01-07-2008, 10:21 PM
Gniady jest w moim posiadaniu od niedawna a dokładnie od lata zeszłego roku.
Niestety na samy początku naszej znajomości przydarzyła mu się kontuzja tak więc sporą część czasu jaki już upłynął straciłem na leczenie ale to już temat na inną historię.
Ostatnimi czasy zaczeliśmi powracać do normalnej pracy niezbyt może intensywnej ale możemy już przynajmniej pracować we wszystkich podstawowych chodach.
Chciałem trochę urozmaicić nasze zajęcia i rozpocząłem próby lonżowania. I tu pojawił się problem. W lewo OK. Jest spokojny zmienia chody na komendę w górę w dol. Może nie natychmiast ale bez nerwów i szarpania. W prawo „zapomnij” gdy tylko znajdę się przy jego prawej strony robi się nerwowy, staje kuli uszy i omawia kroku naprzód. Nie daje się wysłać na koło. Po prostu staje zdenerwowany i nic. Pierwszy raz zaobserwowałem to jeszcze w poprzedniej stajni gdzie go kupiłem. Chciałem wtedy po prostu popatrzeć jak się rusza czy nie znaczy chorą nogą. „on zawsze miał problem z tą stroną a poza tym mało chodził na lonży” - tyle się dowiedziałem. Wtedy po prostu odesłałem go zdecydowanie na koło pomagając sobie batem. Owszem poszedł ale nerwowo. Zaraz na początku odpalił galopem. Widać było że jest to dla niego sytuacja bardzo stresująca. Jakoś tak coraz bardziej pluję sobie w brodę że poszedłem wtedy na rozwiązanie może zbyt siłowe.
Mój pomysł na rozwiązanie tej sytuacji:
1. Wyeliminowałem wędzidło i zaczynamy na kantarze. Chodzi mi o to by ból wynikający ze stosowania wędzidła przy próbach szamotania się z jego strony nie powodował jeszcze większego urazu.
2. Wyeliminowany bat. Tzn. przy lonżowaniu w lewo przyzwyczajam go do jego obecności ale żadnych gwałtowniejszych ruchów. Czasem dotykanie batem gdy stoi. Niech widzi że to go nie zje i że nie mam zamiaru go uderzyć.
3. Chwalenie i nagradzanie za to co robi dobrze. Brak łajania. Chcę by było w tym jak najwięcej elementów dla niego przyjemnych - pozytywnych.
4. Po kilku kółkach w lewe zmiana kierunku tyle tylko że jest to takie bardziej oprowadzanie w prawo. Przyzwyczajam go do tego że jest przypięty do lonży a ja jestem z prawej strony. Początkowo był nieufny i dalej jest ale jest już coraz lepiej. Dzisiaj doszedłem do tego że mogłem przy takim oprowadzaniu zmienić rękę trzymającą lonże z lewej na prawą obrócić się do niego frontem i dalej oprowadzać w ten sposób idąc bokiem. Z początku był nerwowy ale chwaliłem ile wlazło nagradzałem i jakoś się przełamywał. Przynajmniej uszy zamiast skulone do tyłu były coraz częściej ustawione do przodu.
Pytanie: Co o tym sądzicie? Czy mam szansę posunąć się w ten sposób do przodu?
No i jeszcze jedna bardzo ważna informacja: jestem bardzo początkującym koniarzem a tak dokładniej to swoją przygodę z koniarstwem rozpocząłem wczesną wiosną zeszłego roku. Wałach ma 7 lat. Chodził jak to się mówi w sporcie.
Niestety na samy początku naszej znajomości przydarzyła mu się kontuzja tak więc sporą część czasu jaki już upłynął straciłem na leczenie ale to już temat na inną historię.
Ostatnimi czasy zaczeliśmi powracać do normalnej pracy niezbyt może intensywnej ale możemy już przynajmniej pracować we wszystkich podstawowych chodach.
Chciałem trochę urozmaicić nasze zajęcia i rozpocząłem próby lonżowania. I tu pojawił się problem. W lewo OK. Jest spokojny zmienia chody na komendę w górę w dol. Może nie natychmiast ale bez nerwów i szarpania. W prawo „zapomnij” gdy tylko znajdę się przy jego prawej strony robi się nerwowy, staje kuli uszy i omawia kroku naprzód. Nie daje się wysłać na koło. Po prostu staje zdenerwowany i nic. Pierwszy raz zaobserwowałem to jeszcze w poprzedniej stajni gdzie go kupiłem. Chciałem wtedy po prostu popatrzeć jak się rusza czy nie znaczy chorą nogą. „on zawsze miał problem z tą stroną a poza tym mało chodził na lonży” - tyle się dowiedziałem. Wtedy po prostu odesłałem go zdecydowanie na koło pomagając sobie batem. Owszem poszedł ale nerwowo. Zaraz na początku odpalił galopem. Widać było że jest to dla niego sytuacja bardzo stresująca. Jakoś tak coraz bardziej pluję sobie w brodę że poszedłem wtedy na rozwiązanie może zbyt siłowe.
Mój pomysł na rozwiązanie tej sytuacji:
1. Wyeliminowałem wędzidło i zaczynamy na kantarze. Chodzi mi o to by ból wynikający ze stosowania wędzidła przy próbach szamotania się z jego strony nie powodował jeszcze większego urazu.
2. Wyeliminowany bat. Tzn. przy lonżowaniu w lewo przyzwyczajam go do jego obecności ale żadnych gwałtowniejszych ruchów. Czasem dotykanie batem gdy stoi. Niech widzi że to go nie zje i że nie mam zamiaru go uderzyć.
3. Chwalenie i nagradzanie za to co robi dobrze. Brak łajania. Chcę by było w tym jak najwięcej elementów dla niego przyjemnych - pozytywnych.
4. Po kilku kółkach w lewe zmiana kierunku tyle tylko że jest to takie bardziej oprowadzanie w prawo. Przyzwyczajam go do tego że jest przypięty do lonży a ja jestem z prawej strony. Początkowo był nieufny i dalej jest ale jest już coraz lepiej. Dzisiaj doszedłem do tego że mogłem przy takim oprowadzaniu zmienić rękę trzymającą lonże z lewej na prawą obrócić się do niego frontem i dalej oprowadzać w ten sposób idąc bokiem. Z początku był nerwowy ale chwaliłem ile wlazło nagradzałem i jakoś się przełamywał. Przynajmniej uszy zamiast skulone do tyłu były coraz częściej ustawione do przodu.
Pytanie: Co o tym sądzicie? Czy mam szansę posunąć się w ten sposób do przodu?
No i jeszcze jedna bardzo ważna informacja: jestem bardzo początkującym koniarzem a tak dokładniej to swoją przygodę z koniarstwem rozpocząłem wczesną wiosną zeszłego roku. Wałach ma 7 lat. Chodził jak to się mówi w sporcie.