Hipologia Kategoria Chów koni - i wszystko, co z nim związane Kontuzje u koni- czy znamy swoje reakcje, co robić?

Kontuzje u koni- czy znamy swoje reakcje, co robić?

Kontuzje u koni- czy znamy swoje reakcje, co robić?

Piotr Sabiniarz

Member

102
11-24-2009, 12:00 AM #1
Niestety życie pisze różne scenariusze, czasami drastyczne. Nasze konie ulegają wypadkom, doznają kontuzji, nagle pojwia się kolka, a na złość jest niedziela lub święta i weterynarza trudno złapać. Stajemy w obliczu sytuacji kiedy musimy sami zaradzić. Czy jesteśmy na to przygotowani, czy widok krwi lub konia cierpiącego z powodu kolki nie obezwładnia nas. Czy potrafimy rozpoznac symptomy pojawiającej się niedomogi konia? Zazwyczaj mamy w naszej apteczce bandarze, środki dezynfekujące, plastry, bardziej zapobiegliwi mają sól glauberską i olej parafinowany, jeszcze inni stetoskop, nici i igły do szycia.
W czasie kontuzji czas szybko mija, sekundy, minuty uciekają jak krew sącząca się z rany. Cierpią konie, cierpimy i my. Co robić, jak zaradzić tym nieprzewidzianym sytuacjom. Nagle sięgamy po apteczkę, w której tyle przyborów pierwszej pomocy, a my odrętwiali z drżącyni rękoma nie potrafimy nic zrobić.
Dodając ten wątek chciałbym poruszyć temat naszych reakcji wobec opisanych sytuacji związanych ze zdrowiem koni. Również zapraszam do wymiany sposobów radzenia sobie w sytuacji kontuzji i oczekiwania na weterynarza, który nie zawsze może być na czas.
Pozdrawiam

<t></t>
Piotr Sabiniarz
11-24-2009, 12:00 AM #1

Niestety życie pisze różne scenariusze, czasami drastyczne. Nasze konie ulegają wypadkom, doznają kontuzji, nagle pojwia się kolka, a na złość jest niedziela lub święta i weterynarza trudno złapać. Stajemy w obliczu sytuacji kiedy musimy sami zaradzić. Czy jesteśmy na to przygotowani, czy widok krwi lub konia cierpiącego z powodu kolki nie obezwładnia nas. Czy potrafimy rozpoznac symptomy pojawiającej się niedomogi konia? Zazwyczaj mamy w naszej apteczce bandarze, środki dezynfekujące, plastry, bardziej zapobiegliwi mają sól glauberską i olej parafinowany, jeszcze inni stetoskop, nici i igły do szycia.
W czasie kontuzji czas szybko mija, sekundy, minuty uciekają jak krew sącząca się z rany. Cierpią konie, cierpimy i my. Co robić, jak zaradzić tym nieprzewidzianym sytuacjom. Nagle sięgamy po apteczkę, w której tyle przyborów pierwszej pomocy, a my odrętwiali z drżącyni rękoma nie potrafimy nic zrobić.
Dodając ten wątek chciałbym poruszyć temat naszych reakcji wobec opisanych sytuacji związanych ze zdrowiem koni. Również zapraszam do wymiany sposobów radzenia sobie w sytuacji kontuzji i oczekiwania na weterynarza, który nie zawsze może być na czas.
Pozdrawiam


<t></t>

Gaga

Posting Freak

1,127
11-24-2009, 07:01 AM #2
Moim zdaniem nasza reakcja jest kwestią doświadczenia i obycia z takimi sytuacjami. Pamiętam, jak mając naście lat zostałam sam na sam z problemem podania zastrzyku domięśniowego przepisanego przez weta - stałam z koniem dobre 45 minut zanim zdecydowałam się wbić igłę , przy czym ja byłam przerazona, a koń (na szczęście) zniósł to spokojnie... Dziś nie miewam takich dylematów - trzeba to się podaje i tyle.

Mając własną stajnię niestety spotykam się co jakiś czas z wypadkiem - to zranienie (szczęściem jedno przez 10 lat, ale jednak), to naciągnięcie podczas padokowych zabaw, to przeziębienie. Kolek u mnie nie było nigdy (tfu tfu), ale bywa, że pomagam znajomym w hotelach... Jedyne, co można zrobić, to podać Biovetalgin, chociaż i tak jest to niezgodne z prawem (leki moze podawać jedynie lekarz weterynarii). Bywają jednak sytuacje, w których lepiej nagiąć prawo, niż czekać na cud - kiedy weterynarze poza zasięgiem, etc...

