Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania
Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania
Najkrócej jak umiem:
- przywieźli mi moją „dziewuchę” jak miała rok trochę już umiała (dała się prowadzić i prawie wszystkie nogi podawać)
- w trakcie jazdy w przyczepie rozerwała kantarek (kawał drogi ok.150 km – co tam się jeszcze działo nie wiem i się nie dowiem)
- przyzwyczajaliśmy się do siebie dość intensywnie (jedyny koń) zanim doczekała się towarzystwa terroryzowała nas już okrutnie (dobijanie do okien, obgryzanie drzwi itp.)
zasłużyła nawet na ksywkę QńLaden .
- towarzystwo ludzi (z braku koni) wyegzekwowała non-stop – najczęściej moje „to twój pomysł, twoja córeczka itp.”
- jest w tym plus - niesamowite zaufanie (wzajemne) np. prowadziłem kiedyś za kantarek na pastwisko (mamy takie wąskie przejście ok. 1.5m ~ 7-8m) z za stodoły pojawia się kombajn a „dowcipny” sąsiad na nasz widok robi „przegazówkę” i trąbi - dziewucha zamurowała w miejscu i tylko drżała – ani w głowie jej było wyrywać się i uciekać (przecież byłem blisko i trzymałem za kantarek)
Po trochu zaczął wyłazić problem – wszystko ok. dopóki trzymam linkę, ale niech tylko spróbuję ja gdzieś zamocować – natychmiast ostre szarpnięcie i odskakuje na parę kroków (z żerdzią ogrodzeniową, kawałkiem linki (jak słaba) lub zostawiając szczątki kantarka.
Próbujemy delikatnie – przekładam linkę przez żerdź (solidną) – pokazuję, że trzymam drugi koniec – szarpnięcie – linka kawałek poszła (ok. 2m) – dziewucha się uspakaja – podchodzi – skracam linkę
I tak w kółko – w międzyczasie czyszczenie, szczotkowanie, kopytka itp. – zawsze co jakiś czas sprawdza czy linka daje się wysunąć – jak tak to ok.
Czas płynie – jest już drugi koń (grzecznie umie stać na uwiązie) a u mnie coraz więcej obaw, „co zrobię jak przyjdzie do transportu albo jakiegoś zabiegu, którego nie umiem zrobić sam i musi podejść obcy np. Wet.?
Wreszcie mądry właściciel posłuchał dobrej rady – „…uwiązać solidnie i niech się obszarpie…”
Otwarta przestrzeń, wkopany na 1,5m w ziemię (i umocniony kamieniami słup), kantarek z grubej skóry + linka ok. 1,5m (holownicza)
Zaczęła się panika po nie wiem jakim czasie (mówią, że krótko – dla mnie to była wieczność), koń leży na ziemi i rzęzi.
Nie wyrobiłem odciąłem linkę – siedziałem przy niej – głaskałem – odpoczęła – wstała.
Całe zaufanie szlak trafił – przez dwa dni nie dała w ogóle do siebie podejść a kantarek udało mi się założyć chyba dopiero 4-tego dnia.
Dawno już zapomnieliśmy (oboje) o tej „akcji” - dziewczyna ma już 5 lat, bez problemów daje się prowadzić (dowolnie – czy to „uwiąz” czy za kantarek lub grzywę) bez kłopotów lonża, noszenie siodła a ostatnio i mnie.
Ale do „obsługi” nadal drugi koniec przełożonej przez coś linki muszę trzymać w ręku a ona co jakiś czas sprawdza czy da się pociągnąć (niewiele – chociaż pół metra ale musi poczuć, że opór daje się pokonać – wtedy już spokojnie stoi).
Poradźcie coś już jestem głupi (próbowałem nawet dać jej drugi koniec linki, żeby sama się trzymała) – przecież jak TWU TWU przyjdzie co do czego to co ? Mam jechać z nią w przyczepie? (komu zaufać żeby prowadził?). Przekonać Weta, że ją utrzymam? (nie każdy się da a nie zawsze jest ten, którego by się chciało) – kowal ma sam sobie nogę trzymać? (nie zawsze będzie mój dzieciak, któremu ona również ufa).
