Zedytowałam trochę posta, wobec spojrzenia dwudniowego na konferencję
- na końcu dodaje spostrzeżenia z drugiega dnia.
Na pierwszym dniu konferencji - ciekawym i pouczającym w wielu kwestiach, choć w paru miejscach dla mnie kontrowersyjnym, zadałam zadałam pytanie o klikera - a własciwie o nagradzanie koni jedzeniem - kliker jako metoda, był dla mnie poparciem tego, że dawanie jedzenia działa - oraz to, że konie w naturze wcale nie mają trawy pod nosem, jak pan doktor(który swoja drogą miał ciekawy dla mnie wykład) twierdził, tylko chodzą po 40km dziennie w poszukiwaniu jedzenia - czyli tak jak drapieżniki nie mają jedzenia zagwarantowanego, jeśli sobie go nie znajdą - dlatego nagradzanie ich pożywieniem jest tak skuteczne, jak w przypadku nagradzania np psów). Pan mi w odpowiedzi dał jakiś dziwny argument(choć powiedział coś ciekawego o motywacji tła, co chętnie spradzę - edit: coś w tym jest. Ważny jest tez fakt, że w klikerze sesje są bardzo krótkie - przy dłuższych sesjach motywacja znika - tak więc jedzenie nie motywuje konia na długo). Odniosłam wczoraj wrażenie, że pan doktor nie rozumie istory klikera - że jest on markerem - bo potem pan doktor do mnie podszedł i mówił coś o wadach systemu kar i nagród, nie wiedząc chyba, że w klikerze nie karze się. Dziś jednak intruktorka MR wydawala się wiedziec na czym polega kliker. Bo np ten doktor pomimo, że mówił o warunkowaniu instrumentalnym na wykładzie, chyba jakoś niedowierzał metodzie klikerowej. No ale to właśnie tak jest - pan uznał, że jedzenie jst tylko motywacją tła, więc nie może być tak, że w klikerze tylko ono działa i że nie stosuje się tam też kar. Mówił mi też o sytuacjach gdzie nie można zastosować ani kary, ani nagrody - jak koń odmówi skoku i że w takiej sytuacji kliker by nie działał - a ja uważam, że by działał - jak koń się zatrzymuje nie ma nagrody - skoczy - klik i nagroda - proste i skuteczne. Niestety nie miałam jak z nim dalej porozmawiać, bo trwała dyskusja na sali i ciężko było rozmawiac szeptając(kolejny edit: teraz trochę lepiej rozumiem o co chodzi z tą motywacją tła, on jednak miał trochę racji
).
Poza tym jednak ów doktor miał bogaty i interesujący wykład(choć było kilka kwestii, które chętnie bym poruszyła, bo nie byłam pewna czy to co ja wiem z psychologii jest właściwe, czy to co mówi pan doktor - np przy referowaniu praw Yerksa-Dodsona, no ale pozostaje mi te kwestie sprawdzić samej).
Za to wcześniej mieliśmy pseudonaukowy wykład jakiejś pani doktor, która np. bardzo dziwnie przedstawiła czym są teorie temperamentu i osobowości i opisała nam, że konie mają osobowośc(i że kazdy z koni ma jedną z czterech
angwinik, choleryk, itd - wiecie o który model chodzi). Nie wiem skąd to wzięła, nie popierała swoich tez zadnymi argumentami, opowiadała o teoriach, z których dawno nikt nie korzysta, więc co chwila miałam ochotę coś wtrącić - dobrze, że to był wykład, to nie miałam okazji
Pokazywała nam też zdjęcia, które interpetowała totalnie dziwacznie, wg tego co miała w głowie. Za to widać było, że konie lubi i darzy szacunkiem i umiała to przekazać - tę jaką taką sympatię do koni.
To, co mówił po niej wspomniany przeze mnie doktor było bardziej podpierane wiedzą naukową, przez co dla mnie bardziej wartościowe.
Wykład p.Tomaszewskiej(tej reprezentantki Monty'ego - mam nadzieję, że nie mylę nazwiska) był za to bardzo romantyczny, ciekawy, mądry w załozeniach i bardzo piękny - tylko dla mnie trochę śmieszny wobec tego, że Monty pracuje z końmi wyścigowymi - czy ona z odsadkami, które potem idą na aukcje i na tory - bo co z tego, że ona szkoli te konie tak ładnie i pozytywnie, skoro one potem trafiają na tory, gdzie są bite i szarpane, bez zadnego zrozumienia? Dla tych koni to chyba jeszcze gorzej - najpierw zaufają człowiekowi, a potem łamie się im serca - czy wiarę w to, czego uczyły się przez pierwsze lata życia. A nawet jakby koni wyścigowych nie bito - to jazda na dwu czy trzylatkach to okrucieństwo i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej - 2 latki to dzieci!! Pomaganie w rozkęcaniu tego biznesu poprzez szkolenie koni naturalnymi metodami nie jest dobre.(Edit - z drugiej strony, może szkoląc ludziom konie metodami naturalnymi przekona się chociaż część z nich, że np nie powinni dawac konia na tory, bo tam będzie mu źle. Albo sprawi, że chociaż codzienne treningi na torach bedą mniej okrutne...bo jakoś do tych 'tradycyjnych trenerów' trzeba docierać. Poza tym jest cała rzesza ludzi, którzy ze sportem nie mają nic wspólnego, a dzięki MR poznali drogę, dzięki której mogą porozumieć się ze swoim koniem, w sposób dla niego zrozumiały).
