Hipologia
Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Wersja do druku

+- Hipologia (https://forum.hipologia.pl)
+-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3)
+--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Wątek: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania (/showthread.php?tid=334)

Strony: 1 2


Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - urwis - 12-10-2008

Najkrócej jak umiem:
- przywieźli mi moją „dziewuchę” jak miała rok trochę już umiała (dała się prowadzić i prawie wszystkie nogi podawać)
- w trakcie jazdy w przyczepie rozerwała kantarek (kawał drogi ok.150 km – co tam się jeszcze działo nie wiem i się nie dowiem)
- przyzwyczajaliśmy się do siebie dość intensywnie (jedyny koń) zanim doczekała się towarzystwa terroryzowała nas już okrutnie (dobijanie do okien, obgryzanie drzwi itp.)
zasłużyła nawet na ksywkę QńLaden .
- towarzystwo ludzi (z braku koni) wyegzekwowała non-stop – najczęściej moje „to twój pomysł, twoja córeczka itp.”
- jest w tym plus - niesamowite zaufanie (wzajemne) np. prowadziłem kiedyś za kantarek na pastwisko (mamy takie wąskie przejście ok. 1.5m ~ 7-8m) z za stodoły pojawia się kombajn a „dowcipny” sąsiad na nasz widok robi „przegazówkę” i trąbi - dziewucha zamurowała w miejscu i tylko drżała – ani w głowie jej było wyrywać się i uciekać (przecież byłem blisko i trzymałem za kantarek)

Po trochu zaczął wyłazić problem – wszystko ok. dopóki trzymam linkę, ale niech tylko spróbuję ja gdzieś zamocować – natychmiast ostre szarpnięcie i odskakuje na parę kroków (z żerdzią ogrodzeniową, kawałkiem linki (jak słaba) lub zostawiając szczątki kantarka.

Próbujemy delikatnie – przekładam linkę przez żerdź (solidną) – pokazuję, że trzymam drugi koniec – szarpnięcie – linka kawałek poszła (ok. 2m) – dziewucha się uspakaja – podchodzi – skracam linkę
I tak w kółko – w międzyczasie czyszczenie, szczotkowanie, kopytka itp. – zawsze co jakiś czas sprawdza czy linka daje się wysunąć – jak tak to ok.
Czas płynie – jest już drugi koń (grzecznie umie stać na uwiązie) a u mnie coraz więcej obaw, „co zrobię jak przyjdzie do transportu albo jakiegoś zabiegu, którego nie umiem zrobić sam i musi podejść obcy np. Wet.?

Wreszcie mądry właściciel posłuchał dobrej rady – „…uwiązać solidnie i niech się obszarpie…”
Otwarta przestrzeń, wkopany na 1,5m w ziemię (i umocniony kamieniami słup), kantarek z grubej skóry + linka ok. 1,5m (holownicza)
Zaczęła się panika po nie wiem jakim czasie (mówią, że krótko – dla mnie to była wieczność), koń leży na ziemi i rzęzi.
Nie wyrobiłem odciąłem linkę – siedziałem przy niej – głaskałem – odpoczęła – wstała.
Całe zaufanie szlak trafił – przez dwa dni nie dała w ogóle do siebie podejść a kantarek udało mi się założyć chyba dopiero 4-tego dnia.

Dawno już zapomnieliśmy (oboje) o tej „akcji” - dziewczyna ma już 5 lat, bez problemów daje się prowadzić (dowolnie – czy to „uwiąz” czy za kantarek lub grzywę) bez kłopotów lonża, noszenie siodła a ostatnio i mnie.

Ale do „obsługi” nadal drugi koniec przełożonej przez coś linki muszę trzymać w ręku a ona co jakiś czas sprawdza czy da się pociągnąć (niewiele – chociaż pół metra ale musi poczuć, że opór daje się pokonać – wtedy już spokojnie stoi).

Poradźcie coś już jestem głupi (próbowałem nawet dać jej drugi koniec linki, żeby sama się trzymała) – przecież jak TWU TWU przyjdzie co do czego to co ? Mam jechać z nią w przyczepie? (komu zaufać żeby prowadził?). Przekonać Weta, że ją utrzymam? (nie każdy się da a nie zawsze jest ten, którego by się chciało) – kowal ma sam sobie nogę trzymać? (nie zawsze będzie mój dzieciak, któremu ona również ufa).

Muszę coś z tym „fantem” zrobić – tylko nie mam fioletowego pojęcia co (a do siłowego rozwiązania nie mam serca) – komuś tez jej nie dam, żeby zrobił to pod moją nieobecność (aż tak zakłamany nie umiem być).

„Pojeździcie” sobie po mnie za moją głupotę (jak musicie) ale na koniec coś poradźcie!!!


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Gaga - 12-10-2008

Urwisie rzeczywiscie powinniśmy pojeździć po Tobie, za próbę siłowego rozwiazania problemu. Koń to jednak kawał zwierza, siłowo nie mamy z nim szans, ale do tego sam już doszedłeś, chociaż kosztem ważnego dla nas - zaufania :-(

Miałam podobny problem z Karą... Chociaż nie tak dramatyczny. U mnie pomogło spokojne i stopniowe przyzwyaczajanie do - początkowo dotyku, później nacisku na potylicę. Z czasem zaczęła pozwalać na obniżanie głowy - najpierw reką, później kantarem... Każde prawidłowe dla mnie zachowanie było nagradzane - zachowanie nieprawidłowe (czyli próby odsadzenia) kompletnie ignorowane... CZyli w dużym uproszczeniu - najpierw dąż do tego, aby koń pozwalał się wszędzie dotknąć. Później skup się na głowie. Z czasem dojdź do uszu i potylicy. Nastepnie spokojnie poproś o akceptację dotyku, z czasem nacisku na potylicy - wszystko to na ogrodzonym placu, nie w stajni. Kolejnym krokiem jest właśnie ta sama zabawa w stajni, w miejscu gdzie standardowo ją wiążesz. ale koń już musi akceptować ucisk na potylicę i poddawać się mu opuszczając głowę bez cienia strachu...
Z czasem powinna przejść jej histryczna klaustrofobia, chociaż przez siłowe rozwiązanie na pewno dużo popsułeś :-(
Cała praca potrwa kilka tygodni, może nawet miesięcy. Im mniej siebedziecie spieszyć, tym szybciej zobaczysz efekty... Na koniec warto zaopatrzyc się w specjalny - elastyczny uwiaż, który w razie prób odsadzania - rozciągnie się dzięki czemu koń nie będzie wpadać w panikę...


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Anna Skalik - 12-10-2008

Z tego co zrozumiałam ( Urwis napisał o swoim problemie także na innym forum ) to problem pojawia się w momencie uwiązania " stałego".
A klaczka "oddaje " potylicę od nacisku ręką i jest nauczona stać grzecznie bez wiązania.
Sam zapewne opisze to lepiej.
Mnie zastanawia zastosowanie tego gumowego uwiązu. Czy rzeczywiście jest skuteczne ? Czy koń nie nauczy się szarpać ? I czy np. podczas transportu też trzeba będzie zastosować "gumowe " wiązanie ?


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Guli - 12-10-2008

Dioda Z tego co zrozumiałam ..... to problem pojawia się w momencie uwiązania " stałego".
A klaczka "oddaje " potylicę od nacisku ręką i jest nauczona stać grzecznie bez wiązania.


Jeśli to jest tylko problem transportu, to może warto przyzwyczaić tylko do dotyku zadu, tylnych nóg przez zabezpieczenie z tyłu.
A uwiąz tylko przełożyć, skoro koń nie toleruje wiązania , a nie boi się uwiązu poruszającego się przed piersią
Przyznaję, że ja swoich koni nie wiąże na stałe.
Kubie wystarczy sam uwiąz przyczepiony do kantara, żeby poczuł się uwiązany.
I stoi grzecznie .

W czasie przewozu koni, zdarzają się przypadki, że koń uwolni się z zapięcia.
Jeśli toleruje dotyk z tyłu, to nic nie dzieje się złego.

Ja przewiozłam kuca do domu , nie przywiązując go- zapomniałam :oops:
Miał dużo miejsca, bo przyczepa na dwa konie- i po zatrzymaniu stał sobie spokojnie w tej samej pozycji z uwiązem pod nogami.

Myślę, że naprawdę warto, zwłaszcza panikarskiego konia oswoić z liną "dyndającą" z przodu, z boku , z dotykiem jej po każdej nodze, po zadzie.
Z przydeptywaniem tej liny przez konia- wtedy jest pewność, że koń nie przestraszy się , nawet jak uwiąz zsunie się, czy zerwie.

Niektórzy przewożą konia zupełnie luzem, bez wiązania.

Czasem koń nie jest w stanie zapomnieć urazu , nawet jeśli wydaje się, że zaufanie zostało odbudowane.


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - urwis - 12-10-2008

MalgorzataSzkudlarek-Witaj -
Cytat:chociaż kosztem ważnego dla nas - zaufania :-(
Ano! chociaż minęło już prawie trzy lata nadal ten horror dobrze pamiętam i ciągle mi z tym źle Sad
I nawet nie będę się próbował tłumaczyć, że młody, że głupi, że nie wiedział a tak radzili.
Na wszystkie takie tłumaczenia jest jedna prosta odpowiedź "nie właź na afisz jak nie potrafisz".
Ale to już dawno za nami - nie istnieje w "naszym związku" przemoc i nigdy nie wróci. Mamy w zamian szeroko rozwinięte łapownictwo oraz cały asortyment fochów, dąsów i obrażań (no i oczywiście szeroko rozumiana próżność). Damcia (jak przystało z racji płci) jest w tym mistrzem ale ja nie pozostaję Jej dłużny.
To ZAWSZE działa: pierwsze siodło - wystarczyło się odsunąć i zacząć zachwycać "jakaś Ty piękna", żeby końbyłka wdzięczyła się jak nastolatka ustawiając do mnie raz jeden bok raz drugi - żebym podziwiał.
Na pewnym etapie nauki podawania nóg - wystarczył Żony komentarz "etam - tylnych to ona jeszcze nie umie" - żeby "dziewucha" odstawiła cały balet podnosząc i stawiając wszystkie po kolei Smile
Ale to cholerne wiązanie prześladuje nas do dziś Sad
Tu nie ma nic (moim zdaniem) z naciskiem na potylicę, dotykiem etc.
Mogę robić co chcę, wydłubywać meszki z uszu, wyplątywać rzepy z grzywki, ręcznie czy słownie (wsio ryba) prosić o opuszczenie głowy.
Panika jest tylko i wyłącznie w jednym jedynym przypadku - jak Damcia załapie, że nie ja tylko COŚ ją trzyma.

Dioda- no właśnie - na innym forum też - o TU http://www.qnwortal.com/forum,temat,9518&highlight=
Wychodzę z założenia, że im więcej Osób "końbinuje" tym większa szansa, że razem coś wymyślą.
A z tego co do tej pory znalazłem wynika, że niektórzy (z podobnym kłopotem) poddali się. Jeżdżąc z koniem w przyczepie, używając "dudki" przy trudniejszych zabiegach Brr!
Myślę, że będzie to całkiem niezły plus w "końskim niebie" jak uda się "poskładać" 100% skuteczną technikę na te wyjątkowo trudne przypadki i na dokładkę będzie ona maksymalnie możliwie "naturalna".

Magda Gulina-
Cytat:Z przydeptywaniem tej liny przez konia- wtedy jest pewność, że koń nie przestraszy się , nawet jak uwiąz zsunie się, czy zerwie.
Widzę, że "odbieramy" na podobnej "fali" - wpadłem już na ten pomysł.
Poświęciłem jeden uwiąz (z bezpiecznym zapięciem) i przyciąłem go na taką długość, żeby przy podniesionej głowie jedynie się dyndał a przy trochę opuszczonej dawał się łatwo (niechcący Smile ) nadepnąć.
Nie ma paniki - jest szarpnięcie głową - jak puści sprzączka to obwąchujemy ciekawie co to leży na ziemi "acha uwiąz - no to idziemy dalej".
Jak zapięcie wytrzyma i linka wyskoczy z pod kopyta (kwestia rodzaju gruntu) to też spokojnie idziemy dalej tylko staramy się trzymać wyżej głowę (aż się znów zapomni i znów przydepnie).
Widać wyraźnie, że Ona rozumie, że to nie COŚ tylko sama się "zaczepia" i nie czuje się tym zagrożona (najwyżej trochę zniecierpliwienia na niewygodę).
Kończy się tak, że przychodzi do mnie i podtyka mi TO - żebym odpiął (chyba, że wcześniej zostawi na pastwisku).
Cytat:nawet jeśli wydaje się, że zaufanie zostało odbudowane
Zaufanie JEST odbudowane i tylko to straszne COŚ nie może Jej trzymać - ja mogę ile chcę Smile


