Ja mam konia, który do zabiegów weterynaryjnych podchodził z histerią(no ostatnio jest duuużo lepiej, bo zaczęła mi ufać, ale bywało strasznie!naprawde każda jej rana powodowala u mnie ciężki stres). Jak miałam np jej posmarować nogę czy jakąś ranę to robiłam tak(opisze jak mogłabyś robić z tym koniem, co opisywałaś):
załóżmy, że chcesz zrobić lewą przednią nogę. Przywiązujesz dość krótko konia z prawej strony (np na korytarzu jeśli jest wąski albo w roku boksu) i stawiasz go blisko ściany, a z lewej strony kantara zapinasz drugi uwiąz i przewlekasz go przez kratę(czy coś podobnego) z drugiej strony korytarza(boksu) i trzymasz go w ręku(musi być długi). Wisi on luźno i próbujesz posmarować(zawinąć, cokolwiek) nogę. Kiedy koń zaczyna łazić, wściekać się, itp(mój stawał dęba, więc robiłam to w rogu boksu i wieszałam na ścianie jakis koc, żeby sobie nóg nie obiła o ścianę) - kiedy się wścieka napinasz lewy uwiąz i starasz się przekazać koniowi, że chcesz by stanął. Ważny jest spokój i jakieś spokojne słowa skierowane do konia. Jak koń się uspokaja, to luzujesz uwiąz i nagroda i znowu próbujesz zrobić coś z nogą i tak w kólko.
Za pierwszym razem, gdy chciałam mojej koni posmarować tym sposobem ranę na nodze(akurat tylej wtedy, to było długi czas temu) trwało to 40 min - ważne jest, aby ani razu się nie zdenerwować i by mieć czas dla konia - dać mu przemyśleć sprawę, pokazać że nic się nie dzieje, że chce się tylko stania, na nodze która robisz - to jedyny wymóg wzgledme konia), ale jak stracisz cierpliwośc np po 30 minutach i nakrzyczysz na konia, to całość pójdzie na marne. Ja zawsze stosuję z Branką te metodę i już nawet przy skomplikowanych operacjach przemywania ran nie zajmuje mi to więcej, niż 2-3 minuty. Ważne jest tez by nie robić tego przy tłumie gapiów - ja jak miałam coś z Branką robić to tak by było mało ludzi w stajni, bo to ją dodatkowo stresowało. No i żebym ja nie wkurzyła sie na nią(wtedy jeszcze nie miałam do siebie zaufania i bałam się, że chęć pokazania, jak świetnie umiem zapanować nad swoim koniem weźmie górę, nad rozumem i dobrem konia)
Dzisiaj przykładowo Brance przemywałam coś grzybopodobnego(ma jakieś zmiany na skórze i stajenny wet mi dał środek do mycia tego) i nawet jej nie wiązałam - lekko skuliła uszy, zaheblowała sobie po kracie, ale grzecznie stała - ale to trwało miesiące, żeby ona dała sobie cokolwiek przemyć, dotknąć gabką czy watką z jakimś płynem. To jest oczywiście też kwestia ogólnej pracy z koniem, moich ostatnich zabaw w jazdę na sznurku i w ogóle zmiana podejścia do niej. Ale myślę, że moja metoda wiązania była dośc skuteczna, choć obecnie z Branka staram sie robic wszystko bez wiązania - ale do tego potrzebna jest odowiednia relacja z koniem(u mnie i tak jest ona jeszcze bardzo krucha). Także wiązanie jest skuteczne pod warunkiem, że robi się to ze spokojem i dba o to, by koń się nie bał samego wiązania - nie wolno go szarpać, krzyczeć, wiązać za krótko - nie chodzi o to, by konia unieruchomić, ale o to by łatwiej skontrolować i czytelnie pokazać mu, czego się wymaga - stania w miejscu i żeby zminiejszyć ryzyko kopnięcia. Ja zawsze Brance dawałam zobaczyć co robię, jednocześnie uważając by nie stanęła dęba za wysoko i w ogóle - skompliowane to było. No, ale mój koń był dość "wyjątkowy" pod tym względem(przeze mnie i przez bardziej negatne doświadczenia zanim ją kupiłam), jak miałam jej kopyta wkoło głowy, to nie było siły, żeby z nią inaczej coś zrobić, bo by mnie stratowała(przynajmniej wtedy, bo nie znałam żadnych szół naturalnych i innych podejść bez użycia siły itp. jeszcze - bo to, co opisuje robiłam po zmianie starej stajni na obecną i postanowieniu, że nie będę sprawiać cierpienia mojej koni więcej - bo w starej prawie wszystko było na siłę
).
Bez cierpliwości nie ma szans na sukces, ja już wielokrotni tego doświadczyłam i myślę, że każdy "prawdziwy" koniarz także.