcie obwąchanie.
Oczywiście o korzystaniu z niego nawet mowy nie było.
Wczoraj nie dostały wody do żłóbu , z którego piły.
Przyszły z pastwiska spragnione , stanęły przy nim domagając się picia.
Na poidło , w którym było trochę wody , nawet nie spojrzały.
Zdjęłam więc żłób
Nacisnęłam ręką język poidła , żeby pokazać sposób korzystania.
O dziwo odważniejszy, a może bardziej spragniony był koń, a nie kuc.
Pił , jak dolewałam, a jak zabrakło to czekał.
Kuc bardzo ostrożnie dotykał lustra, ale żaden nie nacisnął.
Po 22 poddałam się i powiesiłam dotychczasowy pojemnik.
Rano był pusty , ale z poidła nadal nie korzystają.
Jak konie nauczyć korzystania z niego ?
Będę wdzięczna za podpowiedź
Jest już na youtube od kilku miesięcy ale jakoś wcześniej nie wpadłam na to. Koleżanka ze stajni znalazła i właśnie wykonuje ciężką „tłumaczą” pracę.
Hempfling wyróżnia w sumie 26 osobowości końskich i opowiada o nich w 5 częściowym cyklu filmików, które są na youtube (póki co dodał tylko trzy pierwsze części)
Hempfling - Recognize Your Horse
http://www.youtube.com/watch?v=mGgRjYjZm...re=related
(The Unicorn, The Dove, The Sergeant, The Sceptic, The Friend)
http://www.youtube.com/watch?v=BBZnWLpfQ...re=related
(Fat One, The Peasant, The Dancer, The Guardian of The Fire, The Origin)
http://pl.youtube.com/watch?v=SY7hBeczEx...re=related
(The Pilgrim, The Child, The Half-Born One, The Notrth Wind, The Lonley One)
Wiem, że o tym Panu już rozmawialismy. Zauważyłam jednak, że różni hmmmm "nasi trenerzy" mają tu swoje temaciki więc może utrzymać tą tendecję :-)
ps. wstępnie wykiminiłam, że mój Cejlon jest gołębiem?? :-)