Niedoświadczony jeździec + niedoświadczony koń
Niedoświadczony jeździec + niedoświadczony koń
Konicek ostatnio obserwowalam dyskusje n.t. kupowania poprzez niedoswiadczonych jezdzcow mlodych, niezajezdonych koni, o tym ze takie "mieszanki" bywaja czesto wybuchowe.jak myslicie,czy przy celej ogromnej determinacji i dobrych checiach jezdzca,ale jednak niedoswiadczonego jezdzca, jest mozliwe "ułozenie" , wychowanie, bezpiecznego wierzchowca.oczywiscie zakladam tylko te sytuacje.moim zdaniem to utopia.
Konicek ostatnio obserwowalam dyskusje n.t. kupowania poprzez niedoswiadczonych jezdzcow mlodych, niezajezdonych koni, o tym ze takie "mieszanki" bywaja czesto wybuchowe.jak myslicie,czy przy celej ogromnej determinacji i dobrych checiach jezdzca,ale jednak niedoswiadczonego jezdzca, jest mozliwe "ułozenie" , wychowanie, bezpiecznego wierzchowca.oczywiscie zakladam tylko te sytuacje.moim zdaniem to utopia.
właśnie...każdy popełnia jakieś błędy....
mnie się zdawało, ze skoro jeździłam tereny na surowym nieomal hucułku i potem ułożyłam mocno znarowioną klaczkę to i z arabem sobie poradzę....
Ale klacz jest teraz moją Przyjaciółką....ot wczoraj np. pojechałam na niej w samym kantarku i ze sznureczkiem w teren i było cudownie. Ona nawet do mnie ciągle "gadała"
Z nią się udało
Myślę, że gdyby to było kilka lat wcześniej , jak pamiętam siebie , bez problemu jeździłabym już i na arabku /tzn. ja na nim jeżdżę czasami, ale z obowiązku bardziej niż z przyjemności i są to ostrożne jazdy bardzo/.
ale też nie uważam, że koń, który chodzi miesiąc czasu pod siodłem ma być już super ułożony!!!!!!!!!!!!!To normalne , że czasami bryknie, wystraszy się braku równowagi jeźdźca itp.
Uważam, że dopiero po roku chodzenia /mniej więcej oczywiście i myślę o koniu rekreacyjnym/ konik nabiera prawidłowych odruchów i zaczyna być wiadomo czego można się po nim niej więcej spodziewać
Przez rok on bidulek sam się intensywnie uczy i też boi -trzeba mu wiele wiele pomagać. Dodawać otuchy nie raz....
witam, ja niby jeżdze dośc długo ale ................
Zdarzyła mi sie niesamowita rzecz, niby nie planowałam zakupu konia jednakze zakochałam się od pierwszego wejrzenia i kupiłam surową piękną klacz............... dopiero w praniu, gdy okazało się że brak mi wiedzy jak zrozumiec i rozmawiać z moją "wesołą" klaczą zaczął się koszmar. Ona niestety zdawała sobie sprawe z mojej bezradności, problemem było czyszczenie, klacz była bardzo nieufna, nerwowa i nieprzewidywalna, ale w siodle poezja bezpieczna uwazna odwazna i wiedziała zawsze czego oczekuję, boże jak mi teraz jej brakuje- bo ją sprzedałam, tem okropny czyn podpowiedział mi strach i brak pomocy, rady, jak ja załuję ze nie wiem tylu rzeczy i ze już nigdy jej nie dosiąde, nie pogłaskam..........., ale z drugiej strony teraz czerpię wiedzę i doświadczenia skąd się da, bym gdy już bede czuła ze jestem gotowa na konia już nigdy nie nawaliła.
no u mnie już się wyprostowała droga z moim arabem w dużej mierze.
Co prawda nie wiem jak będzie gdy nadejdzie jesień znowu i mój kręgosłup znowu zacznie bardziej mnie niszczyć psychicznie i fizycznie.
ale w tej chwili /odpukać/ biorę tylko jeden lek i jeżdżę prawie codziennie.
Ewag trudno, zdarza się....następnym razem nie popełnisz tego błędu. Ja chciałam sprzedawać araba bo myślałam, że taki koń jest zbyt dynamiczny jak dla osoby w moim wieku plus poważne problemy zdrowotne.
kiedyś wsiadałam na konie pełne temperamentu, świeżo zajeżdżone i zasuwałam szczęśliwa, że nie trzeba wymuszać z nich prędkości.
Na szczęście z arabem jest tak, że on jest w stanie iść stępem nawet cały teren jeżeli go o to poproszę.
Ale i tak bardziej wierna jestem klaczce.......
Kupiłam konika Ericka jak miał niecałe trzy lata, mimo, że miałam w planach starszego, zajeżdżonego konia. Miłość nie wybiera.
Jeźdźcem można powiedzieć, że byłam wtedy doświadczonym ( ?-naście lat w siodle, kilka lat pracy jako instruktor rekreacji).
Okazało się, że g... wiem o pracy z młodym koniem i moje dotychczasowe doświadczenie w niczym się nie przydało.
Zajeżdżania koni nie uczą na kursach instruktorskich i napewno nie da się tego nauczyć znając samą teorię.
Na szczęście miałam wokół siebie ludzi, którzy się na tym znali, zajeździli go i wstępnie wyszkolili do etapu dostosowanego do moich umiejętności, jak się okazało znikomych na młodego, wrażliwego i pełnego energii konia.
