Swoją drogą mam zdjęcia Branki ostatnie tylko zostwiłam aparat w stajni, jutro wrzucę, właśnie jz azdy na długich wodzach w dół i przód. Ktos napisał, że taka postawa nie jest łatwa do uzyskania - z jednej strony uważam podobnie, z drugiej mi to wyszło jakoś prościej niż myślałam. Jeżdżę żadko teraz, ale zawsze na luzie, zawsze staram sie jechać równym krokiem u konia, głownie jeżdże po dużych kołach i jazdy nie przekraczają 30 min, czasem jest więcej łażenia stępem jeśli jedziemy na spacer. Jeżdżę bardzo lekką ręką, delikatny nacisk wywieram tylko jesli koń idzie w pozycji żyrafy, ale reka działa raczej jak zaproszenie w dół niż wymuszanie czegoś. I koń chodzi sobie luźno w dole, nie napiera, nie chowa się, zaczyna być coraz bardziej elastyczny, coraz płynniejsze są przejscia. Nie robię nic niezwykłego, nie robie zadnych trudnych ćwiczeń, nie mam żadnego planu treningowego, często wręcz po 5 min ćwiczenia mi się nudza i jednak pasę konia, albo w ogóle jade coś ćwiczyć i jednak stwierdzam że wolę jechać w teren. Jakby policzyc ile pracuję z konie tygodniowo to byłaby to max godzina. A efekty takie, że niedawno jeszcze było moim marzeniem coś takiego. Nie mogę się temu nadziwić, dzisiaj własciwie sobie nagle uswiadomiłam, że koń tak fajnie chodzi. Nie wiem jak to się stało, nie jeżdżę zbyt świadomie. Ale jak widać czasem można wiele osiagnąć jakoś tak prosto i dość nagle, nie ćwicząc dużo. Moim zdaniem kluczem jest moje podejście. Radość z samego obcowania z koniem, brak myślenia że cos musze z koniem zrobić, brak ćwiczeń prawie. Brak też forsowaia w przypadku wyczucia usztywnień. Zaczęłam inaczej patrzec na konia, zaczęłam dostrzegać napięcia, zaczęłam dostrzegać jego brak. Nie wiem jak to się stało, ale myslę że mimo wszytsko możnaby uznać moje jeżdżenie za niepoprawne, bo jak koniowi sie nie chce to i mnie się nie chce, poza tym nie ćwicze dość bym mogła liczyć na wyniki. A jednak one są. Skąd? Ja nie wiem. Może wszytsko jest kwestia rozluźnienia konia naprawdę. Ale to jest coś więcej, ja zaczynam dostrzegac te elastyczność, której nigdy u Branki nie było zaczynam dostrzegać poprawny stęp, którego tez nigdy nie było, coraz prościej robić przejścia... Nie wiem skąd to się wzięło przy tak małej ilości ćwiczeń. Może teraz dałam sie kierować bardziej podświadomości i jak czuję opór to nie forsuję, jak czuję luz to tak podążam... Coś robię intuicyjnie, bo szczerze mówiąc jeżdżąc nie myślę zbytnio ostatnio o tym co robię.
Jedno co mi z tego do głowy przychodzi - jeśli coś się próbuje i cos nie idzie, chce się osiagnąć zebranie, ale ono przekształciło się w jazde na schowanym koniu(sama przez to przechodziłam i wiem jakie to frustrujące, że chce sie dobrze a wszytsko idzie złą drogą), to najlepiej po prostu wyluzować. Tak totalnie. To nie jest łatwe, ja sama nie wiem jak to się stało że nagle kompletnie mi zwisa co inni pomyśla o mojej jeździe i o moim koniu. Ale jak tak zacznie się podchodzić do jazdy luźno, to nagle się człowiek w tym zagłębia. I jak się w tym zagłębi i zleje na swoje ambicje, to nagle koń się jakoś odmienia. Nagle koń co był piłowany i się chował zaczyna zupelnie inaczej wyglądać i cieszy się jak pies na widok właściciela.
Nie wiem jak jeździsz Martha i jakie masz cele, nie widac na zdjęciach używania siły i piłowania - jednak koń sie chowa. Coś to spowodowało. Tak zebranie nie wygląda i sama to zauważyłaś. Trudno ci doradzic jak teraz postępowac i co robisz źle. Ale na pewno nie zaszkodzi luz. Po prostu daj koniowi luźną wodzę, zobacz co będzie - będzie pędził? to niech pędzi, zwolni jak zobaczy, że nic się nie dzieje. Da łeb do góry? A niech sobie da, sam zobaczy szybko że to niewygodne. Będzie ciagnął w dół? Daj się wyciagnąć, nawt jakby miał szurac pyskiem po ziemii. Niech się rozciąga. A jak zjada trawę - cóż, mój koń pracując zazwyczaj wcina większe kępki czy wystające krzaczki, które wyrastają pod nose, czasem ma w pysku dużą gałąź i ją konsumuje przez 5 min - nie oznacza to, że mi wyrywa wodze, że jej luz jest tylko szukaniem trawy. Trudno to wyjaśnić, ale w pewnym momencie jest tak, że koń coś robi co z pozoru jest złe, ale oboje - koń i jeździec mają cicha umowe. I koń to robi i nie jest to zle. Ja wręcz po dobrze wykonanym elemencie gładze konia, mówię coś do niego i podjeżdzam do jakiejś smakowitej kępki. Koń zna sygnał kiedy przestać, nie musze go szarpać. Wie, że po jedzie popasie się jeszcze dłużej i nie będę go na chama do domu ciagnąć, jeśli ma na to ochotę.
Nie wiem czy tak dojdę do zebrania - to się okaże. Ale mam przeczucie, że tak. Po raz pierwszy w życiu czuję, że ide w dobrym kierunku i poraz pierwszy czuję przy koniu taki spokój. Myślę, że ci bardziej doświadczeni tu osiagnęli własnie kiedyś w swojej końskiej karierze jakiś taki spokój, jakąś taką mądrość która polega na tym, że nie robi sie nic za wszelką cenę, że czerpie się radość ze wszystkiego co robi koń. Teraz wydaje mi się, ze to ważna podstawa i bez niej nie warto ćwiczyć z koniem z siodła.
Moja rada dla tych co sie zagublii w pracy z koniem i nie wiedza co dalej - wypuście konie. Dajcie im coś czego nigdy nie miały, bo kazdy koń coś takiego ma. Wtedy może się problemy jakos same rozwiążą. Może to nie jest dobra rada, ale u mnie to zadziałało
PS haha dopiero teraz zobaczyłam posta Cejloniary
No to się nie rozpisałam.... :lol: