Koń musi byc codziennie "ruszany"
Koń musi byc codziennie "ruszany"
Takie zdanie często słyszy się.
A jak zastanawiam się, , czy takie stanowisko jest słuszne.
Oczywiście nie mam na mysli koni , będących w treningu sportowym
Do tej pory tez miałam wyrzuty sumienia, że nie "ruszam" konia prawie codziennie.
Ale kuc na skutek "awarii" poruszał się pomalutko ledwo, ledwo stępem przez miesiąc.
Przeszło, zaczął chodzić normalnie- i nic się nie stało.
Oczywiście stracił trochę mięśni, pewnie kondycji- ale właściwie .. co z tego?
Odkąd wściekle gzy atakują , czyli tez juz długo , konie 80 % dnia spędzają w wiacie lub stajni.
Nie jeżdżę, bo to bez sensu.
Nie lonżuję z tego samego powodu.
Konie schudły , bo nie jedzą z tego powodu trawy.
I właściwie nie wiem, czy rzeczywiście wyrządzam im tym "krzywdę".
Wyglądają na całkiem zadowolone.
Ja w sumie też, odkąd przestałam mieć wyrzuty sumienia, że próżniaczą się
Tak sobie myślę, że z końmi wszystko powinno być w równowadze. Ja bym wzięła tak na logikę. Nie jest z pewnością zdrowo dla organizmu, jak się go przeciążą, ale tu nie o tym :-) Nie jest chyba też zdrowy ten, kto nie ma zupełnie kondycji i ma sprawność fizyczną poniżej średniej. Szczególnie to dotyczy pasibrzuchów. Ruch to zdrowie! Płuca dotlenione lepiej, krew śmielej w żyłach kraży, mniejsze prawdopodobieństwo kolki, lepiej jelita pracują. Dla koń ruch jest tak oczywisty, jak oddychanie. Ale czy to od razu znaczy, że koń musi codziennie pracować? Z pewnością inna jest sutuacja konia boksowego od takiego, co biega po łące. Jeszcze zależy, jak duża ta łąka. Latem konie błądżą w po pastwisku w poszukiwaniu jedzonka. Zimą mój znajomy wysypuje im na padok siano w kilka miejsc, żeby łąziły od kupki do kupki. A gdy konie same wybierają stanie w boksie to co? W kazdym bądź razie mają wybór. W przpadku koni w treningu trzeba brac pod uwagę, że koń to nie jest taka maszynka, że jak się ją odstawi na jakiś czas i nie rusza, to potem wystarczy naoliwić i będzie chodził, jak wcześniej. Stawy, mięśnie, ścięgna, w różnym wieku różnie chyba pracuje i wraca do normy lub wykształca się ponad normę, na wyczyn.
Tak z tym tematem nachodzi mi na myśl coś podobnego, co mnie czasem drażni. "A ja chce tylko miec konia tak do wsiadania raz na tydzień, na dwa". Drażni mnie to dlatego, że ruszając konia raz na tydzień, raz na dwa tygodnie zupełnie niechcący robi się mu chyba troche krzywdę. Koń pracując w taki sposób nie ma ani kondycji, ani przygotowania, ani mięśni niosących nas na grzbiecie. A najczęściej raz na te dwa tygodnie wymaga sie od niego pełnowymiarowej jazdy z galopami i nawet czasem skokami. Jesli chce się czegoś od konia wymagać, trzeba przynajmniej włożyć troche wysiłku w to, by konia do tych wymagań przygotować. Raz na dwa tygodnia to można się stępem powozić i kilka razy pokłusować na luźnej wodzy.
Dużo zależy od samego konia. Znałam klacze, już na emeryturze, która wrecz była szcześliwa gdy od czasu do czasu pojechała na stępowy spacerek.
Pewnie że można zrobić koniowi przerwę ale pod warunkiem, że wracając do pracy robimy to stopniowo i nie robić z konia wariata na zasadzie przez tydzień pracujemy a potem przez miesiąc nic.
Pewnie też zależy, na co się patrzy, jakie się ma plany itp. I jak się "ruszanie" rozumie.
Tak czy inaczej koń powinien codziennie się ruszać. Bo ruch to zdrowie (a może wręcz życie?). Koń w naturze przynajmniej kilkanaście kilometrów dziennie przechodzi. I to jest IMHO jakaś wskazówka, co dla niego dobre. Kilkunastu kilometrów sobie raczej sam nie zapewni na wybiegu, więc trzeba wyważać - kiedy i ile ruchu mu zapewnić samemu.
Jeśli chodzi o trening "dla ciała", wzmacnianie, wyrabianie kondycji, siły, wytrzymałości - to duża wiedza. Im wyżej się mierzy, tym więcej trzeba wiedzieć, umieć sobie plan ułożyć. Ale wcale nie jest tak, że codziennie trzeba konia męczyć. Pamiętam wykład Mikaeal Lundstedta (kręgarz końsko-ludzki), który tłumaczył, że przy budowaniu mięśni, po wysiłku one muszą mieć czas się zregenerować, bo inaczej efekt będzie odwrotny do zamierzonego. I że to od typu konia zależy - ale im więcej ma xx, tym dłuższe przerwy między dużymi wysiłkami są potrzebne (bo lekki ruch zawsze dobrze robi). Więc codzienna "solidna praca" to byłby duży błąd.
A w codzienne "ruszanie", żeby koń nie zdziczał, nie zrobił się krnąbrny, płochliwy, nie zapomniał, czego się nauczył itd. - nie wierzę. Coraz bardziej widzę, że to bardzo od sposobu nauki zależy. Fizyczności się nie przeskoczy i ją trzeba uwzględniać, ale "głowie" przerwy wcale nie muszą szkodzić.
Klara Naszarkowska "głowie" przerwy wcale nie muszą szkodzić.Po swoich koniach widzę, że tu też wiele zależy od konia.
Klara Naszarkowska "głowie" przerwy wcale nie muszą szkodzić.Po swoich koniach widzę, że tu też wiele zależy od konia.
moje konie mają non stop sporo ruchu ze względu na ponad hektarowy wybieg /który jest jednocześnie pastwiskiem/ i otwartą stajnie.
zauważyłam jednak, że jeżeli mają przerwę pod siodłem to szczególnie klacz jest nadwrażliwa na różne bodźce w terenie. Może nie tyle wpada w jakieś skrajne zachowania, ale np. jest mniej luźna i częściej drga nerwowo. Mimo, że oba są co drugi dzień ganiane aż do spocenia na wybiegu /jeżeli nie chodzą w terenie/.
I jeszcze jedno: zabawy ze "strasznymi" rzeczami " w wypadku moich koni nie powodują, ze tychże rzeczy one przestają się automatycznie bać w terenie. Nie przestają.
dlatego jeżeli chce się mieć dobre "terenówki" do podróżowania, to jednak należy dużo takimi końmi wyjeżdżać poza koral czy ujeżdżalnię. I tam mierzyć się z wilkami. Uspokajać konika jeśli z czymś się strasznym zetknie. Oswajać. Tego chyba nic nie zastąpi.
Oczywiście jest to moja opinia zrodzona z doświadczeń z obecnymi i poprzednimi końmi
Zupełnie off w sprawie odczulania na strachy
Wczoraj była u mnie prawdziwa straż ogniowa ;-) hihi usuwali osy...
Zapytałam, czy mogę pokazać wielkie auto młodemu koniowi, i czy włączą sygnał...
Zrobili o takie oczy - oo takie o: hock: no tak, bo sprzed domu konie nie zawsze widać ;-) pozwolili acz z dystansem...
Młody autko obejrzał, zajrzał za kierownicę nawet (chciał się pewnikiem załadować) , powąchał sobie ale bez specjalnego zainteresowania, wolał trawę... sygnał był straszny przez pierwsze 5 sekund, potem trawa ważniejsza :mrgreen:
Za to jego matka ze skóry wychodziła widząc syna koło "strasznego czerwonego wielkiego i na pewno koniożernego auta" ;-) szkoda, musiałam przerwać eksperymenty, bo bałam się , że Kara zrobi sobie krzywdę :-( nie wiedziała, czy skakać ogrodzenie, czy uciekać, czy co - a rżała jak głupol... Oczywiście Młody nic sobie z jej strachu nie robił - spojrzał tylko na mnie i stwierdził, że skoro stoję sobie spokojnie, a tu tyle trawy wokół, to muszę mieć nierówno pod sufitem, że jej nie jem ;-)
Na koniec przeprowadziłam Młodego pomiędzy autem a domem - było ze 3 metry prześwitu... Młody szalenie niezadowolony - ale nie z przejścia przez wąskie gardło, a z tego, ze idąc nie można jeść trawy ;-)
Szkoda, że strażaków tylu luzem łaziło po podwórku, bo bym Młodego puściła z kantarka aby mógł sam wybrać - ja i trawa, czy bezpieczny domek... ;-) znając jego miłość do... trawy spodziewałam się wyboru ;-)
U mnie wystarczy zadzwonić na 998 i przyjeżdżają. Koszty pokrywa miasto (gmina?)... Dojechali w 10 min, bo akurat byli w okolicy... Ganiazda nie dało się usunąć, bo trzeba by było pół domu rozwalić, zatem zapsikali jakąś chemią... o skutkach powiem za kilka dni :-)
Przyjechali wielkim autem, mieli kupę sprzętu właśnie do zamordowywania os, szerszeni itp. i fajne ubranka mieli ;-) Nie wiem jednak, czy wszędzie koszty pokrywają gminy :?
