Dzisiejszy post nosi tytuł "Timing- czyli wszystko w swoim czasie".
Bez względu na to czyja "szkoła" ta zasada nie posiada wariacji na swój temat.
Problem pojawia się wtedy gdy przeciętny homo sapiens przejawia w sobie więcje cech homo niż sapiens i np. to co ma być "efektem treningu" (np. przy pracy na lonży równowaga pozioma, dzięki niej uzyskany rytm a dzięki temu prac grzbietu, która owocuje tym tak wielbionym "ustawieniem głowy") staje się punktem startowym, w który wtłacza się Konia.
Wyobraź sobie rekreancie kochany, że uczysz się jeździć na nartach. Nie miałeś wcześniej nart na nogach, nie masz pojęcia o jeździe na nartach, dyscyplinach itd. (tak jak Koń nieuczony prawidłowego poruszania się na lonży nie ma pojęcia o tym jak się poruszać efektywnie).
Jakbyś się czuł rekreancie gdyby twój instruktor zamiast zacząć od nauki równowagi zacząłby od wtłoczenia się w ramę:
- kolana ugięte pod kątem 45 stopni (nie więcej, nie mniej bo tak ma być! zrobiono badania i tak są ugięte nogi mistrzów olimpijskich

- tułów pochylony do przodu, broda w przód...
... ach ty fujaro, tylko przez 40 sekund umiesz utrzymać pozycję... co by tu zrobić! Już wiem, obiwiążemy cię sznurkami tak, że cokolwiek się stanie twoje nogi będa ugięte w danym zakresie, twój tułów w takiej a nie innej pozycji a pod brode wsadzimy ci drewniany klocek to na pewno jej nie opuścisz! Super! Masz teraz pozycję mistrza olimpijskiego... ile tak wytrzymasz? No najwytrwalsi pewnie dali by radę tak stać i z całą "godzinę lekcyjną" podczas której instruktor sączyłby ci do ucha doktryny jazdy na nartach wypowiadane przez mistrzów... Ale przecież ty tu przyszedłeś jeździć. No to dalej, instruktor bierze cię na plecy, zanosi na szczyt górki i... popycha

Fajnie co?!
Podejrzewam, że tak właśnie czuje się koń, którego obwodowi nerwowemu nie dano sznsy aby wraz z ciałem nauczył się poruszać w równowadze w tych nowych wraunkach. Po prostu zapięto mu wipinacze lub inny cudowny patent typu chambon, wstawiono w ograniczone pole do ruchu (okręg koła, po którym to ma się teraz poruszać) a ruch wymuszono batem (zepchnięcie z górki).
Tak jak napisała Branka- celem pracy na lonży jest nauczenie Konia podstawianie pod swój środek ciężkości wewnętrznej kończyny i mocniejszego angażowani jej. To jest nauka poprzez gimnastykę i wskazywanie kierunku, nie poprzez przywiązanie nogi do brzucha. Bo to jest NAUKA W RUCHU czyli NAUKA RUCHU. Tu uczy się system miesniowy i kolumnę kręgosłupa pracować tak aby faza podparcia tylnej kończyny trwała jak najdłużej. Długa i stabilna faza podparcia= równowaga. Kiedy jest się wam łatwiej potknąć - gdy robicie malusie, prędkie kroczki na palcach i przy wyprostowanych kolanach czy gdy sobie idziecie swobodnym tempem i stawicie całą stopę zaczynając od pięty i uginacie nogę na tyle, na ile to potzebne przy danej długości waszego kroku vs. wasza masa ciała i wzrost? To jest właśnie faza podparcia.
Tylko wtedy gdy zadnia kończyna wygimnastykuje się na tle, że będzie mogła podjąć wysiłek wzięcia na siebie większego ciężaru konia w ruchu (czyli energii), tylko wtedy koń zaoferuje nam zgięcie w samoniesieniu czyli kolejny krok do zebrania
Dlaczego?
Ano dlatego, że to wygimnastykowane kończyny (pamiętacie mój post o sprężynie kumulującej energię?) i ukątowanie stawów, które się w tym ruchu pojawi pozwoli mięśniom grzbietu (ich górnej linii) rozciągnąć się. Paradoksalnie koń w zebraniu jest "dłuższy". Mięsnie grzbietu (górne) rozciągają się. Dobrzuszna partia miesni grzietu utrzymuje prawidłowe napięcie (tonus) i nie pozwala kręgosłupowi rozsypać się, a dzięki nodze, która odwala teraz znaczną część roboty mieśnie brzucha nie są naciągane nadmiernie, tylko pracują w pozytywnym skurczu- ciagną do siebie jego głowę ( a więzadło karkowe naciagane przez rozciagniety grzbiet unosi szyję w podstawie). Rozluźnia się potylica. Zgięcie do wewnątrz jest teraz niejako następstwem wkraczania pod kłodę i przejmowania energii (wydłużona i prawidłowa faza podparcia) zadniej nogi. Jest ustawieniem naturalnym.
Tylko rozluźniona potylica (a w zasadzie drugi kręg szczytowy) jest w stanie się zgiać na boki. To zgięcie jest niewielkie. Jeśli uzyskane prawidłowo to ma taki zakres jaki odpowiada masie konia, prędkości z jaką się porusza i wygimnatykowaniu (fazie podparcia) zadniej nogi.
Jeśli natomiast drogi rekreancie zaczniesz od zgięcia głowy (np. wypinaczem) bez:
a) uzyskania równowagi,
b) wygimnastykowania i wytrenowania zadniej kończyny
to
ad a) twój koń nigdy nie zaakceptuje wędzidła. Zawsze będziesz musiał "przejeżdzać go przez rękę" tudzież nieustannie "dojeżdżać łydką do wędzidła". Dzieje się tak dlatego, że żaden patent, bez względu na to co obiecuje jego autor nie jest ludzką ręką i przy utracie przez konia równowagi nie odda mu pełnego zakresu ruchu. Nie uzyskasz też nigdy rozluźnienia potylicy- warunku akceptacji wędzidła, jednego z warunków samoniesienia się.
Rozluźnianie potylicy nie polega na "ustawianiu jej w lewo, w prawo, w drzewo"... ono jest efektem prawidłowej pracy kolumny kręgosłupa a nie ramą, którą narzucamy i reszta konia ma podążyć- tak się nie da!
ad b) nie uzyskasz wygimnastykowania zadniej kończyny przypinając pysk konia sznurkami tak aby wyglądał on (koń jak mistrz olimpijski) z tej przyczyny, że w momencie wypięcia (np. na wypinaczach zwykłych) dzieją się najczęściej dwie rzeczy:
1. Ponieważ zadnia kończyna nie jest jeszcze wystarczająco wygimnastykowana to i potylica w ruchu nie rozluźnia się. pomimo zewnętrznych "objawów" prawidłowej sylwetki w "środku konia" dzieją się okropne rzeczy. Siłowo wygięta szyja (tak, tak, nawet mimimalne wypięcie to gdy przemnożymy masę konia razy prędkość da nam sporą siłę, która tam działa), więc siłowo wygięta szyja jedyne co może zrobić aby się bronic przed gwałtem na potylicy to zawalczyć mięsniami po zewnątrznej stronie. I nagle chcąc "rozciągnąc konia po zewnętrznej a zmusić do pracy miesnie po wewnętrznej stronie szyi) uzyskujemy efekt o o 180 stopni odwrotny
Kon może albo walczyć tymi miesniami- ciągnąc wewnętrzny wypinacz, albo aby sobie ułatwić całę poruszanie wypasć do tego zadem (poprzez wypadnięcie zadem, skróci sobie rozciągane siłowo mięśnie zewnętrznej strony kłody)- chwilowa ulga...albo
i tu dzieje się ta druga rzecz;
2. Iść dalej w większym niż dopuszczalne zgięciu szyi... skoro powiedzieliśmy już, że potylica (i drugi krąg szczytowy) poprzez swoja konstrukcję nie ma fizycznie jak zgiąć się bardziej to co się zgina?
Ano najczęściej inne kręgi szyi. Czym to grozi?
Nie rozwodząc się już zbytnio nad brakiem rozliźnienia owej potylicy, mikrourazami miesni szyki itd. to głownie grozi to odwrotną rotacją kręgosłupa w płaszczyźnie (znów zapomniałam jak się fachowo nazywa ta płąszczyzna - weźcie mnie nauczcie jakoś)- w tej, płaszczyźnie pt, machamy skrzydłami lecącego samolotu.
Przy nadmiernym, wymuszonym wypięciem zgięciu w szyi zamiast w potylicy kręgi szyi zrotują się w stronę zgięcia a kręgi od łopatek w tył będą temu stanowi przeciwdziłąć chcąc zrónoważyc siły i będą rotować się na zewnątrz.
Stąd często przy koniach, które nadmiernie "ustawiają" się do wewnątrz mamy wypadanie łopatką bo po prostu uzyskujemy efekt, "np. szyja idzie w lewo a koń w prawo". jak to opisała Branka - energia ucieka tą łopatką.
To bardzo dobry opis bo rzeczywiście masa razy prędkość to pęd. W chwili gdy 'sztucznie uzyskujemy' ustawienie do wewnątrz (nadmierne zgięcie szyi) to realnie pęd wytwarzany przez konia wciąż skierowany jest na zewnątrz. Im większe, nieprawidłowe zgięcie do środka, tym bardziej już od łopatek kręgosłup rotuje się w drugą stronę czyli wlaśnie przez łopatki energia wytworzona od zadu ucieka.
Czym to grozi długofalowo: nieregularnością chodów, spowodowaną utrwalaniem się złych rotacji w kręgosłupie.
Dziś nie dam rady więćje napsiać ale ogólnie I'm back bo zawitała do mnie na wieś cywilizacja w końu i mam inernet!!!