Hipologia Portal
Witaj, Gość
Użytkownik Hasło
Szukaj na forum
Statystyki
 Użytkownicy: 741
 Najnowszy użytkownik: Citasaca
 Wątków na forum: 1,264
 Postów na forum: 36,340

Pełne statystyki
Użytkownicy online
Aktualnie jest 101 użytkowników online.

0 Użytkownik(ów) | 99 Gość(i)
Bing, Google
Ostatnie wątki
Forum: Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki
Odpowiedzi: 1, Wyświetleń: 21
Gasttai 01-08-2025, 02:56 PM
Forum: Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki
Odpowiedzi: 0, Wyświetleń: 11
Joarr 01-08-2025, 04:01 AM
Forum: Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki
Odpowiedzi: 0, Wyświetleń: 12
Joarr 01-07-2025, 09:14 AM
Forum: Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki
Odpowiedzi: 3, Wyświetleń: 43
Gasttai 01-06-2025, 03:33 PM
Forum: Konie chcą nas rozumieć
Odpowiedzi: 1, Wyświetleń: 9,041
guzow 01-05-2025, 06:21 PM
Forum: Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki
Odpowiedzi: 0, Wyświetleń: 8
vapormo 01-04-2025, 09:31 AM
Forum: Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki
Odpowiedzi: 0, Wyświetleń: 9
vapormo 01-04-2025, 09:27 AM
Forum: O Forum - porady, porządki, aktualności
Odpowiedzi: 0, Wyświetleń: 17
RahulClements 01-03-2025, 07:07 AM
Forum: Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki
Odpowiedzi: 5, Wyświetleń: 13,347
JakubHubbard 12-31-2024, 07:28 AM
Forum: Konie chcą nas rozumieć
Odpowiedzi: 1, Wyświetleń: 11,618
guzow 12-28-2024, 02:10 PM
To TRZEBA zobaczyć!!!
przez Marek Wiśniewski, 11-24-2009, 09:24 PM
Bardzo Was proszę o fachowe komentarze . Dla mnie koń rewelacja. Jeździec też mi w jednym zaimponował- jak on nie spadł??? A tak poważnie- gdzie był sędzia??- czy w takim przypadku nie powinien przerwać przejazdu i najzwyczajniej zdyskwalifikować zawodnika?
http://www.youtube.com/user/KARY71
To TRZEBA zobaczyć!!!
przez Marek Wiśniewski, 11-24-2009, 09:24 PM

Bardzo Was proszę o fachowe komentarze . Dla mnie koń rewelacja. Jeździec też mi w jednym zaimponował- jak on nie spadł??? A tak poważnie- gdzie był sędzia??- czy w takim przypadku nie powinien przerwać przejazdu i najzwyczajniej zdyskwalifikować zawodnika?
http://www.youtube.com/user/KARY71

Kontuzje u koni- czy znamy swoje reakcje, co robić?
przez Piotr Sabiniarz, 11-24-2009, 12:00 AM
Niestety życie pisze różne scenariusze, czasami drastyczne. Nasze konie ulegają wypadkom, doznają kontuzji, nagle pojwia się kolka, a na złość jest niedziela lub święta i weterynarza trudno złapać. Stajemy w obliczu sytuacji kiedy musimy sami zaradzić. Czy jesteśmy na to przygotowani, czy widok krwi lub konia cierpiącego z powodu kolki nie obezwładnia nas. Czy potrafimy rozpoznac symptomy pojawiającej się niedomogi konia? Zazwyczaj mamy w naszej apteczce bandarze, środki dezynfekujące, plastry, bardziej zapobiegliwi mają sól glauberską i olej parafinowany, jeszcze inni stetoskop, nici i igły do szycia.
W czasie kontuzji czas szybko mija, sekundy, minuty uciekają jak krew sącząca się z rany. Cierpią konie, cierpimy i my. Co robić, jak zaradzić tym nieprzewidzianym sytuacjom. Nagle sięgamy po apteczkę, w której tyle przyborów pierwszej pomocy, a my odrętwiali z drżącyni rękoma nie potrafimy nic zrobić.
Dodając ten wątek chciałbym poruszyć temat naszych reakcji wobec opisanych sytuacji związanych ze zdrowiem koni. Również zapraszam do wymiany sposobów radzenia sobie w sytuacji kontuzji i oczekiwania na weterynarza, który nie zawsze może być na czas.
Pozdrawiam

Niestety życie pisze różne scenariusze, czasami drastyczne. Nasze konie ulegają wypadkom, doznają kontuzji, nagle pojwia się kolka, a na złość jest niedziela lub święta i weterynarza trudno złapać. Stajemy w obliczu sytuacji kiedy musimy sami zaradzić. Czy jesteśmy na to przygotowani, czy widok krwi lub konia cierpiącego z powodu kolki nie obezwładnia nas. Czy potrafimy rozpoznac symptomy pojawiającej się niedomogi konia? Zazwyczaj mamy w naszej apteczce bandarze, środki dezynfekujące, plastry, bardziej zapobiegliwi mają sól glauberską i olej parafinowany, jeszcze inni stetoskop, nici i igły do szycia.
W czasie kontuzji czas szybko mija, sekundy, minuty uciekają jak krew sącząca się z rany. Cierpią konie, cierpimy i my. Co robić, jak zaradzić tym nieprzewidzianym sytuacjom. Nagle sięgamy po apteczkę, w której tyle przyborów pierwszej pomocy, a my odrętwiali z drżącyni rękoma nie potrafimy nic zrobić.
Dodając ten wątek chciałbym poruszyć temat naszych reakcji wobec opisanych sytuacji związanych ze zdrowiem koni. Również zapraszam do wymiany sposobów radzenia sobie w sytuacji kontuzji i oczekiwania na weterynarza, który nie zawsze może być na czas.
Pozdrawiam

Jak zaprzyjaźnić się z koniem? Uciekanie
przez Małgorzata Wójcik, 11-22-2009, 02:16 PM
Dzisiejsza sytuacja mnie dobiła, chciałabym się nią z Wami podzielić i poprosić o praktyczne rady. To będzie dłuższy post, bo chciałabym wszystko dokładnie opisać.

