Kiedyś pewna koleżanka z naturalsów powiedziała mi, że koń może chodzić rozluźniony i spokojny bez wędzidła, na sznurkach, kantarze, hackamore czy nawet bez ogłowia w ogóle - na sam dosiad i łydki, ale gdy nie pracuje wówczas grzbietem i zadem, to szkodzimy mu bardziej, niż z wędzidłem, gdyż kaleczymy jego grzbiet i cały układ mięśniowo-szkieletowy.
Nie zapominajmy o budowie konia i o tym, że należy kształtować jego układ mięśniowy, a przede wszystkim grzbiet i zad. Nie każdy koń jest taki, że podstawi się i będzie potrafił pracować i wzmacniać grzbiet bez wędzidła, na samym kantarze czy hackamore. Jeśli tak potrafi robić, potrafi się podstawić, pracować i wzmacniać odpowiednie partie ciała bez wędzidła to super i należy to wzmacniać poprzez odpowiednie szkolenie itd. Jeśli jednak koń nie jest w stanie pracować grzbietem i wzmacniać te partie mięśni bez wędzidła - chodzi z głową w chmurach, jego grzbiet jest wklęsły, zad wyraźnie uniesiony itp to koń taki nie powinien chodzić bez wędzidła, na którym - nie ma co ukrywać - łatwiej konia pozbierać, ustawić, pomóc mu w pracy grzbietem i zadem.
Pamiętajmy, że nawet najostrzejsze w naszych oczach kiełzna, używane przez osobę doświadczoną i z miękką ręką, są o wiele subtelniejsze i delikatniejsze, nawet od sznurka na szyi w rękach amatora i kogoś, kto nie rozumie motoryki koni. Nawet kiełzno zwane spade, dziwne i wyglądające na narzędzie tortur, zostało stworzone do lepszej komunikacji z koniem. To, czy dane ogłowie, wędzidło, kantar czy sznurek będą działały i sprawiały koniowi ulgę, rozluźniały go i dawały nam możliwość komunikacji, a nie sprawiały ból, zależy tylko od jeźdźca
Oczywiście pomijając wszelkie patenty w postaci łączących się dwóch kiełzn, które mają za zadanie spacyfikować konie, a nie poprawić i wysubtelnić sygnały (Widziałam kiedyś zdjęcie, jak koleś jeździł na wielokrążku, a dodatkowo było założone hackamore, którego czanki przełożone były przez kółko, gdzie się przyczepia wodze O.o).
Najlepsze są zwyczajne wędzidła oliwkowe lub D-ringi podwójnie łamane lub profilowane
Bez udziwnień xD
Ja również wiele razy szukałam rozwiązania ze złym wędzidłem. Stosowałam i stosuję nadal hackamore, kantary, a nawet jeżdżę bez ogłowia kompletnie. Moja była typem konia, który jak kazano mu iść do przodu to nie obchodziło jej, jaką łydkę i w którym miejscu przyłożyłam, szła szybciej i do przodu. Wiele się naszarpałyśmy razem, zmieniałyśmy wędzidła z pustego metalowego, na gumowe, później na cieńsze z miedzianą rolką (które obecnie używam), po drodze były hackamore, kantarki. Doszłam z nią do tego, że bez obaw chodzi bez ogłowia (na razie na ujeżdżalni) i bez problemu łapię kontakt na wędzidle w terenie, nawet gdy sobie poszalejemy ostrzej
Najbardziej jej zmianę i poziom kontaktu zobaczyłam (a może wyczułam raczej) podczas hubertusa, gdy w gonitwie mknęła cwałem, a ja byłam w stanie i zrobić zwroty, i zatrzymać ją bez problemu
Nadal czasami jeździmy bez ogłowia, głównie po to, by wzmocnić działanie łydek i dosiadu, lecz wędzidło jest niezbędne do lepszego podstawienia jej i pracy z nią nad mięśniami grzbietu i zadu. Może kiedyś dojdziemy do tego, że będziemy jeździły jak pani Morsztyn na Diademie (tak?) w filmie "Konie chcą nas rozumieć"
Uff... trochę się rozpisałam xD Mam nadzieję, że nic nie pokręciłam xD