Konferencja join-up, wrażenia, dyskusje (+odsadzanie się)
Konferencja join-up, wrażenia, dyskusje (+odsadzanie się)
Panie Wojtku! Kocham Pana!!!
(Powiedziane takim tonem jak "Panie Sułku, kocham Pana" jeśli wiecie o co chodzi ;-) )
A za co? Za to, że to jedyne forum na którym można się swobodnie wypowiedzieć i wymienić poglądy.
Dygresje, czyli "zboczenia z tematu" są dla mnie normalnym elementem każdej burzliwej i inteligentej dyskusji.
Więc skoro jest na to przyzwolenie, to ja chciałabym dorzucić swoje trzy grosze na temat zboczenia Juli i Ani, czyli odsadzania się.
Więc drogie Panie :-)
Mam taki problem. Nauczyłam konia, który się nigdy w życiu nie odsadził, odsadzania się :-)
I to swojego własnego konia. Prosto, szybko i skutecznie.
Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że nie sama, tylko przy pomocy osób trzecich.
A było to tak:
Obecnie jestem z lekka niepełnosprawna (po operacji kolana) i nie mogę jeździć, więc znalazłam miłe, młode osoby, które jeżdżą na moim koniu pod moim okiem.
Kilka lat temu byłam świadkiem masakrycznego wypadku. Koń tak się odsadził, że się zabił. Horror. Krew na ścianach i podłodze, kilka godzin rozpaczliwej walki. Mniejsza o szczegóły, do tej pory śni mi się to po nocach.
W związku z tym bardzo uważam gdzie, kiedy, jak i do czego przywiązuję konie.
Mój koń stał nawet kiedyś zanim go kupiłam w stanowisku, więc "uwiązanie" znał i respektował w 100%.
Ale ja mimo tego, zrobiłam specjalny uwiąz, który "jakby co" się zerwie.
I to był błąd.
Ponieważ jesteśmy w nowej stajni, poprosiłam - ostrożnie z wiązaniem, on jest w nowym miejscu, nie zna myjki nadwornej, nie zna trzepoczącej hali namiotowej...
Najlepsze jest to, że on się niczego nie bał. Bałam się ja. Na wyrost.
I mądry koń, od kiedy pierwszy raz się zerwał (niechcący) pomyślał "oooo! nie wiedziałem! ale fajnie..."
I teraz próbuje.
A ja się boję uwiązać "na fest", bo się boję i koniec.
Kogo szkolić? Mnie czy konia? :-)
Rany. Jak Wy wszystko wiecie. Ja żyję sobię spokojnie, na swojej wioseczce ciemna strona jeździectwa ominęła mnie szerokim łukiem. To co piszecie jest naprawdę wstrząsające. Zaprzaszam do obejżenia zdjęć z naszej stajenki, trzecie słoneczko z wywalonym ozorkiem to mój wałaszek http://www.pieszyce.pl/?s=gallery&id=328
Julie Panie Wojtku! Kocham Pana!!!
(Powiedziane takim tonem jak "Panie Sułku, kocham Pana" jeśli wiecie o co chodzi ;-) )
Julie A ja się boję uwiązać "na fest", bo się boję i koniec.
Kogo szkolić? Mnie czy konia? :-)
Chłopak jak malowanie.
Ale koń na lonży dwa zdjęcia dalej to dowód, że ciemna strona mocy i Was nie do końca oszczędziła :wink:.
Julie Panie Wojtku! Kocham Pana!!!
(Powiedziane takim tonem jak "Panie Sułku, kocham Pana" jeśli wiecie o co chodzi ;-) )
Julie A ja się boję uwiązać "na fest", bo się boję i koniec.
Kogo szkolić? Mnie czy konia? :-)
to nasz szalony ogier, na każdą nowość reaguje paniką i wielkim rodeo. Było tylko parę lekcji z jedną lonżą ponieważ druga uległa wypadkowi, normalnie chodzi na dwóch linkach. A stajnia jest nowa, właścieciel niedoświadczony ale wszystko się zmienia, zakładane są już kraty, zmieniane żłoby itp. U nas wszystkie konie chodzą razem, mają kilka ha łąki
Aniu, widzę, że pełen naturals nawet dereczki nie będzie skoro konik sierść ma
A ja nie mam swojego konika (niestety, czas nie pozwala... ) i w sumie to aktualnie poszukuję stajni dla siebie zeby czasem na konia popatrzeć, bo niedługo uschnę z tęsknoty, nie mówiąc juz o tym, że zapomnę gdzie uszy, a gdzie ogon no i może czasem wsiąść Pozdrawiam
Zdjęcia z Piskorzowa bardzo malownicze, szczególnie to o zachodzie słońca rewelacja I widzę, że i westowo i klasycznie - cudnie
Julie, ja się zgadzam z Dagmarą, że razem powinniście się doskonalić Rozumiem Cię troszkę, bo chociaż nigdy nie zdarzyło mi się "wyprodukować" tak poważnego problemu, to często może (zbyt) zachowawczo postępuję. Ale cóż, nie zawierzam do końca swoim umiejętnościom, może niesłusznie, ale jednak. Każdemu przecież zdarza się gorszy dzień. I pewnie, gdybym była świadkiem czegoś tak makabrycznego, też dmuchałabym na zimne, o takich sytuacjach tylko słyszałam, ale i tak drżę na samą myśl. A jak próbowałaś temu zaradzić? Czy może po prostu, tak jak radzi Dagmara, nauczyłaś koniczka stać luzem?
Jakoś nie daje mi spokoju ten temat, przepraszam, że tak drążę...
Teraz po prostu nie wiążemy go w miejscu w którym nie lubi stać, czyli blisko myjki, gdzie kręci się dużo ludzi i koni i często ktoś z nienacka odkręca wodę.
Ja sama nie mam z nim żadnych problemów, ale tak jak powiedziałam, chwilowo to nie ja na nim jeżdżę, więc nie ja go czyszczę i siodłam.
Wrócę sobie sama do tematu stania w tym newralgicznym miejscu jak zacznę jeździć :-)
Wiązanie jest zawsze lekko ryzykowne, trzeba się z tym pogodzić i wiązać np tylko przekłądając linę przez coś bez robienia supła(jak tak robie jak już musze konia na chwile przywiązać) lub np jak wiążesz do kraty to przywiąż do niej kawałek cienkiego sznurka(np od słomy, tylko taki pojedynczy, żeby się łatwo rwał) i do tego przymocowuj uwiąz - jak koń mocniej pociągnie to taki sznureczek się przerwie zanim będzie za późno - zapobiega to przewrotce, choć wymaga czestego naprawiania, jeśli koń dużo się kręci i często napina mocniej uwiąz.
Edit: w sumie jeśli twój koń wie juz, że można się zerwac, to sznurek będzie rwał cały czas - może póbuj go nagradzac smakołykami za stanie? Najpierw za kilka sekund a potem cierpliwie przedłużaj? No i jeszcze w książce dr Millera jest opinany sposób na uczenie stania i nie odsadzania się, chociaz ja takich sztuk nigdy nie próbowałam, bo nie miałam potrzeby więc nie odniosę się do teg
Przy przekonywaniu konia do tego żeby nie wpadał w panikę gdy poczuje że jest uwiązany , przydaje się elastyczny , gumowy uwiąz. Są takie specjalnie do tego celu wymyślone zrobione z grubej bardzo rozciągliwej i wytrzymałej gumy. Taki uwiąz "potrafi" z dł. 1 m rozciągnąć się do długości nawet 4 m. Elastyczność tego uwiązania sprawia ,że konie ( nie wszystkie , ale w większości przypadków) łatwiej załapują i przekonują się do faktu bycia uwiązanym.
Mój koń oduczył się odsadzania zupełnie przypadkiem. Raczej nie robił tego ze strachu tylko właśnie raz zobaczył że można sobie tak po prostu odejść. Aż pewnego razu nie puścił kantar ani nie odpiął karabińczyk bezpieczeństwa, poszarpał się chwilę i stwierdził chyba że nie warto i dał sobie spokój. Ale jak mówie było to zupełnie przypadkiem i raczej nie polecam nikomu stosowania tego. Dodatkowo daje mu podaczas czyszczenia coś dobrego dla umilenia czasu ( indiana ma gilgotki i strasznie nie lubił czyszczenia)
Ania Guzowska np jak wiążesz do kraty to przywiąż do niej kawałek cienkiego sznurka(np od słomy, tylko taki pojedynczy, żeby się łatwo rwał
Ania Guzowska np jak wiążesz do kraty to przywiąż do niej kawałek cienkiego sznurka(np od słomy, tylko taki pojedynczy, żeby się łatwo rwał
Julie, nie miej wyrzutów, przecież temat zrodził się na kanwie pokonferencyjnych przemyśleń
Myślę, że ten sposób z okręcaniem uwiązu (ale długiego!) wokół koniowiązu jest niezły, bo jak koń nawet się kręci (ale nie panikuje i nie szarpie się gwałtownie, tylko tak właśnie "próbuje sobie pójść") to ten uwiąz się jakoś szybko nie odwiązuje, ale też jak już spadnie na ziemię to w większości wypadków koń tego tak od razu nie zauważa i często stoi dalej. A poza tym początkowo luźny (w znaczeniu - nie napięty) uwiąz, nieograniczający ruchów głowy konia, może sprawiać wrażenie, że koń nie jest przywiązany. Ot, takie malutkie oszustwo. Nie wiem, jak zareaguje Twój koniś, ale większość koni, które znam, które tak są przywiązywane raczej nie sprawia problemów - zwłaszcza jeśli na początku będziesz koło niego stać, co podniesie jego komfort i też, jak sugerują inni rozmówcy, czasem poczęstujesz czymś smacznym, żeby kłopotliwe miejsce zaczęło się dobrze kojarzyć. Albo może zwykły długi uwiąz zastapić tym gumowym, o którym pisze Pan Wojtek? Dodatkowo, jakby jednak się gwałtowniej szarpnął, zabezpieczy przed zerwaniem i ewentualnym urazem.
jestem pod wrazeniem tak wielu osób które pozytywnie odebrały konferencję Join Up.
co do Anky w wykładzie z psychologi też zauważyłam tę rozbieżnosć ale może moze miał powiedziec cioś innego i...tak jak niekórzy mówi pomijając jedna linijkę.
chciałam przedstawić nasz sposób na odsadzające sie konie. czytałam w książce Montego "ode mnie dla was" jak to zrobić ale w sumie nie mam warynków zeby przeprowadzić to. ale do rzeczy mamy 3 konie które czasem sobie przypominaja ze mogą to zrobic i te konie zawsze sa przywiazywane uwiazem do sznurka od siana i ten sznurek do czegoś innego. wyglada to tak ze ten sznyrek tam cały czas jest i do niego przywiazuje się uwiaz. koń nawet jak sie odsadzi to ciach i sznureczek zerwany a koń nie jest zestresowany. kiedys myslałam ze kon juz o tym zapomniał i przywiazałam go normalnie uwiązem do uwiazownika ale po odsadzeniu(czasem to trwa chwile zamin coś sie urwie a bezpieczne karabińczyki sie zaciskają zamiast odpinac) przez dłuższą chwile był poddenerwowany i nie chciał podejsc. a po 5 lub 6 urwaniach sznureczka kon sam dochodzi do wniosku ze to niem ma sensu bo jak biore drugi sznurek i przywiązuje, jak sie urwie to bez żadnych nerwów łapie koniai znów przywiazuje i nawet najwiekszy zatwardzialeć po 6 razie uznał ze to nudne.
a co do konferencj to p.Małgosia i p.Mickunas to esencja wszystkiego )
Wszystkiego najlepszego na Święta abyśmy nadal rozwijali sie w rozumieniu koni i aby nasza wspólpraca z czworonogami była coraz pełniejsza.
zawsze jak wychodzę rano do koni przed oczami mam cytat Ksenofonta i w każdej przcy z koniem tym się kieruję
"Konie nalezy tak wychowywac aby nie tylko kochały człowieka ale również potrzebowały jego obecnosci"
pozdrawiam