Hipologia Kategoria Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki A co powiecie na taki temat? :) [początki]

A co powiecie na taki temat? :) [początki]

A co powiecie na taki temat? :) [początki]

Lutejaxx

Administrator

2,782
12-18-2009, 09:20 AM #1
Otóż mam na myśli Wasze początki z końmi, od przyjazdu do domu wierzchowców, pierwszych jazd, zajeżdżania, poznawania charakteru kopytnego itd. Oczywiście jeżeli był podobny wątek proszę o przeniesienie. Smile

<t></t>
Lutejaxx
12-18-2009, 09:20 AM #1

Otóż mam na myśli Wasze początki z końmi, od przyjazdu do domu wierzchowców, pierwszych jazd, zajeżdżania, poznawania charakteru kopytnego itd. Oczywiście jeżeli był podobny wątek proszę o przeniesienie. Smile


<t></t>

Lutejaxx

Administrator

2,782
12-18-2009, 09:20 AM #2
Jak mnie się coś przypomni z lat kiedy pracowałam w stajni to Wam coś nabazgrzę Big Grin

<t></t>
Lutejaxx
12-18-2009, 09:20 AM #2

Jak mnie się coś przypomni z lat kiedy pracowałam w stajni to Wam coś nabazgrzę Big Grin


<t></t>

jegrusia

Member

54
12-19-2009, 12:14 AM #3
moje poczatki bywaly rozne. pierwszy raz siedzialam na koniu w wieku zerowkowym , tzn 6 latka ;D pamietam, ze konik byl kary a ja jezdzilam na pergoli we wroclawiu. nie pamietam, co tam robil kon ale pamietam ze byla jeszcze karuzela. i znowu: pamietam, ze rodzice kazali mi wybierac (to bylo straszne) ale... wybralam konia, co skonczylo sie oczywiscie najpierw koniem (a wlasciwie kucem, albo kucka) a potem karuzela ;D
pozniej nie jezdzilam albo jesli jezdzilam gdzies w cyrku tudziez innym podobnym miejscu, tegoz zdarzenia nie pamietam. zaczelam jezdzic w wieku 10 lat, znaczy wozic sie. na poczatku na slazakach. nazywaly sie Arka, Lalka i Liwia (Liwia moze juz troszke pozniej).
pozniej jezdzilam na roznych koniach, na obozach, na konikach polskich startowalam w gonitwach chlopskich ;D itp itd
pozniej sie pojawila moja kasztanowata milosc Tekila wredna, ruda, plochliwa i nie do utrzymania, ale ze musialysmy znosic sie praktycznie codziennie, tylko my 2, tudziez szlo nam coraz lepiej.. na tym skonczyl sie etap mojego podrozowania konno, jak to jeden z moich instruktowow nazwal Wink

potem pojawila sie szkola Jaroszowka i inni trenerzy i wogole dopiero tutaj zobaczylam nnaprawde duzo lepszych od siebie, i jakby "uczyc sie jezdzic na nowo"
znowu zrozumialam ze jestem dopiero poczatkujacym (w poprzednim okresie mojego zycia umiejetnosc samodzielnego galopowania w terenie w dodatku majac pod soba konia, a wlasciwie kuca szybszego od inych byla niemalze cudem nad wisla)

a wiec zaczelam sie tak naprawde uczyc jezdzic konno tutaj, mniej wiecej rok temu. no i przede wszystkim pragne wciaz wiedziec wiecej, a jezeli nic tego nie zepsuje, dlugie zycie przede mna, wiec mysle ze mam czas, zeby sie czegos tam nauczyc Wink

<t>"Kiedyś przychodzi taki czas, że pasja przestaje być pasją i staje się sensem życia"</t>
jegrusia
12-19-2009, 12:14 AM #3

moje poczatki bywaly rozne. pierwszy raz siedzialam na koniu w wieku zerowkowym , tzn 6 latka ;D pamietam, ze konik byl kary a ja jezdzilam na pergoli we wroclawiu. nie pamietam, co tam robil kon ale pamietam ze byla jeszcze karuzela. i znowu: pamietam, ze rodzice kazali mi wybierac (to bylo straszne) ale... wybralam konia, co skonczylo sie oczywiscie najpierw koniem (a wlasciwie kucem, albo kucka) a potem karuzela ;D
pozniej nie jezdzilam albo jesli jezdzilam gdzies w cyrku tudziez innym podobnym miejscu, tegoz zdarzenia nie pamietam. zaczelam jezdzic w wieku 10 lat, znaczy wozic sie. na poczatku na slazakach. nazywaly sie Arka, Lalka i Liwia (Liwia moze juz troszke pozniej).
pozniej jezdzilam na roznych koniach, na obozach, na konikach polskich startowalam w gonitwach chlopskich ;D itp itd
pozniej sie pojawila moja kasztanowata milosc Tekila wredna, ruda, plochliwa i nie do utrzymania, ale ze musialysmy znosic sie praktycznie codziennie, tylko my 2, tudziez szlo nam coraz lepiej.. na tym skonczyl sie etap mojego podrozowania konno, jak to jeden z moich instruktowow nazwal Wink

