"Zakład naprawczy"
"Zakład naprawczy"
Ailusia Gdyby wszyscy jeźdźcy w stajni, zawsze, na każdym koniu i w każdych okolicznościach, jeździli przynajmniej TAK i nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem, nie jeździli TAK, to byłabyś już na początku dobrej drogi.
Ailusia Gdyby wszyscy jeźdźcy w stajni, zawsze, na każdym koniu i w każdych okolicznościach, jeździli przynajmniej TAK i nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem, nie jeździli TAK, to byłabyś już na początku dobrej drogi.
Ania to akurat - sama właścicielka
Ania to akurat - sama właścicielka
Bartoszu, wiem niestety często korzystam z internetu w telefonie i niestety ten, nie posiada polskich znaków obiecuję poprawę :roll:
edit:
nie mam ani kawecanu ani sznurkowego kantara... z tym drugim... kiedys robiłam taki sama... bede próbowac bo linek pod dostatkiem gdzies kiedys miałam instrukcje- poza tym drogie nie są więc jak mi nie wyjdzie...kupię sobie
do lonżowania koni, które nie umieją chodzić na lonży bardzo dobry jest kantar zrobiony z dwoma kókami po bokach, o taki wtedy możesz sobie regulować siłę działania tym, co przez te kółka przeciągniesz:-)
nadaje się też nachrapnik hanowerski po prostu
i możesz przez te boczne kółeczka przeciągnąć albo pasek (jeśli koń chodzi dobrze) albo na szczególnie oporne typy łańcuszek, spięty pod brodą karabinkiem od lonży. Znajoma ma takie coś zrobione z linki, masz po prostu jedną linkę na nos i drugą jako policzki za uszy i tyle:-) można sobie oczywiście dowiązać też podgardle i naczółek:-) będzie się lepiej trzymać.
Na takim kantarze można też jeździć tak jak na sidepullu, co jest łatwiejsze niż jazda na typowym kantarze
Magda, jeśli masz możliwość poprosiłabym o jakieś zdjęcie albo rysunek??
ja zgłupiałam dzisiaj gadałam o pracy z końmi z właścicielką... i jedyne co skwitowała... mam nie kombinować, nie bawić się w głupoty.. tylko lonżować w wypinaczach bez wyjątku(nie ma tu emotki ściany..) ech biedna ja i moja psychika....
no właśnie szukałam zdjęcia i nie mogę znaleźć, zrobię ci jutro ładną fotke jak nie zapomnę:-)
A co do właścicielki to myślę, że tu jest właśnie "gwóźdź programu" bo jej postawa jest tak naprawdę głównym problemem w całej sytuacji...
Sama nic nie zrobisz WBREW woli właścicielki, tylko sobie kłopotów narobisz...
ooo będę wdzięczna za foto
co do "gwożdzia programu" czego oczy nie widzą.. tego sercu nie żal... będę robić co zaplanowałam pewne kwestie informacyjne po prostu przemilczę w konwersacjach...
A potem właścicielka wróci i dalej będzie robiła po swojemu?
to trochę bez sensu tak naprawdę chyba...
No chyba że da się ją jednak przekonać, na zasadzie że zobaczy, że konie chodza lepiej, swobodniej, spokojniej, może wtedy???
zostaje liczyć na to właśnie że zobaczy i zrozumie... chociaż ciężko przewidzieć...ona wychowana na jazdach szkółkowych... o treningu koni i pracy mało wie choć uważa inaczej... ja też wiem nie dużo... ale ja wole próbować wszystkiego i szukać metody która sprawdza się w danym przypadku najlepiej
Nie zrobiłam fotek, nie miałam czasu, chyba dopiero w weekend będą:-)
A wracając do pracy, to równiez pracę na wypinaczach da się zrobić tak, ze efekt będzie dobry. Tylko trzeba te wypinacze dać odpowiedni do konia (znaczy na odpowiedniej wysokości, w zależności od tego, co chce się uzyskać) no i nie mogą byc za krótki. No i nawroty pracy na wypięciu musza być krótkie, z młodym koniem powinno się odponac wypięcie jak tylko koń zrobi mniej więcej to co trzeba. Ideałem jest tak: zapinam, ruszam określonym chodem, czekam aż koń sie ustawi (z reguły o ile się dobrze do tego podeszło to jest jedno, dwa kółka na lonży, nie więcej!) zatrzymuje konia, odpinam. Po czym robię nawrót pracy bez wypięcia czekając aż koń się całkiem rozciągnie szyją, najlepiej do samej ziemi. No i zanim konia zapnę też ma chodzic na lonży luźny i obniżać szyję sam z siebie-to jest właśnie kwestia, która decyduje o współpracy konia. Najpierw koń ma być na lonży luźny i spokojny a dopiero potem można mu zapiąć wypinacze!
łatwiejsze do użycia są tzw "trójkąty" czyli wypinacze założone tak jak się zapina czarną wodzę, one również zostawiają koniowi trochę więcej swobody, więc można konia zostawic na wypięciu na trochę dłużej, ale oczywiście też odpiąć jak tylko koń zrobi to co chcieliśmy uzyskać. Ja chwalę też głosem, zaznaczając moment kiedy koń robi dobrze, tak jak w metodzie klikerowej, czyli dokładnie wtedy, kiedy koń jakąś czynność wykonuje.
dlatego ja nie chce używać wypinaczy, bynajmniej teraz.... bo wiem że albo zrobię to źle i zamiast sobie pomóc to jeszcze pogorszę sprawę swoją i koni... może jak zaczną swobodnie chodzić i się rozluźniać szybciej niż teraz się pomyśli... wolę nie dokładać sobie zmartwień, a w stajni mamy tylko wypinacze pojedyncze, nie takie długie jak na trójkątne... choć moze udałoby sie sklecic i cos takiego
Ania, nie martw się że nie masz w stajni odpowiednich wypinaczy. Zobacz, Marijke de Jong też nie miała i jak sobie poradziła z krzywym ogierem Alconchel'em. 8) Martw się, że nie masz kawecana! Albo kantarka sznurkowego chociaż (albo nachrapnika hanowerskiego, albo tego czegoś co Magda musi zrobić zdjęcie ).
