Hipologia

Pełna wersja: Szkolić oko i charakter - po spotkaniu z Gerdem
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
I znów sie nie zgodzę (ale to chyba cały lukier na tym forum, że ludzie tu się ze zobą nie zgadzają ale nadal chętnie się słuchają i chca ze sobą rozmawiać).
Aczkowliek mój punkt widzenia jest punktem widzenia rekreanta z bardzo małym doświdczeniem. Nie chcę więc aby to, co napiszę było odebrane jako doktryniarskie dowodzenie wyższości swiat Bożego Nrodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy.

*** i jecze mała dygresja. Tak sobie tu dyskutujemy o koniach i jeździectwie i o tym jak konie kochamy chemy dla nich jak nalepiej. Niestety konie są wciąż jedynie przedmiotem naszej dyskusji. Objawia się to min. w języku w jakim o nich piszemy.
Od tej chwili postanawiam (i zachęcem innych) do pisania słowa Koń w tym wątku z wielkiej litery. Jeżeli ten nieświadomy bohater naszych rozmów ma byc przez nas traktowany jak róny partner to postarajmy sie go odprzedmiotowić. Podobno to w jaki spoósb o czymś/ kims piszemy i mówimy ma ogromny wpływ na to jak o kimś/ czymś zaczynamy myśleć i jak się względem kogoś/czegoś zachowywać.**** koniec dygresji.

To bodajże Steinbrecht (ten od ćwiczenia łopatką do wewnątrz) jest też autorem (lub osbą, która pierwsza dokładnie opsiała) ideę jazdy "wewnętzrna noga, zewnętrzna łydka". Jednak nie wydaje się aby zamysłem Steinbrechta było uczynienie z tej idei doktryny czy kanonu jeździeckiego. Jazda "zewnętzrna wodza, wewnetzrna łydka" była opisan w kontekście prostowania konia (czyli także w kontekście wykonywania łopatką do wewnatrz). Był to obrazowy sposób na to jak z siodła efektywnie móc zarządzać ustawieniem kolumny kręgosłupa.
Jeszcze zanim Steinbrecht opisał "sugestie co do prostowania Konia" (a nie szkołe jazdy czy doktrynę jeździecką) ponad wik wcześniej miejsce maiło urodzenie się innej idei, która także na doś długo wstrząsnęla światem jeździekcm a jej pokłosie gdieniegdzie sieje spustoszenie do dziś.
Mianowicie w swojej historii Pruska kawaleria w XVIIIw. miała przykry incydent. W odpowiedzi na nieprzynoszącą według pewnych wojskowych praktyków jeździectwa ideę jazdy z głową i szyją nisko, powstała idea kompletnej przeciwności. Powstała szkoła całkowitego uniesienia głowy i szyki w celu odblokowania motoryki przodu i wydajniejszego ruchu 'z łopatki'.
Idea po pewnym czasie wcielana w praktykę i owocująca ponadprzeciętną ilością kontuzji została zarzcona także przez jej twórców. Tym niemniej pewne założenia stały się doktryniarskimi regułami. I tak także dziś (co widać na czworobokach) jako ruch najwyższej klasy uznaje się jedynie ten gdy szyja Konia mechanicznie- czyli z apomoca ręki, ustawiana jest wysoko.
Jak to w dziejach ludzkości bywa lubimy popadać ze skrajności w skrajność i po okresie fascynacji całkowita elewacją frontu nastała idea całkowitego opuszczenia frontu (która to w ostnich dekadach ewaluowała do opusczania frontu z maksymalnym "zaokrągleniu" - rolkuru".
Wsztkie te idee poza tym, że są z gruntu fałszywe i dla Konia szkodliwe i bezużyteczne mają jedną wspłną cechę. Ich wyznawcy uznają je za "jedyne właściwe, przełomowe i sluszne" gdy tylko znajda neden najmniejszy dowód, który pasuje do poarcia tezy głoszonej przez daną ideę.

Obserwuję ostanio pułapkę, w którą wpadają osoby, które słusznie zresztą negują ideę cełkowitej elewaci przodu czy rolkur. Wpadają mianowicie w połapkę kolejnej fikcyjnej i bzdurnej idei - jazdy w tzw. "niskim ustawieniu". czyli czyja i głowa Konia nisko.

Aby zrozumieć czemu takie ustawienie jest równie nieporządane w celu uzyskania równowagi poziomej trzeba ponownie think inside teh horse.
Po pierwsze bardzo błedne jest załozenie jakoby podczas jazdy w takim ustawieniu kręgosłup konia się rónomiernie zaokrąglał. każdy kto poświeił choć trochęc czasu aby przyjżec się tej najwązniejszej strukturze w ceile konia wie, zę fizyczne zaokraglenie całego kręgosłupa jest niemożliweSmile
Druga okropnie fałyszwa teza proklamowan prze tą ideę to teza jakoby poprzez jazdę w takim ustawieniu kręgosłup konia się wydłużał.
Kochany rekreancie - bez względu na to, ile kręgów ma kręgosłup twojego konia czy twój, to są one jednak skonstruowane z materii stosunkowo stałej i ich wielkość i odległość względem siebie została zaprojktowana przez najlepszego projektanta- czyli matke naturę. I siła, która powodowałby ich względme sibie oddalanie się (rozciaganie kręgosłupa?) byłaby siłą, któa powodowałaby przerwanie rdzenia kręgowego.

Szyja, która min. służy do trzymania głowy Konia została wyposażona w mechanizmy (więzadło karkowe). jego maksymalna długość w rozciagnięci nie pozwala Koniowi sięgnąć do trawy gdy ten stoi na bacznosć. To dlatgo konie gdy się pasą albo stają w rozkroku albo z jedną nogą z przodu, inaczej nie dosięgneły by trawy.
To więzadło nie służy do przejęcia pracy mieśni grzbietu w takim (maksymalnym) ustawieniu ponieważ jest to ustawienie wysoko kontuzjogenne. Owszem, podczas dźwigania jeźdzca na grzbiecie szczególnie młode Konie mają często potrzebę odciążenia mieśni grzbietu i przerzucenia pracy na chwilę na więzadło. ale nie jest to sutuacja, do której nalezy dążyć, Konia przymuszać czy ramy, w które Konia trzeba wkładać.
Dlaczego? Ano dlatego, że w takiej pozycji następuje wbrew pzorom wlasnie silne napięcie tego więzadła a co z atym idzie nie jest ono tak elastyczne, szyja traci swoje naturalne możliwosci teleksopowania. Mięśnie podkręgosłupowe traca tonus bo są rozciagniete (może stąd się wzieła idea, że w takij pozycji kręgosłup się rozciąga?). A tonus mięśni podkręgosłupowych jest kluczowy dla zdrowia kręgosłupa, braku kulawizn itd.

Jak to? Zakrzynką niektórzy. Jak to! Przecież kręgosłup ma być rozluźniony, ma pracować!
BZDURA!!!! Kręgosłup ma być prawie nieruchomy. Amplituda ruchów kręgosłupa "góra - dół" powinna być minimalna. Inaczej jeśli kręgosłup lata góra dół to z ciężarem jeźdzca na grzbiecie naprawdę nietrudno o kontuzję. Rekreancie - przecież wewnatrz kręgosłupa znajduje się rdzeń przedłużony a siła pchająca zadu jest przekazywana prze cały kręgosłup jako fala uderzeniowa zrośnietch ze sobą odcinków kręgosłupa, któe dziłają jak młot (lub jak takie zabawki z wiszącymi kulkami, gdzie gdy jedna uderza w kolejne to one stoją za to ostnia w rzędzie odbierając siłę uderzenia zaczyna sie bujać i tak z powrotem aż do utraty energii włożonej w układ).
Co ma prcować- ma pracować mieśień najdłuższy grzbietu (bo am generować ruch) ale nie kręgosłup!!!
Kręgosłup, a co z atym idize i szyja i głowa poinny być ustawione w optymalnej dla konia pozycji.

Jełsi więc młode konie nie chca chodzić z jeźdzcem z głową w dole to wymuszanie takiego ustawienia (wodzami czy czambonem) jest zbrodnią dla ich więzadła karkowego. To mięśnie dobrzuszne wszystkich struktur (czyli podkręgosłupowe i dobrzuszne) powinny przejąć funkcję dźwigania jeźdźca, mięsień najdłuższy grzbietu powinien nie być zblokowany czy też obijany złym dosiadem, a więzadło nie pwoinno się znajdowac w ektrealnej pozycji (głowa i szyja "long and low" czy maksymalnie w górze).

Jełsi więc wymuszanie ustawienia z głową "long and low" ma być do tego treningiem posłuszeństwa to jest niczym więcej niż taką samą przemoca i fzyczną i mentalną jak jazdą na łapie z waleniem ostrogami i popychaniem baciorem.

Nie ma możliwości aby Koń wyprcował sobie rónowagę poziomą jeśli prowokuje się go rękoma do poruszania się w pozcji z szyją i głową mocno w dole. Nieprawidłowa praca struktur wewnętrznych (więzadło karkowe maksymalnie napięte, mięśnie podkręgosłupowe nierpacujące - brak tonusu do pracy) nie pozwala koniowi na samodzelne świadome znalezienie równowagi swojego ciała.
Nie bez przyczyny Gerd na seminarium pokazując (częśc praktyczna) jak osiągnąć równowagę poziomą kazał wszystkim bez wyjątku galopować (I KŁUSOWAĆ) za sprzączkę. tu nie chodziło o ustawienie psyka ale własnie o pozwolenie "koniowi" na probę odnalezienia optymalnej pozycji szyi - takij pozcyji (która poprze zaproszenie do aktywacji wszystkich miesni - intensywny galop do przodu) podniosła napięcie mięśniowe mięsni podkręgosłupowych, nie powodował przeciażeń (nienaturalne napinanie więzadła karkoweg).