potem pojawila sie szkola Jaroszowka i inni trenerzy i wogole dopiero tutaj zobaczylam nnaprawde duzo lepszych od siebie, i jakby "uczyc sie jezdzic na nowo"
znowu zrozumialam ze jestem dopiero poczatkujacym (w poprzednim okresie mojego zycia umiejetnosc samodzielnego galopowania w terenie w dodatku majac pod soba konia, a wlasciwie kuca szybszego od inych byla niemalze cudem nad wisla)

a wiec zaczelam sie tak naprawde uczyc jezdzic konno tutaj, mniej wiecej rok temu. no i przede wszystkim pragne wciaz wiedziec wiecej, a jezeli nic tego nie zepsuje, dlugie zycie przede mna, wiec mysle ze mam czas, zeby sie czegos tam nauczyc Wink


<t>"Kiedyś przychodzi taki czas, że pasja przestaje być pasją i staje się sensem życia"</t>

jegrusia

Member

54
12-19-2009, 12:20 AM #4
zdecydowanie moje pierwsza konska milosc - Liwia po Nefrycie ;D

moj pierwszy upadek - z Arki, kiedy bylam w terenie, a nie umialam jeszcze galopowac ;P

pierwsza gonitwa - na Samirze, kn reszta niestety NN ;D

pierwszy sukces - zdanie Brazowej Odznaki w Stragonie

pierwsza totalna porazka - pierwsze wkkw i gleba na crossie, po czym na nastepnym wkkw lezalam znowu... na tej samej przeszkodzie!!

najlepsze jest to, ze teraz moge sie z tego wszystkiego smiac, nawet z rzeczy nieodleglych zbytnio czasowo, kiedy je przezywalam placzac, dzisiaj sie z nich smieje.

<t>"Kiedyś przychodzi taki czas, że pasja przestaje być pasją i staje się sensem życia"</t>
jegrusia
12-19-2009, 12:20 AM #4

zdecydowanie moje pierwsza konska milosc - Liwia po Nefrycie ;D

moj pierwszy upadek - z Arki, kiedy bylam w terenie, a nie umialam jeszcze galopowac ;P

pierwsza gonitwa - na Samirze, kn reszta niestety NN ;D

pierwszy sukces - zdanie Brazowej Odznaki w Stragonie

pierwsza totalna porazka - pierwsze wkkw i gleba na crossie, po czym na nastepnym wkkw lezalam znowu... na tej samej przeszkodzie!!

najlepsze jest to, ze teraz moge sie z tego wszystkiego smiac, nawet z rzeczy nieodleglych zbytnio czasowo, kiedy je przezywalam placzac, dzisiaj sie z nich smieje.


<t>"Kiedyś przychodzi taki czas, że pasja przestaje być pasją i staje się sensem życia"</t>

jegrusia

Member

54
12-19-2009, 12:24 AM #5
jeszcze jedna sytuacja mi sie przypomniala, a dokladniej pierwsze kopniecie ;D kiedys po jazdach poprawialam koniom sciolke, i "bezzebna" krawedzia widel popiescilam krotko Liwie po slabiznie, zupelnie niechcacy, ale natychmiast zdalam sobie sprawe ze swjego "gapciarstwa" kiedy oddala mi kuksanca, az wyfrunelam pod sciane drugiego boksu i wyladowalam tam w pozycji siedzacej. nic mi sie nie stalo, ale od tej pory pamietam zeby nie scielic koniom w boksach kiedy przebywaja one w stajni. o, nie!

