Problemy z koniem [klei się do stada, lekceważy człowieka]
Problemy z koniem [klei się do stada, lekceważy człowieka]
Pati - co do użycia bata, myślę że w tym przypadku lepsze byłoby np odgonienie konia kurtką, czy czymś takim materiałowym - na bank wtedy koń by sie cofnął, Potem chwile odczekać, wejść do boksu i pokazać koniowi powoli ten przedmiot - dać powochąć i dotknąć nim konia i upewnić się, że się go nie boi - ale zawsze kiedy koń na ciebie wchodzi używac go do odpędzenia go(np może to być jakiś ręcznik, który będziesz mieć zarzucony wkoło szyi i zawsze mozesz go użyć). Nie będziesz wtedy musiała bić konia, a wywżesz na nim większe wrażenie, bo zadziałasz duży, przedmiotem - nie powinno się to wtedy tez przerodzić w agresję konia, bo nie będzie go to boleć, no i możesz się upewnić, że nie boi sie takiego materiału(oczywiście nie każdy koń będzie reagował na machanie przed nim materiału, ale twoja kobyła wydaje się mieć temperamencik - więc powinna odskakiwać od takich rzeczy).
Co do obserwacji konia na wybiegu - ja bym puściła ją z inymi końmi i zobaczyła jaką ma pozycję w stadzie - czy to ona odgania konie czy jest odganiana? Czy jest jakiś koń, który nad nią dominuje? Jak tak, to ja się zachowuje? Możesz znaleść tam odpowiedź na to jak sie zachowywać. Jak tak miałam ze swoją klaczą - ze zdziwieniem zauważyłam, że tylko 2 konie są od niej wyżej w hierarchi - najsilniejszy wałach w stajni, późno wykastrowany(a więc i kryjący klacze, hehe) i "klacz przewodniczka" - hucułka, która jest najsprytniejsza, zawsze wie gdzie dziure w płocie znaleść, czy odgrzebie najsmaczniejsze kępki trawy itp. Jest dość łagodna do koni, ale jak jakiś koń jej zajdzie za skórę, to potafi mocno go pogonić. Ale nie kopie czy nie gryzie dopóki jakiś koń nie przekroczy granic.
Tak samo jest z twoim koniem i tobą - kobyłka przekroczyła granice próbą taranowania cię, gdy otwierasz boks - więc oberwała. Co prawda ja jestem przeciwna używaniu bata, bo bat zacina i kojarzy sie potem źle, wolę używać jakiś materiał, ale to co zrobiłaś, to ewidentnie je dałaś znać, ze przekroczyła granice. Będzie jeszcze cie pewnie próbować, wiec musisz być czujna, ale bardzo szybko możesz to zachowanie wyeliminować. Jeśli potem wejdziesz do konia i on ci sie da ładnie złapac i z nim wyjdziesz na zasadzie, że on po tobie nie biegnie, to nagroda. I kobyła szybko załapie co jest fajniejsze.
Klara NaszarkowskaDagmara Matuszak zresztą szczerze mówiąc ta gadka o dominacji mi trochę bokiem wyłazi. za czarno-białe to wszystko.
Zwłaszcza, że im więcej się ludzie starają dowiedzieć o relacjach stadnych koni, tym więcej różnych elementów wychodzi na wierzch. Ostatnio czytałam o badaniach na bliskich krewnych dzikich koni - na zebrach. Obserwowano, kto najczęściej decyduje o ruchach całego stada, kiedy stado idzie się paść, kiedy pić, kiedy odpocząć w cieniu. Cóż, wcale to były dominujące osobniki.
Klara NaszarkowskaDagmara Matuszak zresztą szczerze mówiąc ta gadka o dominacji mi trochę bokiem wyłazi. za czarno-białe to wszystko.
Zwłaszcza, że im więcej się ludzie starają dowiedzieć o relacjach stadnych koni, tym więcej różnych elementów wychodzi na wierzch. Ostatnio czytałam o badaniach na bliskich krewnych dzikich koni - na zebrach. Obserwowano, kto najczęściej decyduje o ruchach całego stada, kiedy stado idzie się paść, kiedy pić, kiedy odpocząć w cieniu. Cóż, wcale to były dominujące osobniki.
W mojej opinii odchodzenie od schematu alfa na rzecz bardziej złożonych teorii stanowi pewien postęp, więc ciężko mi być otwartą wstecz. Zdaję sobie sprawę, że zdominowanie konia jest skuteczne (patrz join-up), ale nie chcę zdominowanego konia, więc tego rodzaju metody mi nie odpowiadają, a w świetle pewnych nowych nurtów uważam je za przestarzałe. Czy to mnie czyni twardogłową?
Czemu zebry? Bo stado zebr rządzi się tymi samymi prawami co stado koni, tyle że szybciej i wyraźniej, więc, jak sądzę, stanowią wdzięczny obiekt do badań. Coś jak muszka owocówka dla genetyki .
Teo, czy o tych badaniach można poczytać w sieci?
Twardogłowa, to chybione określenie
Nie znam zresztą określenia osób , które poznając nową opinię przyjmują ją jako słuszną i rzucają się wypróbowywać na żywych organizmach.
To ogólnie , nie do Dagmary
Jestem sporo starsza i pamiętam akcje poparte badaniami naukowymi , a dotyczące ogromnej przewagi odżywczej i zdrowotnej margaryny nad masłem.
A po kilkudziesięciu "latach obalono ten mit :wink:
Dlatego w stosunkach z końmi wolę poczytać i weryfikowac w oparciu w własne obserwacje, niekoniecznie tylko własnych konia.
To zresztą prowadzi mnie przewaznie do wniosku, że nie ma jednej, słusznej metody
Ale bardzo prawdopodobne , ze to czyni mnie twardogłową 8)
Mi się słowo "dominacja" też w sumie nie bardzo podoba. Możliwe, że w ludzkim języku, a moze raczej pojmowaniu, nie ma za bardzo dobrego określenia i definicji dla tych końskich stosunków. Klara użyła słowa "szacunek" i ono jest zupełnie fajne. A jednak trochę też nie ma co się oszukiwać, że zależy nam an tym, by koń ajkoś się poddawał naszej woli. Może chcemy to robić na miekkio, nie an zasadzie rozkaz i wykonąc, bo jak nie to w ryj, tylko tak bardziej sprytnie tymi końmi manipulujemy? Ja się przyznaje bez biocia, jednak chciałabym, by mój koń reagował na moje prośby częściej tak, jakbym chciała
Jestem nowa na forum, więc pokrótce przedstawię problem mój i Amby. Klacz kupiłam dawno, ponad osiem lat temu. Gdy ja kupiłam bała się siodłania (uciekała przed siodłem) i praktycznie nie dało się nia powodować (miała problemy ze skręcaniem i zatrzymywaniem). Początkowo pracowałam z nią wedle zasady - pelham, czasem czarna wodza i choc , nie powiem, zdawałao to rezultaty, bo klacz zaczęła reagować i przestała obawiać sie jazd, a nawet je polubiła, to ja chciałam czegos innego. Nie opierałam się na zachodnich szkoleniowcach - "wedle własnego nosa" dużo pracowalam z nia na lonzy, zabierałam na spacery w reku, szkoliłam, by chodziła na głos itp. W końcu zaczęłam trochę jeździć bez wędzidła, choć nie jest to mój styl, a raczej element jazd .
Niemniej pozostal mi jeden problem - klacz jest dość temperamentna (to półarabka) i plochliwa, i chociaż gdy pracujemy "na ziemi" jest skupiona i uważna, to pode mną dostaje "wielkich oczu" - zalezy to troche od dnia, pogody i dlatego nie wiem, czy po prostu przyjąć to, uznać za 'urok" kobyłki, czy też jest mozliwość uspokojenia jej? I zarazem mnie? Bo podejrzewam, że nakręcamy się wspolnie, niemniej nie mam pomysłu jak to przejść.
Ale wy szybko posty piszecie
Dagmara : A co do teorii nie opierających się na dominacji, to co wliczasz? Kliker na pewno i wszelkie metody nagradzania jedzeniem. Coś jeszcze? Bo teorie klasyczne moim zdaniem też bazują na hierarchii. Nevzorov niby nie opiera sie na dominacji, ale on uzyskuje motywację do pracy w niezbyt humanitarny moim zdaniem sposób - trzyma konia osobno, tak że nie znają innych koni i przez to chcą pracować z człowiekiem, by miec jakikolwiek kontakt z drugą istotą.
Ania Guzowska Dagmara : A co do teorii nie opierających się na dominacji, to co wliczasz? Kliker na pewno i wszelkie metody nagradzania jedzeniem.
Ania Guzowska Dagmara : A co do teorii nie opierających się na dominacji, to co wliczasz? Kliker na pewno i wszelkie metody nagradzania jedzeniem.
Magda Gulina A ja zastanawiam się, czemu obserwacje stada zebr są bardziej wiarygodne od obserwacji zachowań koni w stadzie?Dostępu do aż tak wielu dziko żyjących koni nie ma.
Dagmara Matuszak Teo, czy o tych badaniach można poczytać w sieci?Muszę odgrzebać. I stare numery Horse&Rider, i adresy stron w sieci.
Magda Gulina (...) czyli człowiek jednak korzysta z dominującej swojej pozycji[/quote]
Magda Gulina A ja zastanawiam się, czemu obserwacje stada zebr są bardziej wiarygodne od obserwacji zachowań koni w stadzie?Dostępu do aż tak wielu dziko żyjących koni nie ma.
Dagmara Matuszak Teo, czy o tych badaniach można poczytać w sieci?Muszę odgrzebać. I stare numery Horse&Rider, i adresy stron w sieci.
Magda Gulina (...) czyli człowiek jednak korzysta z dominującej swojej pozycji[/quote]
Bardzo ważna we wszelkiej pracy z koniem /Osłem , psem , lwem i każdym innym bydlęciem / jest umiejętność samokontroli człowieka . Jak możemy w pełni kontrolować zachowanie konia , gdy nie panujemy nad własnymi reakcjami ? . Spokojna i opanowana postawa człowieka dodaje koniowi pewności i uspokaja go , podczas , gdy nasze zdenerwowanie konie natychmiast wyczuwają i też robią się niespokojne / skoro człowiek zachowuje się nietypowo , to zapewne jest niebezpiecznie /Warto nauczyć się technik samokontroli i koncentracji , np kontroli oddechu , znanej w jodze i wschodnich sztukach walki.
Wreszcie , po ok 2 latach miałam okazję sprawdzić , jak Kuba-klej zachowa się sam .
I wcale nie było tak źle- owszem, rżał dosyć rozpaczliwie przez pierwsze 10 min , ale potem przestał.
Nie był oczywiście skupiony , bo ciągle szukał Weksla, ale w końcu wyjechaliśmy na przyległe łąki bez oporu.
Oczywiście z powrotem przyspieszał, ale to nic w porównaniu do wyjazdów sprzed 2 lat
Myślę, że mógłby przyzwyczaić się do samotnych wyjazdów w dalsze tereny.
Odświeżam temat nowym problemem jaki ma moja koleżanka.
Opowiadam już dzisiejszą historię:
przyjechałam do stajni, konie jeszcze stały w boksach. I pewnie dobrze, bo błoto niemal po nadgarstki i tylko moczyłby nogi w czymś takim.
Założyłam Frajdzie halterek, Kalinie kantar i na długim, luźnym sznureczku odprowadziłam je na łąkę daleko- jedyne możliwe miejsce do stania na dworze. Kalina grzecznie podreptała za nami. W drodze powrotnej spotkałam koleżankę ze stajni- sporo młodszą, bo gimnazjalistkę i osobę raczej delikatnej budowy. Wspomniała, że może tak wyprowadziłaby swoją klacz, ale ma z wyprowadzaniem kłopot, gdy inne konie zostają w stajni. Za innym pójdzie, ale sama nie. Musiałam ja pocieszyć, bo najwyraźniej od czasu gdy ja ma (od lipca 08') problemu się nie pozbyła. Wysłuchałam o co chodzi i generalnie kobyłka bardzo spokojnie, ale uparcie zawraca. Założyłyśmy halterek, linkę 4 m i wychodzimy. Stajnia jest podłużna, ma bramy na przestrzał, druga w tym momencie była zamknięta. Chciałam zobaczyć na czym to polega. Konik moim zdaniem super do hipoterapii- opanowany, bardzo spokojny, "grzeczny". Poszłyśmy za winkiel- jeszcze było dobrze. gdy znalazłyśmy się przy szczytowej ścianie, klacz odwiodła głowę w prawo (była po mojej prawej) i idzie, nie zwraca uwagi na nic. Nie mam nawet o co się zaprzeć, bo błoto więc prawie jadę na butach za koniem, a on nie zwraca uwagi na moje pojedyncze szarpnięcia linką. Sytuacja się powtórzyła, gdy chciałam w drodze powrotnej do stajni zrobić małe kółeczko zawracając konia. Odstawiłam do boksu, poszłam wywalić kupy od moich i miałam czas na przeanalizowanie całej sytuacji.