Jestem przeciwnikiem radzenia sobie tzw domowymi sposobami (olej parafinowy, sól, wódka). Np przy ostrym rozszerzeniu żołądka - takie działanie może spowodować jego pęknięcie i zgon konia... Dlatego lepiej mieć pod ręką zaufanego weta, który nawet jesli nie przyjedzie od razu (mój ma do mnie ponad 100 km), to doradzi przez telefon, ewentualnie skonsultuje przypadek z weterynarzem który akurat może przyjechać... Podobnie, jak dobrze mieć możliwość szybkiego transportu konia do kliniki - najczęściej szybkie działanie ratuje życie, długie oczekiwanie na cud nie tylko przysparza zwierzęciu cierpienia, ale i często marnuje nasze pieniądze - zwlekanie zmniejsza szansę na uratowanie końskiego życia, a za operajcę czy zabieg i tak trzeba będzie zapłacić...

Ważna kwestia, któa sama się nasuwa to szybka diagnostyka - tego sami nie zrobimy. Mogłabym podawać setki przypadków, w których konie były leczone na włąsną rękę, domowymi sposobami. właściciele kupowali leki (bo u konia koleżanki podziałało) i niejednokrotnie szkodzili koniom. Diagnostyka nie jest tania, ale leczenie na ślepo najczęściej bywa o wiele bardziej kosztowne, a co więcej - częściej szkodzi, niż pomaga niestety...

<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>
Gaga
11-24-2009, 07:01 AM #2

Moim zdaniem nasza reakcja jest kwestią doświadczenia i obycia z takimi sytuacjami. Pamiętam, jak mając naście lat zostałam sam na sam z problemem podania zastrzyku domięśniowego przepisanego przez weta - stałam z koniem dobre 45 minut zanim zdecydowałam się wbić igłę , przy czym ja byłam przerazona, a koń (na szczęście) zniósł to spokojnie... Dziś nie miewam takich dylematów - trzeba to się podaje i tyle.

Mając własną stajnię niestety spotykam się co jakiś czas z wypadkiem - to zranienie (szczęściem jedno przez 10 lat, ale jednak), to naciągnięcie podczas padokowych zabaw, to przeziębienie. Kolek u mnie nie było nigdy (tfu tfu), ale bywa, że pomagam znajomym w hotelach... Jedyne, co można zrobić, to podać Biovetalgin, chociaż i tak jest to niezgodne z prawem (leki moze podawać jedynie lekarz weterynarii). Bywają jednak sytuacje, w których lepiej nagiąć prawo, niż czekać na cud - kiedy weterynarze poza zasięgiem, etc...

Jestem przeciwnikiem radzenia sobie tzw domowymi sposobami (olej parafinowy, sól, wódka). Np przy ostrym rozszerzeniu żołądka - takie działanie może spowodować jego pęknięcie i zgon konia... Dlatego lepiej mieć pod ręką zaufanego weta, który nawet jesli nie przyjedzie od razu (mój ma do mnie ponad 100 km), to doradzi przez telefon, ewentualnie skonsultuje przypadek z weterynarzem który akurat może przyjechać... Podobnie, jak dobrze mieć możliwość szybkiego transportu konia do kliniki - najczęściej szybkie działanie ratuje życie, długie oczekiwanie na cud nie tylko przysparza zwierzęciu cierpienia, ale i często marnuje nasze pieniądze - zwlekanie zmniejsza szansę na uratowanie końskiego życia, a za operajcę czy zabieg i tak trzeba będzie zapłacić...

Ważna kwestia, któa sama się nasuwa to szybka diagnostyka - tego sami nie zrobimy. Mogłabym podawać setki przypadków, w których konie były leczone na włąsną rękę, domowymi sposobami. właściciele kupowali leki (bo u konia koleżanki podziałało) i niejednokrotnie szkodzili koniom. Diagnostyka nie jest tania, ale leczenie na ślepo najczęściej bywa o wiele bardziej kosztowne, a co więcej - częściej szkodzi, niż pomaga niestety...


<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>

Klara Naszarkowska

Senior Member

686
11-24-2009, 04:37 PM #3
Rozumiem, że wbrew tytułowi (może zmienić dla jasności?) chodzi o wszelkie nagłe wypadki, nie tylko kontuzje?