Nie uwżam więc aby pierwszą relacją jaka była potrzebna pomiędy Koniem a czlowiekiem było "wypracowanie" hiererchii i cytując "określenie kto rządzi". Przyjmując jeźdźca na grzbiet przede wszystkim potrzebne jest poczucie przyjemności z ruchu, które pojawia się gdy kolumna kręgosłupa pracuje prawidłowo i gdy osiaga się równowagę poziomą. ta rónowaga to nie tylko balans fizyczny ale własnie przede wszystkim psychiczny i to wąłsnie to jest dla Konia takie przyjemne. Maślane oczy, falujące uszySmile kto choć raz doświadczył to wie. Może sobie obok nas wtedy przejechać Intercity (koło naszego maneżu biegną tory dla relacji Poznań - Krzyż, więc wiem o czym mówię) i nic się nie dzieje. To taka mała Nirvana.
Uzyskanie równowagi fizycznej i psychicznej nie jest możliwe gdy narzucane są działające w miejscach, które nie są przstosowane do odziałującej na nie siły (pysk, głowa szyja) ograniczenia. Ruch jest genrowany przez kolumnę kręgosłupa nie przez głowę, potylice czy nawet nogi. Oddziaływanie na głowę, pysk czy nogi jest gwałtem na mechanizmie ruchu, a tym samym gwałtem na psychice Konia. Nie ma większego znaczenia czy "ustawiamy" głowę konia w górę czy w dół bo wciąż ją "ustawiamy"!
To min. Udo Burger w swojej książce Konia kształtuje jeździec tłumaczył, że młode konie przez pierwsyz rok jeździ w teren i nie było tam mowy o żadnym ustawianiu głowy. Energiczny (ale nie popędzający) ruch do przodu był gwarantem wzmocnienie mięsni podkręgosłupowych i rozluźnieniamieśnia najdłuższego grzbietu na tyle, że po tym rocznym okresie treningu koń miał doskonałą równowagę poziomą i tak porządany dziś kształt szyki pojawiał się jako rezuktat prawidłwoego poruszania się z jeźdźcem na grzbiecie. jako rezultat - nie jako "pierwszy element treningu".

Jełsi ktoś kto pracuje z młodymi końmi nie ma na tyle równowagi i odwagi aby wypracowywać im równowagę pozimą w terenie, jełśli ktoś niema na tyle zrozumienia dla pacy kolumny kręgosłupa, że aby uzyskac porozumienie musi "ustalać herarchię" i wodzami wymuszać posłuszeństwo nie powinen mm zdaniem pracowac z młodymi końmi. Mój koń jest efektem takiej pracy - mało jazdy w terenie, wieczna kontrola ustawieni głowy - efekt- kręgosup zrotowany w dówh miejscahc- odwrotan aroacja w łopatkach i transversal rotation. Nie jestem pewna czy kiedykolwiek uda mi się dojsć z nim do prawidłowej mechaniki ruchu. Nie wiem czy uda mi się wypracować radość z poruszania się.
Acha... mojego konia podjeżzał w początkiwym etapie dwukrotny mistrz Polski. Nie napisze jakiej dyscypliny bo po co.
ale ja ustalam dominację ZANIM wsiądę na konia, z ziemi, przygotowując konia do dosiadania. I jak na konia pierwszy raz wsiadam to już ją mam:-)
I faktycznie pierwszy etap pracy z koniem powinien polegac głównie na jeździe na luźnej wodzy a jeśli na kontakcie to tylko na tyle by nadać koniowi określone tempo i kierunek (i bardzo szybko zaczynam też wymagać prawidłowego wygięcia w zakrętach)
W poprzednim wpisie miałam na myśli konia zepsutego a ty teraz piszesz o koniu surowym-to są dwie różne sprawy!

Wracając do kwestii nadawania jakiegoś ustawienia: mam wrażenie, że po prsotu nie do końca się rozumiemy. ty masz cały czas przed oczami konia trzymanego "na sztywno" w jakims określonym ustawieniu przez długi czas, ja mam na myśli nadanie tego ustawienia na chwilę taką długą jaka jest dla konia jeszcze stosunkowo łatwa w sensie fizycznym. Jeśli jakiegoś konia jeżdzę stale, na co dzień, to wiem po prostu na jak długo mogę konia ustawić w jakimś określonym położeniu, by to nie było dla niego jeszcze jakoś szczególnie niewygodne.
Czyli koń pracuje powiedzmy przez moment w ustawieniu niskim, którego wymagam i nie pozwalam go opuścić ale trwa to dajmy na to dwa, trzy duże koła i koniec. Oczywiście im koń silniejszy, tym można to zrobić dłużej. No i koń powinien umiec w tej postawie pracować zadem, oczywiście jeśli mówimy o koniu westernowym. To jest zresztą taka pułapka w jeździe western-ludzie ustawiają konie nisko i jeżdżą WYŁĄCZNIE w taki sposób i koń nie ma możliwości wypracować sobie umiejętności przenoszenia ciężaru na zad. Widywałam tak jeżdżone konie wielokrotnie ale fajnie że ktoś wyraźnie i głośno mówi o tym, że koń z nosem przy ziemi nie równa się koniowi rozluźnionemu, bo to jest taki ogólnie przyjęty mit!

A wracając do mojej pracy-jak tylko zaczynam wymagać od konia konkretnego sposobu trzymania szyi (ale oczywiście jest to na jakims już konkretnym etapie treningu, nie na samym początku tylko później) staram się tą postawe konia jak najczęściej zmieniać. Bo w końcu koń się gimnastykuje wtedy kiedy się rusza a nie wtdy, kiedy jakis jego kawałek unieruchomimy:-) I to sam koń powie mi, kiedy jest gotowy na taką pracę-jeśli tak jest koń będzie przyjmował ramę jakiej wymagamy z zupełną łatwością i pozostanie w bardzo lekkim kontakcie nie napierając na rękę (albo bez o ile to jest koń westernowy)

To mi przypomina o jeszcze jednym powszechnie przyjętym micie: koń lonżowny bez wypięcia nie wyrabia sobie żadnych mięśni! Poważnie, można takie stwierdzenie spotkać! I najwyraźniej lonżowanie konia bez niczego jest dla niego bardzo szkodliwe!

A jeszcze wracając do łopatki i sygnałów jakimi się posługujemy: można spokojnie nauczyć konia łopatki na inne sygnały. Moja córka robi łopatkę na koniach west bez wewnętrznej łydki a sygnałem jest odsunięcie łydki zewnętrznej. Czyli sygnały są dokładnie takie: ręka odsuwa łopatki od ściany, po czym zewnętrzna łydka mówi koniowi "idź prosto" poprzez jej odsunięcie, "otwarcie drogi". W ogóle konie west tak się uczy skręcać: na odsunięcie wewnętrznej łydki właśnie:-) no i na ciężar.
Nie liczą się sygnały tak naprawdę, tylko ruch jaki koń w efekcie wykona, prawda? Bo tak naprawdę to przecież koń się musi sam gimnastykować pod ciężarem jeźdźca, człowiek może mu tylko pewne ćwiczenia "podpowiedzieć" wskazać drogę poprzez stawianie zadań ale tak naprawdę wszystko koń musi zrobic sam. I zrobi to dobrze o ile człowiek zostawi mu na wykonanie ćwiczenia odpowiednio dużo swobody i nie będzie oczekiwał rezultatów w zbyt krótkim czasie. No i oczywiście musi być komunikacja, czyli koń musi rozumiec nasze sygnały w sposób jednoznaczny i CHCIEĆ wykonać ćwiczenie-bez tego ani rusz jednak!
Kotbury należę do tego grona nieszczęśników, którzy przegapili spotkanie z Gerdem Heuschmanem, ale nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Dlaczego? Bo Twoje pisanie o tym, co powiedział Gerd inspiruje i pobudza do myślenia.

O wędzidle. Sad
Magda Kaźmierczak podała - tak myślę - klasyczny przykład Konia i sytuacji. Obserwując to, co dzieje się na ujeżdżlni, często bywa tak, że Konie zachowują się dokładnie tak jak Koń Magdy.
Niestety ale jeźdźcy, a w tym przypadku trener, który udzielił rady, problem widzą w pysku Konia. Jak coś nie tak - to pysk. I pojawia się jedno wielkie manipulowanie, mieszanie w pysku Konia, albo z zewnątrz - skośniki, nachrapniki dopinane na wszystkie możliwe sposoby w zależności od ilości dziurek, a jak brakuje to można przecież dorobić. Albo przez patenty wewnątrz końskiego pyska. W efekcie mamy małe laboratorium w końskim pysku, zniechęconego Konia, który manifestuje to w różny sposób, i wygląda jak pokonany bokser po zejściu z ringu albo Koń, którego Harry Potter nakarmił krwotoczkami truskawkowymi Sad . W końcu mamy nasze zniechęcenie wpędzające nas w kompleksy, niezadowolenie itp.
Koń powinien mieć świadomość, że z wędzidła płyną sygnały, które Koń analizuje i przekłada na ruch. Poprawne (czytaj delikatne) działanie wędzidłem powoduje pożądane zachowanie/reakcję Konia -( oczywiście równolegle z pozostałymi pomocami ) Gdy wędzidło sprawia ból (m.in.) mamy zachowanie/reakcję Konia, które nader często jest odczytywane jak brak posłuszeństwa/bunt.
Krótko mówiąc wędzidło powinno "mówić", a nie boleć. To jest podobnie jak ze zjedzeniem śliwki z pestką - możemy rozkoszować się jej smakiem, ale również możemy ... zęby połamać.
Myślę, że warto popracować nad delikatnością swojego dotyku, uświadomić sobie jak bardzo nasze dłonie są wrażliwe. Te wrażliwe dłonie za pośrednictwem wodzy łączą się z wrażliwym pyskiem Konia. Więc skąd ten brak subtelności/wrażliwości w oddziaływaniu wodzami? Z naszego umysłu - bo, ktoś może być artystą, artystą-rzemieślnikiem, rzemieślnikiem , albo......................................................................................rzeźnikiem.


O jeździe. Sad
Tak jak przez żołądek do serca tak przez umysł do reszty Konia. Chociaż z tym żołądkiem i sercem to nie ma pewności - bo stek i wegetarianizm to się jednak kłóci. Czyli trzeba wiedzieć/wyczuć co i kiedy.
Obserwując ludzi pracujacych z kOŃMI w ośrodku X ( w moim odczuciu Koń jest tam przedmiotem - stąd małe k, bardzo małe "k") często widzę, że zbyt mało przykłada się wagi do pracy krzyżem/dosiadem na rzecz palcata i zbyt dużo jest działania wstrzymującego wodzami - wszyscy nagle chcą ganaszować, bo ładnie wygląda i tworzy wizerunek ideału czyli Koń ustawiony na pomocach - ... pozornie. O jeździe w ustawieniu nie ma mowy, bo po co się wyginać. Niestety tworzymy problemy w pracy z Koniem, żeby nie za dużo wypisywać to wymienię brak rozluźnienia, brak równowagi, nerwowość, płochliwość, zniechęcenie, stawanie dęba itd. Skąd te problemy, dlaczego je tworzymy?
Bywa tak, że wolimy pozory, a nie konkrety, bo do pozorów prowadzi krótka droga, "autostradą do nieba" ... na skróty. Konkrety (nie)stety wymagają pracy. W ośrodku X często pracuje się z Końmi nieustawionymi na pomoce albo źle ustawionymi na pomoce, albo nie do końca ustawionymi na pomoce - Koń jest tak naprawdę surowy. Niby chodzi pod jeźdźcem, ale jest coś nie tak, np. krótki wykrok lub zwalnianie tempa przez konia, caplowanie, zmanierowanie konia, ucieczka przed wędzidłem + te problemy powyżej. itd.

O ruchu Konia. :!:
Ruch Konia nie bierze sie z posłuszeństwa Konia. Ruch Konia jest reakcją na bodziec płynacy z naszej strony. Jaki ten ruch będzie to tylko zależy od nas, od tego jak go utrwalamy w końskim umyśle, jak porozumiewamy się z Koniem -... "Konie chcą nas rozumieć".
Tu należy odwołać się do najprostszych praw i teorii psychologii - prawo efektu Thorndike'a i teorii wzmocnień Skinera. Kolejne pytanie - czy my rozumiemy, że Koń chce nas rozumieć? Koń nie zawsze może nas rozumieć, bo my mu w tym nie pomagamy. W pracy z młodym Koniem dyktujemy często za szybkie tempo, nie tempo ruchu ale tempo wprowadzania nowości. Niektóre bodźce budzą pewne reakcje Konia, ale jeszcze są zbyt słabo utrwalone i zrozumiane przez Konia, a tu............... znowu nowość.

O rozciąganiu i machaniu. Smile
Kotbury w jednym ze swoich postów odwołałaś się do pracy z dziećmi z MPD i piszesz o samoświadomości ruchu.
kotbury napisał(a):Rehabilitacja na siłę (gdzie np. macha się czyjąś kończyną w te i nazad jest dobra tylko w przypadku dzieci z porażeniem mózgowym, ale ona nie mają kompletnie wpływu na swój ruch i trzeba ruszać ich kończynami aby wytworzyły się połączenia nerwowe jakikolwiek). W przypadku organizmów zdrowych chodzi o samoświadomość ruchu. Jak coś każą ci robić w pośpiechu i pod przymusem raczej nie zapamiętasz ruchów, tylko to jak uniknąć negatywnych konsekwencji, będziesz się ruszać napięty, sztywny i masz spore szanse nabawić się kontuzji. Z całą pewnością gdy presja ustanie nie będziesz sam z siebie powtarzać tego, czego się nauczyłeś).
Kotbury dzieci z MPD mają i nie mają wpływu na swój ruch, zależy od przypadku. Z resztą się zgadzam Smile . Jestem zwolennikiem wolno i delikatnie, a nie szybko i na siłę, bo wtedy pojawia się ta cholerna spastyczność. Podobnie jest z Końmi. Piszesz o samoświadomości ruchu, ja bym to nazwał w przypadku Jeźdźca i Konia przetorowaniem drogi prawidłowemu wzorcowi ruchowemu.
I tu pojawia się problem, bo co Koń to inny ruch, a do tego jak dołożymy jeżdźca to już trudno o ideał czyli harmonię.

W tym momencie powinienem iść do lasu.

O lesie i istocie Natury Smile

kotbury napisał(a):Więc muszę znaleźć czas na osobistą wycieczkę do lasu i przemyślenie wszystkiego bez rozpraszaczy.
Wycieczkę z tzw. buta nie na koniu.
Kiedy ostatni raz byliście sami w lesie? Sami tylko po to, żeby iść do lasu. Wyciszony telefon, nie żadne grzyby, ryby tylko po prostu wy i las.
.


Henry David Thoreau często powtarzał - Kiedy mogę się odrodzić, szukam najciemniejszego lasu i najgęstszego i najbardziej nieprzebytego, szukam najbardziej odludnych mokradeł, z dala od zgiełku miast. Wchodzę tak, jak do świętego miejsca. Tam właśnie tkwi moc, istota Natury.

Dla mnie istota Natury w jeździe konnej jest w ustawieniu Konia na pomoce z wszystkimi tego konsekwencjami.

I jeszcze jedno spostrzeżenie Thoreau, iż „stworzeni zostaliśmy po to, aby wyolbrzymiać doniosłość naszej pracy”. Jakże prawdziwe i czasem niebezpieczne, bo ... prowadzące na manowce.


Kotbury wybrałem kilka spraw z Twojego Mądrego Pisania Smile , które mnie nurtują, mniej więcej tak to widzę, ale oczywiście zakładam, że mogę nie mieć racji, bo..... ktoś widzi kapelusz, a ktoś inny węża, który zjadł słonia. Smile


O Koniu i o Kocieburym Smile

Kociebury jak to dobrze, że pomagasz koniowi stać się Koniem.
O Gerdzie Heuschmannie Big Grin

Dziękuję za inspirację.
Magda, dokładnie o tym mówił Gerd jako zachowaniu które jest błędne - prowokowanie konia do ustawienia głowy na jakiejkolwiek wsokości jak również "pilnowanie" tego ustawienia jakimikolwiek metodami. Zgodnie z tym co on twierdzi to koń sam znajdzie i właściwe miejsce i właściwy czas jeśli tylko będzie pracował grzbietem sam będzie chciał być w dole, bez zachęty i bez pilnowania. Polecam bardzo książkę "W poszukiwaniu równowagi" - doskonale opisany jest tam cel tej metody jak i drogi dojścia do tego celu. Cały czas powtarzał że ustawienie jest wypadkową pracy grzbietu i zadu a nie celem samym w sobie.

Na moim młodziaku jeżdżę na zupełnie luźnych wodzach i po paru jazdach (10? jeżdżę 3 x tyg, jakoś tyle minęło od seminarium) widzę że faktycznie przy dobrej pracy zadu koń sam szuka kontaktu w dole, szczególnie po kawaletkach (też na luźnej wodzy) i że czas kiedy tam zostaje i prycha jest za każdym razem o tę chwilę dłuższy. Nie robię nic żeby go tam przypilnować i jak Młody czuje taką potrzebę to po prostu podnosi głowę i tyle. Dla młodego konia już samo dźwiganie jeźdźca na plecach to duży wysiłek, nie mówiąc o tym że rozciągnięcia też musi się dopiero nauczyć. Do jazdy na kontakcie jeszcze nam bardzo daleko, póki co mam ogromną radość z tego jak wyciąga szyję nad kawaletkami i miękko wchodzi przy tym na wędzidło - przepraszam za prywatę ale dzisiejsza jazda mnie uskrzydliła Big Grin

oczywiście każdy ma swoje metody, a że to wątek o Gerdzie stąd mój komentarz.
No ja bym tez chętnie pojechała na szkolenie z Nim, bo interesujące to jest i sensowne jak najbardziej.

I już mówiłam, że owszem młody koń na poczatku ma się poruszać sam i nic ręką nie robimy. Ale przecież przychodzi w końcu ten moment kiedy chcemy od konia uzyskac coś konkretnego w jakims konkretnym celu (no chyba, że ko n jest przeznaczony tylko do spacerowania po lesie, wtedy na tym pierwszym etapie można pozostać) Ale jeśli nasze zamiary są bardziej ambitne (bo moje są, ja cały czas mam na myśli konia przygotowywanego do sportu, niezależnie od tego w jakiej konkurencji) to w którymś momencie dochodzimy do tego, że jeździec musi być w stanie coś koniowi nardzucić na pewien czas, prawda? Problem tylko w tym jak to zrobić z czuciem i kulturalnie, tak by koń nasze wymagania zaakceptował łatwo i bez oporu, prawda? Jednym słowem wtedy, kiedy koń będzie na to gotowy. Ale ten moment kiedyś następuje i w przypadku większości młodych koni, w miarę zdrowych i wybieganych za młodu (to bardzo ważny warunek, bo koń który wychowany był bez ruchu "dojrzewa" do pracy znacznie dłużej albo i nigdy) to wcale nie trwa długo. I tylko od naszego wyczucie jeździeckiego zależy czy będziemy to w stanie wyłapać, prawda?
piszę nowy wpis a nie edytuję bo znalazłam na forum voltopiry dyskusję o szkoleniach z Gerdem H i pozwolę sobie zacytować kilka wypowiedzi