Także na pewno filozofie join-up można sobie zastosować z powodzeniem, byle nie spieszyć się tak jak podczas pokazów. Jest ona mądra z załozenia - ale złe jest to, do czego służy niektórym ludziom, którzy się nią posługują. Ale dlatego ja nie bardzo akceptuje Montyego - choć warto jego załozenia znać i z nich nawet korzystać, włączając w to swoje ktytyczne przemyślenia. Ja z wielu rzeczy o których była mowa nieświadomie korzystam, zresztą te rzeczy się przewiają przez wszystkie naturalne metody.
Jestem bardzo ciekawa jak to jest z książka ojca Monty'ego, który stosował te metody i je pierwszy w niej opisał, a Monty go zniesławił i je sobie przywłaszczył(podobno, nie mam 100% pewności). Ale nie chodzi przecież o to by to bez sensu oskarżać kogoś o kłamstwa, więc nie poruszałam tej kwestii, to nie moja działka - szczególnie, że książki ojca nie czytałam(ale będę próbowała do tego dotrzeć, bo chce poznac prawdę). Ale mi w sumie nie potrzeba wiedzieć czy on kłamie w swojej autobiografii - ważne dla mnie jest to, jak MR szkoli konie - z jednej strony to szkolenie pozytywne - z drugiej strony te koniki trafiają na tory i do sportu, do ludzi którzy MR nie podążają....
Myślę, że niie warto z załozenia odrzucać tego co mówi MR(a co ja przed konferencją zrobiłam) - można z częścia rzeczy się nie zgodzić, ale warto najpierw poznac te metody, mnie w paru miejscach mile zaskoczyły. Może MR tego wszystkiego pierwszy nie wymyślił i nie pierwszy opisał( a nawet na pewno, co podkreślił pan Wojtek na podsumowaniu), ale jednak są w tym wartościowe rzeczy, jak choćby mowa jezyku ciała koni, mowa o ich psychice, emocjach, isntynktach, zachowaniach adaptacyjnych itp. Dzięki temu, że MR sie dobrze sprzedał w Europie zwrócił uwagę wieli ludzi na to, że ich konie nie są maszynami czy przedmiotami - to ważne, nawet jeśli byłby kłamcą i stosował swoje metody na koniach wyścigowych, które cierpią. Nie trzeba przeciez robić tego co on, ale można zgodzić sie z jego teoretycznymi załozeniami i przełożyć je na własne postępowanie wobec konia, nie wysyłając go na tory
Co do 2 dnia - podobało mi się ładowanie do przyczepy i odczulanie na kijka(konia, którego znałam - nie chciałam już sie wtrącac przy właścicielach, ale wiem jak ten koń był zajeżdzany i nie dziwię się, że to taki wypłoch i bał się kija).
Nie udało się wprowadzić konia do przyczepy, który nie wchodził i ciesze się, że nie próbowano go załadowac za wszelką cenę - to było pouczające, że nawet jak ma się pokaz i powinno coś pokazać, to nie warto robic nic na siłę, jeśli koń nie jest gotowy na wejście do środka.
Natomiast nie podobało mi się zajeżdżanie młodej klaczki - była zdenerwowana, kwiczała ze strachu i w ogóle - nie trzeba było jej tak stresować, po to by wsadzic jeźdzca - owszem, błyskawicznie się odczulała, ale po co ją było tak stresować jak można to rozwlec w czasie i zrobić spokojniej i koń tez byłby odoczulony- potem pani mówiła, że rzeczywiście powinno się to robić wolniej, ale ona to pokazała na potrzeby pokazu - ja teraz sobie myślę, że moze oni powinni pokazywac zajeżdżanie na doświadczonych koniach? A na młodych pokazywać tylko np, że na pierwszej sesji się zakłada samo siodło, bez dopinania popręgu i wsadzania jeźdzca szczególnie, jak koń jest przerażony.
O lonżowaniu było, że koń na jednej lonży jest krzywy - ale ona miała dwie i koń też był krzywy
Inna sprawa, że ma rację, że pewnie łatwiej na dwóch wypracować prawidłową postawę. W sumie to ona nie upierała się przy lonżowaniu na 2 linach - przyznała, że o lonżowaniu na lonzy pojedynczej wie mało, także nie miała zdania, ze np lonża pojedyncza to zło - przedstawiła co myśli MR, ale nie mówiła co ona o tym myśli tak naprawdę - w sumie to dobrze, jeśli ma małą wiedzę z tego, przynajmniej nie udawała niczego.