Psychologia konia
Psychologia konia
Cytat:Wystarczy zrozumieć ideę
Cytat:zresztą, ci co mają z klikerem jakieś doświadczenie, niech spróbują zrobić sesję z mówieniem "dobry konik" czy coś w tym stylu i nagrodą w postaci trawy która i tak rośnie obok
A no pewnie, zresztą tak samo jak kliker działa zwykłe "tak!". Ale dobrymkonikiem i głaskaniem chyba trudniej byłoby mi z tą jambettą. No ale to nie jest codzienna sytuacja, tylko fanaberia I masz rzecz jasna rację, że należy nazywać rzeczy po imieniu i żaden kliker nie jest potrzebny, żeby nauczyć konia, że człowiek jest w hierarchii wszechświata wyżej niż trawa. Ale od czegoś trzeba zacząć rewolucję w myśleniu o koniu i może to być klikanie. Ta metoda z nauką skupiania jest widać mało atrakcyjna, bo tyle razy o niej pisałam i chyba nikt nie postanowił spróbować A kliker to fajna zabawa i są gadżety i spektakularne efekty i przez to ma większe wzięcie. No a przy okazji ma tę zaletę, że zmusza szare komórki człowieka do gimnastyki, a przecież o to głównie chodzi w rozwiązywaniu problemów ludzko-końskich, żeby te komórki aktywizować.
Moje szare komórki zaczęły pracować przez epizod z Parellimi (tfu!). Przez to dostrzegłam, że w ogóle są jakieś alternatywne światy To już niech lepiej Magda zacznie przygodę od klikania. Ona będzie miała radość, koń będzie miał zabawę i być może, przy pomyślnych wiatrach, wypłyną razem na głębszą wodę. Fajnie by było.
Cytat:Wystarczy zrozumieć ideę
Cytat:zresztą, ci co mają z klikerem jakieś doświadczenie, niech spróbują zrobić sesję z mówieniem "dobry konik" czy coś w tym stylu i nagrodą w postaci trawy która i tak rośnie obok
Cytat:każdy koń powinien zrozumieć kliker, choćby tylko po to żeby nauczyć się kindersztuby przy jedzeniu, bo w swoim życiu często dostaje jedzenie od różnych ludzi i lepiej żeby je "wymuszał" ładną pozą niż jakimiś innymi pomysłami.
Cytat:każdy koń powinien zrozumieć kliker, choćby tylko po to żeby nauczyć się kindersztuby przy jedzeniu, bo w swoim życiu często dostaje jedzenie od różnych ludzi i lepiej żeby je "wymuszał" ładną pozą niż jakimiś innymi pomysłami.
babeczki dajecie rady z górnej półki :wink: a tu brak podstaw szacunku i porozumienia niestety. Okrążanie na wolności? to etap poprzedzony budowaniem cegiełka po cegiełce piramidy układanej przez nas. Najlepiej gdyby dziewczyna miała kogoś do pomocy obok siebie, bo konie wysyłają tyle komunikatow, że z trudem za nimi nadążamy-trza się porządnie skupić, a to wymaga samodyscypliny i doświadczenia. Trudno jest na początku wszystko ogarnać i stąd problemy. Jesteśmy w biegu, a konie nie mają poczucia czasu, nie wiedzą, że za godzinę mamy autobus, spieszymy się do pracy musimy już jechać a tu ... coś się nie układa i odbierają te nasze emocje, irytacje, niepokoje. Jedzenie nie jest dla konia fetyszem, to nie drapieżnik nie musi zdobywać pożywienia, bo do jakiegoś tam jako zwierze uciekające ma dostęp na okrągło. Jeżeli koń nie jest w fazie zaspokojenia jego poczucia bezpieczeństwa to żaden klikier, marchewka, metoda nie pomoże. "nikt mnie nie zje hock: , bo sprawdziłem praktycznie :twisted: , że mam doskonałego przywódcę-szybkiego, czujnego, silnego, asertywnego, nie kierującego się emocjami"-a sprawdzają nas cześciej niż widzimy-jak ??
Np. stoisz koło konia, czyścisz go albo rozmawiasz z kimś, a on podstępnie :twisted: robi takie malutkie kilku centymetrowe wahnięcie ciałem w twoja stronę-instynktownie jako drapieżnik robisz wahnięcie swoim ciałem od konia 8) i .... to nie był przypadek, przechodzisz pod szyja konia, pozwalasz mu rzucać się do żłobu jak karmisz, karmisz marchewką bez przyczyny bo ..lubisz dopieszczać konika, przestawiać się w boksie, ścigasz jego głowę żeby założyć kantar lub ogłowie, wyrywasz nogę żeby wyczyścić kopyto, tolerujesz kręcenie się przy zakładaniu siodła, wsiadaniu na niego, pozwalasz się wyprzedzać-na jego żądanie itd i itd. Przywództwo nie jest przypisane nam dożywotnio. Nasz podstawowy obowiązek względem koni, to budowanie jego poczucia bezpieczeństwa, szacunku do nas i pomaganie mu (nie żądanie) w zrozumieniu jak w harmonii podążać wspólną ścieżką. Czyli człowiek powinien tyle wiedzieć żeby koniom chciało się chcieć :wink: Dlatego to takie fascynujące zwierzęta.
