Szkolić oko i charakter - po spotkaniu z Gerdem
Szkolić oko i charakter - po spotkaniu z Gerdem
bardzo jest smutne to co piszesz ale w sumie mnie nie dziwi.
czytając opinie na popularnym forum o tymże szkoleniu już "czułam przez skórę", że ludzie przerobią sobie wszystko po swojemu...
to jest taki sposób myślenia: ja i tak zrobię po swojemu, on może i ma rację ale to na pewno mnie nie dotyczy...
A swoją drogą to jesteś w stajnie pensjonatowej? Nie ma tam jakiegoś sensownego trenera z którym by można porozmawiać?
Bo myślę, że nawet do takiego "oszołomionego" właściciela konia można by spróbować dotrzeć, ale myślę, że ktoś musiał by na jej konia wsiąść i pokazać TO DZIAŁA! Część ludzi się przekonuje, jak zobaczy na własne oczy, że ICH koń może chodzić lepiej pod innym jeźdźcem, który po prostu inaczej postępuje.
Oczywiście właściciel musi sie na to zgodzić, to jest pierwszy krok...O ile ktos chce się uczyć to jakąś drogę znajdzie a jeśli ktoś był na takim szkoleniu to jednak widać, że jakąś tam potrzebę uczenia się odczuwa...
Ale przyznam, że mnie też zniechęca takie oszołomstwo i np ww forum owszem czytam ale pisuję tam bardzo rzadko...
kotbury Ale ci jeźdźcy, którzy brali udział w części praktycznej wszyscy bez wyjątku byli przyjaciółmi swoich koni. Być może mieli "kryzysy" w swoich relacjach i też w pewnych kwestiach nie mogli się ze swoimi końmi dogadać ale jednak rekreancie kochany przyznasz chyba, że żeby regularnie skakać parkur 145 czy komunikować się ze swoim koniem z bryczki to jednak komunikacja musi być dobra i przebiegać w dwie strony.
kotbury Ale ci jeźdźcy, którzy brali udział w części praktycznej wszyscy bez wyjątku byli przyjaciółmi swoich koni. Być może mieli "kryzysy" w swoich relacjach i też w pewnych kwestiach nie mogli się ze swoimi końmi dogadać ale jednak rekreancie kochany przyznasz chyba, że żeby regularnie skakać parkur 145 czy komunikować się ze swoim koniem z bryczki to jednak komunikacja musi być dobra i przebiegać w dwie strony.
Hej to nie jest "mój" wątek, co najwyżej mój słowotok :twisted:
Czekam aż się włączy więcej osób i poopisuje swoje wrażenia po i w trakcie swojej pracy z końmi po szkoleniu.
Ja wczoraj właśnie trafiłam na osobistą ścianę. Konia mi się nie udało rozluźnić, ani zrównoważyć... za to się schował na zasadzie "pseudo wzorowo wygięta w łuk szyja" nawet przy jeździe "za sprzączkę", i tupał (jak zawsze)...
Więc muszę znaleźć czas na osobistą wycieczkę do lasu i przemyślenie wszystkiego bez rozpraszaczy.
Wycieczkę z tzw. buta nie na koniu.
Kiedy ostatni raz byliście sami w lesie? Sami tylko po to, żeby iść do lasu. Wyciszony telefon, nie żadne grzyby, ryby tylko po prostu wy i las.
Kiedyś w różnych kulturach popularna byłą próba trzech piór. Wyprawa do lasu aby tam po prostu być. Nie mówić, nie jeść tylko być. To pomagało poczuć, że się jest "tu i teraz". Dziś nawet jak sami jedziemy samochodem to sami nie jesteśmy. Radio, telefon, przystanek na kawę, kanapeczkę. Rozpraszamy się mówieniem, słuchaniem i jedzeniem. Rzadko jesteśmy sami ze sobą, więc rzadko słyszymy sami siebie.
No to mam nadzieję, że wkrótce wyskoczę sama do lasu czego i wam życzę.
Kotbury, widać w tym co piszesz dużo złości i frustracji z powodu tego, co Cię otacza. Nie zazdroszczę. Sama jestem w stajni, gdzie mało kto na konie wsiada a co do mięśni pasących się koni, ja tam nie widziałam koni pasących się godzinami oczywiście z głową przy ziemi i w biegu
A takie chwile, jak Ty masz w lesie, to ja mam w samotności i ciszy u siebie na pomoście nad jeziorem nie łowię ale faktycznie, sama do lasu nie chodzę, bo się dzików boję!!
Obawiam się, że uda nam się zrozumieć, co odczuwa dosiadany koń dopiero, gdy ktoś podłączy między koniem a jeźdźcem jakieś wymyślne elektrody, które sprawią, że fizycznie będziemy odczuwali ból konia podczas jazdy. Ale obawiam się, że 90% ludzi by więcej nie wsiadło, ze mną na czele.
A reakcja w Polsce i pewnie w innych środowiskach jeździeckich? No wiecie, alkoholik nie lubi by mu mówić, że jest alkoholikiem.
ale ja myślę, że DOBRE jeździectwo właśnie na tym powinno polegać, żeby jeździć na koniu w taki sposób, żeby to nie było dla niego nieprzyjemne!