Jest to 9-cioletni koń, którego sama zajeździłam. Przeszedł ze mna trochę zawodów, itd. Zawsze tylko ja się nim zajmowałam. Po drodze było wiele epizodów, kłótni miedzy nami ale i mojego zrozumienia "aaaa, o to ci chodzi". Zawsze starałam się podchodzić do niego łagodnie, konsekwentnie i ze zrozumieniem. Zdarza mi się do niego przyjsć, pogłaskac, dać marchewkę, wyczyścić i nie siadać. Chodzę do neigo i innych koni na wybieg, przychodzą do mnie zawsze, on nawet jako pierwszy często się zbiera i podchodzi.

Nie jeżdże na nim ciagle, urozmaicam pracę - spacery w ręku do lasu, lonża z czambonem, troszkę pracy pod siodłem lekkiej jak u młodego konia(zrównoważenie, rozluźnienie, zadowolenie, wygięcia, przejścia). Lekkiej, bo nie jeżdżę na nim teraz dużo i miał przerwę dłuższą od jazd, więc zaczynam tak jakby "od początku".

Reaguje na każdą moją prośbę o odsunięcie się. Ja pracuję nad tym, aby jak się denerwuje, to uspokoić go, nie robić nic wbrew niemu. Jak prowadzę go, to niczego się nie boi, nie wchodzi na mnie, szanuje moją strefę. Nawet jak zacznę się cofać, to on też to zrobi.

Ale jednocześnie... jest to koń zamknięty dosyć w sobie. Nie nawiązuje nadmiernie kontaktów z kolegami ze stajni. Nie jest towarzyski ani skory do współpracy. Aby ta układała się zgrabnie i składnie, wymaga to ode mnie dużo pracy - żeby wykonywał co chce, ale nie czuł buntu ani się zmuszany. I umiem to osiągnąć. Jazdę kończymy na zadowolonym koniu, po wykonaniu róznych ćwiczeń od A do Z, w tym czasie i w taki sposób, jak ja chcę.

Wczoraj po lekturze o 7 grach zaczęłam z nim pracować. Uważam, ze szło mi dobrze. Pracowałam nad zaprzyjaźnieniem. Naprawdę łatwo poszło dotykanie do wszędzie ręką, nawet po ogonem. Potem to samo zrobiłam z torebką foliową - szło dłużej, ale też poszło, choć w najdelikatniejsze strefy się nie wtryniałam, bo wtedy robił się niespokojny. Nawet przytulił się do mnie głową, 2 razy zagadał jak do drugiego konia, przeżuwał. Nie podobało mi się tylko, ze próbował jeśc trawę - czy to ignoracja czy wyraz spokoju? Jak odchodziłam, to opornie, ale podążał za mną. Potem nawet kłusem się troszkę bawił i podskakiwał. Wtedy jeszcze raz go ręką podotykałam i zostawiłam. A to wszystko wśród innych koni, ludzi łażących z psami i parasolami. Upatrywałam w tym mój mały sukces Smile

A mąci go jedno BARDZO DUŻE ALE: jak się ode mnie uwolni, to sam nie przyjdzie. Zawsze tak było. Jak z niego zlecę i puszczę wodze, to koń idzie w długą, zupełnie niezależnie od drugiego konia ani od tego czy to duzy czy mały teren, otwarty czy zamknięty.

Dzisiaj pojechałam z drugą osobą w krótki teren stępem. Okropnie panikował, mimo wcześniejszego odczulania pod stajnią. Jak zobaczył krowe, to siadłam, bo ją mało brakowało do utraty kontroli. Oczywiście nie trzymałam go za pysk, używałam łydki, starałam sie pilnować rozluźnienia ciała, mówiłam do niego, głaskałam, próbowałam zgiac w drugą stronę niz straszak, ale neistety musialam zsiąść. Jak sięuspokoił to wsiadłam i jechałysmy dalej. Nagle w krzakach lekko wróbel zaszelścił. I się zaczęło. Konie sie zerwały. Byłam przy oranym, to chciałam go w to wepchnąć(czułam, że po pierwszych 2 fule nie jest już spanikowany tylko.. zadowolony z wolnosci), ale jak poczuł pod kopytami to łeb w dół i wywalił z krzyża. Oczywiście zleciałam, siedziałam pierwszy raz od miesiąca na koniu. Drugi koń był spokojny i dal sie natychmiast zatrzymać. A mój pooooszedł oczywiście, w ogóle nie oglądając się na konia.

Sporo to zajęło, ale w końcu udało mi się do niego podejść gdy stał zmęczony(zwiał cwałem w orane i leciał w nim 200 m) i zaplątany w resztki ogłowia. Był spanikowany i przerażony. Dałam marchewkę, pogłaskałam i wróciłam do drugiego konia. Pewnie gdyby nie zaplątał się, to bym nei zdołała podejść...

Postanowiłam, ze nie będę taka dobra i w ramach szkolenia podejdziemy jeszcze kawałek nim do domu wrócimy. Okazało się to jednak beznadziejne bo jak ja jestem na ziemi, to koń nawet uchem nie ruszy. W ogień by wszedł..

To założyłam mu ogłowie drugiego konia, który poszedł dalej na nachrapniku. No i mój zaczął się denerwowac, ale juz pod kontrolą. Na zasadzie odwracania się od źródła strachu, dojechałyśmy do domu.

I się załamałam. Ani nei wraca do mnei ani do konia - zawsze tak było. Powinnam coś zmienić w moim podejściu pewnie, i w ramach "gr w zaprzyjaźnianie". Wydaje mi się, że koń ma do mnei szacunek, ale mimo moich usilnych starań, gdy cokolwiek się dzieje, on chce tylko abym dała mu spokój. Nawet po grze w zaprzyjaźnianie z radoscią uciekł ode mnie kłusem, mimo ze w ogóle nie napinałam liny, na której był.

