Mi też wet powiedział, że mam spokojnego konia. Sama byłam zdziwiona, bo podczas pierwszego badania na tranzelce, lataliśmy po całej stajni, a pół roku później na kantarze staliśmy spokojnie przy podawaniu 3 zastrzyków
Jak to Cejloniara gdzieś ładnie opisała:
- jest dobre, ładne koniarstwo,
- i złe.
Co Wam ten
natural tak przeszkadza? Ja to widzę uczulenie na słowo
Natural horsemanship - takie określenie rozpropagował Parelli. Zresztą największym "apostołem" naturalu jest też dr R.Miller. To określenie powstało, aby przeciwstawić się brutalnemu zajeżdżaniu koni w Ameryce, zresztą pierwszym "zaklinaczem", który pokazał "nowe", "naturalne" metody światu był Monty Roberts, który przeciwstawił się swojemu ojcu.
Nie jest to jakaś nowa metoda, większość "systemów" powstała głównie w oparciu na metodzie kalifornijskich vaqueros (której początki znajdziemy w Maroku, poprzez Hiszpanię i Meksyk trafiła do Kalifornii), ujeżdżających swoje konie, najpierw na halterku z bosalem, a potem przestawiających konie na spade bit. Co to jest spade bit? Cóż, wygląda jak narzędzie tortur i w rękach przeciętnego klasyka mogłoby być brzytwą, jednak vaqeuros używali tego kiełzna "telegrafując" koniowi po wodzy sygnały. Zero sztywnego kontaktu. Te konie były najbardziej czułymi na pomoce jeździeckie końmi na świecie. Ujeżdżanie ich trwało wiele, wiele lat, zanim się takie stały. I nie chodziły klasy N w wieku sześciu lat. Ale w wieku 10 były podobno niesamowite. Niestety metoda nie była pozbawiona brutalności. Amerykańscy zaklinacze zapożyczyli od vaqueros to co najlepsze w tym systemie. Ale po części niestety zrezygnowali także ze spade bit (tradycja podobno wymiera). A może to i dobrze, żeby nikt za stodołą tego nie naśladował?
A praca z ziemi? Czy ta praca z ziemi jest taka straszna? Klasycy w Europie również pracują z ziemi. Przykłady potrzebne? A kliker? Też szkolimy z ziemi.
Marchewkowy bacik jest taki straszny? Jeżeli komuś "natural" kojarzy się tylko z Parellim, to proponuję zaczerpnąć trochę wiedzy. Poznać inne systemy - ANH, SH, Monty Roberts'a, DUH. I wtedy wydać opinię co jest lepsze. I czy natural jest taki straszny.
Ja sama nie przepadam za pewnymi aspektami niektórych systemów. Ale to moje "ale" i nie zamierzam się z tym dzielić
Tak jak klasycy nazwali się klasykami, dlaczego więc "naturalsi" nie mogą się jakoś nazywać? Nie rozumiem tego.
R. Miller pisze, że natural jest to bardzo dobra nazwa, ponieważ szkolenie naturalne opiera się na naturalnym dla konia języku. Mowie gestów. Ale to tylko słowo. Umowne słowo. Zresztą dobra klasyka również opiera się przy szkoleniu na takim języku. Ale się nazywa Klasyka. I tyle.
A wypowiadanie się o naturalu, w kontekście paru panienek machających carrot stickiem jest trochę nie na miejscu. Bo nie każdy carrota używa w ten sam sposób. Tak jak nie każdy używa wędzidła w ten sam sposób. Jedni mają delikatną rękę, a inni zaciągają konia na pysku. Ale czy wędzidło jest złe? Nie.
Każdy szkoli konia inaczej. I nie rozumiem, czemu jedno szkolenie miało by być najnajnajlepsze, a inne już nie. Są różni ludzie, różne szkoły, różne metody, różne KONIE. Nie każdej parze będzie pisany kliker
I nie każdy ma ochotę postępować wg metody kawaleryjskiej z zegarkiem w ręku odliczając sekundy na stęp (za co wielki respekt dla Spahisa). Jak mówi Monika Damec (instruktorka Silversand), nie każda metoda jest dobra dla każdego konia.
Rozmawiałam też kiedyś z moją vet do spraw masażu
Opowiadała, że spotkała parę koni, które "posypały się psychicznie" w klasycznym treningu u bardzo znanych trenerów. I miały problemy z aparatem ruchu. I nie wiadomo, czy aparat ruchu zepsuł się w wyniku stresu psychicznego czy to stres przyczynił się do usztywnień. A może w wyniku usztywnień posypała się psychika? Nie wiadomo jaka była kolejność. Podobno jednej dziewczynie i jej koniowi pomógł natural i po jakimś czasie dziewczyna ta cieszyła się, że może chociaż kłusować na swoim koniu (bo jej koń odmówił już jakiejkolwiek pracy). Przy czym moja vet nie jest orędowniczką naturala. Nie namawia, nie zakazuje. Po prostu stwierdza.
A marchewkowy bacik to ulubione narzędzie w mojej stajni do lonżowania i pracy z ziemi. U "klasyków"
Co przyjdę do stajni to ktoś gdzieś wynosi mój "naturalny" sprzęt, mimo że się odżegnują od pracy "naturalnej". I mimo, że zerkają czasem na mojego konie z rozdziawioną... buzią. A mój koń też nie jest jakimś cudem natury (no dobra, cudem natury jest
i nie piaffuje na zawołanie i ja nie jestem super trenerem. W ogóle nie jestem trenerem. Jestem po prostu dziewczynką bawiącą się ze swoim koniem.
Zresztą nazwijcie to jak chcecie, ale najważniejsze, że mój koń mnie lubi. I przestał mnie terroryzować, co robił na początku naszej znajomości. A zresztą nie tylko mnie terroryzował, tyle że to ja musiałam z nim najwięcej robić. Ja po prostu nie miałam żadnego nigdy przykładu na pracę z ziemi oprócz lonży. Jedyne co jeszcze znałam to przyuczanie do chodzenia na uwiązie i podawania kopyt (którego sama siebie i konia nauczyłam w wieku 13 lat). I spacery. Nikt mi nie pokazał pracy z ziemi, bo nikt jej nie stosował w stajniach, w których się wychowałam. A więc czy to bardzo dziwne, że kiedyś sięgnęłam do Monty'ego a teraz do innych "metod naturalnych"? Chciałabym się na przykład nauczyć systemu pracy z ziemi jaki stosują w Hiszpańskiej Szkole Jazdy, tylko czy jest jakiś film instruktażowy? Sięgam po to co jest i z radością też czytam Instrukcję Ujeżdżania. I przez te Wasze rozważania po raz kolejny zadaję sobie pytanie, kim jestem? Klasykiem? Naturalsem? Klikerowcem? Hybrydą? Na szczęście nie obchodzi mnie to aż tak bardzo, bo chcę być tylko przyjacielem Siwka
I nie wiem skąd powstają mity, że w klikerze uczy się czego chce, a w naturalu idzie się "drogą". Drogą to się idzie jak ma się klapki na oczach i nie potrafi się skręcić w jakąś inną ścieżkę, może ciekawszą
I dlaczego półsiad nie jest naturalny? I dlaczego naturalsi są westowcami? Ja w ogóle nie mam pojęcia o co chodzi w tych wszystkich zarzutach 8) To wygląda na sytuację, gdzie przeczytanie Instrukcji Kawaleryjskiej jest cool, klikanie jest ekstra, a poznanie innych metod, zwłaszcza naturalnych jest... źle widziane w towarzystwie. A niektórzy tylko mają jakiś tam "obraz".
Na przykład Ania Guzowska poznała (z tego co mówi) te metody i wybrała to co jej pasuje. Ja też. I to na co mnie stać. Stać mnie na linę i kliker (resztę przeżera Siwek futrowany smakołykami, witaminami, etc.) Ale gdybym mogła pojechać z koniem do Academic Art of Riding i trenować z Bentem Branderup'em to bym nawet swoją duszę sprzedała
Ale się rozpisałam. A teraz mnie pewnie zjecie