Hipologia

Pełna wersja: Język jeździecki
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
No i słusznie uważasz, że należy minimalizować pracę ręki. I masz rację, że nie należy jej nadużywać. Tylko nie rozumiem dlaczego zwracasz się z tym do mnie. Dla mnie to jest oczywiste. Daleka jestem od sprawiania koniom przykrości. I uczę też wszystkich moich uczniów, że jazda ma być nie tylko dla nich przyjemna ale przede wszystkim dla koni.
Krystyna Kukawska napisał(a):należy na koniu zachowywać się z klasą
czyli subtelnie!
Ja bym jednak pozostał przy bardziej tradycyjnym (i dosłownym) rozumieniu tego terminu. Półparada jest działaniem mającym na celu (oprócz zwrócenia uwagi konia) mocniejsze podebranie zadu, wraz z większym lub mniejszym skróceniem kroku. Może być wykonana różnie- poprzez krótkie działanie wodzami poprzedzone (lub nie) sygnałem łydek, poprzez zmianę dosiadu czy krótkie dotknięcie ostrogami . W western, gdzie wymaga się prowadzenia konia na oddanych wodzach taką rolę pełni z reguły krotkie ich nabranie.
Nikt nie napisze jak rozumie pojęcie impulsu?
Tomek napisał książkową definicję półparady, ale dla jeźdźca będzie ona niezrozumiała, bo niby jak wykonać :?: Poza tym nie ma działania ręki, bez działania łydki.
Krystyno
chodziło mi o to że "klasa" jest dla mnie kwestią drugorzędną. Jak kto na koniu wygląda to jego sprawa (oczywiście nie mam na myśli wyglądania niechlujnie). Dla mnie liczy się poziom komunikacji z koniem. Jest bardzo wielu wielkich klasyków którzy na pierwszy rzut oka siedzą po prostu brzydko! Jest wielu świetnych skoczków których dosiad jest delikatnie mówiąc nieelegancki. I w niczym im to nie przeszkadza!

A ze Spahisem się nie zgadzam: dopuszczam działanie samej reki, o ile jest bardzo krótkie i koń sam z siebie mocno idzie do przodu i łatwo się zbiera. Wtedy działanie łydki w półparadzie jest po prostu niepotrzebne.
Dokładneg opisu wykonania półparady nie umieszczam celowo- Nie istnieje jakis jeden, ściśle określony i właściwy sposób i wiele zależy np od stopnia ujeżdżenia konia, rodzaju chodu a nawet sytuacji.
Bardziej jest ważne, czy jeździec rozumie, jakie skutki rodzi jego działanie i czy potrafi je odczuć. Zresztą moim zdaniem prawidłowe wykonanie półparady wymaga od jeźdźca pewnego stopnia zaawansowania i umiejętności precyzyjnego działania pomocami(przypominam, że jesteśmy już na początkowym etapie jazdy w zebraniu). Zbyt wczesne wprowadzanie pewnych działań powoduje więcej szkody niż pożytku, bo jeździec często nie jest w stanie jeszcze prawidłowo ich wykonać i mogą się utrwalić błędy.
P.S. W polskiej szkole jazdy z lat międzywojennych działania wodzy i łydek są bardzo wyraźnie rozgraniczone. Ta zasada obowiązuje i w wojskowych instrukcjach i w podręczniku Królikiewicza ("jeździec i koń w terenie i skoku") i u B.Skulicza(" Ujeźdźenie i skoki") który opisywaną metodę przedstawia jako wypracowaną przez instruktorów CWK. Skulicz mówi wprost o zasadzie"ręce bez łydek i łydki bez rąk" i że "napędzanie konia łydką na zamocowaną rękę musi przynieść w efekcie twardy pysk"
Nigdy nie pisałem o napędzaniu łydką na rękę. Chodzi mi o sygnał, nawet bardzo subtelny. Tylko tyle. To kwestia wyczycia.
tomekpawwaw napisał(a):"napędzanie konia łydką na zamocowaną rękę musi przynieść w efekcie twardy pysk"
Święta prawda. Tylko, że nikt tutaj tego nie postuluje. Powtarzam - to kwestia wyczucia.
Ja myślę że tu jest jedna z pułapek języka jeździeckiego. Bo owszem wyczucie jest ważne i bez wyczucia nigdy nie będzie finezji w jeździe. Ale trzeba umiec ubrać w słowa dostępne dla laika podstawowe pojęcia jeździeckie. Ja tłumaczę, ze ręka i łydka nigdy nie działają jednocześnie. POwinny być to sygnały następujące po sobie. Ich siła i kolejność zastosowania będzie oczywiście różna, dostosowana do sytuacji. Tzn chodzi o działanie wstrzymujące, bo przy działaniu bocznym (np w ciągu) łydka i ręka działają jednocześnie, trzeba jednak bardzo uważać by sobie nie "blokować" konia ręką.
A ja myślę, że problemem jest abstrakcja tej wymiany zdań. Abstrakcja wymuszona. Nikt się nie uczy, a właściwie nie powinien się uczyć jeździć z internetu. Tu jest potrzebna praktyka i właśnie wyczucie, którego trzeba się nauczyć. Nie wystarczy bowiem znać jakie pomoce użyć, ale trzeba znać jak w konkretnej sytuacji ich się używa.