Próbuję zrozumieć mojego konia, ale czasami nie wiem jak do niego dotrzeć. O ile pod siodłem jest w miarę grzeczny i wykonuje polecenia, tak lonża to koszmar. Doszło do tego, że nienawidzę z nim pracować z ziemi i unikam tego jak ognia Początkowo mieliśmy problemy, wydawało się, że już się uporaliśmy, bo już chodził ładnie na lonży, a wczoraj znów porażka. Wracamy do punktu wyjścia.
Pamir nie respektuje bata. Nic sobie z niego nie robi, nawet jak nim porządnie dostanie (batem do lonżowania mocno nie uderzę,więc z tego, że poczuje nic sobie nie robi). Najprawdopodobniej przy zajeżdżaniu często musiał batem dostawać bo wygląda tak jakby się na niego znieczulił.
Początek lonży jest zawsze dobry, rusza stępem po kole, zakłusuje, przejdzie do stępa, jak poproszę znowu zakłusuje. Jak zmieniam kierunek to zaczyna się koszmar. Koń stoi jak słup i tyle. Ani na głos nie reaguje, ani na bat, ani na ruszenie w stronę jego zadu. Nic.
Mnie już powoli kończą się pomysły, bo jak mam zachęcić konia do współpracy, skoro bat nie jest narzędziem aktywizującym, a mam wrażenie wręcz wstrzymującym. Nawet mocne nim uderzenie, niewiele działa.
Do tego czasem, kiedy przy zmianie kierunku chce się cofnąć, by go posłać na koło, to on cofa się razem ze mną.
Ostatecznie wczoraj zakłusował w tą drugą stronę, ale dopiero jak mój mąż biegł z drugiej strony obok niego. Ale chyba to nie jest sposób.
Ciężko mi ocenić czy robi to bo mu się nie chce, czy czuje jakiś dyskomfort na tej lonży. Jak tak jego obserwowałam, to mam wrażenie, że on nie do końca rozumie o co w tym wszystkim chodzi, a ja już nie wiem jak mam do niego dotrzeć...
Próbowałam biegać z nim, ale on się tak do mnie przykleja i idzie trochę za blisko, a odgonić go nie jest tak łatwo. Czuje się przy mnie zbyt pewnie chyba, a co za tym idzie to chyba nie jest oznaką respektu.
Jedynym plusem wczorajszego dnia jest to że, ani razu nie pociągnął mnie do trawy, bo wyprzedziłam jego myśli. Ale marne to pocieszenie, skoro na lonży wyszło na jego.
Może powinnam na razie odpuścić sobie lonżowanie i zacząć się z nim jakoś bawić? Może takie latanie w kółko go za bardzo nuży i frustruje?
Po wczorajszej nieudanej współpracy nachodzą mnie myśli, że może powinnam mu znaleźć bardziej doświadczonego właściciela, który by wiedział jak do niego dotrzeć, bo ze mną pewnie się męczy. Niestety nie stać mnie na trenera, który by mi pomógł. Poszukam jeszcze osoby, która może by mi pomogła.
Co do tego co napisała Tomira, to jakiś tam poziom szacunku z koniem już wyrobiłam, bo na początku kręcił się przy czyszczeniu, nie można go było wyczyścić w boksie, teraz z tym już nie ma problemu, bo jak chcę, to się przesunie na delikatniejszy nacisk niż kiedyś, stoi przy czyszczeniu i w boksie spokojnie. Są momenty, że i na myjce bywa spokojny. Staram się być czujna na każdym kroku i pokazywać mu co wolno a co nie, ale wciąż jeszcze daleka droga przed nami. Są dni, że jest jak aniołek, są takie, że wracam ze stajni i mam ochotę ryczeć. To trochę frustrujące, bo w jeden dzień coś nam wyjdzie i cieszę sie z kroku naprzód, a następnego cofamy się prawie, że do początku.
Ja na pewno coś robię źle i koń też nie zawsze rozumie o co mi chodzi, nie widzę w jego zachowaniu złośliwości, tylko, że ja już nie mam pojęcia co robię źle. Na początek, pewnie powinnam odłożyć emocje na bok, bo chyba za szybko tracę cierpliwość...
P.S. A może, ktoś z was tutaj by mi napisał jak mam wyrobic szacunek i porozumienie? To znaczy, jakimi metodami pracować? Bo może czegoś nie zrobiłam i teraz to się mści. Polecano mi spróbowanie join-up, ale trochę się boję. Mam o tym tylko wiedzę teoretyczną i bardzo boję się zrobic coś źle...
internet nie jest rozwiązaniem, myślę, że dla was najlepszym rozwiązaniem byłoby znalezienie kogoś na miejscu kto poobserwuje wasze relacje z boku, doradzi, "pogada" z koniem. Magda to czasem jest naprawdę mały drobiazg szybko można konia "odczarować" Nie rezygnuj, na każdego jest sposób. W jakim rejonie konkretnie mieszkasz? może wspólnie kogoś znajdziemy kto podjedzie bezinteresownie ale dla samej frajdy pomocy :wink: pierwsze co mi się nasuwa-wyrzuć bat.
Koń stoi w okolicach Poznania, dokładnie Wiry koło Lubonia.
Też się zaczynam zastanawiać nad wyrzuceniem bata, bo i tak nie działa, ale jak nie bat, to co? To jak stanie możemy tak stać razem i patrzeć sobie w oczy
Ja zastanawiam się nad zrezygnowaniem właśnie dlatego, że nie mam na tyle umiejętności, niestety nie znam za wielu ludzi, którzy mogli by mi przy nim pomóc nie siłowo, a nie stać mnie na trenera i dlatego zastanawiam się, że może nie jestem odpowiednią osobą dla takiego konia.
A może za szybko się poddaje, sama nie wiem
Mam podobną sytuację do Ciebie; uczę się dopiero bezstresowych (nie lubię określenia "naturalnych) metod pracy z koniem i też nie chcę czegoś zepsuć swoją niewiedzą.
Jedna różnica- mi (póki co) wychodzi. I nigdy nie używam bata. Mam to szczęście, że jestem w stałym kontakcie z forumowym Pawłem i bezczelnie korzystam z jego wiedzy i doświadczenia.
Ostatnio zacząłem puszczać Szelkę do pracy zupełnie na golasa. Wprowadzam ją i puszczam absolutnie bez niczego- najpierw odsyłam ją i chodzi w kółko w trzech chodach- jak widzę, że chce się połączyć- zaczynam pracę na kantarze sznurkowym i linie- w trzech chodach z częsta zmiana kierunków; przeplatam to innymi ćwiczeniami (ustępowanie od nacisku, cofanie itp) - Szeliks jest koniem, który szybko się nudzi- cały czas musi się dziać "coś"; najtrudniej jest sprawić, żeby stała (ostatnio zanotowaliśmy półtoraminutowy bezruch); potem troszkę ćwiczeń rozciągających i luz na trawie.
Naturalnym odruchem konia na odesłanie (czyli odgonienie ze stada- a w tym przypadku "stado" to ja i koń) jest chęć połączenia- czyli powrotu do stada. Koń powracający sygnalizuje swoją uległość- najpierw więc potrzebuję ją odesłać, a jak wraca- jest nastawiona na moje przodownictwo w "stadzie" i uzyskuję pozytywną reakcję na swoje polecenia.
Może problemem w Twoim przypadku jest rozpoczęcie pracy w sytuacji kiedy nie jest jasno określone "kto tu rządzi"
Jeśli się mylę- niech ktoś mnie poprawi.
P.S.
niedługo krecimy filmiki z pracy Pawła z Iskrą i mojej z Szelką hock:
Drodzy Forumowicze we Mgle! Zrzućcie się na film Josha Nichola (do kupienia tutaj). W kilka osób można ograniczyć koszt do kilkudziesięciu złotych. Film kosztuje około 180$ i mówi o podstawowej pracy nad skupieniem, rozluźnieniem i zaufaniem. Można do tego filmu wracać na okrągło i ciągle odkrywać coś nowego.
http://www.youtube.com/watch?v=nWBQdqxd4EA --- tutaj jest wstęp do filmu, ale niestety nie znalazłam żadnych wyrywków z roundpenu.
"Nauczysz się:
• Jak pracować z koniem na roundpenie bez użycia siły i wywoływania strachu.
• Jak zrozumieć język jakim posługuje się koń.
• Jak pracować nad umysłem konia, żeby uwolnić jego ciało od oporu.
• Jak efektywna praca z ziemi wpływa na klarowną komunikację z siodła.
• Jak określić pomoce, którymi będziesz porozumiewał się z koniem.
(...)
nauczysz się jak naprawdę dobrze opanować pracę z ziemi, żeby zostać liderem, którego Twój koń potrzebuje."