Oczywiście nie CZUJEMY tego co koń ale jednak jeśli człowiek jest uważny, to da się zauważyć, że koń odczuwa jakiś dyskomfort, zwłaszcza jak się konia dobrze zna!
Nasza w tym rola, byśmy byli uważnymi jeźdźcami! I starali się nie przegapiać tych drobnych sygnałów, którymi nam konie pokazują że coś jest nie tak!
Myślę, że wcale nie trzeba nie jeździć by nie krzywdzić konia! Trzeba tylko jeździć z głową i powiedziałabym z sercem! A przynajmniej starać się, bo przecież każdy z nas popełnia błędy...
A co do atmosfery w stajniach, to no...niestety...
Co do atmosfery w stajniach to mi się nie wolno wypowiadać
Za to aby sobie umilić atmosferę to proponuję gwizdanie lub śpiewanie. To jest bardzo proste "ćwiczenie" a ile zysku!
Przyjeżdżamy do stajni i robimy to, co zwykle (i to co nie wiedzieć czemu zwykle innym przeszkadza) ale sobie przy tym gwiżdżemy lub śpiewamy. Warunek konieczny - gwiżdżemy i śpiewamy stosunkowo głośno... po to aby:
a) ci co to zawsze wszystko im przeszkadza stanęli wryci i nie zdążyli zepsuć atmosfery durnymi tekstami czy zachowaniami
b) na tyle głośno aby nie być w stanie usłyszeć co ktoś inny do nas ( o nas) mówi..
a jak się przepona rozluźnia!!!
No dobra ale koniec głupot nie na temat. Wracam do tematu wątku, a raczej do moich znaków zapytania, które mi się zaczynają pojawiać. Towar na moich półkach w mózgu już się poukładał, to co się nie ułożyło, już niestety wyleciało i pojawiają się znaki zapytania.
Moje dzisiejsze przemyślenia można spiąć znanym bardzo zdaniem
KROPLA DRĄŻY SKAŁĘ
Człowiek i koń to dwa fenomenalne dzieła ewolucji. Pomijam kwestie piękna, bo to rzecz względna bądź jednostkowa ale prawdziwe piękno i fenomen człowieka i konia polega na ich bardzo specyficznej inteligencji. I nie mam na myśli inteligencji rozumianej jako jakieś IQ czy inne "jak nie znasz tabliczki mnożenia toś cymbał" ale mam na myśli inteligencję ich organizmów, której integralnym składnikiem jest zdolność adaptacji do zmieniających się warunków bytowych.
Konie (bez pomocy człowieka) fizycznie są w stanie funkcjonować na prawie całej kuli ziemskiej. Dobrze się mają w miejscach gdzie zima króluje nad innymi porami roku,dobrze się mają w surowym klimacie pustyń Namibii, zdrowo sobie żyją w europejskiej obfitości jak i w minimalistycznej przestrzeni stepowej.
Nie muszę się chyba rozpisywać nad miejscami, które na Ziemi skolonizował człowiek ale wystarczającym chyba dowodem na to jest istnienie takich miast jak Irkuck czy Bagdad.
Zdolność dostosowania się organizmów jest wręcz fenomenalna i wynika poniekąd ze zdolności samoleczenia, ze zdolności samoporządkowania się struktur. To fenomen mózgu, który w imię przetrwania potrafi przeprogramować ciało i wzorce ruchowe.
Skrzywienie lateralne koni (czy tak to się fachowo nazywa), jest (było) im potrzebne w naturze. O tym wspomniał Gerd, o eksperymencie kiedyś przeprowadzonym (konie wypuszczone na wolności i pognane w siną dal, zataczały koło jedne w lewo, drugie w prawo i wracały do punktu wyjścia). Nie wspomniał o tym, że takie same eksperymenty przeprowadzono także na ludziach i wynik był identyczny. Też jesteśmy "krzywi" na "prawo" lub "lewo i np. jedną nogą robimy krótszy krok... co w przypadku naszej dwunożności w eksperymencie zaowocowało zrobieniem przez badanych duuuużego koła, choć oni sami byli przekonani, że szli prosto.
O ile skrzywienie lateralne u koni w naturze może być skutecznym mechanizmem adaptacyjnym ratującym życie członkom rozproszonego przez drapieżnika stada, o tyle jednak w momencie gdy koń dźwiga na grzbiecie jeźdźca, skrzywienie, które przekłada się na nierównomierne zużywanie się pewnych elementów ciała, jest długofalowo bardzo szkodliwe.
Jest szkodliwe długofalowo - kropla drąży skałę. Żaden koń nie dozna poważnej kontuzji lub nie zetrze sobie nadmiernie i nierównomiernie powierzchni stawowych (będąc krzywym lateralnie) jeśli max dwa razy w tygodniu będzie jeżdżony w teren na długiej wodzy. Czemu na długiej wodzy - bo wtedy uaktywnić się może cały jego mechanizm kompensujący skrzywienie. Mózg sobie znajdzie drogę do takiego poruszania gdzie skrzywienie vs. jeździec na grzbiecie czynić będzie najmniejszą szkodę. Nie ma nic gorszego niż siłowe ustawianie w ramy krzywego konia, bo mózg wtedy nie ma jakichkolwiek możliwości przystosowawczych, bo z całym szacunkiem "zdrowy mózg konia" nie ogarnie zamysłu mózgu człowieka chorego na "jego wizję konia".
