Co powinniśmy umieć? (Pierwsza pomoc, podawanie leków itp.)
Co powinniśmy umieć? (Pierwsza pomoc, podawanie leków itp.)
Teo moze własnie cały pic z tą ceną polega na tym ze jest łatwy w uzyciu
mi ludzki dawał takie parametry ze moj kon nie powinien przy nich funkcjonowac 8)
Cytat:Przepraszam,że opis tak banalnej sprawy.Może komuś się przyda?
Cytat:Przepraszam,że opis tak banalnej sprawy.Może komuś się przyda?
Ja zwykle łapałam za kopyto i myślałam, że to źle. A robiłam tak, bo po pierwsze nie ryzykowałam, że zacisne koniowi palce na "miękkim" i tym samym zacznie sie szamotanina i że tak sie nie moze na mnie koń podeprzeć za bardzo.
Hadriana Mnie na pewno . Bo właśnie w takich sytuacjach zwykłam trzymać tę nogę mocno. No i pierwszy mój odruch był taki, żeby brać się za nogę po przekątnej, a nie z tej samej strony.Mnie też.
Hadriana Mnie na pewno . Bo właśnie w takich sytuacjach zwykłam trzymać tę nogę mocno. No i pierwszy mój odruch był taki, żeby brać się za nogę po przekątnej, a nie z tej samej strony.Mnie też.
Trusia Mnie też.
Tzn. że trzeba brać nogę z tej samej strony? Możesz wyjaśnić, dlaczego? Tak czy owak stoi przecież na trzech nogach i na tych trzech musi się opierać. Co zmieni, którą nogę mu podniesiemy? Rozumiem, że jak będzie się na nas chciał oprzeć, to go przepychamy na stronę zdrowej nogi. Czy dlatego? Ale jeśli dlatego, to jakie to ma znaczenia - czy stojąc na trzech nogach może róznie je obciążać?
Trusia Mnie też.
Tzn. że trzeba brać nogę z tej samej strony? Możesz wyjaśnić, dlaczego? Tak czy owak stoi przecież na trzech nogach i na tych trzech musi się opierać. Co zmieni, którą nogę mu podniesiemy? Rozumiem, że jak będzie się na nas chciał oprzeć, to go przepychamy na stronę zdrowej nogi. Czy dlatego? Ale jeśli dlatego, to jakie to ma znaczenia - czy stojąc na trzech nogach może róznie je obciążać?
Jak szalec to szaleć-w końcu mnie wywalą bo za dużo dziś piszę.
:oops:
Ale jeszcze -oko i jego pielęgnacja .Przemywanie,zakładanie maści,podawanie kropli. Przemywać przymaczając nie mazać po całym.
Zresztą to ran też dotyczy.
Do konia gadać i mu wszystko pokazać.Na Tanię tylko to działa .Jak obejrzy sprawdzi to rtg głowy czy diagnostyczne znieczulenia nóg-spokojnie daje robić. Z zaskoczenia zaraz się buntuje i stawia zaciekły opór.
Inne-leki w aerosolu . Syczące. Ostrożnie z tym bo się konisko zrazi i urazi.W miarę możliwości psikam na dłoń i smaruję czy nakładam.
Leki drażniące-wcierki.Przyznam się wtarłam i poszłam szukac bandaża. Jak idiotka.Tania sobie wcierkę wtarła w nos i w oko.I ja wróciłam to się właśnie tarzała z bólu i złości.
A potem jej nie pokazałam bandaża i zawinełam korzystając z zatkanego oka.I jak przejrzała to zobaczyła nagle białą nogę i pozostałymi trzema ją usiłowała odkopać od kadłuba. I już teraz wiem .
Tania Do konia gadać i mu wszystko pokazać.Na Tanię tylko to działa.hehe nie jestem sama
Tania Do konia gadać i mu wszystko pokazać.Na Tanię tylko to działa.hehe nie jestem sama
Myślę, że to temat-rzeka i to dość kontrowersyjny - co do samodzielnego aplikowania i posiadania leków.
Prawo stanowczo zabrania "zabaw w weta" - ale życie pokazuje, że są pewne przypadki, w których posiadanie podstawowych umiejętności i pewnych leków bywa zbawienne w skutkach.
Nie pochwalam 'kolekcjonowania' leków i prób samodzielnego leczenia, bo w większości przypadków mamy wielkie szanse na pogorszenie sprawy, czasem stanowiące realne ryzyko dla przyszłości i życia konia. Więc ok - według prawa i części zainteresowanych - lekom i domowym pseudo-klinicznym poczynaniom - stanowcze NIE
Lecz popatrzmy z innej strony i w obliczu innej sytuacji. Wiemy doskonale jak to u nas bywa, tu nie wspomniana Anglia i Ameryka. Są chwile i miejsca, w których przy nagłych przypadkach nie ma możliwości szybkiej wizyty i interwencji weterynarza - wielkim szczęściem bywa sam kontakt telefoniczny. Doświadczona osoba może w oczekiwaniu na weterynarza np w przypadku konia z częstszymi objawami np kolkowymi podać leki w uzgodnieniu z lek.wet., posiadany w uzgodnieniu (lub i przezeń podarowany) lek typu Biovetalgin, Buscopan czy No-spę. I jest to wykroczenie, na pewno można takie działanie podważyć ale w niejednym przypadku potrafi to poprawić sytuację..
Nie mówiąc już o sytuacji chorób wymagających dłuższego leczenia, które często wymaga różnych zastrzyków. Wielu weterynarzy - w celu wygody dla siebie i właściciela - zostawia przewidzianą dawkę leków z 'instrukcją obsługi', aby właściciel podawał lek, co oszczędza czas lekarza i portfel właściciela no i (oby) zazwyczaj nakazem skontaktowania się i zaraportowania przebiegu leczenia. Co sądzicie o takich sytuacjach?
I co do "umiejętności" to np iniekcje, infuzje i wkłucia.. czy właściciele powinni umieć robić te rzeczy?
Osobiście przeżyłam sytuację, w której nie dało się znaleźć weterynarza zdolnego poprowadzić leczenie i podać leków - telefonicznie (po wizycie) zalecił podanie płynów dożylnie, co wiązało się z założeniem kolejnego wenflonu - koń był już na granicy, a wokoło dosłownie nikogo, kto by przyjechał i się wkłuł! Pomijając pewnego pana, który stwierdził, że za wkłucie wenflonu to trzeba się przygotować finansowo, będzie 250zł. Wolę nie pytać ile za dojazd z 20km..
Ja też tak uważam. Najlepszym przykładem jest tu właśnie kolka. Nasi weterynarze mają do nas prawie 50 km. A jak mam wołać któregoś lokalnego od krów-to wolę sama dać zastrzyk. Jesli nie pomaga to przynajmniej daje czas na spokojny przyjazd weta...A często jest tak że ten czas pierwszej reakcji jest bardzo ważny dla życia i zdrowia konia.
Ostatni właśnie mielismy taki problem-jeden na jakimś sympozjum, drugi prawie 40 stopni goraczki. Wymyśliłam jeszcze jednego weta który wiem że jeździ do koni-dzwonię do niego-w rzeźni do rana...I bądź tu mądry i pisz wiersze...A ci weterynarze którzy się w koniach nie specjalizują to czesto nawet sondy nie potrafią założyć. No i leczyliśmy konia-przez telefon....A co ma począć w takiej sytuacji właściciel nie mający doświadzczenia-siąść i płakać chyba...