Nigdy w życiu bym nie powtórzyła takiego błędu.
Oczywiście nie każdy koń jest taki. Bywają konie, których rasa i temperament pozwalają na o wiele szybszy proces dostosowania do niedoświadczonego jeźdźca.
Wstępne wyszkolenie może zająć kilka tygodni, znam takie konie, a na mojego wsiadłam po raz pierwszy po około pół roku czyjejś pracy (będąc przecież doświadczonym jeźdźcem! ;-) )
Więc czemu nie?! Można kupić surowego konia nie mając o tym pojęcia.
Tylko najlepiej mieć dużo pieniędzy i zapłacić komuś za pracę nad sobą i koniem.
Bo wyjątków takich jak Roksa jest niewiele, a traktowanie konia jak świnki doświadczalnej i uczenie się na zasadzie prób i błędów kosztem zwierzęcia jest moim zdaniem idiotycznym pomysłem.
no a ja z kolei bardzo się cieszę , że w życiu mojej rodziny pojawił się Mironek.
Po pierwszych "kryzysach" mamy z niego całkiem sensownego, bardzo przyjacielskiego, uwielbiającego kontakt z człowiekiem konika.
Klacz ma towarzystwo, a my jeździmy regularnie w tereny i już sobie nie wyobrażam, żebym miała go sprzedać. Chyba, że z powodów finansowych ...odpukać.
A i jeszcze coś ważnego w tym temacie na koniec: Gdybym trzymała się zasady /mimo, że taka wyznaję wbrew pozorom/,
że niedoświadczony koń absolutnie nie dla niedoświadczonego jeźdźca to....moja cudna, grzeczna i kochana klaczka już dawno skończyłaby w rzeźni! Takie plany miał poprzedni właściciel.
Ja moją klaczkę kupiłam jak miała 8 miesięcy i wtedy nie miałam doswiadczenia ani wychowywaniu koni ani w jeździe na nich, dodam jeszcze że klaczka była całkowicie " surowa" nie chodziła na kantarze i nie dawała nóg. W miarę jak klaczka rosła uchyŁam ją wszystkiego aż przyszedŁ moment zajeżdzania i tym zajęła się Pani która ma duże doświadczenie w tej kwesti poza tym że klaczka nauczyła się chodzić pod siodłem to ja nauczyŁam się prawidŁowo jeździć konno.
Z niewyjaśnionych powodów mam średnie zaufanie do "ludzi mających duże doświadczenie w tych kwestiach" :-)
Ja np nie lubię jak ktoś na pytanie: "jak jeździ odpowiada": super...
Ja wole by ktoś mnie zobaczył na koniu i sam ocenił, tym bardziej ,że jeżdżąc konno wciąż się trzeba uczyć...
ja kupiłam mojego Czambuła jak miał 2,5 roku. Ja niby jeździłam już dość długo i byłam dopiero co po kursie instruktorskim (rekreacji). Posiadanie swojego konia od jazdy na koniach rekreacyjnych różni się bardzo, a jazda na koniu młodym nie zajeżdżonym to już w ogóle coś zupełnie innego. Gdyby nie moja koleżanka która ma duże doświadczenie w układaniu koni to pewnie bym sie załamała i koń do tej pory chodziłby po pastwisku i tylko wsuwał trawę
może to głupie ale ja bym nie mogła mojego konia oddać gdzieś na trening (mimo iż uważam to za bardzo dobry pomysł dla osób które nie mają nikogo na miejscu), czułabym się wtedy jakby nie był już mój. Dogadujemy się obecnie dobrze ale zostało to okupione gigantycznymi sińcami i obiciami oraz zalane łzami niemocy, ciężka szkoła ale naprawdę było warto. Na pewno nigdy jednak nie zrezygnuję z treningów pod okiem doświadczonej osoby, bo ktoś kto stoi z boku widzi więcej...
nauczył mnie wiele pokory, cierpliwości i dbałości o szczegóły, oraz tego że nie można zaniedbywać rehabilitacji ;P
tak, też miałam wiele kryzysów związanych z moimi niezajeżdżonymi końmi......pewnie, że lepszy byłby "gotowiec"!
Ale też w tej chwili potrafiłabym w miarę spokojnego konika ułożyć sobie sama pod siodło....takie doświadczenie też jest BARDZO ważne.
Eh jak tak sobie pomyślę, to mi wychodzi, że nigdy nie jeździłam na profesorze! Zawsze jakoś tak trafiałam na młode konie, lub konie z którymi sama nieudolnie miałam coś zrobić. Nawet skakać mnie uczyli na wyłamującej klaczy, tzn. chyba nie przepadała za tym zajęciem a mi to nie pomagało, ciągle spadałam, skakać boję się do dziś, częściej byłam pod przeszkodą niż nad :-) Chciałabym kiedyś wsiąść na takiego konia co duuuzo potrafi :-)
ja jeździłam na byłym ujeżdżeniowcu... miodzio
wszystko było takie proste(albo i nie)
bo wystarczyło nie taK przenieść ciężar ciała i wychodziło coś innego.
na tej klaczy mogłam (z pomocą trenerki) wychwycic i naprawić dużo błędów.
i choć jeździłam na niej 3 miesiące co tydzień, to na pewno nauczyłam się więcej niż jakbym miała jeździć codziennie w jakiejś szkółce