Sposoby na uspokojenie konia
Sposoby na uspokojenie konia
DuchowaPrzygoda Tylko, mam jednak wątpliwości czy na autentycznie ponoszącego konia zadziała jakakolwiek siła ze strony człowieka znajdującego się na jego grzbiecie?z autopsji wiem, że nigdy siła - zawsze sposób... Koń jakby nie patrzeć - jest silnejszy...
DuchowaPrzygoda Tylko, mam jednak wątpliwości czy na autentycznie ponoszącego konia zadziała jakakolwiek siła ze strony człowieka znajdującego się na jego grzbiecie?z autopsji wiem, że nigdy siła - zawsze sposób... Koń jakby nie patrzeć - jest silnejszy...
trzeba też odróżnić - moim zdaniem - ponoszenie od chęci wybiegania się .
Często zdarza się, zwłaszcza pod wieczór, że koń szuka pretekstu, żeby nagle ruszyć z kopyta, zwłaszcza jeżeli nie jest zbyt przemęczany pracą, ewent. ma super kondycję. I wtedy niezbyt doświadczony terenowo jeździec sądzi, że koń ponosi...ale wtedy właśnie nie tyle przerażenie i panika ma wpływ na konia , ile właśnie nieposłuszeństwo w stosunku do człowieka, który w odpowiednim momencie odpowiednio nie zareagował.
Jeżeli koń ma skłonności do ponoszenia należy go oddać do specjalisty na leczenie, bo znarowione mogą być bardzo niebezpieczne. Ja przynajmniej na takich nie chciałabym jeździć.....
Wczoraj wieczorem miałem taką właśnie sytuację.
Poprosiłem o zagalopowanie a i owszem dostałem to co chciałem tyle tylko że z małą nawiązką. Kopytny dodał co nie co od siebie tak czułem (a przynajmniej tak mi się zdawało) że moja możliwość kontroli jakby się skurczyła. Z lekka jakby reagował na pomoce do zwolnienia ale tak jednak bez przekonania.
Pozwoliłem mu trochę poszaleć a potem wykorzystując zbliżający się ostry zakręt przeszedłem do kłusa tuż przed nim.
A więc czy zrobiłem dobrze że dałem mu się troszkę wyszumieć?
Czy też powinienem bezwzględnie wyegzekwować takie tempo jakie mi się podoba?
no chyba zrobiłeś dobrze.... pewnie opinie mogą być różne.
Ja generalnie robię tak, że jak czuję, że koń chce się wybiegać to mu w danym momencie, w tym akurat w którym on chce...nie pozwalam ....małpa wredna ze mnie. Nie bić proszę...albo przynajmniej nie mocno!
No, ale biorę pod uwagę chęci konia /!/ tyle, że to ja decyduję kiedy galopujemy. I galopujemy w najbliższym możliwie czasie.
Bywa jednak, że konik MUSI przejść cały teren stępa, np. 1,5 godziny ze względu na moje kości
Mam po prostu taki dylemat:
Czy egzekwując zawsze i konsekwentnie moje „widzi mi się” nie zabiorę zwierzakowi radości ze wspólnego przebywania/pracy i życia w ogóle? Z drugiej strony jeśli raz po raz mu pozwolę na trochę więcej czy nie wychowam sobie cwaniaka który będzie mnie woził tak jak mu się akurat podoba?
Puki co widzę że kopytny współpracuje coraz chętniej ale być może są to pozory i coś źle widzę.
Moim zdaniem bezpieczny dla relacji jest układ: próśb człowieka się nie ignoruje. Jeśli pojawia się prośba, jakiś odzew od konia zawsze powinien być. Ale też nie zawsze trzeba wszystkiego wymagać, mieć pod kontrolą, ciągle o coś prosić. A jak o coś nie prosisz, i tego nie dostajesz, to wszystko jest ok. To nie znaczy, że koń człowieka ignoruje, to znaczy tylko, że prośby nie było. Nie można ignorować czegoś, czego nie ma ;-)
Jeśli galopujecie leśną ścieżką, możesz pozostawić koniowi wybór tempa i się nie wtrącać. To nie będzie jego samowolka, on sobie "przewodnictwa" nie zabierze - to Ty jemu dasz określone ramy i określoną swobodę. Ale jeśli w pewnym momencie zdecydujesz, że chcesz podyktować tempo, fakt, lepiej, żeby koń podążył za Twoimi wytycznymi. To się nie wyklucza. Za to może się harmonijnie przeplatać.
Kiedy człowiek wychodzi na jazdę i koń jest gorący, energetyczny i mocniej, niż by się chciało, do przodu, są dwie opcje:
- ustalić: najpierw ja się dopasuję do twojego, koniu, poziomu energii, a potem ty się dopasujesz do mojej
- albo od początku zażyczyć sobie "zostań ze mną" i oczekiwać, że koń się dopasuje, że każdy krok będzie "razem"
Obie strategie mają sens. Kwestia wyczucia (albo sprawdzenia), co w danym momencie odpowiedniejsze.