Tak wogóle to szczecińska GW napisała o nich wczoraj artykuł :-) o tu:
http://miasta.gazeta.pl/szczecin/1,34939...i_zle.html
U mnie była też jedna Pani Strażak i bała się koni bardzo :-)
Ale zdążyłam Panią oswoić na tyle, że udało się głaskać Karą po łbie i dać Geniuszowi cukierka :-) Sympatyczna Pani Strażak
Niestety nie wiem czy panowie byli przystojni, bo frapowały mnie moje "Darcowe eksperymenta na żywym organizmie" ;-)
no cóż Małgosiu, też uważam, że koń ciekawszy od strażaka. Nawet najprzystojniejszego! Panią strażak pominę....
I już cichoooooo...wiem, ze nie na temat, ale potrzebowałam pomocy, a , ze w każdej biedzie trzeba jakieś światełko choćby w formie żartu odnaleźć, to tylko taka moja wada.....
Klara Naszarkowska Koń w naturze przynajmniej kilkanaście kilometrów dziennie przechodzi. I to jest IMHO jakaś wskazówka, co dla niego dobre. Kilkunastu kilometrów sobie raczej sam nie zapewni na wybiegu, więc trzeba wyważać - kiedy i ile ruchu mu zapewnić samemu.
Cytat: A w codzienne "ruszanie", żeby koń nie zdziczał, nie zrobił się krnąbrny, płochliwy, nie zapomniał, czego się nauczył itd. - nie wierzę. Coraz bardziej widzę, że to bardzo od sposobu nauki zależy. Fizyczności się nie przeskoczy i ją trzeba uwzględniać, ale "głowie" przerwy wcale nie muszą szkodzić.
Klara Naszarkowska Koń w naturze przynajmniej kilkanaście kilometrów dziennie przechodzi. I to jest IMHO jakaś wskazówka, co dla niego dobre. Kilkunastu kilometrów sobie raczej sam nie zapewni na wybiegu, więc trzeba wyważać - kiedy i ile ruchu mu zapewnić samemu.
Cytat: A w codzienne "ruszanie", żeby koń nie zdziczał, nie zrobił się krnąbrny, płochliwy, nie zapomniał, czego się nauczył itd. - nie wierzę. Coraz bardziej widzę, że to bardzo od sposobu nauki zależy. Fizyczności się nie przeskoczy i ją trzeba uwzględniać, ale "głowie" przerwy wcale nie muszą szkodzić.
Guli: "Koni żyjących dziko, w naturze, nie ma od bardzo wielu lat.
Selekcja , bo to przeciez ma miejsce w hodowli ,idzie w zupełnie innym kierunku."
Zapomniała Pani o Mustangach (te to nawet od szlachetnych ras pochodzą) i konikach poskich lub nawet koniach Przewalskiego? Nawet kuce szetlanckie żyją na wyspach w dzikich tabunach i wcinają śledzie zimą (tak kiedyś czytałam).
Cejloniara Zapomniała Pani o Mustangach (te to nawet od szlachetnych ras pochodzą) i konikach poskich lub nawet koniach Przewalskiego? Nawet kuce szetlanckie żyją na wyspach w dzikich tabunach i wcinają śledzie zimą (tak kiedyś czytałam).
Cejloniara Zapomniała Pani o Mustangach (te to nawet od szlachetnych ras pochodzą) i konikach poskich lub nawet koniach Przewalskiego? Nawet kuce szetlanckie żyją na wyspach w dzikich tabunach i wcinają śledzie zimą (tak kiedyś czytałam).