Ale obiecałam post wcześniej, że będzie o chodach bocznych. Dzięki Gerdowi zapaliła mi się w końcu w głowie taka żaróweczka! Pikło mi w mózgu, że się tak wyrażę, z korzyścią dla mojego konia. W ten weeknd znów wróciliśmy do ustępowań na przodzie.
Ok. mówiąc ustępowanie na przodzie mam na myśli robienie małego kółka przodem a dużego kółka zadem - chodiz o to aby:
a) koń nie kręcił się w miejscu tylko zawsze poniekąd minimalnie kroczył do przodu
b) poruszał się baaardzo, baaardzo wolno- jak najwolniej.
Dlaczego?
Ad a) dlatego, że takie piękne katalogowe kręcenie bączka gdzie osią obrotu jest jedna przednia kończyna nie ma niestety na etapie szkolenia początkowego za dużej wartości prostującej ponieważ blokuje łopatki
Ktoś powie: no i co z tego, przecież my prostujemy kręgosłup za łopatkami, prostujemy tył!
A właśnie, że nie!!! Niestety ale najczęściej, że się tak wyrażę nie wiemy co prostujemy. Już tłumaczę.
Kochany rekreancie jeśli, gdy sobie kłusujesz na swoim koniu robiąc woltę dajmy na to w lewo lub w prawo i masz poczucie, że siodło cię zasysa w jedną stronę, że cię krzywo usadza to potrzebujesz prostować najprawdopodobniej kręgosłup konia... i to najprawdopodobniej nie tyle w płaszczyźnie prawo lewo tylko musisz zniwelować tzw. "transversal rotation" (nie znam polskiej nazwy na to... nawet nie wiem czy istnieje).
Jeśli natomiast jadąc tą swoją woltę czujesz raczej coś w stylu "wywalania ci biodra do przodu" to kochany raczej potrzebujesz prostować kręgosłup właśnie w płaszczyźnie lateralnej i często w odcinku bliżej łopatek.
Jeśli natomiast nie czujesz nic, to albo masz super "prostego" konia i po prostu pozazdrościć, albo znów nie jesteś "tu i teraz" i myślisz aktualnie o dupie maryni, o tym co w pracy, co myślą ci co stoją obok, o niezapłaconych rachunkach, o tym co na obiad itd... to idź zapłać rachunki, kup to co na obiad, obróć się plecami do tych co stoją obok i wróć potem.
Co to jest "transversal rotation" - to skrzywienie kręgosłupa w płaszczyźnie... jak wam to wytłumaczyć... wyobraźcie sobie, że stajecie za ogonem swojego konia, twarzą w stronę zadu i rozkładacie ręce na bok. Teraz wasza głowa to niejako wyrostki kolczyste, wasza klatka piersiowa to kręgosłup sam w sobie (kręgi, trzon), a wasze rozłożone ręce to wyrostki boczne. Teraz wyobraźcie sobie, że robicie skłony boczne, jedna ręka sięga w kierunku ziemi, tym samym druga podnosi się do góry. Coś jakby samolot pomachał skrzydłami. Tak jest ustawiony kręgosłup wielu koni "krzywych na prawo/ lewo".
Dlaczego tak, a nie jakby się wydawać na pierwszy rzut oka mogło, skoro koń jest krzyw np. na lewo to po prostu cały jego kręgosłup powinien mieć kształt łagodnego łuku, którego ramiona są skierowane w lewo a brzusiec w prawo?
Znów musimy "think inside the horse" i spojrzeć bliżej na ten nieszczęsny kręgosłup, a raczej na skróty myślowe, które przez to, że weszły na stałe do języka potocznego stały się dogmatami.
Na żadnej wolcie kręgosłup konia nie wygina się w łuk a jego bok nie "oplata" rekreanacie kochany twojej nogi. W zasadzie ruchomość kręgosłupa konia jest stosunkowo ograniczona a w odcinku żebrowym prawie żadna. Kręgosłup konia składa się z kręgów, a nie z wagoników pociągu. Nie ma lokomotywy, która ciągnie tylko jest zad, który pcha. Ustawcie sobie drewniane klocki jeden za drugim i popchnijcie je palcem. Co się stanie? Wiadomo, klocki przesuną się w kierunku, w którym je pchamy, z prędkością, którą im nadajemy. A teraz ustawcie sobie te klocki w "łuk" i popchnijcie ostatni efektu nie trzeba tłumaczyć.
Gdyby kręgosłup konia na wolcie wyginał się w "idealny łuk" to każdy koń w takiej chwili poruszałby się jak koń z syndromem trzeszczkowym. Pojawiałaby się nieregularność chodu, koń zawsze na łukach by zwalniał, bo siła pchająca zadu nie mogłaby być transportowana od tyłu do przodu przez cały kręgosłup.
Swoją drogą mam silne podejrzenia, że wiele koni zdiagnozowanych jako "trzeszczkowce" nie potrzebuje kuracji tildrenem tylko rehabilitacji ruchowej.