Muszę coś z tym „fantem” zrobić – tylko nie mam fioletowego pojęcia co (a do siłowego rozwiązania nie mam serca) – komuś tez jej nie dam, żeby zrobił to pod moją nieobecność (aż tak zakłamany nie umiem być).
„Pojeździcie” sobie po mnie za moją głupotę (jak musicie) ale na koniec coś poradźcie!!!
Urwisie rzeczywiscie powinniśmy pojeździć po Tobie, za próbę siłowego rozwiazania problemu. Koń to jednak kawał zwierza, siłowo nie mamy z nim szans, ale do tego sam już doszedłeś, chociaż kosztem ważnego dla nas - zaufania :-(
Miałam podobny problem z Karą... Chociaż nie tak dramatyczny. U mnie pomogło spokojne i stopniowe przyzwyaczajanie do - początkowo dotyku, później nacisku na potylicę. Z czasem zaczęła pozwalać na obniżanie głowy - najpierw reką, później kantarem... Każde prawidłowe dla mnie zachowanie było nagradzane - zachowanie nieprawidłowe (czyli próby odsadzenia) kompletnie ignorowane... CZyli w dużym uproszczeniu - najpierw dąż do tego, aby koń pozwalał się wszędzie dotknąć. Później skup się na głowie. Z czasem dojdź do uszu i potylicy. Nastepnie spokojnie poproś o akceptację dotyku, z czasem nacisku na potylicy - wszystko to na ogrodzonym placu, nie w stajni. Kolejnym krokiem jest właśnie ta sama zabawa w stajni, w miejscu gdzie standardowo ją wiążesz. ale koń już musi akceptować ucisk na potylicę i poddawać się mu opuszczając głowę bez cienia strachu...
Z czasem powinna przejść jej histryczna klaustrofobia, chociaż przez siłowe rozwiązanie na pewno dużo popsułeś :-(
Cała praca potrwa kilka tygodni, może nawet miesięcy. Im mniej siebedziecie spieszyć, tym szybciej zobaczysz efekty... Na koniec warto zaopatrzyc się w specjalny - elastyczny uwiaż, który w razie prób odsadzania - rozciągnie się dzięki czemu koń nie będzie wpadać w panikę...
Z tego co zrozumiałam ( Urwis napisał o swoim problemie także na innym forum ) to problem pojawia się w momencie uwiązania " stałego".
A klaczka "oddaje " potylicę od nacisku ręką i jest nauczona stać grzecznie bez wiązania.
Sam zapewne opisze to lepiej.
Mnie zastanawia zastosowanie tego gumowego uwiązu. Czy rzeczywiście jest skuteczne ? Czy koń nie nauczy się szarpać ? I czy np. podczas transportu też trzeba będzie zastosować "gumowe " wiązanie ?
Dioda Z tego co zrozumiałam ..... to problem pojawia się w momencie uwiązania " stałego".
A klaczka "oddaje " potylicę od nacisku ręką i jest nauczona stać grzecznie bez wiązania.
Dioda Z tego co zrozumiałam ..... to problem pojawia się w momencie uwiązania " stałego".
A klaczka "oddaje " potylicę od nacisku ręką i jest nauczona stać grzecznie bez wiązania.
Cytat:chociaż kosztem ważnego dla nas - zaufania :-(Ano! chociaż minęło już prawie trzy lata nadal ten horror dobrze pamiętam i ciągle mi z tym źle
Cytat:Z przydeptywaniem tej liny przez konia- wtedy jest pewność, że koń nie przestraszy się , nawet jak uwiąz zsunie się, czy zerwie.Widzę, że "odbieramy" na podobnej "fali" - wpadłem już na ten pomysł.
Cytat:nawet jeśli wydaje się, że zaufanie zostało odbudowaneZaufanie JEST odbudowane i tylko to straszne COŚ nie może Jej trzymać - ja mogę ile chcę
MalgorzataSzkudlarek-Witaj -
Cytat:chociaż kosztem ważnego dla nas - zaufania :-(Ano! chociaż minęło już prawie trzy lata nadal ten horror dobrze pamiętam i ciągle mi z tym źle
Cytat:Z przydeptywaniem tej liny przez konia- wtedy jest pewność, że koń nie przestraszy się , nawet jak uwiąz zsunie się, czy zerwie.Widzę, że "odbieramy" na podobnej "fali" - wpadłem już na ten pomysł.
