Cześć dziewczyny ze Wschodu i Zachodu.
Wątek dotyczy kursu, który miał miejsce w zeszły weekend w Drzonkowie koło Zielonej Góry. Na nasze zaproszenie przyjechała Monika Damec, polski instruktor Silversand Horsemenship. To australijska szkoła "naturalnych" metod pracy z koniem. Założeniem jest to aby posiąść wiedzę i umiejętności, które pozwolą powodować końmi nie używając przemocy i nie zadając im bólu. Okazuje się to bardzo możliwe i przyjemne dla obu stron. Kurs trwał trzy dni i na tym nie zaprzestaniemy. Mamy wstępny termin na drugi, wczesną wiosną, marzec lub kwiecień.
Tak relacjonowała przebieg kursu koleżanka Kasia z Poznania (mam nadzieję,że nie masz Kasiu nic naprzeciw, że to skopiowałam z Twojego
http://wharmoniizkoniem.ning.com/ :?: ) ,
'' Po pierwszym dniu kursu Silversand w Dzonkowie, jestem bardzo mile zaskoczona.
Bardzo miła atmosfera, kompetentny instruktor, fajne warunki.
Dzisiaj podstawy: uczenie konia szanowania mojej strefy, oswajanie z bacikiem, skupianie na sobie uwagi, przechodzenie przez różne niebezpieczne przedmioty typu firany, folie, flagi.
Konie różne, jedne szybko się oswoiły z nowymi warunkami i stawianymi im wymaganiami, innym zajęło to więcej czasu, ale reasumując bardzo pozytywnie.
Gorąco polecam takie zajęcia, każdy na pewno znajdzie coś ciekawego.
Jest to bardzo ciekawe doznanie i spojrzenie na świat koni i ludzi.
Mile zaskoczył mnie fakt, że nikt nie powiedział złego słowa o jeździe na wędzidle, skokach czy ujeżdżeniu. NIkt nie robi z siebie wszystko - więdzącego. Każdy się uczy, tak uczestnicy jak i instruktor.
Zobaczymy co będzie jutro.
Na pewno nie będzie to mój ostatni pierwszy dzień na tego typu kursie....
Dzisiaj po drugim dniu :-))))))
Nadal jestem mile zaskoczona.
Cały dzień na szkoleniu, najpierw teoretycznie, później praktyka na hali.
Teoria bardzo fajna, dużo przykładów jak szkolić konie, jak z nimi pracować, żeby były zadowolone. Stworzyliśmy zestaw "Złotych Myśli" czyli takich kluczowych kwestii na które należy zwrócić uwagę.
Wiecie mówic można wiele, ale tak naprawdę nigdybym nie przypuszczałam, że można konie tak szybko przekonać do nowości jakie im się funduje.
Monika prowadząca kurs, jest osobą niespotykanie łagodną, a jednocześnie strasznie stanowczą. Nie widziałam jeszcze nigdy kogoś kto tak fantastycznie radzi sobie z końmi. Jak tylko podchodziła do jakiegokolwiek z czworonożnych uczestników natychmiast widać było jego zainteresowanie i chęć pracy. Cierpliwie tłumaczy nam jak pracować i przekonywać nasze konie, żeby chciały zrobić coś dla nas. Słucha naszych pytań wręcz się ich domaga. Używa bardzo ciekawych stwierdzeń typu: "O, własnie koń spojrzał na mnie uchem". Mówi do nich delikatnie ze spokojem. Bardzo ciekawe podejście, które przynosi niesamowite efekty w stosunkowo szybkim czasie.
Dzisiaj przerabialiśmy:
1. Cofanie
2. Odangażowanie przodu
3.Wygięcie szyi
4. "Zmiana Oka"
5. Wprowadzanie konia do przyczepy
6. Zwroty na przodzie i zadzie
Wszystkim poszukującym skutecznych, bezpiecznych i przyjemnych metod i sposobów obcowania z koniem gorąco polecam ten kurs.
Miło było, ale sie skończyło :-( Wszystko co dobre szybko się kończy :-) dzień trzeci:
Tak czy inaczej wczoraj mieliśmy ostatni dzień zajęć na kursie Pani Moniki Damec.
Wczoraj udoskonalaliśmy wcześniej wprowadzone elementy, ale równiez dodane zostały labirynty z drągów leżących na ziemi pokonywane przez konie zarówno przodem i jak i w tył. Wykorzystywano przy tym ćwiczeniu takie zagadnienia jak:
1. cofanie
2. odangażowanie przodu i zadu
3. prezycyjne prowadzenie nóg konia
4. zatrzymania
Pani Monika powiedziała, że tylko wtedy będziemy mogli bezpiecznie jeździć przy użyciu kantarka sznurkowego jak ćwiczenie "zmiana oka" nasz koń będzie wykonywał swobodnie we wszystkich chodach.