Wracając do kręgosłupa i transversal rotation. Rozumiecie już na czym polega skrzywienie kręgosłupa konia, który "zasysa was" na jedną stronę, powoduje to, że "krzywo siedzicie w siodle".
Czy jesteś więc rekreancie kochany w stanie "wyprostować" taki kręgosłup?
I tak i nie. Ponieważ, tak, efektem pracy powinien być kręgosłup prosty (niezrotowany), z drugiej strony to nie kręgosłup wymaga pracy ale mięśnie, bo to one powodują takie a nie inne ustawienie kręgosłupa.
To jest bardzo dobra wiadomość!!! Gdyby aby wyprostować kręgosłup konia potrzeba było fizycznie prostować kręgosłup (wyginać konia dookoła łydki, zmieniać mu ustawienie kopyt itd.) to jeśli nie miałeś szczęścia urodzić się w rodzinie królewskiej, albo wygrać w totka to raczej marne twoje szanse. No bo hiropraktyk, masażysta, kowal, który doda kolejne magiczne wkładki pod podkowy, weterynarz, który ostrzyka - to wszystko kosztuje kuuupę kasy.
Fakt jest taki, że wystarczy wskazać mózgowi drogę a on skomunikuje się z mięśniami. Kiedy wymagane jest takie "transversal rotation" i jest ono dobre i wskazane? Ano wtedy np. gdy zadnie nogi krzyżują się pod kłodą właśnie w takim ćwiczeniu jakie na swoich klinikach objaśniał Gerd. Podobnie dzieje się gdy zad wędruje do środka. Chodzi o to, że nagle jedna z nóg zadnich wkracza pod kłodę w przód i w bok. Podobnie dzieje się gdy stępujemy/kłusujemy na niedużym kole.
Noga wkracza pod kłodę. Aby mogła to zrobić pracują mięśnie dobrzuszne, to one ciągną miednicę tak, że niejako obniża się ona po stronie wkraczającej nogi ( o ile jeździec nie przeciwdziała temu ciągnąc za wodze lub "ustawiając" głowę konia) a kręgosłup się rotuje (samolocik macha skrzydłami).
I teraz esencja: jeśli wasz koń ma "transversal rotation" na lewo to robienie ćwiczeń tego typu na lewo da mu niewiele - ba! W niektórych przypadkach (brak czucia tyłkiem) może zaszkodzić - pogłębiać skrzywienie. Za to robienie tego typu ćwiczeń na prawo może pomóc - o ile zrobi się je dobrze:
a) baaardo powoli - tak aby nowe odruchy mięśniowe mogły zostać przez mózg zanalizowane i wprowadzone do "kanonu poruszania się"
b) baaardzo delikatnie - tak aby koń sam wykonywał to ćwiczenie bez użycia siły. Być może będziecie musieli na początku zastosować mocniejsze pomoce ale ważne aby w dalszej części wykonywania ćwiczenia, nie pchać konia i nie blokować mu głowy i łopatek. Czemu? Rehabilitacja na siłę (gdzie np. macha się czyjąś kończyną w te i nazad jest dobra tylko w przypadku dzieci z porażeniem mózgowym, ale ona nie mają kompletnie wpływu na swój ruch i trzeba ruszać ich kończynami aby wytworzyły się połączenia nerwowe jakikolwiek). W przypadku organizmów zdrowych chodzi o samoświadomość ruchu. Jak coś każą ci robić w pośpiechu i pod przymusem raczej nie zapamiętasz ruchów, tylko to jak uniknąć negatywnych konsekwencji, będziesz się ruszać napięty, sztywny i masz spore szanse nabawić się kontuzji. Z całą pewnością gdy presja ustanie nie będziesz sam z siebie powtarzać tego, czego się nauczyłeś).
Jest jedno ale przy wszystkich ćwiczeniach 'zginających', które mają prostować. Jeśli wasz tyłek nie da możliwości pracy kręgosłupowi to lepiej w ogóle nie zaczynać. Zacznijcie sobie z ziemi. Popatrzcie co się dzieje i z czym koń ma problem. Wasz tyłek musi:
1. Utrzymać nie za dużą rotację kręgosłupa na stronę, na którą jest zrotowany
2. Pogłębiać rotację na stronę przeciwną (czyli tam gdzie tej rotacji praktycznie nie ma bo koń nie wkracza wystarczająco nogą pod kłodę i nie obniża miednicy po tej stronie bo trzymają go silne i sztywne mięśnie grzbietu)
Czyli - nie dajemy się "przekrzywiać w siodle" na stronę, która nas przekrzywia i na odwrót "przekrzywiamy" się na stronę przeciwną. Tak jak pisałam w poprzednich postach - jak nie mamy oczu w pośladkach to musimy tam mieć serce. I musimy czuć.