1.
a co do poprzedniej dyskusji: dziewczyny, nie czytajcie wybiorczo. Nie chodzi o to, żeby kazdego konia rozluzniac tylko i wylacznie na rzuconych wodzach. Chodzi o to, żeby nie przeskakiwac etapow (polaczenie jest po rozluznieniu) i żeby nie jezdzic na kontakcie, jeżeli kon nie jest w stanie w pelni się rozluznic. Bo spowoduje on tylko wieksze usztywnienie.
a dosiad odciazajacy to w naszym przypadku byl po prostu polsiad.
2.
Ale Gerd nigdzie nie mówi, że macie jeździć bez kontaktu. Kontakt jest potrzebny, tyle że to jeździec ma poczekać na konia. Jazda na rzuconych wodzach ma pomóc zwierzęciu rozciągnąć się, zrównoważyć, przesunąć środek ciężkości ... i dopiero gdy koń sam zaokrągli się, uaktywni zad, a grzbiet zacznie falować można próbować łapać kontakt. U koni z problemami ten etap może trwać nawet kilkadziesiąt minut, dopiero z czasem jest to kwestia 5-10 minut. Wszystko zależy od stopnia wyszkolenia konia i ewentualnych usztywnień. Ogólnie luźną wodzę stosujemy na początku jazdy, w ramach rozgrzewki.
Co do głowy w dół i jazdy do przodu - owszem sama zasada jest ok, tylko chodzi o sposób jej wykonania. Głowa w dół, ale z nosem do przodu (tak by więzadło karkowe było napięte a potylica stała się relatywnie najwyższym punktem), jazda do przodu ale po przez aktywację zadu w celu osiągnięcia falującego grzbietu.
3.
No nie wiem. Kiedy H. był w Krakowie, w stajni gdzie stoję i patrzyłam na to wszystko co mówił, jak kazał jeździć jeźdźcom, jak sam siedział na koniu. To hmm jakoś widzę to zupełnie inaczej.
On najzwyczajniej podkreśla jak ważna jest rozgrzewka w stępie (!), chody boczne, ogólnie przygotowanie dobre konia do jazdy itd.
Nigdzie nie było mowy o luźnych lejckach ani o jeździe bez kontaktu.

No tak, ale jak trenerka jako 'jeździec pokazowy' siedziała na mojej kobyle i ta miała problem żeby się rozluźnić w kilka minut (nerwusek ) to z 'krzesełek' odezwali się naturalsowie.
Głośno zaprotestowali, że koń ma za mocno nachrapnik zapięty i to pewnie dlatego
Także hmm
Każdy interpretuje to wszystko tak jak ma ochotę.

Dla mnie H. to normalny klasyk (nie licząc tego Jego niby 'pół siadu' do którego nie namawia w ogóle ) który duży nacisk kładzie na jazde zgodnie z motoryką i fizjologią konia.
Jest przeciwko brutalnym metodą jazdy itd.

moje wnioski: muszę sobie kupić jego książki Big Grin Big Grin Big Grin
heheheh, ubawili mnie ci "naturalsowie z krzesełek" :mrgreen:
moja tłumacka pamięć upiera się, że uwagę o mocno zapiętym nachrapniku wygłosił Mikołaj Chełkowski, który w dodatku stał, a nie siedział Wink Mikołaj, który w ramach drugiego zjazdu Uniwersytetu Pro Hipico Bono http://hipologia.pl/news/showList/id/96 będzie miał wykład o... jeździectwie klasycznym 8)

