Jak przeczytałam tytuł wątku to pierwszą myślą było: DRUKOWANYMI (tzn. jasno i wyraźnie), ale nie
boldem
Przy koniach, które sprawiają wrażenie topornych, łatwo stracić czujność i "zapominać" o dawaniu na początek najdelikatniejszych możliwych sygnałów. Takich, jakie by się chciało mieć docelowo. A jak się takich subtelnych sygnałów nie daje, to nie ma szans, żeby koń zaczął na nie odpowiadać. Bo nie daje mu się okazji. Uczulałabym siebie i właścicielkę, żeby zawsze zaczynać od małego sygnału i w razie potrzeby go wzmacniać. I nigdy przenigdy nie dawać wygody, nie odpuszczać, kiedy koń napiera/zapiera się.
I na początku dawała koniowi czas do namysłu, nie śpieszyła się przesadnie - z fazami, z kolejnymi zadaniami. Nie, żebym miała takie konie za ociężałe na ciele i umyśle, ale ponaglaniem na dzień dobry można takiego konia zniechęcić, zamknąć. Raczej się go tym nie "dobudzi". Najwyżej wkurzy.
To znaczy i zaczynanie od najdelikatniejszych sygnałów, i dawanie czasu, to w sytuacji nauki, a nie awarii czy zagrożenia, kiedy trzeba działać szybko, kategorycznie i skutecznie.
I nie zanudzać, nie przeciągać lekcji. Raz, że to dzieciak, dwa, że typ myślący.
I starać się jak najszybciej włączać właścicielkę w proces. Niech ona robi jak najwięcej. Swoją drogą dobrze wiem, jakie to trudne, kiedy samemu by się coś tam zrobiło sprawnie i bezproblemowo, a tu trzeba oddać wszystko w ręce kogoś, kto się uczy. Ale innej drogi nie ma...