W związku z tym, że Frajda mnie sama mocno przeszkoliła, wymyśliłam coś i zrobiłam tak: schowałam do kieszeni kawałeczki suchego chleba, wzięłyśmy kobyłkę znów na halterek i tą samą linkę. Stwierdziłam, że skoro ma człowieka w nosie, to ćwiczenia skupiające uwagę się przydadzą. Przed bramą stajni: przerzucanie linki przez grzbiet, cofanie, przestawianie zadu, oplatanie nóżek linką- podstawowe ćwiczenia z snh. Dodatkowo oczekiwałam stania tyłem do wejścia do stajni, a gdy już konik kilkakrotnie się zatrzymał w miejscu jakie wyznaczyłam, zaczęłyśmy ćwiczyć. Przeplatałam to kółeczkami zwracają uwagę na zachowanie stref.Łatwo nie było z początku, ale za to same ćwiczenia przeszły bez szoku (akceptacja wszystkich moich działań z linka). Przeszłyśmy potem wokół stajni kilka razy (z początku raz znów mnie chciała wyciągnąć) ale wygrałam zdecydowanym szarpnięciem i po zaakceptowaniu mojej decyzji koń dostał chlebek. Przeszłyśmy w taki sposób kilka razy. Było możliwe obejście stajni dookoła, co wcześniej podobno było niemożliwe (jak i również zatrzymanie zadem do stajni), bez specjalnego upominania konia. Postanowiłam pójść 5 m dalej w którymś momencie. Wówczas znów doszło do sprzeczki. Jakoś dałam radę, sprowadziłam konia do siebie i poprowadziłam wokół małej kałuży (również koń zastanawiał się nad ucieczką, ale zadziałałam delikatnie upominając i znów chlebek). Wróciłyśmy jak chciałam. To dzisiejsza lekcja. Dałyśmy koniowi spokój.
Jak planowalibyście kolejne działania z takim koniem? Własne zdanie wyraziłam w kilku postach powyżej, ale z założenia siłowe metody przekreślam, bo wiadomo, ze jesteśmy słabsi, natomiast dobra metodą wydaje mi się oddalanie od stajni, codzienne ćwiczenia z linką, coraz dalej o ile zachowanie konia wskaże na akceptację nowego miejsca "zabawy".
Podkreślę, ze nawroty do stajni kobyłka wykonuje łagodnie, spokojnie, ale bardzo zdecydowanie. Na dziś i tak poszło nam dobrze.
Jak pracować - dokładnie tak jak to robisz. Moja Bronisława szanowna też kiedyś prezentowała podobne zachowania - jak to odejść od koni? Od bezpiecznej stajni? Trzebe podeptać człowieka i zawrócić :roll:
Skupianie uwagi, praca na linie, nagradzanie za porządane zachowania, ale tak by nie spóźniać się - wazne, żeby koń wiedział za co dokładnie jest nagradzany. Właścicielka powinna tez popracować nad swoim zdecydowaniem, starac się być pewna, poruszać się przy koniu łagodnie, ale wykonywać wszystko z pewną energią(coś ostatnio o tej energii pisaliśmy w wątku o dosiadzie). Ja zauważyłam jak różne rzeczy można uzyskac samym nastawieniem przy prowadzeniu - i to nie jest kwestia wiary ile sprawdzania jakie np naprężenie czy wyprostowanie naszego ciała będzie odpowiednie dla wzbudzenia takiego jakby szacunku do nas - chodzi mi w sumie o szacunek przestrzeni i pewne opanowanie konia - czekanie na nasze sygnały. Ja uważam, że to powinno byc tak, że nasze zachowanie w pełni pochłania konia - łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić, ale da się. Tylko mi to np nie zawsze wychodzi - i jak raz uwierzę w swoje niezwykłe zdolośći zaklinaczki koni, to następnego dnia już nie jest tak super i okazuje się, że Hempflingiem nie jestem :lol: Ale to własnie chodzi o nie nastawianie się, co ja często robię(podświadomię czegoś oczekuję - i wtedy zazwyczaj jest klapa) - tylko skupienie maksymalne na koniu, na jego odczuciach, rekacjach, na każdym napięciu na szyi, na najmniejszym grymasie na pysku - i na naszych reakcjach - szybkich, ale nie gwałtownych. Właściwie chodzi o skupienie sie i "czytanie konia", a nie o to zeby coś z nim zrobić. Bo i tak jak już się wejdzie na ten poziom pewnego porozumienia za pomocą subtelnych sygnałów ciała, to nagle i tak sie wszytsko zrobi.
Znowu weszłam w to co nazywam 'podejściem magicznym' i które z jednej strony krytykuję za brak konkretów, z drugiej lubię bo daje dużo możliwości. Ale ja od jakiegoś czasy mam takie dziwne podejście do koni jakieś - chyba mnie oderwało od rzeczywistości coś ostatnio :lol:
W każdym razie cokolwiek się nie robi to zasada "mniej znaczy więcej" się sprawdza. Czy to dotyczy kopyt czy nauki cofania konia Prosi się o pomyslenie o kroku, a dostaje się cały ruch. I w tym naprawde coś jest, to się z końmi po prostu sprawdza.
Zaznaczam jednak, ze mój koń reaguje na to co robię "w kratkę", więc nie nazwałabym się nikim kompentnym, hehe - bo raz mój koń chodzi na uwiązie jak konie Hempflinga i zbiera się, może mniej fizycznie a bardziej psychicznie, ale jednak jest to dla mnie jakiś niezywkły stan - a raz pędzi pod siodłem lub idąc na uwiązie chce jeść trawę i po niezwykłym stanie nie ma ani śladu. I wiecie co jest najgorsze? Że ja nie mam zielonego pojęcia dlaczego raz jest tak a raz tak. A naprawde próbuję do tego dojść - ale ni w cholere tego nie rozumiem. Dzisiaj np mój koń poszedł za mna bez uwiązu na spacer i potem grzecznie na wybieg - a wczoraj złościł się, że go wyciagnęłam z boksu :roll: Hmmm...
Zaraz siadam na rower i jadę do stajni aby dziś znów popracować z klaczką koleżanki. Wczoraj musiałam jej wytłumaczyć, ze to co miało miejsce właśnie wczoraj jest czymś, z czym damy sobie radę, jedynie potrzebujemy troszkę czasu.. Otóż po obejściu stajni wokół kilka razy, co jak powiedziałam było wcześniej niemożliwe, postanowiłam, ze pójdziemy razem w dwa konie. Osiodłałam Frajdka, koleżanka wzięła swoją klacz. Myślałyśmy obie, ze za Frajdą pójdzie. Okazało się, ze dziewczyna w jednym miejscu i tym samym bez przerwy miała duży kłopot- miejsce to wykraczało poza teren naszych wcześniejszych ćwiczeń, ale co ważne, był inny koń za którym rzekomo już ta klacz powinna pójść. I dokładnie było to zaprzeczeniem tego co pisałaś Aniu, że "...mniej znaczy więcej..." i do tego dziś się zastosuję. Znam tą zasadę bardzo i stosując się do niej sama z Frajdą poczyniłam możliwie szybko wielkie postępy! Nie mogłam ingerować, bo miałam osiodłanego drugiego konia, widziałam, jak koleżanka walczy wręcz z koniem i zapewne z sobą ...
Poszłam na łąkę sama, a dziewczyna rzeczywiście musi popracować nad sobą. Dodam, ze klacz ta za 3 tygodnie ma termin porodu więc część humorków zrzucam na hormony.
Dziś spróbujemy w dwa konie połazić wokół stajni i wykroczyć wspólnie poza "udeptaną ścieżkę", zobaczymy czy 3m dalej odmówi. Wszystko na razie jest w fazie poznawania konia... Praktycznie wiem tylko tyle co powiedziała mi właścicielka klaczki.
Muszę poczytać o klikaniu, może warto to poznać?