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Cejloniara - 12-10-2008

Witaj urwisie :-)

Nie będę Ci zmywała głowy, bo nie powinno się tego robić osobie, która ma sumienie :-)

Ale tak sobie myślę... Konia nie boi się być przywiązaną do Ciebie, bo ... ? Bo wie, że ty jej na sztywno nie zamkniesz. Może dać jej takie samo przekonanie, co do płotu? Jeśli uwierzy, że zawsze może się uwolnić, to będzie się czuła bezpieczniej a to wcale nie powinno spowodować, że zacznie się urywać i uciekać, bo skoro ma do Ciebie zaufanie i lubi Twoje towarzystwo i to, co z nią robisz, to po co miałaby? :-) A tak jeszcze dodam, że nasz kowal ulubiony i weterynarz nigdy nie pozwalają nam na sztywno do czegoś wiązać koni, szczególnie jak się kręcą. Właśnie żeby tych zdenerwowanych w klaustrofobię nie wpędzać. Albo się trzyma albo długa linka owinięta i trzymana za drugi koniec tak, by można było puszczać i nabierać.


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Gaga - 12-10-2008

Skoro nie jest to problem strachu przed naciskiem, to masz bardziej pod górkę stając oko w oko z narowem :-( Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale jeśli koniowi udało się wiele razy uwolnić z uwiązania - możliwe iż stało się to swego rodzaju przyzwyczajeniem na zasadzie: oo trzyma mnie, to sie uwolnię i po strachu... Undecided
w takim przypadku nawet uwiąz elastyczny nie pomoże, bo też ma swoją granicę rozciągliwości, po czym staje się zwykłym uwiązem... Undecided
Może lonżę za zad i przytrzymać, kiedy się odsadzi? Tyle, że jesli wpada w panikę może być gorzej Undecided Ciężki przypadek, może Trener się wypowie
Tak, czy inaczej są konie u których nie da się zmienić jakiegoś "szczegółu" , który nas irytuje a dla konia jest sprawą życia lub smierci :-(


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Guli - 12-10-2008

Myślę, że każdy miałby się z czego tłumaczyć Smile

Ale trochę zastanowił mnie tytuł wątku, bo mowa w nim o przełamaniu w powiązaniu z zaufaniem.
Może to tylko moje przewrażliwienie ,albo charakter :wink: , ale dla mnie"przełamanie" wiąże się z przemocą , choćby psychiczną.
A jak przemoc, to o zaufaniu trudno mówić Smile

Ale to może być też kwestia naszego zaprogramowania w typie " koń musi".

A jak koń ma silnie zakodowany lęk przed przywiązaniem ?

Pytanie brzmi :czy warto walczyć (przełamać ) dla naszej wygody , czy własnego spojrzenia na wiele spraw, które to spojrzenie może być zupełnie odmienne od końskiego ?

Jak człowiek odpowie sobie na to pytanie , to może znajdzie właściwe rozwiązanie Smile
Transport konie- ja widziałam całkiem ciekawe rzeczy.

Towarzyszyłam w transporcie 3 koni ( nawet pomagałam upychać) ,miały ciasno- stały jeden przy drugim dotykając się.
A człowiek przechodził z przodu do wyjścia , pomiędzy brzuchami w kucki i tylko mówił: uważajcie na mnie.
I obce konie nawet nie drgnęły ( bo własne, to oczywistość).
W czasie takiego transportu obcych, jeden z koni , środkowy zerwał uwiąz i stał sobie spokojnie całą drogę.

Opowiadał mi człowiek, że kiedyś transportując 3 własne ( duże ) konie , jeden z koni połozył się , a pozostałe dwa gimnastykowały się , żeby go nie nadepnąć Smile
A to jazda po górach, serpentynach, nie równej szosie.

Czy poza transportem koń musi być uwiązany , skoro tego nie lubi?
Może ten typ tak ma.