Cytat:nawet jeśli wydaje się, że zaufanie zostało odbudowaneZaufanie JEST odbudowane i tylko to straszne COŚ nie może Jej trzymać - ja mogę ile chcę
Witaj urwisie :-)
Nie będę Ci zmywała głowy, bo nie powinno się tego robić osobie, która ma sumienie :-)
Ale tak sobie myślę... Konia nie boi się być przywiązaną do Ciebie, bo ... ? Bo wie, że ty jej na sztywno nie zamkniesz. Może dać jej takie samo przekonanie, co do płotu? Jeśli uwierzy, że zawsze może się uwolnić, to będzie się czuła bezpieczniej a to wcale nie powinno spowodować, że zacznie się urywać i uciekać, bo skoro ma do Ciebie zaufanie i lubi Twoje towarzystwo i to, co z nią robisz, to po co miałaby? :-) A tak jeszcze dodam, że nasz kowal ulubiony i weterynarz nigdy nie pozwalają nam na sztywno do czegoś wiązać koni, szczególnie jak się kręcą. Właśnie żeby tych zdenerwowanych w klaustrofobię nie wpędzać. Albo się trzyma albo długa linka owinięta i trzymana za drugi koniec tak, by można było puszczać i nabierać.
Skoro nie jest to problem strachu przed naciskiem, to masz bardziej pod górkę stając oko w oko z narowem :-( Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale jeśli koniowi udało się wiele razy uwolnić z uwiązania - możliwe iż stało się to swego rodzaju przyzwyczajeniem na zasadzie: oo trzyma mnie, to sie uwolnię i po strachu...
w takim przypadku nawet uwiąz elastyczny nie pomoże, bo też ma swoją granicę rozciągliwości, po czym staje się zwykłym uwiązem...
Może lonżę za zad i przytrzymać, kiedy się odsadzi? Tyle, że jesli wpada w panikę może być gorzej Ciężki przypadek, może Trener się wypowie
Tak, czy inaczej są konie u których nie da się zmienić jakiegoś "szczegółu" , który nas irytuje a dla konia jest sprawą życia lub smierci :-(
Myślę, że każdy miałby się z czego tłumaczyć
Ale trochę zastanowił mnie tytuł wątku, bo mowa w nim o przełamaniu w powiązaniu z zaufaniem.
Może to tylko moje przewrażliwienie ,albo charakter :wink: , ale dla mnie"przełamanie" wiąże się z przemocą , choćby psychiczną.
A jak przemoc, to o zaufaniu trudno mówić
Ale to może być też kwestia naszego zaprogramowania w typie " koń musi".
A jak koń ma silnie zakodowany lęk przed przywiązaniem ?
Pytanie brzmi :czy warto walczyć (przełamać ) dla naszej wygody , czy własnego spojrzenia na wiele spraw, które to spojrzenie może być zupełnie odmienne od końskiego ?
Jak człowiek odpowie sobie na to pytanie , to może znajdzie właściwe rozwiązanie
Transport konie- ja widziałam całkiem ciekawe rzeczy.
Towarzyszyłam w transporcie 3 koni ( nawet pomagałam upychać) ,miały ciasno- stały jeden przy drugim dotykając się.
A człowiek przechodził z przodu do wyjścia , pomiędzy brzuchami w kucki i tylko mówił: uważajcie na mnie.
I obce konie nawet nie drgnęły ( bo własne, to oczywistość).
W czasie takiego transportu obcych, jeden z koni , środkowy zerwał uwiąz i stał sobie spokojnie całą drogę.
Opowiadał mi człowiek, że kiedyś transportując 3 własne ( duże ) konie , jeden z koni połozył się , a pozostałe dwa gimnastykowały się , żeby go nie nadepnąć
A to jazda po górach, serpentynach, nie równej szosie.
Czy poza transportem koń musi być uwiązany , skoro tego nie lubi?
Może ten typ tak ma.
Można przecież radzić sobie samemu, zakładając dłuższy uwiąz, linę i w razie potrzeby przydeptać, robić coś przy koniu z tyłu, np trzymając nogi.
Ja czasem tak robię.
Generalnie przyzwyczajenie koni do liny pałętającej się pod nogami to super sprawa
Ja tak czasem puszczam kuca na nieogrodzonych łąkach - on wie co to znaczy, nie odbiegnie, ale ma swobodę.
Jak się zaplącze, to stoi i czeka aż się go uwolni.
No to odważnie, ja bym się bała, że mi się koń zaplącze, podetnie, przewróci, coś sobie naderwie, naciągnie. Ale może kucyk ma inną biomechanike
I myślę, że koń obowiązkowo powinien być nauczony bycia wiązanym, bo po prostu będą się przydarzać sytuacje kiedy będzie to konieczne. Na tą panią, o której pisze Urwis też musi być jakaś metoda, może podzielić działania w tę stronę na jeszcze mniejsze kroczki? Postawić przy koniowiązie i lekko owijac linę o żerdź, jak koń się odsadzi (albo jak tylko machnie głową w tył) to odpuscić i nie walczyć z samym odsadzaniem tylko spróbować konia "przeczekać", czyli tak długo to robić aż mu się znudzi odsadzanie. Nawet jakby to miało zająć kilkugodzinną sesję (albo kilka takich sesji ) Ja bym próbowała mikrokroczkami i przeczekiwaniem.
arabiatta No to odważnie, ja bym się bała, że mi się koń zaplącze, podetnie, przewróci, coś sobie naderwie, naciągnie. Ale może kucyk ma inną biomechanike
arabiatta No to odważnie, ja bym się bała, że mi się koń zaplącze, podetnie, przewróci, coś sobie naderwie, naciągnie. Ale może kucyk ma inną biomechanike
Urwis, a jak Ty trzymasz uwiąz (ten okręcony bez wiązania) i nie popuścisz, to macie opcję - nie szkodzi, to mój człowiek, czy panika, bo nie popuszcza? A gdybyś uwiązu nie trzymał, jak klacz by zareagowała na sytuację: strach, cofam się, uwiąz nieco ustępuje (bo jest okręcony, a nie przywiązany)? Zatrzymała by się, ciągnęła dalej?
Piszesz, że grzecznie chodzi na uwiązie - ale to może być podążanie za człowiekiem, jak na wolności, tyle, że przypadkiem między wami jest, bierna, lina. (Ja teraz bawię się w coś analogicznego - w prowadzenie za grzywę. Właśnie takie, że nie zaczynam od mowy ciała "chodź ze mną", tylko od poprowadzenia za kosmyk. Bo mimo "przyklejenia" konia, wcale to z automatu nie działa.)
Jak myślisz, jak by reagowała, gdybyś stał w miejscu i chciał ją przesunąć naciskiem na kantar via lina?
Jak prosisz ją o opuszczenie głowy - to robisz to tylko ręką, czy też poprzez linę?
Tak się tylko zastanawiam, jakby porozdzielać różne sprawy, wyodrębnić to, jak działa "ustępowanie od nacisku kantara". Choć piszesz, że klacz całkiem zorientowana, co na końcu liny... Ale nie zaszkodziłoby popatrzeć na każdą sytuację świeżym okiem.
Ja na końską panikę przy weterynarzu (konkretnie chodziło o zdrapywanie ziarniny z obtartej pęciny w tylnej nodze), z dużym powodzeniem stosowałam kiedyś metodę "bar otwarty - bar zamknięty" (ale mój koń jest "rozklikany", dobrze rozumie system, więc cała nauka poszła migiem). IMHO - to metoda niekoniecznie na każdą sytuację (zestaw końsko-ludzki z ich doświadczeniem itd.), ale warta rozważenia.
A wracając do jeży, panik i innych takich. Ja bym chyba działała dwutorowo - doskonaląc jeża (perfekcja jest nieosiągalna, więc zawsze jest co robić). I rozwijając spokój przy koniowiązie - czyli minimalizując chęć odsadzania się. Klacz stoi, kiedy uwiąz jest przełożony, a jego koniec trzyma ludź. W warunkach spokojnych. A gdyby teraz dodać różne "urozmaicenia" jak przy typowej parellowej grze w zaprzyjaźnianie? Może drugi człowiek by pomógł - żeby jeden mógł asekurować trzymając linę, a drugi zaczął choćby od chodzenia wokół konia, potem i podskoków i przynoszenia różnostek.
Tak myślę, że nawet jeśli klacz nigdy nie będzie koniem, którego można bezpiecznie uwiązać, to praca włożona zawsze procentuje. Dobra praca, nie totalne głupoty
P.S. Teo nie jest kucem. Umie poruszać się z dyndającą od kantara liną. Głównie chodzi tu o jakieś snucie się przy pasieniu, nikt przecież nie robi koniowi żadnych treningów z dyndającymi linami... Jak Teo przydepnie linę - sprawdza którą nogą to zrobił (zwykle podnosi kolejne) i się uwalnia. Bez paniki.
Mi bardziej chodziło o sytuację, że koń się płoszy i ucieka, albo zaczyna fisiować, biegać, brykać. Ja bym wolała, żeby mój koń w takiej sytuacji nie miał liny plączącej się pod nogami. Nikogo nie podejrzewam o trenowanie konia z liną wisząca z kantara...
Cytat:możliwe iż stało się to swego rodzaju przyzwyczajeniem naTo nie tak - "słówka" była tylko raz (trzy lata temu)- więcej tego nie powtarzałem.
zasadzie: oo trzyma mnie, to sie uwolnię i po strachu
Cytat:bo mowa w nim o przełamaniu w powiązaniu z zaufaniem"złapała rybka haczyk" od razu na dzień dobry SZACUNEK za uważne podejście !
Cejloniara- Prawdopodobnie masz "szczęście" być w/mieć dużą stajnię/stadninę. Dlatego
używasz pojęcia "ulubiony weterynarz". Ja mieszkam tam "gdzie pociąg nie dochodzi i wróble
zawracają" - a oprócz moich dwóch "dziewuch" w okolicy trzymają wyłącznie "konie mięsne"
:evil:
"Ulubiony weterynarz" to u nas taki, który raczy łaskawie odebrać telefon - a już prawdziwy cud
jak się go uda namówić, żeby natychmiast przyjechał.
"szczęście" dałem w cudzysłowie bo bym się nie zamienił - takie "rodzinne" utrzymanie koni =
możliwość niesamowitej więzi. To są członkowie rodziny - stukają w okna jak czują potrzebę
towarzystwa, obgryzają klamkę przy drzwiach, przybiegają po pomoc jak gza siedzi na łopatce i
nie da się sięgnąć itp.
Ale coś za coś - z Wetami katastrofa - był już nawet taki co bał się koni (musiałem udawać, że
zaciskam dudkę - moja dziewucha pierwszy raz coś takiego widziała więc nie protestowała) bo
inaczej on odmawiał podejścia do konia.
Malgorzata- piszesz:
Cytat:możliwe iż stało się to swego rodzaju przyzwyczajeniem naTo nie tak - "słówka" była tylko raz (trzy lata temu)- więcej tego nie powtarzałem.
zasadzie: oo trzyma mnie, to sie uwolnię i po strachu
Cytat:bo mowa w nim o przełamaniu w powiązaniu z zaufaniem"złapała rybka haczyk" od razu na dzień dobry SZACUNEK za uważne podejście !
zgodzę się z Klarą trzeba konia cały czas odczulać, drobnymi kroczkami pamiętając o tym że lepsze wrogiem dobrego
Urwis, prawdpdbnie się nie zrzumielismy. Nie miałam na myśli "weź se załatw innego weta" tylko chciałam pokazać, że nasi Aniołowie Stróże Kochani (w skrcie ASK) w sytuacjach gdy jest duże prawdopodobieństw dsadzenia się knia nie uwiązują go na sztywno. Bo koń, który się boi plus koń, który się boi, bo nie może uciec to jest śmiertelnie grona mieszanka. Nie jestem w duże stajni. 4 włascicielki co razem stajnie prowadzą dla swoich koni. Wet a tym bardziej kowal mają do nas daleko, ale mamy taki urok osobisty, że oprzeć się nam nie mogą :-)