Co i jak ja mam zrobić? Spróbujcie coś mi podsunać. Zalezy mi, aby on czerpał podobną radość z naszych kontaktów, co i ja. Dopóki nie zacznie być lepiej, nie mam co posuwać się dalej z robotą jakąkolwiek. Ale zbrakło mi już trochę pomysłów, jak to zrobić. To co robię, albo robię źle albo stosuję jeszcze od za krótkiego czasu grę w zaprzyjaźnianie(1 sesja dopiero, ale cała resztę robiłam duuuużo dłużej). Koń mnei szanuje, ale.. nic poza tym.

No i ważne - to kon raczej dominujący. Można się z nim dogadać, ale trzeba to robić umiejętnie. Nie wolno ustępować, ale i nic na siłę. On musi rozumieć, co ja i dlaczego chcę.

Dzisiejsza sytuacja mnie dobiła, chciałabym się nią z Wami podzielić i poprosić o praktyczne rady. To będzie dłuższy post, bo chciałabym wszystko dokładnie opisać.

Jest to 9-cioletni koń, którego sama zajeździłam. Przeszedł ze mna trochę zawodów, itd. Zawsze tylko ja się nim zajmowałam. Po drodze było wiele epizodów, kłótni miedzy nami ale i mojego zrozumienia "aaaa, o to ci chodzi". Zawsze starałam się podchodzić do niego łagodnie, konsekwentnie i ze zrozumieniem. Zdarza mi się do niego przyjsć, pogłaskac, dać marchewkę, wyczyścić i nie siadać. Chodzę do neigo i innych koni na wybieg, przychodzą do mnie zawsze, on nawet jako pierwszy często się zbiera i podchodzi.

Nie jeżdże na nim ciagle, urozmaicam pracę - spacery w ręku do lasu, lonża z czambonem, troszkę pracy pod siodłem lekkiej jak u młodego konia(zrównoważenie, rozluźnienie, zadowolenie, wygięcia, przejścia). Lekkiej, bo nie jeżdżę na nim teraz dużo i miał przerwę dłuższą od jazd, więc zaczynam tak jakby "od początku".

Reaguje na każdą moją prośbę o odsunięcie się. Ja pracuję nad tym, aby jak się denerwuje, to uspokoić go, nie robić nic wbrew niemu. Jak prowadzę go, to niczego się nie boi, nie wchodzi na mnie, szanuje moją strefę. Nawet jak zacznę się cofać, to on też to zrobi.

Ale jednocześnie... jest to koń zamknięty dosyć w sobie. Nie nawiązuje nadmiernie kontaktów z kolegami ze stajni. Nie jest towarzyski ani skory do współpracy. Aby ta układała się zgrabnie i składnie, wymaga to ode mnie dużo pracy - żeby wykonywał co chce, ale nie czuł buntu ani się zmuszany. I umiem to osiągnąć. Jazdę kończymy na zadowolonym koniu, po wykonaniu róznych ćwiczeń od A do Z, w tym czasie i w taki sposób, jak ja chcę.

Wczoraj po lekturze o 7 grach zaczęłam z nim pracować. Uważam, ze szło mi dobrze. Pracowałam nad zaprzyjaźnieniem. Naprawdę łatwo poszło dotykanie do wszędzie ręką, nawet po ogonem. Potem to samo zrobiłam z torebką foliową - szło dłużej, ale też poszło, choć w najdelikatniejsze strefy się nie wtryniałam, bo wtedy robił się niespokojny. Nawet przytulił się do mnie głową, 2 razy zagadał jak do drugiego konia, przeżuwał. Nie podobało mi się tylko, ze próbował jeśc trawę - czy to ignoracja czy wyraz spokoju? Jak odchodziłam, to opornie, ale podążał za mną. Potem nawet kłusem się troszkę bawił i podskakiwał. Wtedy jeszcze raz go ręką podotykałam i zostawiłam. A to wszystko wśród innych koni, ludzi łażących z psami i parasolami. Upatrywałam w tym mój mały sukces Smile

A mąci go jedno BARDZO DUŻE ALE: jak się ode mnie uwolni, to sam nie przyjdzie. Zawsze tak było. Jak z niego zlecę i puszczę wodze, to koń idzie w długą, zupełnie niezależnie od drugiego konia ani od tego czy to duzy czy mały teren, otwarty czy zamknięty.

Dzisiaj pojechałam z drugą osobą w krótki teren stępem. Okropnie panikował, mimo wcześniejszego odczulania pod stajnią. Jak zobaczył krowe, to siadłam, bo ją mało brakowało do utraty kontroli. Oczywiście nie trzymałam go za pysk, używałam łydki, starałam sie pilnować rozluźnienia ciała, mówiłam do niego, głaskałam, próbowałam zgiac w drugą stronę niz straszak, ale neistety musialam zsiąść. Jak sięuspokoił to wsiadłam i jechałysmy dalej. Nagle w krzakach lekko wróbel zaszelścił. I się zaczęło. Konie sie zerwały. Byłam przy oranym, to chciałam go w to wepchnąć(czułam, że po pierwszych 2 fule nie jest już spanikowany tylko.. zadowolony z wolnosci), ale jak poczuł pod kopytami to łeb w dół i wywalił z krzyża. Oczywiście zleciałam, siedziałam pierwszy raz od miesiąca na koniu. Drugi koń był spokojny i dal sie natychmiast zatrzymać. A mój pooooszedł oczywiście, w ogóle nie oglądając się na konia.

Sporo to zajęło, ale w końcu udało mi się do niego podejść gdy stał zmęczony(zwiał cwałem w orane i leciał w nim 200 m) i zaplątany w resztki ogłowia. Był spanikowany i przerażony. Dałam marchewkę, pogłaskałam i wróciłam do drugiego konia. Pewnie gdyby nie zaplątał się, to bym nei zdołała podejść...

