No przepraszam za nieobecność ale niestety w święta się mnie dziecię tak pochorowało, że wylądowaliśmy w szpitalu tym samym plan na najbliższe weekendy wziął w łeb.
Najbardziej oczywiście niepocieszony był mój mąż, który to w siodle spędził łącznie może dwa tygodnie swojego życia i który wszystko co związane z jeździectwem traktuje b. towarzysko (i nie za bardo rozumie jak można tyle dyskutować o tak banalnej rzeczy jak jazda konna no bo przecież to takie proste, że nawet on już kiedyś galopował i kłusował). Ale czyta wszystkie gazety końskie jakie ja do domu przyniosę, wszystkie książki a wyniki zawodów i aktualne rankingi zawsze ma w małym palcu. Można rzec - fan sportu.
I taka anegdota związana z jego "wiedzą jeździecką". Otóż kiedyś mój mąż wpadł do stajni popatrzeć jak jeżdżę, a że był to piękny słoneczny dzień to rozsiadł się na maneżu na stojącym tam krześle, które swego czasu służyło jako "pomoc do wsiadania" w czapce z daszkiem i okularach p. słonecznych, tyłem do zgromadzonej na barierce gawiedzi.
Siedzi, siedzi no i jak zazwyczaj po paru minutach znudziło mu się patrzeć na moje wyczyny (bo co jest fajnego w męczeniu tych biednych koni w kółko na placyku?
więc się zaczął wydurniać i naśladować znane mu osoby i pokrzykiwać do mnie "więcej zgięcia! dojedź go do ręki! ten koń ma przód w Krakowie a dupę w Warszawie! Ale impuls, łydka, łydka - obudź go! On śpi! Nie za mocno, nie za mocno! Półparada!!! Znów za mało zgięcia.... itp. itd."
Kochani!! Jeszcze dobrze konia nie rozsiodłałam a już miałam pytania o "nowego trenera", po ile, czy regularnie będzie przyjeżdżał. Telefony dzwoniły jeszcze przez tydzień!!!
Jak widać do "srenowania" niektórych w tym kraju nie jest potrzebna wiedza realna, a dobra znajomość popularnych i mglistych terminów.
Ale wracając do Steinbrechta to Tomek znów ma rację. Ja sobie jednak właśnie jego w głowie zatytułowałam ojcem tego ćwiczenia bo chyba to on opisał je najdokładniej właśnie dość dokładnie tłumacząc jak go "nie" wykonywać.
Wczoraj niestety w godzinach wieczornych biedny Stainbrecht się w grobie przewracał z prawa na lewo i z lewa na prawo przez dość długo, bo napisawszy tu o tym ćwiczeniu znów sobie poukładałam w głowie pewne rzeczy (to dzięki wam, chyba to pisanie działa na mnie trochę terapeutycznie) postanowiłam mocno się na tym skoncentrować. No i wyszło na jaw, że "prawdziwa" łopatka na koniu ze skrzywieniem lateralnym, któremu towarzyszy (skrzywieniu) odwrotna rotacja transwersalna to ćwiczenie na jedną ze stron (tą z odwrotną rotacją) jest piekielnie trudne dla rekreanta.
Powodów jest kilka.
Ale na początek mam pytanie - jak u was z orientacją przestrzenną swego ciała i ze wzrokiem?
Już tłumaczę o co mi chodzi. Lata temu pierwszy raz w swoim życiu odwiedziłam muzeum historii naturalnej w Londynie. Byłam wtedy na początku szkoły średniej, miałam 15, 16 lat. Muzeum historii naturalnej w Londynie to poza oczywiście częścią eksponatową ogromny plac zabaw, gdzie człowiek może więcej dowiedzieć się o swoim ciele i zmysłach. Było tam takie urządzenia (zabawki), gdzie trzeba było patrząc przez "dziurę w obudowie" na narysowaną linię (pozioma pionową, kształty) i za pomocą gałki na zewnątrz tego urządzenia drugą linię ustawić identycznie.
Poległam! Choć wydawało mi się, że przecież jak to - ja to robię dobrze i prosto to okazywało się, że linie ustawiane przeze mnie zawsze nie nakładały się na te "widziane z perspektywy". Oczywiście wtedy zamiast wyciągnąć z tego wnioski "obraziłam" się na tą zabawę, szczególnie, że innym uczniom wychodziło to lepiej.
Wczoraj ta sytuacja gdy "cisnęłam ta nieszczęsną łopatkę" stanęła mi przed oczami jakby to było dosłownie kilka a nie prawie dwie dekady lat temu.
Zrozumiałam pewną rzecz - otóż niestety nasze poczucie naszego ciała w przestrzeni i tego co widzą nasze oczy często mija się ze stanem faktycznym. A jeśli źle widzimy i czujemy siebie to zapewne jeszcze gorzej (mniej prawidłowo względem stanu faktycznego) widzimy Konia z perspektywy nas na nim. W końcu ze sobą spędzamy 24h/ dobę a z Koniem nawet tm najukochańszym często dużo mniej.
Najpierw pojechałam na kros ponapawać się ciszą i spokojem oczywiście z ambitnym planem "wygalopowania konia z całej epy". Acha... akurat
Po zacieśnionym, urywanym stępie, pływającym nierytmicznym kłusie i spotkaniu z nisko latającymi żurawiami ( powiedzmy, że poczułam wiatr skrzydeł na twarzy) zadecydowałam, że może jednak dla poczucia własnego bezpieczeństwa wjadę chociaż na czworobok. Zawsze to takie jakieś ograniczenie przestrzeni, choćby psychiczne.
Myślę sobie - idealna okazja - nie ma ograniczenia w postaci bandy czy choćby płotków (koń nie będzie symulował) ale jest dla mnie widoczna linia... Skoncentruję się więc na tej "steinbrechowsko- guierinierowskiej" łopatce...
I CO SIĘ OKAZAŁO!!!
Aż mi wstyd pisać normalnie. Otóż Panie i Panowie, czy można przez 4 lata jeździć na Koniu (jednym i tym samym) i nie widzieć, że jest on powyginany w kręgosłupie jak paragraf?!!
Niestety tak! Ba! Nie trzeba do tego być kompletnym idiotą z IQ na poziomie zdechłego szczura. Może i nie jestem specjalista od "rocekt science" ale jakieś tam studia mam, języki obce znam, tabliczkę mnożenia też, nawet prawo jazdy mam. Więc statystycznie nie należę do tej "głupszej" części społeczeństwa.
A jednak...
Ale po kolei. Tak jak pisałam wczoraj prawidłowa łopatka to taka, która poprzez utrzymanie całkowicie prostego (bez zgięcia lateralnego) odcinka miednicy i lędźwiowego i poprzez wyegzekwowanie mnimalnego zgięcia w odcinku piersiowym "wymusza" na kolumnie kręgosłupa właściwą rotację.
Jakież było moje zdziwienie gdy, kiedy w końcu dogadałam się z moim Koniem, (który dość mocno przezywał jeszcze nisko latające żurawie) zauważyłam (poczułam), że gdy udaje mi się uzyskać taki stan ( w naszym przypadku zgięcie w odcinku piersiowym było tycie, tyciunie, inaczej koń gubił rytm a zad wyjeżdżał na zewnątrz) to w zasadzie dopiero wtedy ten koń jest prosty!!!
Dlaczego do diabła przez 4 lata żyłam w przeświadczeniu, że mam konia krzywego przeciętnie (ot typowe skrzywienie lateralne pt. " Koń gorszy na..." i nie widziałam (nie czułam) że jest on przekoszony jak audi po dachowaniu?
Szukając odpowiedzi nasuwają mi się następujące wnioski (instrukcja w pigułce):
1. Koń który równo oparty na wodzach i równo zamknięty dosiadem i łydkami porusza się po idealnej linii prostej wcale nie musi być prosty. Zdolność koni do kompensacji skrzywień kręgosłupa jest wręcz fenomenalna! ( coś jak zdolność mojego męża do "bycia" trenerem)
2. Koń, który gdy patrzymy na niego z ziemi idzie stawiając wszystkie 4 kończyny idealnie (prosto) względem siebie ( tyły są idealnie na linii przodów) wcale nie musi być prosty - powód dokładnie ten sam jak w punkcie 1 - zdolność do kompensacji.
3. Jak można rozpoznać czy koń jest krzywy -... przede wszystkim tyłkiem - czyli poczuć to...
4. Czemu takie ofermy jak ja przez 4 lata nie były w stanie tego poczuć - ponieważ ten Koń ani przez chwilę nie był prosty (bez odwrotnej rotacji) i niestety Rekreancie dopóki nie poczujesz tyłkiem "stanu perfect", to "stan unnormal" będziesz odczytywał jako "stan normal" (tylko czasem mi się tu wiesza, a tu pusty, a tu roluje, a tu traci rytm i generalnie raz idzie dobrze, a raz nie i nie wiadomo czemu, pewnie humory ma).
Jak działa poprawnie wykonana łopatka (ćwiczenie prostujące kręgosłup, nie figura pokazowa) - BŁYSKAWICZNIE!!!
Ponieważ nasze wygięcie było mikro, mini, minimalne (większego nie mogłam z resztą wyegzekwować, czemu nie ma się co dziwić) i było w zasadzie wyprostowaniem konia to skończyło się tym, że stało się naszym stanem jeździeckim na tą jazdę. Mniej więcej w przeciągu 5 - 7 minut chód konia się odblokował. Poczułam "sprężynowanie" i fazę zawieszenia, której ten koń przez poprzednie 4 lata naszej współpracy nie dał mi odczuć. Po 10 minutach zaczął znikać efekt maszyny do szycia także na "zakrętach"... po 12... musiałam skończyć - byłam zlana potem i po prostu nie miałam siły.
Egzekwowanie poprawnego wyprostowania w ruchu (najpierw stęp, kłus potem także i galop) wymagało ode mnie nie tyle przestawienia rąk i łydek ale pracy całym ciałem. Także moja kolumna kręgosłupa musiała nagle ponapinać te mięśnie ( i utrzymać pozytywne ich napięcie), których wcześniej na tym koniu nie używałam.
Zalety - jest godzina 14:07... od godziny 08:00 siedzę na dupsku za biurkiem. Normalnie wierciłabym się już jak fryga wyginając kręgosłup lędźwiowy z bólu. A tu nic. Pierwszy raz od oohoh i jeszcze trochę nie bolą mnie plecy...
Dodam, że nie mam stwierdzonego żadnego skrzywienia kręgosłupa w odcinku lędźwiowym...
Jestem w tej chwili pełna optymizmu i nadziei w stosunku do przyszłości mojego konia. Zobaczymy co będzie dalej.