Polecam bardzo wszystkim zagubionym koniarzom, którzy potrzebują kogoś kto poprowadzi ich za rękę. Jeśli po obejrzeniu tego filmu Magdo nadal nie będziesz wiedziała co robić - wtedy droga wolna, rezygnuj Facet to żaden zaklinacz koni przy pomocy czarodziejskiego patyka, tylko prawdziwy z krwi i kości 'horseman'. Jeszcze raz polecam, z pełną odpowiedzialnością.
Głupio wyszło! Odniosłam się raczej do problemów Magdy i do Twojego ogólnego podsumowania, że "uczę się dopiero bezstresowych (nie lubię określenia "naturalnych) metod pracy z koniem". O. A Josha polecam i tym co są w zupełnym rezonansie i tych co się w swoim rytmie dopiero uczą i starym wyjadaczom. Wszystkim polecam! Pawłowi nawet!
Myśle Marku, że Ty nie bładzisz Ty szukasz i z tego co widziałam i słyszałam, to szukasz w dobrych kierunkach. Fajnie, że Masz pawała "pod ręką", bo taka sytuacja jest wręcz idealna jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów w pracy i porozumiewaniu się z koniem. Drugi, a do tego oświadczony, człowiek z boku to skarb i szansa by nie popełniac niepotrzebnych błędów i nie szukać w ciemno
Jak zdobyć szacunek konia? na poczatek postarać się zdobyć jego zainteresowanie, choć na chwilę, potem dłużej, sprawić by zrozumiał, że przy tobie i z toba jest mu dobrze i bezpiecznie a "olanie" ciebie może nieść za sobą nazwijmy to dyskomfort
Magda W-K. Próbowałam biegać z nim, ale on się tak do mnie przykleja i idzie trochę za blisko, a odgonić go nie jest tak łatwo.To miałam na myśli pisząc o klikerowej nauce "kindersztuby". Pewnie że każdy koń powinien od razu wiedzieć "gdzie jest raz", ale niektóre nie wiedzą, i tyle. Dlatego pierwszą rzeczą jakiej uczą klikerowcy jest często cofanie. Łączy się ono często z ganaszowaniem z przyczyn anatomicznych
Magda W-K. Próbowałam biegać z nim, ale on się tak do mnie przykleja i idzie trochę za blisko, a odgonić go nie jest tak łatwo.To miałam na myśli pisząc o klikerowej nauce "kindersztuby". Pewnie że każdy koń powinien od razu wiedzieć "gdzie jest raz", ale niektóre nie wiedzą, i tyle. Dlatego pierwszą rzeczą jakiej uczą klikerowcy jest często cofanie. Łączy się ono często z ganaszowaniem z przyczyn anatomicznych
Moim zdaniem używanie bata jako straszaka doprowadza do tego, że bez bata koń nie chodzi- widzę to na codzień. Największa panika na stajni- "Gdzie mój palcat?! hock: "
Złe używanie bata do tego doprowadza. Lenistwo ludzi, którzy używają bata nie do wyczulenia konia na pomoce, ale do zastąpienia ich. A istota używania tego narzędzia jest- jak najszybciej nie musieć go używać, nosić go na wszelki wypadek a z czasem wcale.
Natomiast jest on bardzo pomocny w szkoleniu młodych koni, tylko to trzeba z głowa robić. Nie sztuka stać w kółko i non stop wywijać coraz cudaczniejszym bacikiem. Ale jak koń stoi jak mur- można ruszyć go z pomocą (subtelna różnica wobec "za pomocą"!) bata- tzn. użyć prawidłowych sygnałów głosem i gestami ciała, jeśli nie wystarczają, wzmocnić je bacikiem np z szeleszczącą torebką na końcu- i tu ważne, żeby konia pochwalić za to, ze ruszył, że zareagował, że zrobił kółeczko. To konia nie boli a ułatwia mu zrozumienie, co ma robi. Z czasem będzie mniej bata potrzeba, używamy go, żeby koniowi pokazać, czego oczekujemy, nagradzamy, żeby wiedział, że to nic strasznego posłuchać i nawet się opłaca.
Bat i marchewka, może jestem tu tradycjonalistką, ale właśnie takie szkolenie uważam przemawia koniowi do rozsądku. Obserwacje koni w naturze są bezsprzecznie bardzo ważne; wynika z nich także, że konie się nie ujeżdżają nawzajem! I by je ujeździć, trzeba trochę ludzkich sposobów użyć.
[quote="Mazazel szeleszczącą torebką na końcu.[/quote]
Moim zdaniem jest to droga na skróty.
W wyniku której koń uczy się (lub utrwala nawyk) uciekania od różnych szeleszczących dziwadeł a założę się, że zdecydowana większość z nas wolałaby mieć konia który się takich rzeczy nie boi.