Cytat:od przyjazdu do domu wierzchowców, pierwszych jazd, zajeżdżania, poznawania charakteru kopytnego
Wierzchowiec przyjechał do domu jakieś 2 mce po tym, jak zobaczyłam go na allegro, smętny konik w zimowej sierści, z dzieckiem przytrzymywanym na siodłe. Pojechałam po niego i to było w sumie załatwianie formalności, wiedziałam, że wezme- o ile wejdzie do przyczepy. Bo w toku wywiadywania sie o jeog przeszłośc, odkryłam, że wozić sie nei daje, fachowy rpzewoźnik usłyszawszy tylko jego imię stwierdził- "tego- za żadne skarby". także ugodzilismy sie na zakup i cene ale podpisanie umowy- jak zobacze konia w przyczepie

Na szczęscie udało się, w 4 chłopa wciągnęli skarba do przyczepy, czego im nie ułatwiał ze stoickim spokojem stwierdzając, chcecie żebym tam siedział- to mnie wsadźcie

Szkoda mi, że zostawia tu kobyłkę, z która się zżył...odjeżdżamy.
Wieczorem wjeżdzamy na podwórko jego nowej stajni. Jest ciemno, mój nowy koń fuka, otwiera szeroko oczy, oprowadzam go. zapalamy światło w jego boksie i wchodzi tam od razu, bez wachania, bez strachu jaki wczesniej okazywał, jakby wiedział, że to jego nowy dom. Wchodzi i rzuca sie na jedzenie. Ledwo zauwaza drugiego konia przez okienko zaglądającego, wita sie z nim chwile i znów do siana...
Pierwsze jazdy, jako, że koń 18- letni, spokojne, jeździłam sbie wtedy bez wedzidła, żeby mu milej było. Ale jak się odpasł i nabrał wigoru, zaczął pokazywac różki. I raz poniósł tak, że zsiadałam w galopie- rozpędził się w chwile do takiej predkości, że nie czułam juz pojedynczych skoków galopu tylko płynięcie w akompaniamencie stukotu kopyt...mnóstwo rzeczy przeleciało mi przez głowę, jak to, że lepiej spaśc tu na trawe niż dalej na beton, że tam jest zakręt, że most gdzie zabil sie rowerzysta, że ulica, że jak ma sie koń zabić to sam, nie ze mną...no i nogi ze strzemion...ale jade dalej...puszczam wodze...ale nic sie nie zmienia, bo szybciej już nie pobiegnie...więc gibie sie na bok, powoli, szybciej, huk, ból ale nie wiem, co boli, strach czy jestem cała, ludzie wkoło, karetka...skończyło sie na obitych żebrach (niby nic a miesiąc boli jak diabli...nie ma jak się ułożyc do spania). Kon, cały i zdrowy, po przebiegnieciu 4 km dróg i przecięciu drogi krajowej, zameldował się pod stajnią

Na szczęscie teraz juz lepiej sie dogadujemy- on juz wie, że jak prosze o galop to nie najszybszy jaki sie da (a przez 7 lat na torach uczono go troche inaczej

a ja wiem, że lepiej żeby on miał w zebach wędzidło, niż ja piach
Niedługo będzie 2 lata jak go mam, a on sam skończy 20. Jest wspaniałym, inteligentnym, dobrodusznym stworzeniem. Nie jest zbyt przymilny, za to spokojny i można mu ufac. dzieki temu polubiła go też moja Mama, która boi sie koni

Czas spędzony z nim napełnia mnei dobra energią, niezalęznie czy idziemy na spcer, czy szykuje mu sianko, czy patrzę, jak sie pasie. wspaniale, że jest
Więcej opisałam na:
http://swobodnekonie.bloog.pl/.?ticaid=694e9