a GH wtedy przyznał mu rację i poluzował nachrapnik.
no mi kiedyś sędzia na zawodach ujeżdżeniowych podciągnął wędzidło o dziurkę wyżej na dekoracji! Myślałam, że mnie szlag trafi przyznaje się bez bicia! Bo zostało to zrobione bez słowa. Uważam, że to jest też jeden z takich ogólnie przyjętych mitów, tak przy opkazji-nachrapnik MUSI być ciasno a wędzidło MUSI podciągać kącik pyska, tak by były dwie zmarszczki!
oczywiście jak tylko zjechałam z tej dekoracji ustawiłam po swojemu ale wtedy nie odważyłam się sprzeciwić i podyskutować z sędzią... może to i lepiej...
Czy rzeczywiście Gerd H mówił o czymś takim, że nigdy i w żadnym przypadku ręka nie może kontrolować, nadawać czy też sugerować jakiegoś konkretnego ustawienia głowy/ szyi? Czy chodzi o to, że koń ma całkiem samodzielnie dojść do zebrania pod jeźdźcem, czy jednak jeździec powinien mu w tym pomagać i pokazywać drogę? Nie mam tu oczywiście na myśli siłowego ustawiania czy też trzymania w jakimś ustawieniu, ale np umiarkowanego użycia wodzy aby utrzymać jakieś ustawienie głowy/szyi nieco dłużej niż koń chciałby sam czy "nakierowania" np na obniżenie czy uniesienie szyi ?
P.S. Wydaje mi się, że jeździec ma bardzo niewielką możliwość działania na kręgosłup konia bezpośrednio (zwłaszcza dotyczy to podjezdka, na którym jeździmy w odciążającym dosiadzie) i pozostaje działanie pośrednie-za pośrednictwem wodzy na jego głowę i przy pomocy łydek (to działanie jest w zasadzie skierowane do mózgu konia bo ten najpierw musi działanie łydek rozumieć i odpowiednio na nie reagować) podczas gdy działanie wodzami odbywa się bardziej na zasadzie "mechanicznej" (przez co bywa dość powszechnie nadużywane)
No właśnie Tomku, słuszna uwaga, wcale nie mówi. Ja przynajmniej widziałam na własne zielone oczy, że w praktyce pokazywał coś zupełnie innego (Kraków u Szarych, ktoś jeszcze pamięta?). A mianowicie pokazywał jak unosząc rękę do góry pilnować, by koń z ustawienia (choć delikatnego) nie wyszedł. Tylko podkreślał, by nie działać ręką wstecz. Proszę nie przeginajcie w żadną stronę, bo to się wtedy ideologicznie nie do zniesienia robi Smile
Czytam i przychodzi mi na myśl pytanie, które bardzo mnie niepokoi. Gdzieś powyżej było pisane, że z młodymi końmi łatwiej przepracować skrzywienia.
Kotbury napisałaś, że nie wiesz czy kiedykolwiek ze swoim koniem uda Ci się zakończyć rehabilitację.

Teraz moje wątpliwości:
jakie są szanse, że będę mogła jeździć nie wpływając negatywnie na mojego konia?

Jest to klacz ok 15 letnia. Ze mną jest 1,5 roku. Najpierw dosyć długo dochodziła do siebie, bo była mocno zaniedbana. Potem zaczęłyśmy trochę jeździć, coś ćwiczyć. Nic nie umiała- tylko iść do przodu za koniem. Zanim do mnie trafiła chodziła tylko tereny za innymi końmi, tereny były prowadzone w bardzo szybkim tempie (aby tylko gnać...).
Jest bardzo skrzywiona, w kłusie i galopie gna do przodu (kłus już powoli opanowujemy, ale galop to masakra), bardzo duże problemy na woltach itp Jak pracuję z ziemi na linie to w galopie nie potrafi stawiać normalnie zadnich nóg tylko wbija przód kopyta w ziemię i tak się "zakotwicza".
Pierwszy raz mam do czynienia z koniem z tak złożonymi problemami (tak usztywnionego, tak skrzywionego, tak gnającego do przodu, itp). Cały czas szukam i czytam, aby wiedzieć jak z nią pracować. Ale czasem pomysłów brak.

Jaka jest szansa, że i u niej uda mi się jakoś "wyprostować" te jej wszystkie skrzywienia?
Jak z nią pracować?
Pewnie wypowiedzą się mądrzejsi ode mnie ale ja proponowałabym zaprzestać na jakiś czas pracy w galopie. Miałam kiedyś podobny przypadek. Nie galopowaliśmy przez pół roku. Pomogło.
ja bym chyba spróbowała najpierw uzyskac galop z ziemi, najlepiej nie na lonży tylko w stosunkowo dużym kółku. Tak żeby koń mógł się sam uspokoic w tym galopie. I zatrzymywać konia i nagradzać w momencie jak tylko minimalnie obniży szyję.
No i jeździć stęp/kłus i zginać, do skutku.

A na jakim kiełznie koń chodził wcześniej a na czym teraz?
każdy kon z koni które były pokazywane w Poznaniu do czasu kiedy sam nie opuścił szyi był jeżdżony 'za sprzączkę' - tutaj serio polecam książkę "w poszukiwaniu równowagi". Z tego co ja zrozumiałam chodziło o to, żeby ustawienie i kontakt wyszły od konia a nie od jeźdźca. Gdy koń już wszedł na wędzidło oczywiście kontakt i delikatne działanie wodzą się odbywało, bo jakże by inaczej ale nie na zasadzie przytrzymywania i pilnowania konia w ustawieniu a prowokowania go do ustawienia i zaokrąglenia szyi (wysoka wewnętrzna ręka, potrząsanie wodzą). Na pewno nie można o tych koniach powiedzieć że były ustawiane co że same się ustawiały.

Z resztą, tak na serio, nie ma metody doskonałej na wszystkie konie, ważne chyba żeby umieć obiektywnie wybrać to, co w danym przypadku się sprawdza.

A co do oddziaływania na kręgosłup podjezdka - moim zdaniem jeździec jak najbardziej ma wpływ chociażby dobierając "zestaw ćwiczeń" które wykonuje a które ten kręgosłup mają rozciągać i wzmacniać wokół niego mięsnie Smile
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10