Myślę, że bardzo warto o tym rozmawiać. Czytałam kiedyś o zachowaniu ludzi w niespodziewanych, groźnych sytuacjach. Podobno bardzo duże znaczenie ma, czy ktoś sobie w głowie uporządkował, co w razie czego robić. Ponoć samo przemyślenie, co robić krok po kroku, wyobrażenie sobie własnych zachowań, uporządkowanie gdzie co jest ma kluczowe znaczenie. Jeśli coś złego się rzeczywiście dzieje, człowiek nie jest obezwładniony, większa szansa, że zacznie działać. Jak mózg ma "nieprzećwiczone" zachowania, to może utknąć na jałowym biegu...

Czytałam to w niekońskim kontekście, ale to chyba nie najważniejsze? W artykule była mowa o tym, dlaczego np. warto w pracy zastanowić się, gdzie są wyjścia awaryjne w razie pożaru, co robić, jeśli pojawi się dym itd. O tym, dlaczego warto w samolocie wysłuchać stewardesy i wczytać się w instrukcje w razie awarii.

To w sumie dobra wiadomość, bo znaczy, że można się choćby do pewnego stopnia (wszystkiego się nie przewidzi) przygotowywać i że nawet przy braku wcześniejszych realnych doświadczeń, możemy mieć jakiś tam punkt odniesienia. Doświadczenia to nie zastąpi, ale jak człowiek głowy nie straci, to już duży plus.

Mi takie np. tematy przychodzą do głowy:
- kontakty do wszelkich okolicznych weterynarzy - zawsze w stajni (ja mam w pace); a część i w komórce (na wypadek wypadku w terenie)
- parametry życiowe danego konia - zmierzyć, zapisać, mieć w stajni (no i nauczyć się je mierzyć); jako punkt odniesienia
- pierwsza pomoc - no właśnie, gdzie się uczyć? które książki warto przeczytać, przemyśleć, w głowie sobie na ich podstawie film odtworzyć?
- przemyślenie, co w razie pożaru (gdzie gaśnica, czy sprawna, czy drzwi stajni łatwe do otworzenia, gdzie wypuszczać konie, jak itd.), w razie wichury (suche gałęzie nad słabym dachem stajni?) itp.

<t>Teolinek (You'll never shine if you don't glow.)</t>
Klara Naszarkowska
11-24-2009, 04:37 PM #3

Rozumiem, że wbrew tytułowi (może zmienić dla jasności?) chodzi o wszelkie nagłe wypadki, nie tylko kontuzje?

Myślę, że bardzo warto o tym rozmawiać. Czytałam kiedyś o zachowaniu ludzi w niespodziewanych, groźnych sytuacjach. Podobno bardzo duże znaczenie ma, czy ktoś sobie w głowie uporządkował, co w razie czego robić. Ponoć samo przemyślenie, co robić krok po kroku, wyobrażenie sobie własnych zachowań, uporządkowanie gdzie co jest ma kluczowe znaczenie. Jeśli coś złego się rzeczywiście dzieje, człowiek nie jest obezwładniony, większa szansa, że zacznie działać. Jak mózg ma "nieprzećwiczone" zachowania, to może utknąć na jałowym biegu...

Czytałam to w niekońskim kontekście, ale to chyba nie najważniejsze? W artykule była mowa o tym, dlaczego np. warto w pracy zastanowić się, gdzie są wyjścia awaryjne w razie pożaru, co robić, jeśli pojawi się dym itd. O tym, dlaczego warto w samolocie wysłuchać stewardesy i wczytać się w instrukcje w razie awarii.

To w sumie dobra wiadomość, bo znaczy, że można się choćby do pewnego stopnia (wszystkiego się nie przewidzi) przygotowywać i że nawet przy braku wcześniejszych realnych doświadczeń, możemy mieć jakiś tam punkt odniesienia. Doświadczenia to nie zastąpi, ale jak człowiek głowy nie straci, to już duży plus.

Mi takie np. tematy przychodzą do głowy:
- kontakty do wszelkich okolicznych weterynarzy - zawsze w stajni (ja mam w pace); a część i w komórce (na wypadek wypadku w terenie)
- parametry życiowe danego konia - zmierzyć, zapisać, mieć w stajni (no i nauczyć się je mierzyć); jako punkt odniesienia
- pierwsza pomoc - no właśnie, gdzie się uczyć? które książki warto przeczytać, przemyśleć, w głowie sobie na ich podstawie film odtworzyć?
- przemyślenie, co w razie pożaru (gdzie gaśnica, czy sprawna, czy drzwi stajni łatwe do otworzenia, gdzie wypuszczać konie, jak itd.), w razie wichury (suche gałęzie nad słabym dachem stajni?) itp.