Szarpanie to już mocne słowo. Może wystarczy tak zwana „gąbka” czyli leciutkie zamykanie ręki. W przypadku mojego kopytnego jeszcze nigdy na całe szczęście nie musiałem się posunąć do takiego prawdziwego szarpania i mam nadzieję że uda mi się poprowadzić pracę z nim na tyle stopniowo by nigdy nie mieć takiej potrzeby. Innymi słowy zbliżać go do sytuacji nakręcających/przerażających na tyle tylko by wystarczało delikatniejsze działanie niż prawdziwe szarpanie. Oczywiście zawsze nagle i znienacka mogą się trafić maniacy na motocyklach krosowych (czego niestety mój pupil boi się przeraźliwie) na całe szczęście jak do tej pory szybko się pojawiali i szybko znikali tak więc miałem chwilę hardkoru poczym czas na uspokojenie zwierzaka. Na całe szczęście nigdy nie musiałem się jakimś cudem uciekać do szarpania. On zresztą tak ma że odskoczy zwykle kilka fuli poczym daje się opanować łagodniejszymi środkami.
Inna kwestia ale to już może bardziej moja chęć widzenia tego co się dzieje w takich sytuacjach to. że po kilku gwałtowniejszych skokach sam jakby się zatrzymuje i ogląda się na mnie jakby chciał sprawdzić czy ciągle jeszcze jestem „na wierzchu”.
Pewnie że czasem nieświadomie zdarzało mi się zadziałać z większą siłą i mam tylko nadzieję że mi to wybaczył. Natomiast jestem przekonany że nigdy nie zadziałałem z premedytacją szarpiąc mu pysk z pełną siłą. Jak do tej pory chodzi na grubej podwójnie łamanej oliwce i raczej sprawia wrażenie że bardziej się uczula na jej działanie niż znieczula tak więc nam nadzieję że tymi pierwszymi nieporadnymi próbami nie zrobiłem mu krzywdy.
maku Mam po prostu taki dylemat:
Czy egzekwując zawsze i konsekwentnie moje „widzi mi się” nie zabiorę zwierzakowi radości ze wspólnego przebywania/pracy i życia w ogóle? Z drugiej strony jeśli raz po raz mu pozwolę na trochę więcej czy nie wychowam sobie cwaniaka który będzie mnie woził tak jak mu się akurat podoba?
maku Mam po prostu taki dylemat:
Czy egzekwując zawsze i konsekwentnie moje „widzi mi się” nie zabiorę zwierzakowi radości ze wspólnego przebywania/pracy i życia w ogóle? Z drugiej strony jeśli raz po raz mu pozwolę na trochę więcej czy nie wychowam sobie cwaniaka który będzie mnie woził tak jak mu się akurat podoba?
dlatego zwróciłam uwagę, że nie zawsze jak koń zaczyna biec bez kontroli jest to ponoszenie...Przynajmniej ja tak to rozumiem.
ale uwierzcie mi podczas autentycznego ponoszenia /czego nikomu nie życzę/człowiek ima się różnych sztuczek..... łącznie z szarpaniem konia! I nie mówcie, że to jest niehumanitarne, bo w tym wypadku człowiek instynktownie walczy o życie.
Na szczęście takie sytuacje zdarzają się rzadko.
Magda Gulina Jeśli koń ufa człowiekowi, to reakcje na strachy są naprawdę spokojne
Magda Gulina Jeśli koń ufa człowiekowi, to reakcje na strachy są naprawdę spokojne
A mi się jakiś czas temu przydarzył koń, hanower, z którym po jeździe pojechałam na stępa na łąki z taką mega wysoką trawą po pachy, i najpierw spod nosa wyskoczyła z tej trawy koniowi sarna. Ja na co dzień jeżdżę na arabkach, więc mój organizm przygotował się do ucieczki od razu, w sumie to sama się przestraszyłam trochę, a koń... nic. Zdziwiło mnie to bo naprawdę, nawet się nie wzdrygnął. Nawet spodziewałam się, że może nastąpi spóźniona reakcja, ale koń westchnął tylko i tyle.
Potem ruszyliśmy w stronę stajni, odebraliśmy po drodze właścicielkę konia, która siedziała z książką pod drzewem, idziemy dróżką koło pola ze zbożem, a tam fru!, bażant wyskoczył, koleżanka zaczęła uciekać, mi serce podskoczyło do gardła, a koń... nic
Koleżanka mówi, że to normalne u niego, i że ona już sobie wyrobiła teorię, ze on te sarny i ptaki i inne stworzenia wyczuwa nosem wcześniej i się spodziewa ale no to jest niemądra teoria.
Znacie takie nieustraszone konie? Bo ja pierwszy raz się spotykam. Dodam, że to czterolatek, nigdy nie odczulany na żadne straszydła.
arabiatta ona już sobie wyrobiła teorię, ze on te sarny i ptaki i inne stworzenia wyczuwa nosem wcześniej i się spodziewa
arabiatta ona już sobie wyrobiła teorię, ze on te sarny i ptaki i inne stworzenia wyczuwa nosem wcześniej i się spodziewa
No tak, czyli masz normalne konie a ten niczego nie wypatruje, po prostu sobie idzie przez życie i się niczym nie przejmuje. Jakby mu nagle drzewo wyrosło spod ziemi to by ominął i już.