Postanowiłam, ze nie będę taka dobra i w ramach szkolenia podejdziemy jeszcze kawałek nim do domu wrócimy. Okazało się to jednak beznadziejne bo jak ja jestem na ziemi, to koń nawet uchem nie ruszy. W ogień by wszedł..

To założyłam mu ogłowie drugiego konia, który poszedł dalej na nachrapniku. No i mój zaczął się denerwowac, ale juz pod kontrolą. Na zasadzie odwracania się od źródła strachu, dojechałyśmy do domu.

I się załamałam. Ani nei wraca do mnei ani do konia - zawsze tak było. Powinnam coś zmienić w moim podejściu pewnie, i w ramach "gr w zaprzyjaźnianie". Wydaje mi się, że koń ma do mnei szacunek, ale mimo moich usilnych starań, gdy cokolwiek się dzieje, on chce tylko abym dała mu spokój. Nawet po grze w zaprzyjaźnianie z radoscią uciekł ode mnie kłusem, mimo ze w ogóle nie napinałam liny, na której był.

Co i jak ja mam zrobić? Spróbujcie coś mi podsunać. Zalezy mi, aby on czerpał podobną radość z naszych kontaktów, co i ja. Dopóki nie zacznie być lepiej, nie mam co posuwać się dalej z robotą jakąkolwiek. Ale zbrakło mi już trochę pomysłów, jak to zrobić. To co robię, albo robię źle albo stosuję jeszcze od za krótkiego czasu grę w zaprzyjaźnianie(1 sesja dopiero, ale cała resztę robiłam duuuużo dłużej). Koń mnei szanuje, ale.. nic poza tym.

No i ważne - to kon raczej dominujący. Można się z nim dogadać, ale trzeba to robić umiejętnie. Nie wolno ustępować, ale i nic na siłę. On musi rozumieć, co ja i dlaczego chcę.

Co każda para wiedzieć powinna
przez Cejloniara, 11-20-2009, 09:54 PM
Z czystego lenistwa chciałabym poruszyć taki wątek, który już się miedzy wierszami przewijał, ale tak mnie naszło żeby oddzielnie.

Jakie jest podstawowe wyszkolenie konia i jeźdźca tak, by mogli się nawzajem cieszyć z jazdy i by było to dla nich pożyteczne i zdrowe? Czy ambitne parcie do przodu jest obowiązkowe? Czy można kpić z kogoś, kto nie czuje potrzeby skakać metrówki?

Ja sobie myślę tak:

1. Jeździec powinien umieć porozumiewać się z koniem świadomie, ze zrozumieniem jego naturalnych instynktów i zachowań, budzić w nim zaufanie do siebie i dawać oparcie. Jego obowiązkiem jest doskonalenie niezależnego dosiadu tak, by nie sprawiać koniowi kłopotu na grzbiecie.
2. Koń powinien być jak najbardziej zrównoważony, zarówno psychicznie i fizycznie, chętnie odpowiadać na polecenia, bez oporu i z godnością osobistą Smile Powinien poruszać się w rozluźnieniu z ciężarem równo rozłożonym na czterech nogach i nieść jeźdźca na pracującym grzbiecie. Dobrze gdyby był jednak prosty.

Ot tak to widzę Smile
Co każda para wiedzieć powinna
przez Cejloniara, 11-20-2009, 09:54 PM

Z czystego lenistwa chciałabym poruszyć taki wątek, który już się miedzy wierszami przewijał, ale tak mnie naszło żeby oddzielnie.

Jakie jest podstawowe wyszkolenie konia i jeźdźca tak, by mogli się nawzajem cieszyć z jazdy i by było to dla nich pożyteczne i zdrowe? Czy ambitne parcie do przodu jest obowiązkowe? Czy można kpić z kogoś, kto nie czuje potrzeby skakać metrówki?

Ja sobie myślę tak:

1. Jeździec powinien umieć porozumiewać się z koniem świadomie, ze zrozumieniem jego naturalnych instynktów i zachowań, budzić w nim zaufanie do siebie i dawać oparcie. Jego obowiązkiem jest doskonalenie niezależnego dosiadu tak, by nie sprawiać koniowi kłopotu na grzbiecie.
2. Koń powinien być jak najbardziej zrównoważony, zarówno psychicznie i fizycznie, chętnie odpowiadać na polecenia, bez oporu i z godnością osobistą Smile Powinien poruszać się w rozluźnieniu z ciężarem równo rozłożonym na czterech nogach i nieść jeźdźca na pracującym grzbiecie. Dobrze gdyby był jednak prosty.

Ot tak to widzę Smile

Konferencja „Jeździectwo Przyjazne Koniowi”
przez branka, 11-19-2009, 04:21 PM
Jestem zachwycon akonferencją, poza może wystapieniem dr Geringera, ale jego nie lubię z pewnych wzgledów i nie mogę znieśc jak taka osoba jest na konferencji na któryj mówi sie o DOBROSTANIE konie, ten pan tego pojęcia na pewno nie rozumie. Może mu z drugiej strony taka konferencja do głowy coś przemówi.
Natomiast poza tym wyjątkiem przemawiały osoby, których słuchałam z najwyzszą chęcią, wszytskie wykłady dr Millera były baaardzo ciekawe, szczególnie ze z takiego względu że mówił o pewnych rzeczach z meta poziomu - nie mówił o konkretnej metodzie, mówił o wszystkich, pokazał jak one sie uzupełniają i jak sa podobne. I co ważne dla mnie - nie deprecjonował klikera 8) Mówił, że bardzo dobra metoda tylko w odpowiednich rękach - i jego zdaniem trudniejsza do nauczenia się niż natural.
Pan Wojtek i pani Gosia mówili też bardzo mądrze, słyszałam po ludziach rozmawiających na korytarzu, że na nich też zrobiły ich wystąpienia wrażenie i że dobrze, że takie osoby w tym kraju są i takie rzeczy mówią i pokazują Smile
To tak na gorąco, było mase ciekawych rzeczy, o cześci nie wiedziałam, o części wiedziałam, a o części wiem że zdania są podzielone i ciekawym było poznac zdanie dr Millera na takie tematy. Obalił tez kilka mitów Smile Mam nadzieję, ze znajde czas by potem cos na spokojnie więcej napisać - ale myślę, że niejedna osoba chętnie podzieli się swoimi wrażeniami obszerniej.

Aha i oczywiście miło było mi poznać członków forum takich jak Pokusa, Jack, Julia(czy Jula w końcu, bo znowu nie pamiętam? Wink ), Kasię Kulikowską i nie wiem czy jeszcze ktoś był akurat z forum kogo poznałam.

Jestem zachwycon akonferencją, poza może wystapieniem dr Geringera, ale jego nie lubię z pewnych wzgledów i nie mogę znieśc jak taka osoba jest na konferencji na któryj mówi sie o DOBROSTANIE konie, ten pan tego pojęcia na pewno nie rozumie. Może mu z drugiej strony taka konferencja do głowy coś przemówi.
Natomiast poza tym wyjątkiem przemawiały osoby, których słuchałam z najwyzszą chęcią, wszytskie wykłady dr Millera były baaardzo ciekawe, szczególnie ze z takiego względu że mówił o pewnych rzeczach z meta poziomu - nie mówił o konkretnej metodzie, mówił o wszystkich, pokazał jak one sie uzupełniają i jak sa podobne. I co ważne dla mnie - nie deprecjonował klikera 8) Mówił, że bardzo dobra metoda tylko w odpowiednich rękach - i jego zdaniem trudniejsza do nauczenia się niż natural.
Pan Wojtek i pani Gosia mówili też bardzo mądrze, słyszałam po ludziach rozmawiających na korytarzu, że na nich też zrobiły ich wystąpienia wrażenie i że dobrze, że takie osoby w tym kraju są i takie rzeczy mówią i pokazują Smile
To tak na gorąco, było mase ciekawych rzeczy, o cześci nie wiedziałam, o części wiedziałam, a o części wiem że zdania są podzielone i ciekawym było poznac zdanie dr Millera na takie tematy. Obalił tez kilka mitów Smile Mam nadzieję, ze znajde czas by potem cos na spokojnie więcej napisać - ale myślę, że niejedna osoba chętnie podzieli się swoimi wrażeniami obszerniej.

Aha i oczywiście miło było mi poznać członków forum takich jak Pokusa, Jack, Julia(czy Jula w końcu, bo znowu nie pamiętam? Wink ), Kasię Kulikowską i nie wiem czy jeszcze ktoś był akurat z forum kogo poznałam.

Kącik żółtodziobów
przez Iwona Gasparewicz, 11-17-2009, 10:17 PM
Czy dacie rade strawić taki wątek? ja bym sie udzielała często Smile jako pytający oczywiście :oops:
Kącik żółtodziobów
przez Iwona Gasparewicz, 11-17-2009, 10:17 PM

Czy dacie rade strawić taki wątek? ja bym sie udzielała często Smile jako pytający oczywiście :oops:

Cudowni ludzie którym można pomóc
przez Izabella Dobrosz, 11-16-2009, 10:45 AM
temat z dgm, proponuje miec pod reka chusteczki...
http://www.dogomania.pl/f...piszczy-173765/

"Zakładam ten wątek na prośbę Biafry (dop. Izy z Fundacji "Zwierzę nie jest rzeczą").... bo Ona teraz ma na głowie ważny egzamin....
W tamtym tygodniu w piątek, byłyśmy na wsi pod Tarnowem na interwencji w sprawie umierającego konia... Iza 3 dni wcześniej dostała błagalną prośbę od jednej z córek pani, ze ich klaczka Baśka umiera.... Najpierw Iza próbowała pomóc na odległość, dając dyspozycje weterynarzowi przez telefon, ale po 3 dniach okazało się, ze chyba jej interwencja jest nieodzowna.... I tak pojechałyśmy do wsi pod tarnowem....
Na miejscu ujrzeliśmy staruszkę klaczkę, która leżała na sianie, poprzykrywana różnymi kurtkami
Iza od razu zabrała się do roboty... Zaczęła od różnych zastrzyków... w między czasie próbowali dać jej trochę wody, bo ponoć klacz nie chciała pić... Okazało się, ze u nich konie dostają tylko podgrzaną wodę, zimnej nie wypiją ..... (to był pierwszy mój szok, ze ktoś na wsi martwi się, ze zwierze musi pić zimną wodę)
Iza w pewnym momencie zobaczyła, że Baśka płacze (z doświadczenia wie, ze konie płaczą kiedy czują zbliżającą się śmierć.... i choćby nie wiem jak dobrze koń wyglądał, to jeśli lecą mu łzy to w najbliższym czasie czeka go śmierć )
Iza próbowała różnych sposobów na to, żeby Baśka stanęła na nogi...., niestety widać było, ze nie ma na to szans.... Baśka umierała ze starości... Pani powiedziała, ze klacz ma 22 lata, ale kupiła ją od handlarza, więc zdaniem Izy klacz mogła być dużo starsza, bo nie od dziś wiadomo,ze handlarze oszukują co do wieku.... Baska wyglądała na starszą.. nie była "zajechanym" czy spracowanym koniem, była po prostu starą zmęczoną życiem klaczą....

Kiedy wyjeżdżaliśmy stamtąd ok 22 godziny, Iza wiedziała, że zrobiła dla Baśki wszystko co mogła... Pożegnaliśmy się z nimi... pani i dzieci bardzo płakały, kiedy usłyszały, ze już nic nie da się zrobić
Bardzo związane były z klaczką.. w końcu wszystkie znały ją od swojego dzieciństwa.. klaczka pamiętała nawet ich dziadka....
W drodze powrotnej Iza zadzwoniła do weterynarza który "prowadził" Baśke w tych ostatnich dniach, żeby podjechał do klaczy i uśpił ją, skracając jej cierpienia.. Niestety okazało się, ze nie ma go w mieście (?)... Podał Izie namiary na lecznicę , do której miała zadzwonić następnego dnia rano.... niestety koń musiał wytrzymać tę noc.. Baśka dostała silne leki przeciwbólowe, więc choć tyle, ze nie cierpiała...
Niestety zanim Iza zadzwoniła do lecznicy, dzwoniła do niej Pani, żeby powiedzieć, ze Baśka odeszła w nocy.....
Iza bardzo przeżyła tą sytuację... sama byłam w szoku, że Ona tak to przeżywa.. myślałam, że przez te miesiące częstych interwencji trochę "stwardniała"... ludzie patrzący na codzień na cierpienie zwierząt jakoś obrastają skorupą, bo inaczej nie da się spokojnie na to wszystko patrzeć.... Iza jednak wszystko bardzo przeżywa.....

I teraz sedno tej sprawy.....
Postanowiłyśmy pomóc tej rodzinie.. nie zostawiać ich samym sobie.. Oni żyją w naprawdę wielkiej biedzie....Pani utrzymuje się z 500 zł renty... wychowuje sama 4 dzieci (3 dziewczyny i chłopca), a mimo to NIE SPRZEDALI BAŚKI DO RZEŹNI.. A MOGLI.... DOSTALI BY ZA NIĄ CO NAJMNIEJ 1500 ZŁ... PRZY TAKIEJ BIEDZIE TO OGROM KASY.....
Mają jeszcze jednego konia oraz 4 przygarnięte psy oraz kotka .....

Potrzeba im pewnie wszystkiego... Ciuchów nazbierałam 3 ogromne wory (dwa dni przekopywałam czeluści moich szaf ), butów pewnie im tam idzie masa....
Iza chciała nazbierać dla nich karmy dla tych zwierzaków, szczotki dla konia, kantarek porządny i przede wszystkim jakieś środki czystości dla nich oraz pościel, ręczniki, przybory szkolne....
Dzieciaki są w wieku:
najmłodsza dziewczynka ma 9 lat, ale wygląda na 7, jest drobniutka....
chłopak ma ok 10 lat
kolejna dziewczyna ma 14 lat
i ostatnia ma ok 15-16
Dokładnych rozmiarów dowie się Iza jak już pozdaje te swoje egzaminy


JEŚLI KTOŚ Z WAS MIAŁ BY TAKIE RZECZY NA ZBYCIU, to BARDZO PROSIMY O POMOC....

Rzeczy proszę wysyłać na adres fundacji:
Fundacja "Zwierzę nie jest rzeczą"
ul. Batalionu "Skała" AK 8/36
31-273 Kraków

Wszystkie zostaną spisane i zawiezione do tej rodziny....

BARDZO PROSIMY O POMOC

WYPIS RZECZY, które wg nas PRZYDADZĄ SIĘ TEJ RODZINIE...
-środki higieniczne, proszki, szampony, mydła itp .
-jakieś kosmetyki dla dziewczyn,
-żywność, makarony, mąka, ryż, kasze coś co może dłużej być przechowywane .
-PILNIE jakąkolwiek latarkę, którą można ładować później ( bo na baterie pewno nie będą i tak mieli).. Kiedy potrzeba było światła niestety była tragedia.. sąsiad leciał do siebie do domu oddalonego o 10 minut, po latarkę, żeby cokolwiek nam przyświecić...
-ręczniki, pościel, koce
-buty (rozmiary musimy się wywiedzieć)
-artykuły szkolne, farby, długopisy, flamastry, zeszyty, jakieś plecaki
-witaminy dla konia, jakieś szczotki do czyszczenia konia, kantarek jakiś porządny"

temat z dgm, proponuje miec pod reka chusteczki...
http://www.dogomania.pl/f...piszczy-173765/

"Zakładam ten wątek na prośbę Biafry (dop. Izy z Fundacji "Zwierzę nie jest rzeczą").... bo Ona teraz ma na głowie ważny egzamin....
W tamtym tygodniu w piątek, byłyśmy na wsi pod Tarnowem na interwencji w sprawie umierającego konia... Iza 3 dni wcześniej dostała błagalną prośbę od jednej z córek pani, ze ich klaczka Baśka umiera.... Najpierw Iza próbowała pomóc na odległość, dając dyspozycje weterynarzowi przez telefon, ale po 3 dniach okazało się, ze chyba jej interwencja jest nieodzowna.... I tak pojechałyśmy do wsi pod tarnowem....
Na miejscu ujrzeliśmy staruszkę klaczkę, która leżała na sianie, poprzykrywana różnymi kurtkami
Iza od razu zabrała się do roboty... Zaczęła od różnych zastrzyków... w między czasie próbowali dać jej trochę wody, bo ponoć klacz nie chciała pić... Okazało się, ze u nich konie dostają tylko podgrzaną wodę, zimnej nie wypiją ..... (to był pierwszy mój szok, ze ktoś na wsi martwi się, ze zwierze musi pić zimną wodę)
Iza w pewnym momencie zobaczyła, że Baśka płacze (z doświadczenia wie, ze konie płaczą kiedy czują zbliżającą się śmierć.... i choćby nie wiem jak dobrze koń wyglądał, to jeśli lecą mu łzy to w najbliższym czasie czeka go śmierć )
Iza próbowała różnych sposobów na to, żeby Baśka stanęła na nogi...., niestety widać było, ze nie ma na to szans.... Baśka umierała ze starości... Pani powiedziała, ze klacz ma 22 lata, ale kupiła ją od handlarza, więc zdaniem Izy klacz mogła być dużo starsza, bo nie od dziś wiadomo,ze handlarze oszukują co do wieku.... Baska wyglądała na starszą.. nie była "zajechanym" czy spracowanym koniem, była po prostu starą zmęczoną życiem klaczą....

Kiedy wyjeżdżaliśmy stamtąd ok 22 godziny, Iza wiedziała, że zrobiła dla Baśki wszystko co mogła... Pożegnaliśmy się z nimi... pani i dzieci bardzo płakały, kiedy usłyszały, ze już nic nie da się zrobić
Bardzo związane były z klaczką.. w końcu wszystkie znały ją od swojego dzieciństwa.. klaczka pamiętała nawet ich dziadka....
W drodze powrotnej Iza zadzwoniła do weterynarza który "prowadził" Baśke w tych ostatnich dniach, żeby podjechał do klaczy i uśpił ją, skracając jej cierpienia.. Niestety okazało się, ze nie ma go w mieście (?)... Podał Izie namiary na lecznicę , do której miała zadzwonić następnego dnia rano.... niestety koń musiał wytrzymać tę noc.. Baśka dostała silne leki przeciwbólowe, więc choć tyle, ze nie cierpiała...
Niestety zanim Iza zadzwoniła do lecznicy, dzwoniła do niej Pani, żeby powiedzieć, ze Baśka odeszła w nocy.....
Iza bardzo przeżyła tą sytuację... sama byłam w szoku, że Ona tak to przeżywa.. myślałam, że przez te miesiące częstych interwencji trochę "stwardniała"... ludzie patrzący na codzień na cierpienie zwierząt jakoś obrastają skorupą, bo inaczej nie da się spokojnie na to wszystko patrzeć.... Iza jednak wszystko bardzo przeżywa.....

I teraz sedno tej sprawy.....
Postanowiłyśmy pomóc tej rodzinie.. nie zostawiać ich samym sobie.. Oni żyją w naprawdę wielkiej biedzie....Pani utrzymuje się z 500 zł renty... wychowuje sama 4 dzieci (3 dziewczyny i chłopca), a mimo to NIE SPRZEDALI BAŚKI DO RZEŹNI.. A MOGLI.... DOSTALI BY ZA NIĄ CO NAJMNIEJ 1500 ZŁ... PRZY TAKIEJ BIEDZIE TO OGROM KASY.....
Mają jeszcze jednego konia oraz 4 przygarnięte psy oraz kotka .....

Potrzeba im pewnie wszystkiego... Ciuchów nazbierałam 3 ogromne wory (dwa dni przekopywałam czeluści moich szaf ), butów pewnie im tam idzie masa....
Iza chciała nazbierać dla nich karmy dla tych zwierzaków, szczotki dla konia, kantarek porządny i przede wszystkim jakieś środki czystości dla nich oraz pościel, ręczniki, przybory szkolne....
Dzieciaki są w wieku:
najmłodsza dziewczynka ma 9 lat, ale wygląda na 7, jest drobniutka....
chłopak ma ok 10 lat
kolejna dziewczyna ma 14 lat
i ostatnia ma ok 15-16
Dokładnych rozmiarów dowie się Iza jak już pozdaje te swoje egzaminy


JEŚLI KTOŚ Z WAS MIAŁ BY TAKIE RZECZY NA ZBYCIU, to BARDZO PROSIMY O POMOC....

Rzeczy proszę wysyłać na adres fundacji:
Fundacja "Zwierzę nie jest rzeczą"
ul. Batalionu "Skała" AK 8/36
31-273 Kraków

Wszystkie zostaną spisane i zawiezione do tej rodziny....

BARDZO PROSIMY O POMOC

WYPIS RZECZY, które wg nas PRZYDADZĄ SIĘ TEJ RODZINIE...
-środki higieniczne, proszki, szampony, mydła itp .
-jakieś kosmetyki dla dziewczyn,
-żywność, makarony, mąka, ryż, kasze coś co może dłużej być przechowywane .
-PILNIE jakąkolwiek latarkę, którą można ładować później ( bo na baterie pewno nie będą i tak mieli).. Kiedy potrzeba było światła niestety była tragedia.. sąsiad leciał do siebie do domu oddalonego o 10 minut, po latarkę, żeby cokolwiek nam przyświecić...
-ręczniki, pościel, koce
-buty (rozmiary musimy się wywiedzieć)
-artykuły szkolne, farby, długopisy, flamastry, zeszyty, jakieś plecaki
-witaminy dla konia, jakieś szczotki do czyszczenia konia, kantarek jakiś porządny"

Sport - umiejętności a dopuszczenie do startów
przez Julia Bartczak, 11-13-2009, 09:49 AM
Jeżeli gdzieś jest już podobny wątek to przepraszam za bałagan Smile
oto co znalazłam ostatnio : http://www.youtube.com/watch?v=opMiCyoRz...r_embedded

Nie wiem skąd pochodzi ten "zawodnik" ale przeraziłam się. Przede wszystkim, gdzie są sędziowie, którzy pozwalają na takie traktowanie konia? (mam na myśli ten bat przy ruszeniu galopem po odmowie) i dlaczego w ogóle tak nieumiejącemu jeździć człowiekowi pozwolono na start w zawodach? Nie oczekuję odpowiedzi na te pytania, bo przecież to zależy od przepisów kraju, w którym odbyły się te, pożal się Boże, zawody, ale ciekawa jestem, jak to wygląda w Polsce, w świetle naszych przepisów? Nie orientuję się w nich od tej strony, przyznaję, zaś na zawodach "klasycznych" nie byłam już wieki całe. Czy żeby startować, choćby w najmniejszych regionalnych zawodach trzeba się przed kims wykazac umiejętnościami, czy wystarczy zgłosić się i zapłacić wpisowe? I jak sądzicie, czy nasi sędziowie przerwaliby przejazd takiego zawodnika (czy w ogóle mają taką możliwość z punktu widzenia przepisów?) ze względu na jego brak umiejętności, zagrażający zdrowiu konia?
Mam nadzieję, że w Polsce wygląda to nieco lepiej, że poszanowanie dla koni i ich dobra jest większe, że nie poświęca się go dla "sukcesów sportowych" - w końcu liczy się udział... Może dla tego "zawodnika" również udział był najważniejszy i dlatego odważył się przedłożyć go ponad dobro konia...

PS Koń zaś święty chyba jest, że w ogóle skakał z tym workiem kartofli na grzbiecie i to jeszcze tak technicznie!

Jeżeli gdzieś jest już podobny wątek to przepraszam za bałagan Smile
oto co znalazłam ostatnio : http://www.youtube.com/watch?v=opMiCyoRz...r_embedded

Nie wiem skąd pochodzi ten "zawodnik" ale przeraziłam się. Przede wszystkim, gdzie są sędziowie, którzy pozwalają na takie traktowanie konia? (mam na myśli ten bat przy ruszeniu galopem po odmowie) i dlaczego w ogóle tak nieumiejącemu jeździć człowiekowi pozwolono na start w zawodach? Nie oczekuję odpowiedzi na te pytania, bo przecież to zależy od przepisów kraju, w którym odbyły się te, pożal się Boże, zawody, ale ciekawa jestem, jak to wygląda w Polsce, w świetle naszych przepisów? Nie orientuję się w nich od tej strony, przyznaję, zaś na zawodach "klasycznych" nie byłam już wieki całe. Czy żeby startować, choćby w najmniejszych regionalnych zawodach trzeba się przed kims wykazac umiejętnościami, czy wystarczy zgłosić się i zapłacić wpisowe? I jak sądzicie, czy nasi sędziowie przerwaliby przejazd takiego zawodnika (czy w ogóle mają taką możliwość z punktu widzenia przepisów?) ze względu na jego brak umiejętności, zagrażający zdrowiu konia?
Mam nadzieję, że w Polsce wygląda to nieco lepiej, że poszanowanie dla koni i ich dobra jest większe, że nie poświęca się go dla "sukcesów sportowych" - w końcu liczy się udział... Może dla tego "zawodnika" również udział był najważniejszy i dlatego odważył się przedłożyć go ponad dobro konia...

PS Koń zaś święty chyba jest, że w ogóle skakał z tym workiem kartofli na grzbiecie i to jeszcze tak technicznie!

Wegetarianizm
przez Lutejaxx, 11-12-2009, 02:36 PM
slyszalam , ze konie maja wieksze zaufanie do ludzi, ktorzy nie jedza mięsa. Ciekawa jestem czy to prawda rzeczywiscie??

Ponoc robiono eksperyment i na pastwisku obce konie chętnije podchodzily do osob nie jedzacych miesa.

W zasadzie jestem juz w trakcie wylaczania z diety miesa...ciekawa jestem czy macie z tym jakies doswiadczenia? Na co najbardzie nalezy zwracac uwage podczas stosowania tej diety: jesc duzo soi , kasz tak????
Wegetarianizm
przez Lutejaxx, 11-12-2009, 02:36 PM

slyszalam , ze konie maja wieksze zaufanie do ludzi, ktorzy nie jedza mięsa. Ciekawa jestem czy to prawda rzeczywiscie??

Ponoc robiono eksperyment i na pastwisku obce konie chętnije podchodzily do osob nie jedzacych miesa.

W zasadzie jestem juz w trakcie wylaczania z diety miesa...ciekawa jestem czy macie z tym jakies doswiadczenia? Na co najbardzie nalezy zwracac uwage podczas stosowania tej diety: jesc duzo soi , kasz tak????

Własny koń - pytania i pewne obawy ...
przez Lutejaxx, 11-12-2009, 12:55 PM
Witam!
Może Wy mi pomożecie. Za jakies 2-2,5 roku wiem, że będę mogła sobie pozwolić na kupno własnego kopytnego. Będę po ślubie, odejdzie szkoła, będę pewna finansowo -jednym słowem będzie to odpowiedni moment dla mnie, chcę się przygotować do tego wydarzenia. Z tym, że mam małą wiedzę o koniach. 7 lat temu jeździłam do stajni na zasadzie jazda konna za pracę przy wierzcowcach. Każdy wie o co chodzi. Ale utrzymałam się tam tylko 2 lata. Teraz jeżdżę bardzo sporadycznie - juz do innej stajni, ale moje wyjazdy się ograniczają do - raz na 2 miesiące. Myślicie, że z Waszą pomocą (forum) oraz czytanie odpowiedniej literatury pomoże mi się przygotować do kupna kopytnego? Wiem, że praktyka tez jest bardzo ważna, ale przecież wiedzę teoretyczną także trzeba posiadać. Myslę, ze co do praktykowania to duzo się dowiem ze stajni, w której będę trzymała konia, mam tam zaufaną osobę. Proszę o odpowiedzi.
Pozdrawiam

Witam!
Może Wy mi pomożecie. Za jakies 2-2,5 roku wiem, że będę mogła sobie pozwolić na kupno własnego kopytnego. Będę po ślubie, odejdzie szkoła, będę pewna finansowo -jednym słowem będzie to odpowiedni moment dla mnie, chcę się przygotować do tego wydarzenia. Z tym, że mam małą wiedzę o koniach. 7 lat temu jeździłam do stajni na zasadzie jazda konna za pracę przy wierzcowcach. Każdy wie o co chodzi. Ale utrzymałam się tam tylko 2 lata. Teraz jeżdżę bardzo sporadycznie - juz do innej stajni, ale moje wyjazdy się ograniczają do - raz na 2 miesiące. Myślicie, że z Waszą pomocą (forum) oraz czytanie odpowiedniej literatury pomoże mi się przygotować do kupna kopytnego? Wiem, że praktyka tez jest bardzo ważna, ale przecież wiedzę teoretyczną także trzeba posiadać. Myslę, ze co do praktykowania to duzo się dowiem ze stajni, w której będę trzymała konia, mam tam zaufaną osobę. Proszę o odpowiedzi.
Pozdrawiam

Strony (127): Wstecz 1 74 75 76 77 78 127 Dalej