Uczuliła nas również na to, że to My powodujemy naszymi końmi, sprawiamy, że chcą z nami pracować. Nasze nastwienie jest najważniejsze - niby same oczywiste kwestie, ale przy okazji powiedziała również, że każdy z nas jest wstanie nauczyć tego swojego konia. Dała nam zastrzyk wiary w nasze umiejętności, ale jednocześnie uczuliła na kwestie cierpliwości, stanowczości.
W moim odczuciu sprawiła, że uwierzyłam w siebie. Nie ważne na jakim poziomie jest Wasze jeździectwo poznanie tych metod pomoże w zrozumieniu konie, ale również ciemnych zakamarków naszej ludzkiej osobowości.
Zaproponowała nam budowanie schematów kolejnych lekcji w glowie jeszcze przed spotkaniem z koniem. W moim przypadku to się nardzo sprawdziło.
Wczoraj leżąc w łóżku miałam gonitwę myśli, nie wiedziałam od czego zaczać, na czym skończyć? Jak przeprowadzić nasz trening tak, żebyśmy oboje nie byli zawiedzeni. No i po chwili zastanowienia ustaliłam cel nadrzędny jakim było osiągnięcie odpowiedniego tempa podczas pracy w stępie i kłusie. Potem do ogólnych zamierzeń dopasowałam odpowiednie ćwiczenia (praca na lonży po całym placu, ćwiczenie zatrzymania, zmiana tempa wolniej, szybciej, stęp, kłus; cofanie) Przemyślałam każdy krok jaki wykonam na placu, ale również wszystko co będę próbowała od momentu wejścia do stajni czyli:
1. przygotowanie sprzętu (siodło, kantar sznurkowy, lonża, ogłowie, jeden bat, szeleszcząca foliowa torba, skrzynka ze szczotkami)
2. Pójście na wybieg po konia - dzisiaj Nygus jakby obrażony tym, że przyszłam do niego dopiero po trzech dniach nie chciał do mnie podejść, słuchał mnie, patrzył, ale ani drgnął - prawdziwy foch. Nie zrażona ukicnęłam i cierpliwie czekałam, oczywiście mój mądry koń to wynagrodził i podszedł do mnie)
3. W stajni przed czyszczeniem wygłaskałam go całego od kopyt po czubek ucha
4. Wyczyściłam
5. Odczulałam przy użyciu wcześniej przygotowanej szeleszczącej torebki, w nagrode poczęstowałam marchewkami :-)
Po raz pierwszy wykonywałam wszystkie te czynności bez przywiązywania Nygusa, oczywiście nie stał jak słup soli, ale ja byłam bardziej cierpliwa i umiałam wpłynąć na niego w ten sposób, że jego chodzenie ustało i w końcu spokojnie stanął.
6. Osiodłałam
7. Na placu najpierw praca na lonży, chodzenie po całym placu oczywiście na kantarze sznurkowym z siodłem na plecach (Nygusa :-))))))))))))))) ćwiczenia wg wcześniej ustalonego planu.
Dość szybko uzyskałam uwagę Nygusa, stęp ok, kłus tez fajny, zatrzymania takie sobie, ale jak na niego to i tak bardzo dobre, cofanie do przyjęcia, ale bez fajerwerków. Tak czy inaczej uzyskałam najważniejsze - skupienie uwagi konia na sobie i założone tempo poszczególnych chodów.
Założyłam ogłowie i wsiadłam.
Tylko po parę okrążeń placu w stępie i kłusie no i fajny galop w obie strony na dobre nogi.
Reasumując: niby nic nowego, ale wszystko z właściwym spokojem, tempem bez nerwów i batów.
Jeszcze tydzień temu nie mogłam zachęcić mojego konia do pójścia do przodu dzisiaj po delikatnym przyłożeniu łydki następowała wyraźna zmiana tempa.
Oczywiście na ten efekt składa się wiele elementów: wypoczęty koń, pracowała na nim Marta, ale mimo wszystko wydaje mi się, że przede wszystkim zmieniłam swoje nastawienie, uwierzyłam w siebie i w niego.
Dziękuję Moniko :-))))))) "
Dzięki Kasiu, wszystko pięknie zrelacjonowałaś.
Nie mogę doczekać się zdjęć i filmów :!: :!: :!:
Pozdrawiam. M.