Głębokie, usadzające siodło ujeżdżeniowe rekreancie kochany nie pomoże. Twoje biodro musi mieć możliwość opaść w dół (tak jak miednica konia), a wielki klocek zakleszczający kolano na to nie pozwoli. Utrudni ci wysunąć nogę w dół i do przodu. Nie pomoże tym tak popularne "odchyl się do tyłu", bo nikt kto ma swój tułów poza tyłkiem nie ma tego tyłka rozluźnionego. tak się nie da. Automatycznie przy odchylaniu się do tyłu napinają się te mięśnie (te które mamy b. głeboko), które aby tyłkiem coś czuć muszą być rozluźnione.
Wrcając do Ad a) sprzed kilku akapitów. Dlaczego bardzo dobre są ćwiczenia zginające, które prostują takie, gdzie przód konia kroczy - bo jednak większość koni ma niestety mix "trensversal rotation" i lateralnego skrzywienia w obrębie łopatek i żeber (które nie powinno się tam znajdować). Dlatego równomierna praca kręgosłupa ( i kończyn) z przodu tak bardzo podnosi walor tego ćwiczenia. Można powiedzieć, że w pakiecie dostajecie 50% więcej. Pracuje nie pół konia a cały
Aktualnie jak napisałam na samym początku mam trochę znaków zapytania właśnie odnośnie całej mechaniki angażowania mięśni do świadomego prawidłowego ruchu w tym odcinku. Muszę je sobie jeszcze trochę w głowie usystematyzować aby móc je dobrze wyartykułować.
Co mi dało to piknięcie w mózgu i przepracowanie dobrze chodów bocznych na mojej ostatniej jeździe: po 30 metrów kłusa na kontakcie w super równowadze poziomej... i tak wiele razy i po przejściach z galopu w dół i ze stępa w górę. Słowem w naszym wypadku ekstaza! fenomen konia, który "chodzi jak maszyna do szycia"! Nagle przestał być łucznikiem a był koniem.
Czy to osiągnięcie stałe? Raczej nie. Kropla drąży skałę - pooowolne niewielkie ruchy, kłus gdy uzyska się równowagę na niewielkich odcinkach itd. To "nowe poruszanie" jest dla konia b. trudne. To tak jakby ktoś wam po zakuciu w gips na x miesięcy nagle po ściągnieciu kazał biegać, skakać i co ino.
Od kłusowania w tym nowym stanie równowagi dla konia jest tylko jedna lepsza rzecz - to gdy koń sam zakłusowuje w takiej równowadze (utrzymuje ja przy przejściu w górę czy w dół). dlatego lepsze krótkie odcinki kłusa i tzw "luźna lycka i poklepać" niż jechanie w tym stanie aż koń się "rozsypie" czyli zacznie poruszać się w starej równowadze a wy wtedy przejdziecie do stępa i zaczniecie na nowo ćwiczenie. lepiej zapobiegać niż znów naprawiać.
Jak was korci, żeby na jednej jeździe z koniem przepracować "więcej, mocniej i jak wychodzi to jeszcze troszkę" to sobie wyobraźcie, że wasz koń ten krzywy kręgosłup to ma, bo był przez lata w gipsie. Bardzo taka obrazowa metafora pomocna w zachowaniu umiaru.
Kończę. Przy następnej wolnej chwili popisze trochę na temat złego diagnozowania problemu i kompletnego niezrozumienia końskiej anatomii, która u niektórych guru objawia się "barowaniem w celu uzyskania podniesienia wyżej przednich nóg" czy uczeniem piafu przy pomocy bata.
ja się tylko zastanawiam - oczywiście abstrahując od tego że zgodnie z tym co twierdzi Gerd koń najpierw powinien odnaleźć równowagę na luźnej wodzy by mógł być prostowany - w jakim wieku jego zdaniem można wprowadzać chody boczne w postaci chociażby takiego ustępowania od łydki wokół przodu, inaczej - zastanawia mnie, czy nie jest to zbyt obciążające dla stawów młodego konia.
Bardzo interesujace to co piszesz.
ja od dawna robię z końmi chody boczne na wczesnym etapie treningu bo właśnie ułatwiają takie pełne wyprostowanie konia. Zauważyłam z praktyki, że w zasadzie każdy koń jest w większym lub mniejszym stopniu niejednakowy w pracy bocznej na lewo i prawo. Ale nigdy nie myślałam o tym jako o "skrzywieniu podłużnym" zawsze raczej szukałam trudności w mięsniach, zresztą z takimi opisami spotkałam się w literaturze, że po prostu koń po jednej stronie ma mięśnie bardziej sprawne.
jest jeden aspekt mocno "nieklasyczny" w tym co napisałaś: robić bardzo wolno. Jak dotychczas u trenerów ujeżdżeniowych zawsze spotkałam się (no przynajmniej ja się spotkałam z takim podejściem) ze impuls ma być na pierwszym miejsu i utrata impulsu w chodach bocznych to jest katastrofa.
Natomiast jeżdżąc konie westernowe robi się chody boczne (ja robię wszystkie jakie tylko można i wszystko głęboko, na czterech śladach) w bardzo małym tempie bo np w jogu (jest to kłus pozbawiony fazy lotu a więc "pełzany") i ja zauważyłam, że konie doskonale się przy tym same gimnastykują a potem można bez problemu tego impulsu dodać, można też później zupełnie łatwo zwiększyć tempo, jak "wzorzec ruchu" jest już utrwalony.
A więc ci moi trenerzy ujeżdżeniowi popełniali swego rodzaju błąd rozumowy, bo wystarczy dać koniowi czas by ten chód boczny sobie utrwalił by jego wykonanie stało się dla konia zupełnie łatwe a dopiero potem dodać tempa!
Pół biedy jak masz silnego, sprawnego konia (np Jamajka wybrnęła z problemu jaki miałyśmy przez pewien czas z łopatką w kłusie nabierając kapitalnej kadencji, praktycznie zamiast łopatki w kłusie robiłyśmy poczatek łopatki pasażem-koń sam tak wymyślił, ja tylko chciałam żeby ona nie traciła tempa:-) Na dziś myślę, że chciałam tą lopatkę zrobić w za szybkim tempie od razu i koń poradził sobie w taki sposób, bo ja to zakceptowałam i przestałam ją naglić jak zaczęła się wynosić do góry. No i dla niej jest to łatwe, ona robi to spontanicznie, tzn mam na myśli nabieranie w kłusie ruchu w górę:-) A koń mi usiłował powiedzieć, że ja chcę od niej za dużego tempa! Tylko ja wtedy nie wpadłam na to:-) No a ponieważ jechałam ją do przodu no to koń zrobił: coś!
Wniosek: pozwól swojemu koniowi poczatkowo robić chody boczne w takim tempie w jakim mu najłatwiej i poczekaj. Po jakimś czasie sam zacznie iść mocniej do przodu, bo stanie się to dla niego łatwiejsze!
PS Do Ani-ja wprowadzam jak najwcześniej te chody boczne, jak tylko koń rozumie dobrze polecenie łydki "idź do przodu" tylko długo robię je tylko w stępie, wtedy to nie jest duże obciążenie a jest gimnastyka.
no niby obciążenie nie jest duże, jednak czempionaty ujeżdżeniowe - które i tak moim zdaniem mają dość "rzeźniczy" poziom - wprowadzają ustępowanie od łydki dopiero u pięciolatków, stąd moje mieszane uczucia. Raczej póki co poprzestanę na ustępowaniu "od ręki" z ziemi bo jakby nie patrzeć jednak ruch w bok nie jest najbardziej naturalnym ruchem dla konia choć osobiście jestem zwolenniczką wszelkich chodów bocznych bo wszystkim koniom z którymi pracowałam przyniosły one wiele dobrego, były to jednak konie już raczej "dojrzałe"
o ustępowaniu już kiedyś dyskutowałyśmy tutaj, ja go bardzo nie lubię:-) uważam, że przeszkadza potem w nauce ciągu.
Poza tym w programie jest ono owszem w P klasie ale w kłusie! A ja robię długo tylko w stępie!
a to już pewnie temat na inną dyskusję, choć osobiście takich spostrzeżeń nie mam i prawdę mówiąc nawet nie bardzo umiem sobie wyobrazić jak nauka ustępowania miałaby przeszkadzać w ciągu skoro są to ruchy o zupełnie innej motoryce które ze sobą mają wspólnego jedynie to, że koń krzyżuje nogi. Ale - jak już wyżej wspomniałam - akademickie dyskusje o przewadze świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą totalnie nie nadają się do tego wątku.
Dlaczego wyginanie konia, które go ma prostować robimy wolno?
Kropla drąży skałę. Jeśli moje mięśnie nie są gotowe na to abym biegała na palcach a ty każesz mi stanąć na palcach i będziesz mnie popychać abym biegła wiadomo co się stanie. Może i będę biegła ale o jakiejkolwiek równowadze nie może być wtedy mowy.
Jeśli się czegoś uczę pozwól mi się uczyć tego w tempie, które pozwala mi się uczyć.
Magda fajnie, że piszesz o "impulsie" źle niestety często rozumianym.
I chciłabym się swoim rozumieniem impulsu z wami podzielić
I dziś zaporzyczę tytuł posta z gwary:
ŚWIŃSKIM TRUCHTEM
Czemu wiele osób nie rozumie czym jest impuls? Z tej samej przyczyny , dla których nie rozumie, że koń trzymany za pysk nie może (fizycznie) poruszać się w zdrowej równowadze.
Konie ustawiane od ręki muszą być non stop aktywizowane siłowo "łydka, łydka, łydka, więęęęcej łydki w zakręcie!!!!", bo przecież non stop coś je trzyma za przód.
Dodatkowo często konie trzymane za przód mają z tym problem nie tylko natury fizycznej ale i psychicznej i takie pompowanie nogami "pomaga" skupić ich uwagę na jeźdźcu. Pompując impuls (przód, przód, do przodu, łydka, łydka) łatwo też ukrywa się nieregularność chodu (wynikającą ze skrzywienia). Koń zamiast iść, biegnie, szybciej stawia kończyny (szybciej wchodzi w fazę podparcia aby się nie przewrócić - pamiętacie- koń nie ma dodatkwoej pary nóg na brzuchu) i trudniej wypatrzeć ewentualne zaburzenia taktu. Im bardziej zostanie wtedy "ustawiony od reki" i "napchniety, przejechany przez wędzidło" tym wyżej zacznie podnosić kończyny przednie (coś go trzyma i jednocześnie napędza, nie może iść już szybciej bo zmieni chód - jedyne co może zrobić to machać przodem aby łapać równowagę nogami bo zablokowana szyja nie może).
