Może coś o sukcesach ;)
Może coś o sukcesach ;)
to zadanie sędziego głównego, a do tego jeszcze dłuuga droga, ale jako komisarz mogę zwracać na to uwagę :-) i "uprzejmie donosić"
strzeżcie się sportowcy, bo mam taki całkiem szczery zamiar :twisted:
Ailusia Jeśli moja konia zrobi kłus zebrany przy najbliższej okazji, to znaczy że zrozumiałam.A mi też się udało 8) chociaż ustawiłam sobie filmowanie, żeby móc później dogłębnie przeanalizować
Gaga to zadanie sędziego głównego, a do tego jeszcze dłuuga droga, ale jako komisarz mogę zwracać na to uwagę :-) i "uprzejmie donosić"
strzeżcie się sportowcy, bo mam taki całkiem szczery zamiar :twisted:
Ailusia Jeśli moja konia zrobi kłus zebrany przy najbliższej okazji, to znaczy że zrozumiałam.A mi też się udało 8) chociaż ustawiłam sobie filmowanie, żeby móc później dogłębnie przeanalizować
Gaga to zadanie sędziego głównego, a do tego jeszcze dłuuga droga, ale jako komisarz mogę zwracać na to uwagę :-) i "uprzejmie donosić"
strzeżcie się sportowcy, bo mam taki całkiem szczery zamiar :twisted:
Skoro coś o sukcesach, to krótko o dniu wczorajszym :-) czyli moje i Darca dylematy
Idę sobie do stajni , aby wyrzucić do śmietnika duży kawałek sztywnej folii (przywiało z budowy :-( ). Po drodze pastwisko i Darco w roli głównej, zatem pomysł: folia moze sie przydać a taka praca "ad hoc" - czemu nie :?: :-)
Oczywiście folia początkowo straszna - nie da się podejśc do człowieka... znaczy nos to by chciał podejść, ale reszta ciała woli uciekać ;-) Powolne odczulanie - zupełnie na luzie - pastwisko, goły koń, żadnych "narzędzi" poza folią... Zaczęliśmy od podejścia i powąchania folii, potem to samo, z folią wydajacą dziwne dźwięki, następnie dotykanie wszędzie ( od przedniego kopyta po tylne, od uszu, po rzep ogonowy, grzbiet i brzuch... powoli, z fazami "odganiania"... i wiecie co - w kilkanaście minut (dosłownie) Darco łaził w 2 chodach zupełnie rozluźniony z folią przewieszoną przez grzbiet, położoną na łbie, zabierał mi folię z ręki i sam nią "wydawał dźwięki" :-) jednak ciekawość końska bywa silniejsza od strachu o ile człowiek się nauczy nią kierować - właściwie pomóc koniowi jak nie bać się rzeczy strasznych :-)
Szkoda, że nie miałam aparatu. Półśpiący młody koń, z nosem na dole kompletnie odczulony na tę "straszną rzecz" ... a przede wszystkim różnica w zachowaniu - najpierw nie dało się dotknąć konia kawałkiem folii (uciekał w panice), po czym bez problemu można było nawet między uszy wsadzić...
hock:
Dostałam wczoraj od konia piękny prezent.
Obie z koleżanką zagoniłyśmy nasze konie do roboty na mniejszym placyku przy stajni. Koleżanka jeździła a ja tym razem postanowiłam rozruszać konia i go troche wykłusować na lince. Od początku fajnie się zachowywał, ładnie odangażowywał zad i poruszał się rozluxnionym, takim radosnym kłusem z opuszczoną głową. Prowadziłam go po duuużych łukach i prostych. Pod koniec koleżanka już zsiadła i spacerowała ze swoją klaczą w ręku. Ja sobie łaziłam z Cejlonkiem. Muszę nadmienić, że te klacz to oczko w głowie Cejlona i zwykle bardzo jej pilnuje i klei się do niej. Ale akurat wczoraj ładnie na sznurku chodził, podążał za mną, linka się nie napinała i cały czas mnie obserwował. Postanowiłam spróbować i odpiąć go. Wcześniej już prowadzałam go bez linki, ale nie było drugiego konia. Pierwszy szok był nawet nie taki, że został ze mna i poszedł za mna, ale taki, że łaził za mną nonstop i pilnował się, jak dziecko spódnicy matki. Nawet jak podchodziłam do klaczy i odchodziłam, nic a nic go do niej nie ciągnęło. Obojetne, czy do przodu, czy do tyłu - był ze mną. W końcu koleżanka postanowił wejść do stajni. Zwykle trzask otwieranych drzwi wyprowadzał konia z rownowagi i podskakiwał lub wyskakiwał do przodu. Tym razem nic. Stał obok mnie i patrzył, co one robią. A one weszły do stajni i drzwi zostały otwarte. Za ściana już klacz znikła a ten nic, spokój, oaza, kwitnąca lilia na tafli niezmąconego jeziora :-) pogłaskałam i zrobiłam kilka kroków, zatrzymałam się przed samą dziurą drzwi. Koń ze mną. Puścił mnie przodem (jest nauczony, że w drzwiach się tak ma zachowywać i nie wpychać się pierwszy) i weszlismy sobie razem.
Eh ale mnie uszczęśliwił :-)
to gratuluję!
Moim największym sukcesem było "nawrócenie" pewnej klaczki, która na widok człowieka ruszała na niego galopem z kopytami, z zębami, wspinała się, nie można było jej dotknąć , wyczyścić itd.... kowal to się jej bał(zawsze znalazł pretekst by nie przyjechać) i zamiast kopyt miała dwa talerze..
Po paru miesiącach pracy z ziemi wszystko się zmieniło,koń nie do poznania....
pewnego dnia tak jak poprzedniczka, trochę popracowałam z ziemi, następnie odpięlam linkę i odpędziłam kobyłe od siebie. Stała chwilę zastanawiając się ,ja czekałam ze spuszczoną głową... powoli kroczek po kroczku zaczęla podchodzić do mnie, czego na pewęno by wcześniej nie zrobiła, w końcu podeszła, trąciła pyskiem moją ręk, a potem wtuliła nos w moja bluzę.
Stałyśmy tak chwilę, nie ukrywam, wzruszyłam siętak,że aż łzy spływały mi po policzkach...
Sukces? heh Branka niestety zakulała nam tu w Annopolu(na wybiegu szalała z takim jednym gagatkiem i wróciła z opuchniętą nogą),ale dzięki temu miałam okazję pojeździć na innym koniu, takiej małej kobyłce co pociska do przodu. Nie zabiłam się, odległości poza pierwszymi skokami w liniach pasowały mi, więc jakiś sukces jest. Zobaczymy jak będzie na ujeżdżeniu po południu, bo troche przypiera kobyłka i trzeba będzie popracować nad rozluźnieniem.
Nono! Widze,że nie próżnujesz! ;D
Mam nadzieję, że Branka szybko wróci do zdrowia i po powrocie do domku powrócicie do swych "eksperymentów" i oczywiście relacji z nich na forum- czekam z niecierpliwością.