<t>Teolinek (You'll never shine if you don't glow.)</t>

Martyna

Member

194
11-24-2009, 07:44 PM #4
Niestety naszej reakcji nigdy nie można do końca przewidzieć. O sobie wiem, że jestem spokojna, nie panikuję i z zastrzykiem adrenaliny myślę chłodno. I na przykład na widok krwi konia nie mdleję, oceniam rodzaj i wielkość rany, czy wystarczy dezynfekcja czy trzeba będzie szyć i trzeba kogoś wezwać.

Ja nie mam spisu wet, dopiero go tworzę. Mam za to jednego zaufanego weta, który jest blisko, ma 10 minut do stajni i jak na razie jestem z niego zadowolona. Jest to mój wet "pierwszego kontaktu", bez specjalizacji na razie, ale wiem, że przyjedzie najszybciej i opanuje sytuację w razie problemu. A jeśli nie będzie potrafił to się przyzna - jak ostatnio - zanik mięśni zadu mojego konia go przerósł, polecił mi za to specjalistów. I uważam, że takiego kogoś powinniśmy mieć przede wszystkim w spisie weterynarzy, kogoś kto zna naszego konia najlepiej ze wszystkich innych weterynarzy + jest blisko.

A propos jeszcze naszych reakcji, pamiętam jak jechałam tramwajem, w którym urwał się kabel z prądem i zaczęło iskrzyć w całym tramwaju, ogromne iskry posypały nam się na głowy. W pierwszym odruchu przykucnęłam, jak wszyscy... w drugim stanowczo poprosiłam pewnego pana "niech pan otworzy te drzwi!". I tylko ja chyba na to wpadłam w tramwaju pełnym ludzi...

Myślę, że przygotowywać się na najgorsze można, ale trzeba znać swój rodzaj "paniki" w takich momentach i wiedzieć, czy lepiej zorganizować wszystko samemu czy może niech na przykład mąż dzwoni i zdaje relację z wypadku lekarzowi. W naszym przypadku lepiej kiedy to ja zadzwonię, lepiej znam konia, jego budowę, jego reakcje. Ale wbić igłę i zrobić zastrzyk? Chyba tylko wtedy gdyby nie było innej opcji, innego człowieka w pobliżu, nigdy dobrowolnie... A zresztą nie wiem, na razie nie musiałam.

<t></t>
Martyna
11-24-2009, 07:44 PM #4

Niestety naszej reakcji nigdy nie można do końca przewidzieć. O sobie wiem, że jestem spokojna, nie panikuję i z zastrzykiem adrenaliny myślę chłodno. I na przykład na widok krwi konia nie mdleję, oceniam rodzaj i wielkość rany, czy wystarczy dezynfekcja czy trzeba będzie szyć i trzeba kogoś wezwać.

Ja nie mam spisu wet, dopiero go tworzę. Mam za to jednego zaufanego weta, który jest blisko, ma 10 minut do stajni i jak na razie jestem z niego zadowolona. Jest to mój wet "pierwszego kontaktu", bez specjalizacji na razie, ale wiem, że przyjedzie najszybciej i opanuje sytuację w razie problemu. A jeśli nie będzie potrafił to się przyzna - jak ostatnio - zanik mięśni zadu mojego konia go przerósł, polecił mi za to specjalistów. I uważam, że takiego kogoś powinniśmy mieć przede wszystkim w spisie weterynarzy, kogoś kto zna naszego konia najlepiej ze wszystkich innych weterynarzy + jest blisko.

A propos jeszcze naszych reakcji, pamiętam jak jechałam tramwajem, w którym urwał się kabel z prądem i zaczęło iskrzyć w całym tramwaju, ogromne iskry posypały nam się na głowy. W pierwszym odruchu przykucnęłam, jak wszyscy... w drugim stanowczo poprosiłam pewnego pana "niech pan otworzy te drzwi!". I tylko ja chyba na to wpadłam w tramwaju pełnym ludzi...

Myślę, że przygotowywać się na najgorsze można, ale trzeba znać swój rodzaj "paniki" w takich momentach i wiedzieć, czy lepiej zorganizować wszystko samemu czy może niech na przykład mąż dzwoni i zdaje relację z wypadku lekarzowi. W naszym przypadku lepiej kiedy to ja zadzwonię, lepiej znam konia, jego budowę, jego reakcje. Ale wbić igłę i zrobić zastrzyk? Chyba tylko wtedy gdyby nie było innej opcji, innego człowieka w pobliżu, nigdy dobrowolnie... A zresztą nie wiem, na razie nie musiałam.


<t></t>

Lutejaxx

Administrator

2,782
11-25-2009, 08:53 AM #5
*
Cytat:pierwsza pomoc - no właśnie, gdzie się uczyć?

Ten pan: http://therios.strefa.pl/personel/jacek_ingarden.html organizował w KJ "Bór" toporzysko takowe kursy, zresztą w innych mcach też, trzebaby napisać czy i gdzie jeszcze są. sa też np w Bogusławicach kursy na masztalerza i częścią takiego kursu sa tez podstawy weterynarii i pierwszej pomocy.

* kurs polecam bo końscy weci zwykle jada do ans długo i pierwsza pomoc po prostu nalezy do nas. Może miec decydujące znaczenie w leczeniu i choć nie nalezy weta wyręczać to i nie można siedziec z założonymi rekoma. na kursie takim oprócz że sie można nauczyc mierzenia tetna, bandazowania kopyt, podstaw o najczęstszych chorobach, profilaktyce etc, to najwaznejsze co mi utkwiło w pamięci do dziś i pomaga w sytuacjach wypadkowych:

w razie wypadku- bez paniki! KOŃ MA DUŻO KRWI W SOBIE, MOŻE KRWAWIĆ DŁUGO, NAWET Z TĘTNIC. Koń ma 7,5- 10 litrów krwi na 100 kg wagi. Bardzo ważne sobie to uświadomić. Kałuża krwi na miejscu wypadku, która, gdyby pochodziła z człowieka, zabiłaby go, nie jest tak groźna dla konia. Trzeba po prostu metodycznie przystapić do oceny rany, oczyszczenia, przemycia, dezynfekcji i ew zabandażowania.

Cytat:Jestem przeciwnikiem radzenia sobie tzw domowymi sposobami (olej parafinowy, sól, wódka). Np przy ostrym rozszerzeniu żołądka - takie działanie może spowodować jego pęknięcie i zgon konia..

Może tez uratowac mu życie i nie nalezy deprecjonowac starych sposobów. znam osobiście konia któremu wódka uratowała zycie przy kolce. Z polecenia i pod nadzorem weta. Alkohol hamuje nadmierną fermentację. Tyle, że, cokolwiek to będzie, czy wódka czy najnowsze osiągnięcie medycyny, musi byc podane przez osobe znająca sie na rzeczy, i tyle, bo kolek jest x-dziesiąt rodzajów i co pomoże przy jednej, zabije przy innej. Weterynarza KOŃSKIEGO (nie takiego od psów co z konikami tyle co na zajęciach na studiach sie zetknął i zna 3 choroby końskie na krzyż) lub doświadczonego hodowcę.

<t></t>
Lutejaxx
11-25-2009, 08:53 AM #5

*

Cytat:pierwsza pomoc - no właśnie, gdzie się uczyć?

Ten pan: http://therios.strefa.pl/personel/jacek_ingarden.html organizował w KJ "Bór" toporzysko takowe kursy, zresztą w innych mcach też, trzebaby napisać czy i gdzie jeszcze są. sa też np w Bogusławicach kursy na masztalerza i częścią takiego kursu sa tez podstawy weterynarii i pierwszej pomocy.

* kurs polecam bo końscy weci zwykle jada do ans długo i pierwsza pomoc po prostu nalezy do nas. Może miec decydujące znaczenie w leczeniu i choć nie nalezy weta wyręczać to i nie można siedziec z założonymi rekoma. na kursie takim oprócz że sie można nauczyc mierzenia tetna, bandazowania kopyt, podstaw o najczęstszych chorobach, profilaktyce etc, to najwaznejsze co mi utkwiło w pamięci do dziś i pomaga w sytuacjach wypadkowych:

w razie wypadku- bez paniki! KOŃ MA DUŻO KRWI W SOBIE, MOŻE KRWAWIĆ DŁUGO, NAWET Z TĘTNIC. Koń ma 7,5- 10 litrów krwi na 100 kg wagi. Bardzo ważne sobie to uświadomić. Kałuża krwi na miejscu wypadku, która, gdyby pochodziła z człowieka, zabiłaby go, nie jest tak groźna dla konia. Trzeba po prostu metodycznie przystapić do oceny rany, oczyszczenia, przemycia, dezynfekcji i ew zabandażowania.