Takt się rozjedzie kompletnie, ale jak widać, w pewnych środowiskach jest to uznane za pożądany wzorzec. takie machanie nogami jak przy tańczeniu cancana uniemożliwia ocenę jakiejkolwiek regularności bo nagle koń zaczyna się poruszać kompletnie inaczej... i co tu oceniać.
Impuls to nie jest pędzenie do przodu. na impuls składa się wiele rzeczy min. prawidłowe reagowanie na pomoce popędzające. To, że koń w fazie wypracowywania równowagi poziomej porusza się w wygodnym dla siebie tempie nie wyklucza impulsu. Impuls to prawidłowa praca kończyn (niewleczenie ich), która jest możliwa do uzyskania wtedy gdy po wypracowaniu równowagi poziomej wzmocnią się odpowiednie mięśnie.
Impuls to nie jest jedynie "dynamiczny ruch do przodu". Pamiętacie gdy pisałam o tym jakie są fazy poruszania się każdej nogi. Jeśli więc "napędzamy konia do ruchu na przód" to musimy pamiętać, że gdy jedna kończyna go odpycha, to druga w tym momencie hamuje! (mówimy o kłusie)
Nie pędź więc swojego konia świńskim truchtem bo o ile praca pchająca kończyny (zadu) wzmacnia i wypracowuje pewne grupy mięśni o tyle druga noga (zadnia i przednia) w tym momencie musi tą siłę (i energię) przejąć i pytanie czy jest na to gotowa.
Twój koń waży około 400 kg. dokładając ciebie ze sprzętem robi się koło 500. Te 500 kg wymnożone przez prędkość jaką narzucasz tworzy całkiem sporą siłę, która prawie cała jest akumulowana przez kończyny.
Naprawdę zanim zaczniesz wymagać takiego wyczynu bądź pewny, że struktury amortyzujące pracują prawidłowo. Czyli, że ta energia jest pochłaniana przez tkanki miękkie do tego stworzone, a nie przez kości.
Co do impulsu w chodach bocznych. Nie jestem profesjonalistą tylko rekreantem. W życiu zapewne nie pojawię się jako zawodnik, na żadnych czempionatach. Moja rogata natura i nienawiść do doktryniarstwa uniemożliwiają mi nawet wsadzenie takiego obrazu (ja na championatch) w strefę moich marzeń.
Piszę o pracy z koniem, która poprawia jego fizyczność a co za tym idzie psychikę. Przez ruch do zdrowego mózgu.
Chody boczne nie były wymyślone jako doktryna poruszania się na 4 lub 3 śladach pod danym kontem. Były wskazówką, receptą na sztywne grzbiety, nieregularność taktu, trudności z uzyskaniem równowagi poziomej.
To nie doktryna "łopatka ustawiona pod kątem 30 stopni, zadnia wewnętrzna wkracza w ślad itd...." jest esencją chodów bocznych!!!! One są po to by działać!!!
Rekreancie - czuj tyłkiem!!! Jeśli na jedną stronę twój koń uzyskuje równowagę poziomą po zakłusowaniu gdy najpierw wykonywałeś chód pod kątem 5 stopni to suuuper! Znaczy się takiej rotacji kręgosłupa wymaga. Czuj tyłkiem! Nie wykluczy to, że na drugą stronę bardziej efektywna będzie dla niego doktryniarska łopatka na 3 śladach pod kątem 30 stopni.
Nie to, jak to wygląda, ale co to czyni dla konia (w koniu) jest istotą tego ćwiczenia. Think inside te horse!!!
Chody boczne robione z ziemi oczywiście nie obciążaja kolumny kręgosłupa ciężarem jeźdźca. Ale mają jedną wadę - nie poczujesz tyłkiem jaka rotacja zachodzi i jaką rotacja jest wskazana. Nie mając doświadczenia w pracy z ziemi, możesz przedobrzyć albo pracować kompletnie bez efektu.
Przy młodym koniu, którego kończyny (sprężyna) nie jest jeszcze wystarczająco silna, bardzo ważne jest to kroczenie do przodu. Stąd strach przed pracą w chodach bocznych. Kompletnie niezrozumiały. Jeśli zapomnimy o doktryniarstwie to nagle otwiera się przed nami świat cudownej pracy z koniem (także młodym), który opiera się nie na "figurach" ale na potrzebach naszego, konkretnego konia.
I tak dla młodych koni pod siodłem doskonałym ćwiczeniem jest ustępowanie zadem na wolcie. Chodzi o to samo. Poprzez "wygięcie konia" symulujemy rotację kręgosłupa (tą transversal). Warunek konieczny - czucie tyłkiem. Musisz wiedzieć ile wygięcia to jest prawidłowa rotacja, która przeciwdziała naturalnemu skrzywieniu a ile to jest za dużo czy pogłębianie istniejącej rotacji.
Wyginanie konia w celu jego prostowanie to nic innego jak taka gimnastyka korekcyjna. Po prostu trzeba pamiętać, że;
- najlepsze efekty przynosi ona u dzieci (i końskich i ludzkich)
- ćwiczenia muszą być dostosowane do schodzenia (czy twój koń jest krzywy w żebrach - lateral, czy ma transversal rotanion, czy oba i na którą stronę)
- ćwiczenia musza być dobrane do ogólnego poziomu, stanu organizmu. ) dzicko lat 5 nie będzie biegało z piłka lekarską).
W jeździectwie najważniejsza jest głowa (czyli inteligencja). Doktryniarstwo jest przeciwnością zdroworozsądkowści i logicznego myślenia.
gdyby na tym forum można było wklikać "lubię to" to bym to zrobiła:-)
Ja intuicyjnie robiłam chody boczne wcześnie jako ćwiczenie gimnastyczne właśnie, a ty tu "ubrałaś" w teorię:-)
A co do doktryniarstwa to ja się właśnie z takim "bezdoktryniarskim" podejściem spotkałam właśnie w jeździe western! I tam się robi chody boczne głęboko, zaczyna się wcześniej niż klasycznie robi się je "na wszystkie sposoby" np renwers na kole!
I zaczęłam stosować wiele z tych ćwiczeń w jeździe klasycznej z dobrym efektem bo gimnastyka jest gimnastyką!
A jazda westernowa jest niewątpliwie bliższa jeździe realnie użytkowej niż jazda ujeżdzeniowa w wydaniu współczesnym, jest po prostu mniej sztuczna (no za wyjątkiem wyjątków)
A co do impulsu to mi sie bardzo podoba definicja impulsu jako skupienia na sygnałach jeźdźca, lekkości i szybkości reagowania. Oczywiście koń powinien chcieć isć do przodu sam z siebie (po prostu powinien byc gorący z charakteru, czerpać z ruchu przyjemność) z takim koniem się znacznie łatwiej pracuje. najgorsze do jazdy są konie zimne, bo trzeba je stale pędzić do przodu i bardzo trudno jest stworzyć pozytywną atmosferę pracy...
A czy na szkoleniu była mowa o tym w jakim wieku koń powinien zaczynac pracę?
Bo sama napisałaś o tym, że młody organizm łatwiej się gimnastykuje:-)
Na szkoleniu była mowa o tym, że póki nie ma się konia na kontakcie i w równowadze nie powinno się rozpoczynać ćwiczeń prostujących. Na moje pytanie o tempo dla młodziaka Gerd odpowiedzał, że nie powinno się takich koni gnać do przodu a słuchać ich i pozwolić im się poruszać takim tempem które jest dla nich naturalne przy utrzymaniu impulsu. No i generalnie im większy koń tym wolniej i później
Młody organizm wszystko robi łatwiej, ale łatwiej też przesadzić.
Jeśli chcemy robić wyginanie prostujące to o tyle rytm i kontakt (wypracowany wcześniej) jest potrzebny, że bez tego w zasadzie nie będzie komunikacji z koniem.
Natomiast Gerd na seminarium ( cz. praktyczna) także pokazał, że doktryniarstwo nie jest dobre i np. gdy wsiadł na konia zaczął go "wyginać" właśnie po to aby koń mógł za chwilę uzyskać równowage pozioma i iść w rytmie i na kontakcie.
Skala ujeżdżeniowa to bardzo przemyślana koncepcja. Ale trzeba pamiętać aby nie robić 'wyższości świąt bożego narodzenia nad świetami wielkiej nocy". kilka kroków łopatką do wewnątrz, czy kilka kroków ustępowania zadem na kole - jeśli tylko widzimy ich efekt (i nie blikujemy glowy aby robiąc te ćwiczenia koń mógł się rozciągnąć) to jeszcze nie jest "praca prostująca".
Swoją drogą poruszyłyście b. ciekawą kwestię. "Mój inny guru, zza oceanu" akurat krytykuje skalę ujeżdżeniową (a raczej jej spoularyzowane opisy), właśnie za to, że stawiają wyprostowanie po rytmie i kontakci. Jego zdaniem nie ma fizycznej możliwości uzyskać rytm ( i kontakt) bez wyprostowania (lub jego zaczątków raczej). I on każda korektę konia zaczyna od prostowania. Niekoniecznie ćwiczeniami wyginajacymi, często zaczyna od kłusa na prostych w odpowiednim dosiadzie- przeciwdziłającym "trensversal rotation".
Jeszcze co do impulsu. W moim rozumieniu impuls to nie jest potocznie rozumiana dążność do ruchu naprzód. Raczej ja rozumiem to jako "siłę" ruchu naprzód, która powstaje z tego, że sprężyna pracuje prawidłowo i kumuluje i oddaje dużo energii. Gdyby impuls był równoznaczny z dążnością do ruchu naprzód (że niby koń idący do przodu to koń z impulsem), to piaff byłby chodem bez impulsu (bo w końcu w miejscu) a przecież jest to chód, który aby był prawidłowy wymaga oooogromnego impulsu.
Ja mam za to osobisty kryzys jeździecki. Wczoraj miałam stalowy tyłek, nic nie czułam, koń tracił równowagę i był maszyną do szycia i ogólnie zero kontaktu i zero funu