Czy Filis to ten od hasła "zawsze do przodu", czy jakoś tak i od idei uzyskiwania lekkości przez absolutne uniesienie szyi w podstawie i od angażowania zadu przez przenoszenie zadnich nóg pod kłodę?
Ten
To on na koniu
?
No bo jeśli to ten to raczej nie podyskutujemy bo on nie jest na liście osób, od których bym się chciła uczyć. Oczywiscie z całym szacunkiem do tego co "wyprodukował" i do jego biografii.
Cejlonara wydaje mi się, że moich postów nie trzeba analizować pod kątem mojej wiedzy i wnioskować. Nie mam nic do ukrycia. Jestem jeźdźcem REKREACYJNYM, rekreantem, właścielem jednego konia.
Moja przygoda z końmi rozpoczęla się relatywnie niedawno (patrząc na staż jeździecki osób na tym forum obecnych) i co chyba najważniejsze dopiero w wieku dorosłym. Pierwszy raz w celu nauki jazdy konnej wsiadałm na konia jako osoba zupełnie dorosła, a co za tym idzie bez elastyczności, naturalnej rónowagi i naturalnego czucia którym dysponujemy jako dzieci, a które zanika w nas im więcej godzin spędzamy za biurkiem.
Prawdziwy post (też zaznaczony kolorem) jest na końcu, niezainteresowani mogą sobie darować te kilka słów o mojej osobie.
W szkółce jeździeckiej byłam jeźdźcem kompletnie nieutalentowanym i delikatnie mówiac "niekochanym" przez lokalne instruktorki jazdy. Nieststy nie widząc efektów wykonywania ich poleceń wiecznie zadawałam pytania. Niestety odpowiedzi pozstawiały mnie najcześciej w strefie jeszcze większej konsternacji bo ciagle dowiadywałam się "jak" ale nigdy dlaczego. Po wielogodzinnych dyskusjach nad moją szkółkową niemocą zapadł wyrok. Wspólnie z ówczesną instruktorką zawyrokowąłyśmy (święcie przekonane o słuszności swoich przemyśleń), że winę za stan mojego makabrycznego braku talentu ponoszą szkółkowe konie, które to nie są przystosowane do wspópracy z osobą częściowo niepełnosprawną. Chodziło o to, że byłam wtedy w miare świerzo po dość poważnej operacji kolana. Obwód mojej lewej łydki był mniej więcej o 1/3 mniejszy niż łydki prawej. Lewa noga na tyle krótsza, że mój chód był "nieregularny" no i oczywiście przy każdej zmianie tempa przez konia paraliżowal mnie blady strach przed upadkiem, który pozbawiłby mnie kompletnie możłiwości chodzenia bez pomocy kul.
Zadecydowałyśmy - potrzebuję kupić konia, który to ponieważ mój, od początku zosatnie nauczony, że na moją "nieistniejącą" łydkę lewą ma reagować równie intensywnie jak na dziłającą prawą. Ach jakie to się wydawało logiczne i proste!
Droga kupna poprzez "zamydlenie mi oczu przez osoby bardziej doświadczone w tym biznesie" nabyłam wielkopolskiego ogiera lat niespełna trzy. na tamtym etapie jego "niewydajny chód" został odebrany przez mnie i przez instruktorkę jako wręcz zbawienie. Zawsze łatwiej to wysiedzieć niż amplitude ruchu którą geneują prawidłowo pracujące kończyny.
Koń został nabyty ale jeszcze przez pół roku dubeltowy mistrz Polski pracował nad jego "edukacją". W końcu przywiozłam go do domu i się zaczęło!!! Ganaszownaie, łydkowanie, "ruch do przodu" i co ino. Oczywiście przerzucanie się cytatami z publikacji jeździeckich z gatunku "jak" (a nie dlaczego). Łopatka 30 stopni, noga na poręgu, noga odległość reki za popręgiem i inne cudowne dogmanty, które wykonywane na pałę (ślepa wiara w ich słusznosć) nijak nie pomagają w opanowniiu czegokolwiek. Jazda na zewnętrznej wody, ustawianie do wewnatrz i tak dzień za dniem całe to doktryniarstwo ryło mi głowę.
W tym czasie zaliczyłam sowity upadek z mojego konia, który zakończył się połamaniem prawej kończyny i dwiema operacjami z tego tytułu. Ale byłam uparta. Przez rok ze złamaną reką piłowałam doktryny oczywiście całą winą za brak ich skuteczności obarczając a to rękę a to konia - nigdy doktryny.
I tak męczyłam siebie i to biedne zwierzę przez lat ponad 3 majac w tym czasie krótki episod z ogólnymi założeniami tzw. szkół naturalnych. W celu lepszego powodowania koniem z ziemi z ta nieszczęsną niedziłającą prawą łapą wytresowałam biedne zwierzę do tego stopnia, że wystarczyło iż delikanie się spojrzałam na jego zad a koń już tańczył kółka cofał i co tylko przyszło mi do głowy.
Byłam perfekcyjna w doktrynach aż do momentu gdy zaszłam w ciąże i nieststy moje ciało z wieeelkim brzuchem i 20kg więcej nie miało siły na ich egzekwowanie z siodła.... i nagle stała się rzecz zaskakująca. Pomimo tego, że ja nie mogłam (nie byłam w stanie) eździć "prawidłowo ze sztuką" nagle mój koń zaczął się ruszać lepiej, duuuużo lepiej. Trzy miesiące przed porodem jedynie co mogłam robić to siedieć w siodle i pilnować tyłkiem czy już nie tracę rónowagi aby nie spaść. Za to moja "maszyna do szycie z kwadratowymi oczami" zaczęla się rozluźniać.
... potem nieststy nie miałam zbyt wilele czasu ani na jazdę konną ani na myślenie o niej ale gdy wróciłam w siodło z przerażeniem zaobserwowałm, że "teraz mońcu mogąc jeździć porządnie bo bez zbędnego balastu" wracam do nieszczęsnego punktu wyjścia.
I zaczęlam szukać. Mój syn ma rok i dwa miesiące. Czyli mniej więcej od roku wstąpiłam na swoją "nową ścieżkę". Ale tak naprawdę doktryniarstwo i poniekąd presja otocenia nie dawały mi siły i odwagi do kompletnego odrzucenia pewnych rzeczy. Seminarium z Gerdem bylo dla mnie osobistym przełomem. Nie wiem, może po porstu osobowość tego gościa, jego jasny stosunek do pewnych rzeczy i odwaga aby głośno piętnować osby i praktyki pomogły mi podjąć taką wewnętrzną decyzję.
Ot i całe story. Nie chcę tu z siebie robić gwiazdy ale wolę aby jełsi ktoś to czyta to żeby miał jasność. nie ejstem weterynarzem, nie jestem anatomem, nie ejstem jeźdźcem z doświadczeniem - jestem rekreantem. Nie jestem nawet autorką głoszonych przez mnie opinii. Cytuję osoby i badania, do których się dokopałam i które mi pomagają zrozumieć więcej.
Nieststy ale wstawione przez kogoś tu zdjęcie niejakoego Filisa zginającego szyje konia z opisem, że to zaleca Filis niewiele dla mnie znaczy bo nie tłumaczy mi dlaczego.
"Dlaczego" to nie jest dla mnie "bo tak się koń rozluźnia". "Dlaczego" to jest dla mnie wyjaśnienie mi tego od środka konia - analizując całą jego bardzo skomplikowaną budowę i współdziłanie systemów.
Cóż może nie dość, że jestem rekreantem to do tego bardzo ograniczonym ale nie umiem już dziś wykonywać czegoś na koniu nie wiedząc jaki to ma na niego wpływ. I nie mówię o wpływie - jak przyłożysz łydkę to koń sie powinien odsunąć od niej albo jak w innym miejscu to do dookoła niej owinąć bo tak.
Jeszcze na temat "oparcia na wędzidle" czy jakokolwiek to nazwać. W sumie włqśnie guzik mnie obchodzi jak to jest nazywane i przez kogo. Czy to jest oparcie, ustawienie, czy wejście ... wciąż niewiele mi to mówi i strefa szarości pomiedzy tymi określeniami jest wielka.
Cytat z Seiunga podany przez Gerda ma dla mnie wartość o tyle edukacyjną, że zanim został zacytowany Gerd bardzo dokładnie wyjaśnił co dzieje się w koniu i jak pracuje kręgosłup i inne struktury.
Staram się aktualnie stosować zasadę "think inside the horse" i tak, to jest moja doktryna, mam jeszcze jedną "wszystko co dzieje się z koniem jest efektem tego, co dzieje się z kolumną kręgosłupa". Moje posty to dzielenie się moją wiedzą na te tematy. wiedzą, którą staram się zdobywać czytając badania i publiakcje naukowe.
