Chciałabym Was prosić o podsunięcie pomysłu na wypoczynek (jakoś marzy mi się nasze wybrzeże środkowe Łeba-Utska) w naszym piknym kraju od 30 czerwca do 5-6 czerwca, nie z koniem a z nowo nabytym za niebawem małżonkiem uhm. Może polecicie mi jakiś pomysł, hm? Tak sobie zamarzyłam jakiś cichy apartamencik dla 2 osób z aneksem kuchennym blisko morza ale wcale nie wykluczam innych rejonów Polski ... Jeszcze przez Gagę utkwiło mi w głowie pojezierze Drawsko-Pomorskie :-)
Zaczynam tu wątek dotyczący "działu dla nastolatków" (nawiązuje do postów, które pojawiły sie w wątku "jak przekonać mame do kupna konia"). Bardzo proszę o podanie choć jednego sensownego powodu, dla którego nastolatki nie mogą siedzieć przy stole i dyskutować z "dorosłymi"? Takie podejście uważąm za wysoce szkodliwe, nie fajne, i wszytsko inne na "nie". Ja mam swoje małe (ok 14 lat) przyjaciółeczki końskie, które lubią Cejlona i inne nasze konie i chętnie nas odwiedzają, uczą się, pytają o różne rzeczy (choć w ogóle u nas nie jeżdżą!!), rozmawiają ze mną na gg i bardzo mi przykro, że krępują się odzywać na forum... też bym się krępowała na ich miejscu ze strachu przed potraktoiwaniem "wysłac młodziez do ich getta". Sory, że się tak bulwersuje ale zawsze lubiłam dzieciaki i przykro mi czytać takie rzeczy.
Prędzej chciałabym zaproponować, czy nie dobrze by było stworzyć dodatkowy dział, gdzie będą posty typu "konkretna ja mam konkretny problem, prosze po porade, konsultację, ocenę, pomysł". Bez podziału wiekowego.
Mam problem.
Jeżdżę na 6 letnim wałaszku rasy Huculskiej. Piękny, młody, silny, srokaty konik. Problem w tym że jest nerwowy. Nie daje nogi, gryzie, kopie (ja tego nie doświadczyłam) i bryka pod siodłem.
Ostatnio kupiłam marchew i schowałam do kieszeni żeby dać ją po jego pracy. Gdy weszłam do Jaśmina boksu aby się z nim przywitać on prawdopodobnie wyczuł marchew i zaczął mnie skubać... WSZĘDZIE! Więc odłożyłam ją na półkę i poszłam do niego z powrotem. Ale to się nie skończyło. Stanęłam w kącie i czekałam aż się uspokoi. Trwało to jakieś 20 min. ale stał spokojnie. Zaczęłam go masować a on sięgał do moich rąk i chciał je dalej skubać.
Nie miałam już nerwów i żeby nie zrobić jakiegoś głupstwa wyszłam i się nim nie interesowałam.
Już od kilku miesięcy staram się namówić mamę, by kupiła mi konia. Nie jest ani na TAK ani na NIE. Gdy ją przekonuję, powiedzmy, że brakuje mi wystarczająco dobrych argumentów :( Chciałabym ją jak najszybciej przekonać, ponieważ koń, na którym mi strasznie zależy ma 3 lata i właściciel stajni wydaje się skłonny ją sprzedać. A chętna do kupna jest. Jak na nieszczęście jest to 12-letnia niezdara, która nie poradzi sobie akurat z tym koniem. :?
Więc, może macie jakieś sposoby jak przekonać rodziców?
Z góry dzięki !
Witam!
Jestem tutaj nowa. To mój pierwszy post, pewnie będzie przydługawy, ale zwracam się do Was z prośbą o poradę.
Znajomy przyprowadził do mnie kobyłkę do zajeżdżenia, 4 latkę. Koń okazał się być "rozbestwiony" tzn. chodzenie w ręku to deptanie po nogach, wiszenie na uwiązie lub próby ruszenia zamurowanego konia. Z tym doszłam do ładu. Koń miał znać pracę na lonży - niestety, kobyła była zielona. Koń na wszelkie nowości, choć wprowadzane stopniowo, nie na huura, reaguje nerwowością, brykaniem lub odwrotnie stoi jak zamurowana np. doszłyśmy do względnie spokojnej pracy na lonży, zaczynamy przyzwyczajanie do siodła, najpierw oglądanie, wąchanie, nakładanie itd. Wszystko ładnie, miło, po czym koń przez bity tydzień pierwsze 15 min z siodłem bryka, a o dociągnięciu popręgu nie ma mowy. Wsiadanie - na początek panika, więc tylko próby, póki koń nie zaakceptuje. Kobyła stoi, można wisieć, leżeć, klepać. No to próbujemy ruszyć - zero zamurowana. Po kilu dniach ruszyła - z kwikiem, brykaniem, wspinaniem się. Jak na razie doszłam do spokojnego wsiadania, względnie spokojnego ruszania, ale koń chce poruszać się w swoim rytmie (to samo próbuje na lonży) i kierunku. Jest nastawiona ogólnie na NIE. Generalnie z kobyłą nie ma kontaktu tzn. głaskanie, gadanie nie robią na niej wrażenia, wręcz nie zwraca uwagi na człowieka lub ma minę "jak już musisz to mnie pogłaszcz". "Łapówy" w postaci smakołyków nie przyjmuje - nie bierze nic z ręki. Zauważyłam, że w stadzie jest zadziorna, wręcz szuka zaczepki.
Przepraszam za taki elaborat, ale chciałam napisać jak najwięcej szczegółów.
Jeszcze się nie spotkałam z takim koniem, może ktoś z Was mi pomoże.