Można przecież radzić sobie samemu, zakładając dłuższy uwiąz, linę i w razie potrzeby przydeptać, robić coś przy koniu z tyłu, np trzymając nogi.

Ja czasem tak robię.
Generalnie przyzwyczajenie koni do liny pałętającej się pod nogami to super sprawa Big Grin
Ja tak czasem puszczam kuca na nieogrodzonych łąkach - on wie co to znaczy, nie odbiegnie, ale ma swobodę.
Jak się zaplącze, to stoi i czeka aż się go uwolni.


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Julia z Orla - 12-10-2008

No to odważnie, ja bym się bała, że mi się koń zaplącze, podetnie, przewróci, coś sobie naderwie, naciągnie. Ale może kucyk ma inną biomechanike Wink

I myślę, że koń obowiązkowo powinien być nauczony bycia wiązanym, bo po prostu będą się przydarzać sytuacje kiedy będzie to konieczne. Na tą panią, o której pisze Urwis też musi być jakaś metoda, może podzielić działania w tę stronę na jeszcze mniejsze kroczki? Postawić przy koniowiązie i lekko owijac linę o żerdź, jak koń się odsadzi (albo jak tylko machnie głową w tył) to odpuscić i nie walczyć z samym odsadzaniem tylko spróbować konia "przeczekać", czyli tak długo to robić aż mu się znudzi odsadzanie. Nawet jakby to miało zająć kilkugodzinną sesję (albo kilka takich sesji Wink ) Ja bym próbowała mikrokroczkami i przeczekiwaniem.


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Guli - 12-10-2008

arabiatta No to odważnie, ja bym się bała, że mi się koń zaplącze, podetnie, przewróci, coś sobie naderwie, naciągnie. Ale może kucyk ma inną biomechanike Wink

Kucyk nie ma innej biomechaniki , to normalny koń, co wielokrotnie podkreślałam Smile
Temperament też ma jak normalny, duży ogier.

Różnica między nim, a Kubą jest taka, że kuc był surowy jak go poznałam.
Nie miał żadnych doświadczeń z ludźmi, a najważniejsze - nie miał żadnych urazów.

Wszystkie moje z nim zajęcia traktował bardzo poważnie, wręcz prosił o zainteresowanie.
Jak siodłałam konia, czy zapinałam mu lonżę, to kuc stawał obok konia , prosząc o to samo.

Takiego konia jest bardzo łatwo przyzwyczaić do wszystkiego , co mu nie wyrządza krzywdy.
A uwiąz , lina itp, nie czyni nic złego , więc on nie denerwuje się.
Nowe rzeczy przyjmuje z zastanowieniem, ale bez paniki.
Mogę go całego obwiązać liną , a on stoi spokojnie, albo pasie się
Z Kubą było zupełnie inaczej,
Pisałam już kiedyś, że to był koń zaszczuty przez człowieka, nieufny, straszący zębami, nie pozwalający dotknąć głowy.
Zresztą poturbował porządnie człowieka, który "zajmował się nim" - człowiek musiał potem leżeć w szpitalu ( też o tym pisałam, ale nie wszyscy czytali :wink: )

Wsiadłam na niego dopiero po trzech miesiącach zaprzyjaźniania się.
Kiedyś obcy człowiek uwiązał go do solidnego ogrodzenia ( ja byłam poza zasięgiem wzrokowym) i Kuba oderwał uwiąz od karabińczyka.
Ja mogłam go przywiązać i odejść do stajni przykazując mu: stój grzecznie, zaraz wrócę.
I stał , bo nabierał do mnie zaufania.

Ale panikował na początku okropnie , nawet jak tylko owijałam uwiąz- samo ruch odwijania się, powiewania, przerażał go ogromnie.
Teraz tego nie ma , ale nie wiąże go, bo nie mam takiej potrzeby.
Robię gorsze rzeczy 8)
Kiedyś spacerowałam z nimi po górkach mając związane końce uwiązu i linki, a do obydwu końców przyczepione konie.
Same pilnowały się, żeby nie rozchodzić Big Grin
Zdarza się się też zaczepić wodze o coś i powiedzieć, żeby stały, bo ja zaraz wrócę.
I stoją.
Najdziwniejsze zdarzyło mi się, jak musiałam wyjść z lonżownika w trakcie zajęć ( koń luzem).
Zostawiłam otwarte wejście mówiąc : poczekaj tu na mnie. zaraz wrócę.
Jak wróciłam ze stajni po ok 5 min- Kuba stał na środku bez ruchu , mimo, ze mógł wyjść.
Kuc też tak kiedyś zrobił - czekał aż wrócę.


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Klara Naszarkowska - 12-10-2008

Urwis, a jak Ty trzymasz uwiąz (ten okręcony bez wiązania) i nie popuścisz, to macie opcję - nie szkodzi, to mój człowiek, czy panika, bo nie popuszcza? A gdybyś uwiązu nie trzymał, jak klacz by zareagowała na sytuację: strach, cofam się, uwiąz nieco ustępuje (bo jest okręcony, a nie przywiązany)? Zatrzymała by się, ciągnęła dalej?
Piszesz, że grzecznie chodzi na uwiązie - ale to może być podążanie za człowiekiem, jak na wolności, tyle, że przypadkiem między wami jest, bierna, lina. (Ja teraz bawię się w coś analogicznego - w prowadzenie za grzywę. Właśnie takie, że nie zaczynam od mowy ciała "chodź ze mną", tylko od poprowadzenia za kosmyk. Bo mimo "przyklejenia" konia, wcale to z automatu nie działa.)
Jak myślisz, jak by reagowała, gdybyś stał w miejscu i chciał ją przesunąć naciskiem na kantar via lina?
Jak prosisz ją o opuszczenie głowy - to robisz to tylko ręką, czy też poprzez linę?
Tak się tylko zastanawiam, jakby porozdzielać różne sprawy, wyodrębnić to, jak działa "ustępowanie od nacisku kantara". Choć piszesz, że klacz całkiem zorientowana, co na końcu liny... Ale nie zaszkodziłoby popatrzeć na każdą sytuację świeżym okiem.

Ja na końską panikę przy weterynarzu (konkretnie chodziło o zdrapywanie ziarniny z obtartej pęciny w tylnej nodze), z dużym powodzeniem stosowałam kiedyś metodę "bar otwarty - bar zamknięty" (ale mój koń jest "rozklikany", dobrze rozumie system, więc cała nauka poszła migiem). IMHO - to metoda niekoniecznie na każdą sytuację (zestaw końsko-ludzki z ich doświadczeniem itd.), ale warta rozważenia.

A wracając do jeży, panik i innych takich. Ja bym chyba działała dwutorowo - doskonaląc jeża (perfekcja jest nieosiągalna, więc zawsze jest co robić). I rozwijając spokój przy koniowiązie - czyli minimalizując chęć odsadzania się. Klacz stoi, kiedy uwiąz jest przełożony, a jego koniec trzyma ludź. W warunkach spokojnych. A gdyby teraz dodać różne "urozmaicenia" jak przy typowej parellowej grze w zaprzyjaźnianie? Może drugi człowiek by pomógł - żeby jeden mógł asekurować trzymając linę, a drugi zaczął choćby od chodzenia wokół konia, potem i podskoków i przynoszenia różnostek.

Tak myślę, że nawet jeśli klacz nigdy nie będzie koniem, którego można bezpiecznie uwiązać, to praca włożona zawsze procentuje. Dobra praca, nie totalne głupoty Wink

P.S. Teo nie jest kucem. Umie poruszać się z dyndającą od kantara liną. Głównie chodzi tu o jakieś snucie się przy pasieniu, nikt przecież nie robi koniowi żadnych treningów z dyndającymi linami... Jak Teo przydepnie linę - sprawdza którą nogą to zrobił (zwykle podnosi kolejne) i się uwalnia. Bez paniki.


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Julia z Orla - 12-10-2008

Mi bardziej chodziło o sytuację, że koń się płoszy i ucieka, albo zaczyna fisiować, biegać, brykać. Ja bym wolała, żeby mój koń w takiej sytuacji nie miał liny plączącej się pod nogami. Nikogo nie podejrzewam o trenowanie konia z liną wisząca z kantara...


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - urwis - 12-10-2008

Cejloniara- Prawdopodobnie masz "szczęście" być w/mieć dużą stajnię/stadninę. Dlatego

używasz pojęcia "ulubiony weterynarz". Ja mieszkam tam "gdzie pociąg nie dochodzi i wróble

zawracają" - a oprócz moich dwóch "dziewuch" w okolicy trzymają wyłącznie "konie mięsne"

:evil:
"Ulubiony weterynarz" to u nas taki, który raczy łaskawie odebrać telefon - a już prawdziwy cud

jak się go uda namówić, żeby natychmiast przyjechał.
"szczęście" dałem w cudzysłowie bo bym się nie zamienił - takie "rodzinne" utrzymanie koni =

możliwość niesamowitej więzi. To są członkowie rodziny - stukają w okna jak czują potrzebę

towarzystwa, obgryzają klamkę przy drzwiach, przybiegają po pomoc jak gza siedzi na łopatce i

nie da się sięgnąć itp.
Ale coś za coś - z Wetami katastrofa - był już nawet taki co bał się koni (musiałem udawać, że

zaciskam dudkę - moja dziewucha pierwszy raz coś takiego widziała więc nie protestowała) bo

inaczej on odmawiał podejścia do konia.

Malgorzata- piszesz:
Cytat:możliwe iż stało się to swego rodzaju przyzwyczajeniem na

zasadzie: oo trzyma mnie, to sie uwolnię i po strachu
To nie tak - "słówka" była tylko raz (trzy lata temu)- więcej tego nie powtarzałem.
Na co dzień przekładam po prostu uwiąz przez belką - jest taki odruch "szarpnięcie" nawet nie za

mocne - Ona po prostu sprawdza czy ta linka luzuje czy nie i jeżeli tak to ok.
Albo czy to ja trzymam jak widzi, że to moja ręka trzyma linkę to nie ma żadnej próby wyrywania.
To nie to, że wie, iż może mi się wyrwać - bo nie próbuje więc skąd ma to wiedzieć?
To jest w ogóle dość ciekawy stosunek:
- przybiegnie po mnie, żebym poszedł wygonić strasznego potwora z pastwiska (np. kura

sąsiada),
- zaprowadzi mnie do sadu, żebym zrzucił jabłka, których nie może sięgnąć,
- nie boi się obcych jeżeli jestem obok (beze mnie rodeo po całym pastwisku)
Myślę, że jeżeli Jej zdaniem jestem taki silny, wielki i odważny - to raczej nie przychodzi Jej do

głowy, że mogła by się wyrwać jak nie będę chciał puścić.
A może też jestem po prostu na tyle pokręcony, że za bardzo Ją "personifikuję" i wynikowo

wyciągam błędne wnioski ?

Magda-
Cytat:bo mowa w nim o przełamaniu w powiązaniu z zaufaniem
SmileSmile"złapała rybka haczyk" od razu na dzień dobry SZACUNEK za uważne podejście !
Wiesz ile się na końbinowałem nad tytułem, żeby nie był zwykłym "pomóżcie..." - czyli tym gdzie

nikt nie zagląda?
A ewidentna prowokacja, którą mi "wytłuściłas" zadziałała Smile
Muszę sobie jakoś poradzić - na pewno nie powtórzę już "przemocy" a im więcej Osób

zainteresuję tym większa szansa na znalezienie rozwiązania (czyt, Każda technika dobra z

prowokacją włącznie)


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Izabella Dobrosz - 12-10-2008

zgodzę się z Klarą trzeba konia cały czas odczulać, drobnymi kroczkami pamiętając o tym że lepsze wrogiem dobrego


Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Cejloniara - 12-10-2008

Urwis, prawdpdbnie się nie zrzumielismy. Nie miałam na myśli "weź se załatw innego weta" tylko chciałam pokazać, że nasi Aniołowie Stróże Kochani (w skrcie ASK) w sytuacjach gdy jest duże prawdopodobieństw dsadzenia się knia nie uwiązują go na sztywno. Bo koń, który się boi plus koń, który się boi, bo nie może uciec to jest śmiertelnie grona mieszanka. Nie jestem w duże stajni. 4 włascicielki co razem stajnie prowadzą dla swoich koni. Wet a tym bardziej kowal mają do nas daleko, ale mamy taki urok osobisty, że oprzeć się nam nie mogą :-)