I podsumowując - odniosłam wrażenie, (mam nadzieję, żę mylne), że część z osób, która właczyła się do dyskusji nie tyle chce podyskutować, co zdyskredytować. Nie róbcie tego, bo to nie ma sensu. Przy takim podejściu wszyscy zaczniemy jak mantre powtarzać te same cytaty z wielkich jeźdźców, które jak widać wielu osbom wcale nie ułatwiają drogi do lepszego jeździectwa.
Może po prostu takich ludzi jak ja, którzy aby móc coś zastosować, muszą to rozłożyć na czynniki pierwsze i zrozumieć całą mechanikę jest więcej.
Dobra, a teraz PRAWDZIWY POST.
Miało być o zewnętrznej wodzy ale w kontekście tego co napisał Piotr o Balkenholu i wygięciach kilka słów o tym co dzieje się w koniu przy pracy na wygieciach.
Jak najbarzdiej prca często w odwrotnym ustawieniu to super sprawa dla prostowania kolumny kręgosłupa. Dlaczego?
No to po kolei.
Zgięcie boczne zawsze jest połączone z rotacja kręgosłupa. Innymi słowy to rotowanie się kręgosłupa sprawia, że koń się zgina. Każda transversal rotation i ruch przedniej kończyny jest zsynchronizowany ze zgięciem bocznym kręgosłupa.
Gdy np. przednia lewa noga się cofa odcinek kręgosłupa ( od łopatek w przód) wygina sie w lewo. Gdy prawa się cofa, kręgosłup wygina się w prawo. Każde zgięcie boczne jest skorelowane z rotacją (transversal). Związek pomiędzy zgięciem bocznym a rotacją może być poprawny albo "odwrócony". Te alternatywne rotacje mogą być po prostu asymetryczne (lustrzane odbicie tego, co być powinno) albo wręcz całe przebiegać w jednym kierunku.
Każde odchylenie "od normy" ma wpływ na ruch kończyn zarówno przednich jak i tylnych. Każde zaburzenie poprawnej zależności pomiedzy zgięciem bocznym a rotacją (transversal) jest głóną przyczyną kontuzji kończyn.
Mając w głowie to, jak powinien rotować się kręgosłup przy zgięciach rozumiemy już czemu jazda w odwrotnym ustawieniu może mieć zbawienny wpływ na niektóre konie. naszym zadaniem jako jeźdźca jest tylko:
a) zdiagnozować tyłkiem, jak rotuje się kręgosłup naszego Konia przy zgięciach bocznych
b) zaaplikować odpowidnie rozwiązanie np. jazda w odwrotnym ustawieniu na lewo a na pawo już mniej, albo jeśli mamy złą rotację nie w odcinku szyjnym ale ledźwiowym to np. ustępowania na kole albo właśnie renwers na kole ( to ćwieczenie pokazywał Gerd ne klinikach, dla mnie jest to ćwiczenie jak najbardziej "klasyczne" bo jeden z moich trenerów (tych niedoktryniarzy) też często poprawiał mojego konia tym ćwiczeniem).
Tylko i aż... bo nieststy czucie tyłkiem jest zazwyczaj sprawą albo wrodzonego talentu albo lat doświadczeń (czyli tzw. dupogodzin). Mój Koń jest pokrzywiony jak paragraf i szczerze powiedziawszy dopiero zaczynam go poprawnie diagnozować.
Jeżeli kręgosłup rotuje się prawidłowo względem zgięcia to prawidłowo też pracują mięśnie. Kon nie musi kompensować bólu czy asymetri ruchu obronnymi odruchami miesniowymi. Zewnętrzna strona konia ma wtedy sznsę zawsze być tą dluższa i automatycznie czuc konia na zewnętrznej wodzy. Tym samym łątwo reguluje się jego tempo. Półparada nie napotka żadnych blokad i dojdzie do kończyny tylnej bez oporu. ważne jest jednak aby stosować ją "oszczędnie". Zewnętrzna strona konia jest dłuższa bo ma być dłuższa. Skracanie jej ręką (zamykanie ręki, stawiannie na wodzy, wjeżdzanie na wodzę) może zmykać drogę do rozciagania tej strony i u konia gdzie są skrzywienia (nie takie rotacje względem danego zgięcia) do prostowania konia. Innymi słowy, pomimo "perfekcyjnego owinięcia w okół łydki" koń się w tym momencie krzywi, a nie prostuje.
Przy nastepnej okazji (ale to chyba dopiero po świętach) napisze o facecie, który nie przyjmuje od koni żadnego kontaktu (nie pozwala na oparcie się na wędzidle) dopuki nie uzyska względnego wyprostowania.