Mam 4 letniego wałaszka, sp po wlkp i śl. Od 2 tygodni ma spuchnięte okolice narządów płciowych, zgodnie z zaleceniami weterynarza podaję mu antybiotyki przeciwzapalne przeciwbólowe i początkowo również leki moczopędne ale nic nie pomaga.
Okolice narządów płciowych (worek, napletek) są spuchnięte czasem tak bardzo że początkowo miał problemy z oddawaniem moczu, wychodził mu penis na wierzch i nie chciał się chować. Weterynarz założył mu klamry żeby nie wysuwał go. Było to na tyle skuteczne że już nie wychodzi, natomiast opuchlizna jest nadal (mijają już dwa tygodnie), dodatkowo zrobiły się ranki po tych klamrach i wycieka z nich ropa.
Mimo przeciwskazań weterynarza, za radą doświadczonych koniarzy lonżuję go delikatnie 2 razy dziennie. Po lonżowaniu opuchlizna wydaje się być lekko mniejsza. Jednak po pewnym czasie wraca do pierwotnej postaci. Ktoś ma zdanie na ten temat?
Koń ogólnie jest nie swój, spowolniony i bardziej spokojny niż zwykle, na szczęście ma apetyt i zdarza mu sie zakłusować na padoku. Nie ma temperatury.
Sterylizowany był prawie dwa lata temu, ale nie sądzę żeby to miało jakiś związek z obecnym stanem. Ta opuchlizna zdarzyła mu się już wcześniej dwa razy w zeszłym roku - ale wówczas zniknęła sama po 3 dniach chłodzenia.
W internecie nie znalazłam nic na ten temat takich objawów. Może mieliście podobne doświadczenia lub znacie źródła w których mogłabym znaleźć coś w tym temacie? Nasz lekarz jest bardzo dobrym doświadczonym weterynarzem, jednak nie postawił jednoznacznej diagnozy, widać medycyna nie zawsze zna rozwiązanie.
Byłabym niezmiernie wdzięczna, to przepiękny koń i bardzo kochany, nie mogę znieść faktu że cierpi i nie można mu pomóc. Tym bardziej że zastrzyki (3 dziennie) są bolesne i pozostawiają po sobie okropne gule na szyi konia.
pozdrawiam i z góry dziękuje za wszelkie rady
Bardzo prosiłabym forumowiczów o pomoc i radę.Mam powazny problem z jednym z koni które jeżdżę,jest to klacz 5 letnia, młp,170 wzrostu,zajeżdzona w wieku 3 lat, wcześniej nie było z nią większych problemów,dośc chętnie skakała małe przeszkody.Bardzo ładnie pracuje nal lonży na wypinaczach,również pracuje z nią z ziemi na halterku i linie.W zimie miała przerwę od siodła z powodu problemów z kopytem. Problemy pojawiły się teraz, po tej przerwie. Ogólnie jest to koń nieufny,nie dązy do kontaktu z człowiekiem, na padoku nigdy nie podchodzi bliżej,w nowej sytuacji ma tendencję do ,,zamarzania'', napięcia, trudno ją uruchomić, w ogóle stęp ma bardzo słaby,chodzi jakby miała spętane nogi ale tak jest tylko pod siodłem, na lonży i na wolności chody są bardzo wydajne,lekkie, pod jeźdźcem traci cały urok ,idzie jakby niosła krzyż, bez zaangazowania.W sytuacjach oporu niestety muszę się przyznać wielokrotnie dostała baty ale to nie dało nic, wręcz przeciwnie jeszcze większy opór,zaczęła się wspinać, wyrywać wodze i zawsze taka akcja kończy się walką z moją przegraną. Obecnie jeżdżę bez bata,ale problem w tym ,że po zakłusowaniu od lekkiej łydki rusza kilkanaście kroków i zatrzymuje się, wbrew mojej łydce i w ogóle dosiadowi.Zauważyłam, że mocniejsze przyłożenie łydek powoduje ze ona zwalnia i staje jak wryta.Mocne działanie uruchamia odrazu wspinanie,a kiedy nie reaguje to ona stoi chwilę po czym spokojnie rusza.Taka reakcja jest równiez na bat i na ostrogę, nie wiem jak jeździć aby ona chodziła równo do przodu bez tych zatrzymań, jakie robić ćwiczenia.Dlaczego napina się przy działaniu łydki,mam wrażenie ze tylko nogi się poruszają a mentalnie ona stoi w miejscu.Bardzo proszę o rady.Pozdrawiam wszystkich.
może ktoś z Was polecić ubezpieczenie dla instruktora :?:
być może był taki temat, ale nie mogę znaleźć
Czy jest jakieś ryzyko przedawkowania soli u koni?
Zauważyłam że w ciągu ostatnich 2 tygodni konie bardzo intensywnie zaczęły wyjadać sól z lizawek. Sól mają cały czas w boksach i od miesiąca mają też kostkę soli na pastwisku. Przez 2 tygodnie każdy zjadł prawie po pół lizawki!!! To jest prawie 5 kg!!
Zawsze tak jest jak konie idą na lepsze pastwisko gdzie bujniejsza trawa (wtedy więcej soli jedzą) ale teraz to przasadzają!!
Zastanawiam się czy nie zabrać im soli z boksów - właśnie w stajni najwięcej jedzą (wręcz gryzą).
Dodatkowy objaw to że kał jest lekki, nie ma widocznych "kopytek" ale też nie jest to rozwolnienie - przypuszczam że to od soli.
U Was też tak jest??
Jakie macie swoje przepisy i sposoby robienia musli dla koni lub innych mieszanek? Wiem, ze Gosia Sz. robi sama i ma swoje przepisy na to. A Wy? Zakładam ksiązkę kucharską dla kopytnych! :-)