Zgadzam się, że łydka i ręka nie powinny działać równocześnie. Pisząc, że ręce towarzyszy łydka mam na myśli pewną sekwencję - łydka, ręka. A jeszcze lepiej dosiad. I tyle.

Obecna dyskuja bardzo się rozszczepiła na dwa nurty - na same pojęcia i na sposób wykonania. Jeżeli mówimy o pojęciach to i tak raczej nie używamy ich w nauce. Co do tego jak coś powinno wyglądać (półparada, parada) to inna sprawa. Chyba nie na ten wątek.
Ale właśnie chodzi mi o precyzję i jednoznaczność języka którym się posługujemy. Jeżeli początkujący adept jeździectwa słyszy że "nie ma działania samą ręką , bez łydki" to zrozumie to dosłownie
Nie. Dlatego, że to zdanie wyrwane z kontekstu. Przy prawidłowym nauczaniu najpierw krok po kroku tłumaczysz. I krok po kroku wprowadzasz poszczególne elementy. Ucząc jeźdźca, uczysz jednego i nie prowadzisz nauki stosowania ręki nim nie zrozumie i POCZUJE łydki. Wszystko ma swoją kolej.

Jednoczesna nauka kilku elementów to kleska dydaktyczna.

To jeśli chodzi o naukę.
Dobra. A więc mówimy o jeźdźcu który już ma podstawy i komunikuje sie z instruktorem na okreslonym poziomie. I chcemy go nauczyć wykonania półparady. Np w celu uzyskania pewnego stopnia zebrania konia. Będę obstawać przy tym że nie można powiedzieć o jednoczesnym działaniu ręki i łydki, bo zostaniemy źle zrozumiani. Trzeba wytłumaczyć dokładnie jak i kiedy jeździec ma działać, by uzyskać konkretny efekt.
Ok. W takim razzie ja uważam, że powinno się przedstawić sprawę w ten sposób, że łydka ma pierwszeństwo przed ręką. Chodzi bowiem o to, by utrzymać zad w pełnej gotowości i zaangażowaniu. Ręka działa bezpośrednio po łydce, jako pomoc wstrzymująca. Wszystk ma być możliwie delikatne i z zachowniem kolejności. Nie powinno być samej ręki, bo to prowadzi do "wyłączenia" zadu; sama łydka zaś to pomoc popędzająca. Jeździec musi wyczuć subtelność między zachowaniem zaangażowania zadu, a wpędzaniem na martwą rękę. Spotkałem się z poglądem, że można to wykonać poprzez "liczenie" palcami skoków galopu.

I jeszcze co do łydki. Nie pchamy konia! Zachowujemy aktywność zadu w takcie ruchu. Tylko aktywny zad prowadzi do większego zebrania a nie zwolnienia. Chodzi o większe ugięcie stawów skokowych i podstawienie nóg.
No, tak może być. Jak najbardziej.
Następny temat proszę Big Grin
To może cały ten "zaangażowany zad" (czy też aktywny, jak mówi o nim Spahis)? Co oznacza, że koń "angażuje zad"?
To znaczy: ugięcie wszystkich stawów, poczynając od lędźwi, przez co koń tak jakby "wsuwa" zad pod siebie. Miejsce stawiania tylnych kończyn przesuwa się bardziej do przodu, czyli stawiane są one bardziej pod kłodę (tułów) konia. Jednocześnie koń unosi nasadę szyi, przez co cała sylwetka ulega skróceniu.
Bardzo mi się podoba określenie, że zebrany koń jest jak ściśnięta sprężyna. A więc gotów się natychmiast ruszyć szybko i sprawnie w każdym dowolnym kierunku.
Wrzucam zdjęcie mojej kobyły Liberii z pokazów west, na którym widać.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9