Cytat:Jestem przeciwnikiem radzenia sobie tzw domowymi sposobami (olej parafinowy, sól, wódka). Np przy ostrym rozszerzeniu żołądka - takie działanie może spowodować jego pęknięcie i zgon konia..

Może tez uratowac mu życie i nie nalezy deprecjonowac starych sposobów. znam osobiście konia któremu wódka uratowała zycie przy kolce. Z polecenia i pod nadzorem weta. Alkohol hamuje nadmierną fermentację. Tyle, że, cokolwiek to będzie, czy wódka czy najnowsze osiągnięcie medycyny, musi byc podane przez osobe znająca sie na rzeczy, i tyle, bo kolek jest x-dziesiąt rodzajów i co pomoże przy jednej, zabije przy innej. Weterynarza KOŃSKIEGO (nie takiego od psów co z konikami tyle co na zajęciach na studiach sie zetknął i zna 3 choroby końskie na krzyż) lub doświadczonego hodowcę.


<t></t>

Karolina Jaskulska

Posting Freak

803
11-25-2009, 04:55 PM #6
Ja ostatnio rozmawailam z pewnym miłym panem ,który prowadzi gospodarstwo. Opowiadał mi ,że niegdyś ,gdy np. u krowy gromadzil się nadmiar powietrza w jelitach , to brano taki jakby kolec i przebijano jej brzuch , żeby powietrze się wydostało, ranę przemywano i zostawiano, wszystko sie goiło beż problemu, mówił, że ponoć co do koni też była taka metoda, ale on by się bał... krowy mu nie byłoby aż tak bardzo szkoda ,jak konia , gdyby coś nie wyszło.

<t>nie ma trudnych koni, są tylko trudni ludzie...</t>
Karolina Jaskulska
11-25-2009, 04:55 PM #6

Ja ostatnio rozmawailam z pewnym miłym panem ,który prowadzi gospodarstwo. Opowiadał mi ,że niegdyś ,gdy np. u krowy gromadzil się nadmiar powietrza w jelitach , to brano taki jakby kolec i przebijano jej brzuch , żeby powietrze się wydostało, ranę przemywano i zostawiano, wszystko sie goiło beż problemu, mówił, że ponoć co do koni też była taka metoda, ale on by się bał... krowy mu nie byłoby aż tak bardzo szkoda ,jak konia , gdyby coś nie wyszło.


<t>nie ma trudnych koni, są tylko trudni ludzie...</t>

Magda Pawlowicz

Posting Freak

913
11-25-2009, 06:30 PM #7
Piszesz o trokarowaniu. U krowy to łatwe bo przedżołądki są duże i żwacz "wystaje" wtedy wypychając słabiznę. U konia-ja uważam że trzeba do tego weta o dużej rutynie. U nas zdarzyło się 2 razy-oba konie wyszły na tym dobrze. Przy czym jeden z przypadków wyleczony trokarowaniem to był zdiagnozowany skręt jelit!! Ale to zrobił naprawdę wyjątkowy wet...przynajmniej ja go za takiego uważam. U pierwszego z tych koni było jedno nakłucie, nie były podawane antybiotyki tylko siemię przez kilka dni.
Ta klacz ze skrętem była kłuta kilka razy i doktor kazał rano(kolka była w nocy) dać jej antybiotyk. Po trzech dniach u obu koni nie było sladu po nakłuciu. Przy czym jestem pewna że przynajmniej w przypadku tego skrętu to był to zabieg który uratował koniowi życie.

<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>
Magda Pawlowicz
11-25-2009, 06:30 PM #7

Piszesz o trokarowaniu. U krowy to łatwe bo przedżołądki są duże i żwacz "wystaje" wtedy wypychając słabiznę. U konia-ja uważam że trzeba do tego weta o dużej rutynie. U nas zdarzyło się 2 razy-oba konie wyszły na tym dobrze. Przy czym jeden z przypadków wyleczony trokarowaniem to był zdiagnozowany skręt jelit!! Ale to zrobił naprawdę wyjątkowy wet...przynajmniej ja go za takiego uważam. U pierwszego z tych koni było jedno nakłucie, nie były podawane antybiotyki tylko siemię przez kilka dni.
Ta klacz ze skrętem była kłuta kilka razy i doktor kazał rano(kolka była w nocy) dać jej antybiotyk. Po trzech dniach u obu koni nie było sladu po nakłuciu. Przy czym jestem pewna że przynajmniej w przypadku tego skrętu to był to zabieg który uratował koniowi życie.


<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>

 
  • 0 głosów - średnia: 0
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości