01-06-2009, 06:27 PM
Chciałam poprosić was drodzy forumowicze o radę, gdyż zaczyna mi brakować pomysłów jak poradzić sobie z moją kobyłką.
Postaram się opisać wszystko dokładnie więc ostrzegam będzie długo .
A więc : klacz ma 10 lat. Do 7 roku życia stała sobie w jednokonnej , przydomowej stajni, chodziła na pastwisko i nic od niej nie wymagano. Potem została przeniesiona do innej stajni, gdzie pierwszy raz zobaczyła konie ( dotychczas widziała jako źrebak tylko swoją mamę). Tam po pewnym czasie została zajeżdżona, ale bardzo " na szybko" Nie miała zbyt dobrych doświadczeń z jazdą, jeżdżono na niej raz na jakiś czas głównie na kilkugodzinne tereny ( często po takich " rajdach " miała różne obtarcia i odparzenia od siodła). Chodziła bardzo rzadko. Dwa lata temu zaczęłam z nią pracować, początkowo było bardzo ciężko , dziewczyna nie rozumiała żadnych sygnałów, i trudno jej się dziwić, Początkowo jeździłyśmy tylko w tereny, starałam się żeby szła do przodku ( kobyła strasznie rzucała głową do tego stopnia , że kilka razy dostałam porządnie w nos), więc póki co chodziło tylko o to, żeby zaakceptowała kontakt. Po miesiącu można było zaobserwować duża poprawę, kobyłka reagowała na łydki, na dosiad i w powiedzmy zawalającym stopniu zaakceptowała kontakt ( bardzo delikatny). Potem przez kolejne dwa miesiące pracowałam z nią ja i moja doświadczona koleżanka ( można powiedzieć , że to był okres największego progresu ). kobyłka zaczęła chodzić na ujeżdżalni, na kontakcie , zaczęła się rozluźniać, wyginać, skakać małe przeszkody, przechodzić drągi. Ale nadal pozostał problem , że dziewczyna w pewnym momencie jazdy potrafi stwierdzić , że ona już nie pracuje, wtedy zaczynała strasznie rzucać głową, brykać, usiłować przyciskać jeźdźca do barierki). Potem przez około roku , klacz praktycznie chodziła, dwa razy w tygodniu, czasami przez miesiąc czy dwa wcale. Chodziła na padok i tyle . Na początku grudnia przeniosłam klacz do miasta w którym studiuje i nareszcie mogłam się porządnie wziąć za pracę. Ale niestety pojawiło się kilka problemów , z którymi nie wiem jak sobie poradzić.
Od początku:
Podstawowym problemem jest wielka miłość kobyłki do innych koni. Ona nie potrafi funkcjonować sama, szczególnie kiedy się grzeje. Zabranie jej z padoku jest problemem, klacz się zapiera, nie chce ruszyć. Próbuję wtedy takiej metody, że kiedy ona się zatrzymuje i nie chce ruszyć , to zaczynam ją cofać, aż do momentu kiedy ruch do przodu jest dla niej nagrodą. Jakoś w ten sposób jestem w stanie zaprowadzić ja do stajni. Ale wtedy pojawia się kolejny problem: przy czyszczeniu siodłaniu, klacz ma mnie totalnie w dup** , cały czas rży, kręci się próbuje mnie podeptać, totalnie nie zwraca na mnie uwagi, kiedy otworze jej boks, próbuje po mnie przejść. Jestem dla niej totalnie nie istotna- najważniejsze są inne konie. Jeżeli inne konie są w stajni, ona zachowuje się troche lepiej, jednak nadal nie szanuje mnie w najmniejszym stopniu. To samo jest na jeździe, jeśli na ujeżdżalni jest inny koń- super, kobyła jest chętna do pracy, robi duże postępy, słucha mnie i moich poleceń, jednak jeśli koń sobie pójdzie- koniec jazdy. Kobyła zaczyna cudować, stawać dęba, brykać, przyciskać mnie do ogrodzenia, rzucać głową jak szalona. To samo dzieje się kiedy wychodzimy na jazdę same, a inne konie zostają w stajni. Moja taktyka polegała na ty, że nie zwracałam na jej zachowanie uwagi, ona sie cofała i stawała dęba ja cały czas przykładałam łydkę i starałam się ją wypchnąć do przodu, ona robi chody boczne w kierunku stajni, ja staram się bez nerwów spychać ją drugą stronę. Czasami się udaje , kobyłka przestaje cudować, jednak jazda wtedy to nie jest to samo co gdy na ujeżdżalni jest inny koń. Dziewczyna jest dużo bardziej sztywna, denerwuje się- jazda wtedy nie jest przyjemna dla nas obu. Rozumiem , że klacz przez długi okres czasu była sama bez koni, i dlatego teraz jest tak stadna, dlatego staram się, że kiedy biorę ją z padoku w boskie czekały na nią jakieś przysmaki, żeby kojarzyła powrót do stajni z czymś przyjemnym. Jednak moim zdaniem sedno sprawy leży w tym , że ona mnie totalnie nie szanuje. Nie uważa mnie za kogoś , kto może mieć wobec niej jakiekolwiek wymagania. Jest bardzo uparta, kiedy postanowi sobie, że gdzieś nie wchodzi, to nie wchodzi. Tak właśnie jest z myjką wewnątrz stajni. Klacz porostu postanowiła , że tam nie wejdzie i koniec. Jeżdżę konno 12 lat, pracowałam z duża ilością koni, i potrafię rozpoznać kiedy koń, nie chce gdzieś wejść bo się boi, a kiedy porostu nie i już W przypadku mojej kobyłki jest to właśnie nie i już. Próbowałam różnych sposobów, przekupstwa, lekkiego napierania( popychania zadu, cmokania, nawet pukania delikatnie batem ), ale na jakakolwiek formę wymuszenia, ona reaguje cofnięciem się o kilka kroków i wtedy tam jest punkt z którego już się nie ruszy. Widać po niej, że jeśli ja po różnych próbach zachęcenia jej, to na jabłko to na cukier , zaczynam w końcu próbować nakłonić ją bardziej stanowcza, cmokając , popychając jej zad ona bardzo jednoznacznie i z dużą złością pokazuje mi " o nie nie moja droga tak to się nie będziemy bawić" i wtedy cofa się i już nie ma mowy , żeby nawet doszła do tego momentu w którym była poprzednio. To napewno nie jest strach. Kilka razy próbowałąm się z nią bawić z ziemi, przesuwać ją od nacisku, czy cofać , żeby zwróciła na mnie uwagę. Np prowadząc ją na uwiązie, za każdy razem , gdy próbowała mnie wyprzedzić cofałam ją . Jednak te zabawy nie wnoszą wiele, o poza tym są trudne w realizacji, gdyż kobyłka w ogóle nie skupia się na mnie, więc ciężko od niej wyegzekwować wykonanie polecenia. Nie jestem specem od końskiej psychologii ( studiuje za to ludzką ), ale jestem prawie pewna , że problem tkwi w tym, że kobyła uważa się za wyżej postawioną w hierarchii ode mnie. Tylko co z tym zrobić? Macie jakieś pomysły, jakieś ćwiczenia, zabawy, nie wiem podobne doświadczenia, podobne problemy? Każda rada będzie dla mnie cenna gdyż naprawdę jestem już bezradna.A i jeszcze dodam jak pracujemy. Staram się nie wymagać od kobyły zbyt dużo , na każdej jeździe skupiamy się na kilku elementach. Nasza praca póki co jest raczej podstawowa, czyli ruch z impulsem do przodu, nie wpadanie do środka, wygięcia na woltach i w zakrętach. Jeżeli kobyłka wykona jakiś element dobrze, od razu jest chwila przerwy luźna wodza,poklepanie, czy smakołyk. Czasami nawet kończę jazdę po 10 minutach pracy ( oczywiście nie wliczając rozstępowania i rozgrzewki ) , kiedy jest naprawdę dobrze. CZasami kiedy jest inny koń , czuje po niej , że dziewczyna chce współpracować, stara się i cieszy kiedy jej coś wyjdzie.
Postaram się opisać wszystko dokładnie więc ostrzegam będzie długo .
A więc : klacz ma 10 lat. Do 7 roku życia stała sobie w jednokonnej , przydomowej stajni, chodziła na pastwisko i nic od niej nie wymagano. Potem została przeniesiona do innej stajni, gdzie pierwszy raz zobaczyła konie ( dotychczas widziała jako źrebak tylko swoją mamę). Tam po pewnym czasie została zajeżdżona, ale bardzo " na szybko" Nie miała zbyt dobrych doświadczeń z jazdą, jeżdżono na niej raz na jakiś czas głównie na kilkugodzinne tereny ( często po takich " rajdach " miała różne obtarcia i odparzenia od siodła). Chodziła bardzo rzadko. Dwa lata temu zaczęłam z nią pracować, początkowo było bardzo ciężko , dziewczyna nie rozumiała żadnych sygnałów, i trudno jej się dziwić, Początkowo jeździłyśmy tylko w tereny, starałam się żeby szła do przodku ( kobyła strasznie rzucała głową do tego stopnia , że kilka razy dostałam porządnie w nos), więc póki co chodziło tylko o to, żeby zaakceptowała kontakt. Po miesiącu można było zaobserwować duża poprawę, kobyłka reagowała na łydki, na dosiad i w powiedzmy zawalającym stopniu zaakceptowała kontakt ( bardzo delikatny). Potem przez kolejne dwa miesiące pracowałam z nią ja i moja doświadczona koleżanka ( można powiedzieć , że to był okres największego progresu ). kobyłka zaczęła chodzić na ujeżdżalni, na kontakcie , zaczęła się rozluźniać, wyginać, skakać małe przeszkody, przechodzić drągi. Ale nadal pozostał problem , że dziewczyna w pewnym momencie jazdy potrafi stwierdzić , że ona już nie pracuje, wtedy zaczynała strasznie rzucać głową, brykać, usiłować przyciskać jeźdźca do barierki). Potem przez około roku , klacz praktycznie chodziła, dwa razy w tygodniu, czasami przez miesiąc czy dwa wcale. Chodziła na padok i tyle . Na początku grudnia przeniosłam klacz do miasta w którym studiuje i nareszcie mogłam się porządnie wziąć za pracę. Ale niestety pojawiło się kilka problemów , z którymi nie wiem jak sobie poradzić.
Od początku:
Podstawowym problemem jest wielka miłość kobyłki do innych koni. Ona nie potrafi funkcjonować sama, szczególnie kiedy się grzeje. Zabranie jej z padoku jest problemem, klacz się zapiera, nie chce ruszyć. Próbuję wtedy takiej metody, że kiedy ona się zatrzymuje i nie chce ruszyć , to zaczynam ją cofać, aż do momentu kiedy ruch do przodu jest dla niej nagrodą. Jakoś w ten sposób jestem w stanie zaprowadzić ja do stajni. Ale wtedy pojawia się kolejny problem: przy czyszczeniu siodłaniu, klacz ma mnie totalnie w dup** , cały czas rży, kręci się próbuje mnie podeptać, totalnie nie zwraca na mnie uwagi, kiedy otworze jej boks, próbuje po mnie przejść. Jestem dla niej totalnie nie istotna- najważniejsze są inne konie. Jeżeli inne konie są w stajni, ona zachowuje się troche lepiej, jednak nadal nie szanuje mnie w najmniejszym stopniu. To samo jest na jeździe, jeśli na ujeżdżalni jest inny koń- super, kobyła jest chętna do pracy, robi duże postępy, słucha mnie i moich poleceń, jednak jeśli koń sobie pójdzie- koniec jazdy. Kobyła zaczyna cudować, stawać dęba, brykać, przyciskać mnie do ogrodzenia, rzucać głową jak szalona. To samo dzieje się kiedy wychodzimy na jazdę same, a inne konie zostają w stajni. Moja taktyka polegała na ty, że nie zwracałam na jej zachowanie uwagi, ona sie cofała i stawała dęba ja cały czas przykładałam łydkę i starałam się ją wypchnąć do przodu, ona robi chody boczne w kierunku stajni, ja staram się bez nerwów spychać ją drugą stronę. Czasami się udaje , kobyłka przestaje cudować, jednak jazda wtedy to nie jest to samo co gdy na ujeżdżalni jest inny koń. Dziewczyna jest dużo bardziej sztywna, denerwuje się- jazda wtedy nie jest przyjemna dla nas obu. Rozumiem , że klacz przez długi okres czasu była sama bez koni, i dlatego teraz jest tak stadna, dlatego staram się, że kiedy biorę ją z padoku w boskie czekały na nią jakieś przysmaki, żeby kojarzyła powrót do stajni z czymś przyjemnym. Jednak moim zdaniem sedno sprawy leży w tym , że ona mnie totalnie nie szanuje. Nie uważa mnie za kogoś , kto może mieć wobec niej jakiekolwiek wymagania. Jest bardzo uparta, kiedy postanowi sobie, że gdzieś nie wchodzi, to nie wchodzi. Tak właśnie jest z myjką wewnątrz stajni. Klacz porostu postanowiła , że tam nie wejdzie i koniec. Jeżdżę konno 12 lat, pracowałam z duża ilością koni, i potrafię rozpoznać kiedy koń, nie chce gdzieś wejść bo się boi, a kiedy porostu nie i już W przypadku mojej kobyłki jest to właśnie nie i już. Próbowałam różnych sposobów, przekupstwa, lekkiego napierania( popychania zadu, cmokania, nawet pukania delikatnie batem ), ale na jakakolwiek formę wymuszenia, ona reaguje cofnięciem się o kilka kroków i wtedy tam jest punkt z którego już się nie ruszy. Widać po niej, że jeśli ja po różnych próbach zachęcenia jej, to na jabłko to na cukier , zaczynam w końcu próbować nakłonić ją bardziej stanowcza, cmokając , popychając jej zad ona bardzo jednoznacznie i z dużą złością pokazuje mi " o nie nie moja droga tak to się nie będziemy bawić" i wtedy cofa się i już nie ma mowy , żeby nawet doszła do tego momentu w którym była poprzednio. To napewno nie jest strach. Kilka razy próbowałąm się z nią bawić z ziemi, przesuwać ją od nacisku, czy cofać , żeby zwróciła na mnie uwagę. Np prowadząc ją na uwiązie, za każdy razem , gdy próbowała mnie wyprzedzić cofałam ją . Jednak te zabawy nie wnoszą wiele, o poza tym są trudne w realizacji, gdyż kobyłka w ogóle nie skupia się na mnie, więc ciężko od niej wyegzekwować wykonanie polecenia. Nie jestem specem od końskiej psychologii ( studiuje za to ludzką ), ale jestem prawie pewna , że problem tkwi w tym, że kobyła uważa się za wyżej postawioną w hierarchii ode mnie. Tylko co z tym zrobić? Macie jakieś pomysły, jakieś ćwiczenia, zabawy, nie wiem podobne doświadczenia, podobne problemy? Każda rada będzie dla mnie cenna gdyż naprawdę jestem już bezradna.A i jeszcze dodam jak pracujemy. Staram się nie wymagać od kobyły zbyt dużo , na każdej jeździe skupiamy się na kilku elementach. Nasza praca póki co jest raczej podstawowa, czyli ruch z impulsem do przodu, nie wpadanie do środka, wygięcia na woltach i w zakrętach. Jeżeli kobyłka wykona jakiś element dobrze, od razu jest chwila przerwy luźna wodza,poklepanie, czy smakołyk. Czasami nawet kończę jazdę po 10 minutach pracy ( oczywiście nie wliczając rozstępowania i rozgrzewki ) , kiedy jest naprawdę dobrze. CZasami kiedy jest inny koń , czuje po niej , że dziewczyna chce współpracować, stara się i cieszy kiedy jej coś wyjdzie.