Ania te konie wczesniej za kazdą próbę wyciągnięcia wodzu i opuszczenie głowy w dół na jezdzie były karane... kopaniem szarpaniem batem- ale nie wnikałam w metody dydaktyczno wychowawcze włascicielki i jej systemu nauczania kursantów....
Śledzę ten wątek i muszę powiedzieć Aniu , że zasługujesz na podziw . Pracy jak widać jest dużo ale równolegle z pracą w stajni, z końmi itd. myślę, że powinnaś popracować nad właścicielką stajni. Na skierowaniu jej uwagi na potrzebę zmian. Może dobrze byłoby żebyś zrobiła jakąś dokumentację - jak było, a jak jest,... było gorzej, a może być lepiej. Potem wspólnie przegadać to wszystko i ... przekonać. Nawet jeśli napotkasz na opór ze strony właścicielki koni to,... może ją jednak zainspirujesz.
Ania te konie wczesniej za kazdą próbę wyciągnięcia wodzu i opuszczenie głowy w dół na jezdzie były karane... kopaniem szarpaniem batem- ale nie wnikałam w metody dydaktyczno wychowawcze włascicielki i jej systemu nauczania kursantów....
dawno mnie nie było
niestety brak czasu, nerwówka... parę problemów i kontuzja
z ostatniej chwili.. jestem po dość męczących 3 dobach bo mój koń za-pseudo-kolkował- i nadzór przez ostatnie dwa dni dał mi w kość jako że równolegle moja córka tez nabawiła sie choroby z temp prawie 40st.
w miedzy czasie inne konie niestety miały ruch okrojony, ale przed tym systematycznie dzień po dniu pracują i widać już małe postępy..
najbardziej cieszy praca Tigera, na luźnej lonży na kantarze odblokowuje się i nawet kłus z węszeniem przy ziemi nie jest dla niego problemem i ile sie mu nie przeszkadza, ma zachwiania równowagi czasem ale po wizycie kowala i korekcji wstępnej ustawiania kości- bo poprzedni kowal i jego umiejętności pozostawię bez komentarza... pod siodłem po mału zaczyna działać na dosiad bez użycia wodzy pomału kuma że z jeźdźcem da się głowę nieść niżej niż linia kłębu..
Szerkan również zajażył że lonża to nie takie stresujące zajęcie jak wcześniej przypuszczał- u niego rozluźnienie i stabilizacja psychiczna w pracy przychodzi po dłuższym czasie.. na każdej kolejnej lekcji jest szybsza reakcja...
Azyl... dzięki jego sobotniej pomysłowości a raczej głupocie mam trochę rozwaloną rękę... inteligentna bestia nie chcąc dłużej pracować ze mną na lonży wymyślił ze wraz ze mną na końcu sznurka odwiedzi sąsiada za płotem- taranując ów płot i przeciskając się wraz ze mną przez krzaki i zarośla a że było tego dnia błoto... to było bezcenne przeżycie... co skutkowało sprowadzeniem dezertera no pionu i danie mocno w kość przez ok godzine... ojj zadowolony nie był... tym bardziej że dawka żywnościowa została lekko obcięta- bo z tym gagatkiem się nie możemy zgrać bo zaczął robić numery przy czyszczeniu typu- stoisz obok blisko a to ja się przestawię -O to twoja stopa? jak mi przykro chciałem mocniej itd
Derek to taka zapasiona leniwa kluska -w sensie wielki brzuch który ciąży- ale jeść by chciało sie wciąż i w każdej ilości
on jest jak dziecko co powiesz to zrobi.. chyba że się na nim siedzi to pokazuje fochy i niesubordynację ale stanowcze nie jest jasne i no cóż wyjścia nie ma..
i tak lecą dni...
a w ramach żartu
skończyła się słoma- załatwiłam tanio uzgodniłam transport umówiłam wszystko, poinformowałam
dziś info ze w piątek przyjadą dwie tony, kasę mam mieć na koncie
ja że jadę po snopki o 12 bo konie nie będą stać na własnych gównach...(są delikwenty które wyjadają ściółkę do zera... czy im się dołoży dwa snopki na dzień czy jeden i tak nic nie ma następnego dnia...)
wł- jedz swoim autem przywieź 6 -starczy do piątku...
ja że nie (część konwersacji pominę)
- ostatnie skwitowanie- ze to strata pieniędzy i ze przez te dwa dni mam koniom w boksach pościelać- sianem hock: ech... ciężki mój żywot oj ciężki
Jedna rzecz mi się nasunęła w związku z tą słomą: jeśli konie jedzą dużo słomy to albo mają za mało siana albo siano jest niskiej jakości i słoma im po prostu bardziej smakuje.
A tego Azyla lonżujesz na kantarze? Takim zwykłym czy sznurkowym?
Bo najprostszy i taki "na już" patent na takie konie to jest po prostu łańcuszek przeciągnięty pod brodą. Byle jaki, byle był płaski (no i nie za gruby a mocny, ogniwka musza być pospawane) bardzo dobrze sprawdzają się łańcuszki od takich uwiązów łańcuszkowych. No i zapinasz to pod brodą, przewlekając przez boczne pierścienie kantara zwykłego, tasmowego. Powinno być znacznie lepiej.