<t>"Kiedyś przychodzi taki czas, że pasja przestaje być pasją i staje się sensem życia"</t>
jegrusia
12-19-2009, 12:24 AM #5

jeszcze jedna sytuacja mi sie przypomniala, a dokladniej pierwsze kopniecie ;D kiedys po jazdach poprawialam koniom sciolke, i "bezzebna" krawedzia widel popiescilam krotko Liwie po slabiznie, zupelnie niechcacy, ale natychmiast zdalam sobie sprawe ze swjego "gapciarstwa" kiedy oddala mi kuksanca, az wyfrunelam pod sciane drugiego boksu i wyladowalam tam w pozycji siedzacej. nic mi sie nie stalo, ale od tej pory pamietam zeby nie scielic koniom w boksach kiedy przebywaja one w stajni. o, nie!


<t>"Kiedyś przychodzi taki czas, że pasja przestaje być pasją i staje się sensem życia"</t>

Lutejaxx

Administrator

2,782
12-19-2009, 07:36 AM #6
Cytat:od przyjazdu do domu wierzchowców, pierwszych jazd, zajeżdżania, poznawania charakteru kopytnego

Wierzchowiec przyjechał do domu jakieś 2 mce po tym, jak zobaczyłam go na allegro, smętny konik w zimowej sierści, z dzieckiem przytrzymywanym na siodłe. Pojechałam po niego i to było w sumie załatwianie formalności, wiedziałam, że wezme- o ile wejdzie do przyczepy. Bo w toku wywiadywania sie o jeog przeszłośc, odkryłam, że wozić sie nei daje, fachowy rpzewoźnik usłyszawszy tylko jego imię stwierdził- "tego- za żadne skarby". także ugodzilismy sie na zakup i cene ale podpisanie umowy- jak zobacze konia w przyczepieBig Grin Na szczęscie udało się, w 4 chłopa wciągnęli skarba do przyczepy, czego im nie ułatwiał ze stoickim spokojem stwierdzając, chcecie żebym tam siedział- to mnie wsadźcieBig Grin Szkoda mi, że zostawia tu kobyłkę, z która się zżył...odjeżdżamy.

Wieczorem wjeżdzamy na podwórko jego nowej stajni. Jest ciemno, mój nowy koń fuka, otwiera szeroko oczy, oprowadzam go. zapalamy światło w jego boksie i wchodzi tam od razu, bez wachania, bez strachu jaki wczesniej okazywał, jakby wiedział, że to jego nowy dom. Wchodzi i rzuca sie na jedzenie. Ledwo zauwaza drugiego konia przez okienko zaglądającego, wita sie z nim chwile i znów do siana...

Pierwsze jazdy, jako, że koń 18- letni, spokojne, jeździłam sbie wtedy bez wedzidła, żeby mu milej było. Ale jak się odpasł i nabrał wigoru, zaczął pokazywac różki. I raz poniósł tak, że zsiadałam w galopie- rozpędził się w chwile do takiej predkości, że nie czułam juz pojedynczych skoków galopu tylko płynięcie w akompaniamencie stukotu kopyt...mnóstwo rzeczy przeleciało mi przez głowę, jak to, że lepiej spaśc tu na trawe niż dalej na beton, że tam jest zakręt, że most gdzie zabil sie rowerzysta, że ulica, że jak ma sie koń zabić to sam, nie ze mną...no i nogi ze strzemion...ale jade dalej...puszczam wodze...ale nic sie nie zmienia, bo szybciej już nie pobiegnie...więc gibie sie na bok, powoli, szybciej, huk, ból ale nie wiem, co boli, strach czy jestem cała, ludzie wkoło, karetka...skończyło sie na obitych żebrach (niby nic a miesiąc boli jak diabli...nie ma jak się ułożyc do spania). Kon, cały i zdrowy, po przebiegnieciu 4 km dróg i przecięciu drogi krajowej, zameldował się pod stajniąSmile Na szczęscie teraz juz lepiej sie dogadujemy- on juz wie, że jak prosze o galop to nie najszybszy jaki sie da (a przez 7 lat na torach uczono go troche inaczejWink a ja wiem, że lepiej żeby on miał w zebach wędzidło, niż ja piachBig Grin

Niedługo będzie 2 lata jak go mam, a on sam skończy 20. Jest wspaniałym, inteligentnym, dobrodusznym stworzeniem. Nie jest zbyt przymilny, za to spokojny i można mu ufac. dzieki temu polubiła go też moja Mama, która boi sie koniSmile Czas spędzony z nim napełnia mnei dobra energią, niezalęznie czy idziemy na spcer, czy szykuje mu sianko, czy patrzę, jak sie pasie. wspaniale, że jestSmile

Więcej opisałam na: http://swobodnekonie.bloog.pl/.?ticaid=694e9

<t></t>
Lutejaxx
12-19-2009, 07:36 AM #6

Cytat:od przyjazdu do domu wierzchowców, pierwszych jazd, zajeżdżania, poznawania charakteru kopytnego

Wierzchowiec przyjechał do domu jakieś 2 mce po tym, jak zobaczyłam go na allegro, smętny konik w zimowej sierści, z dzieckiem przytrzymywanym na siodłe. Pojechałam po niego i to było w sumie załatwianie formalności, wiedziałam, że wezme- o ile wejdzie do przyczepy. Bo w toku wywiadywania sie o jeog przeszłośc, odkryłam, że wozić sie nei daje, fachowy rpzewoźnik usłyszawszy tylko jego imię stwierdził- "tego- za żadne skarby". także ugodzilismy sie na zakup i cene ale podpisanie umowy- jak zobacze konia w przyczepieBig Grin Na szczęscie udało się, w 4 chłopa wciągnęli skarba do przyczepy, czego im nie ułatwiał ze stoickim spokojem stwierdzając, chcecie żebym tam siedział- to mnie wsadźcieBig Grin Szkoda mi, że zostawia tu kobyłkę, z która się zżył...odjeżdżamy.

Wieczorem wjeżdzamy na podwórko jego nowej stajni. Jest ciemno, mój nowy koń fuka, otwiera szeroko oczy, oprowadzam go. zapalamy światło w jego boksie i wchodzi tam od razu, bez wachania, bez strachu jaki wczesniej okazywał, jakby wiedział, że to jego nowy dom. Wchodzi i rzuca sie na jedzenie. Ledwo zauwaza drugiego konia przez okienko zaglądającego, wita sie z nim chwile i znów do siana...

Pierwsze jazdy, jako, że koń 18- letni, spokojne, jeździłam sbie wtedy bez wedzidła, żeby mu milej było. Ale jak się odpasł i nabrał wigoru, zaczął pokazywac różki. I raz poniósł tak, że zsiadałam w galopie- rozpędził się w chwile do takiej predkości, że nie czułam juz pojedynczych skoków galopu tylko płynięcie w akompaniamencie stukotu kopyt...mnóstwo rzeczy przeleciało mi przez głowę, jak to, że lepiej spaśc tu na trawe niż dalej na beton, że tam jest zakręt, że most gdzie zabil sie rowerzysta, że ulica, że jak ma sie koń zabić to sam, nie ze mną...no i nogi ze strzemion...ale jade dalej...puszczam wodze...ale nic sie nie zmienia, bo szybciej już nie pobiegnie...więc gibie sie na bok, powoli, szybciej, huk, ból ale nie wiem, co boli, strach czy jestem cała, ludzie wkoło, karetka...skończyło sie na obitych żebrach (niby nic a miesiąc boli jak diabli...nie ma jak się ułożyc do spania). Kon, cały i zdrowy, po przebiegnieciu 4 km dróg i przecięciu drogi krajowej, zameldował się pod stajniąSmile Na szczęscie teraz juz lepiej sie dogadujemy- on juz wie, że jak prosze o galop to nie najszybszy jaki sie da (a przez 7 lat na torach uczono go troche inaczejWink a ja wiem, że lepiej żeby on miał w zebach wędzidło, niż ja piachBig Grin

Niedługo będzie 2 lata jak go mam, a on sam skończy 20. Jest wspaniałym, inteligentnym, dobrodusznym stworzeniem. Nie jest zbyt przymilny, za to spokojny i można mu ufac. dzieki temu polubiła go też moja Mama, która boi sie koniSmile Czas spędzony z nim napełnia mnei dobra energią, niezalęznie czy idziemy na spcer, czy szykuje mu sianko, czy patrzę, jak sie pasie. wspaniale, że jestSmile

Więcej opisałam na: http://swobodnekonie.bloog.pl/.?ticaid=694e9


<t></t>

Katoda

Member

170
12-19-2009, 03:38 PM #7
Ja początki miałam na kucu, oprowadzanie, później w szkołkach jeździeckich, trochę na wakacjach i tyle. Smile To tak w skrócie bo lecę na podwieczorek ! Smile

<t></t>
Katoda
12-19-2009, 03:38 PM #7

Ja początki miałam na kucu, oprowadzanie, później w szkołkach jeździeckich, trochę na wakacjach i tyle. Smile To tak w skrócie bo lecę na podwieczorek ! Smile


<t></t>

 
  • 0 głosów - średnia: 0
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości