Czlowiek się boi
Czlowiek się boi
Duchowa, jak znajdziesz psychatrę od końskich lęków - daj znać
czytając sobie Ciebie, widzę siebie i moje rozchwiane poczucie bezpieczeństwa :-( pisałam o swoim wypadku w wątku "przedstawiającym" i - pomimo, że minęło wiele lat - nie mogę pozbyć się lęku
Z jednej strony wiem, że nie tak łatwo się mnie z grzbietu pozbyć... i to nie tyle ze względu na umiejętności, ale dzięki dziesiątkom koni na których jeździłam - każdy był inny, każdy płoszył się inaczej, no to jakoś w tym siodle (czy bez) zostaję, ale zwyczajnie pocę się ze strachu jak tylko zwierz zrobi się elektryczny :-(
W pewnym sensie zazdroszczę Ci biegajacych w miarę naturalnych stad... u mnie w stada łączą się ostatnio motory crossowe, jeepy i kłady - a to trochę za wiele na moje i końskie nerwy no i po ostatnim niemiłym spotkaniu w lesie stada w liczbie 5 motorów crossowych (oni je chyba podkręcają, by było jeszcze głośniej) znów wróciłyśmy na ujeżdżalnię... W siodle zostałam raczej cudem, a kobył spocił się w sekundę i do domu caplował jak nigdy wcześniej wspinając się co 100m , pomimo praktycznie rzuconej wodzy , kompletnie odstawionej łydki :-(
Kilka dni później moja jeźdźca wzięła konia w ręku po treningu na stępa - koń wrócił sam :-( nigdy - przenigdy nikomu nie uciekła ze spaceru, ale znów te cholerne motory było słychać gdzieś dalej :-(
o jak ja bym chciała, żeby można było jakąś tabletką ten lęk przegonić...
kiedyś było tak cudownie! jak koń szalał to ja czułam się jak bohater filmowy, jakiś "ostatni" kowboj. A jeszcze jak ktoś mnie widział w akcji...ech! Miód. Czułam się taka "wielka'!
Myślę, ze gdybym wiedziała "co jeszcze" może zrobić mój płoszący sie koń byłoby mi łatwiej.
Ja nie jestem tak dobrym jeźdźcem Gaga jak Ty, ale zwykle dość skutecznie trzymam się w siodle. To mnie ratuje...ale przecież koń może np. wspiąć się tak wysoko, ze wywróci się na grzbiet razem ze mną .
a może zamiast siodła trzeba mi było kupić nici i druty do robienia swetrów? I takie wielkie ciepłe kapcie?
DuchowaPrzygoda kiedyś było tak cudownie! jak koń szalał to ja czułam się jak bohater filmowy, jakiś "ostatni" kowboj. A jeszcze jak ktoś mnie widział w akcji...ech! Miód. Czułam się taka "wielka'!Przysięgam jakbym siebie czytała. Im koń bardziej brykał, tym lepiej - człowiek rósł we własnych oczach ;-) wszak był bohaterem... nie?? A w oczach chłopców , którzy z tego konia spadali - heh ;-) Tak, byłam bohaterem (w wydaniu podwórkowym oczywiście)
DuchowaPrzygoda Ja nie jestem tak dobrym jeźdźcem Gaga jak Ty, ale zwykle dość skutecznie trzymam się w siodle. To mnie ratuje...ale przecież koń może np. wspiąć się tak wysoko, ze wywróci się na grzbiet razem ze mną
DuchowaPrzygoda a może zamiast siodła trzeba mi było kupić nici i druty do robienia swetrów? I takie wielkie ciepłe kapcie?Duchowa - przyjadę na obiecane ciasteczka, to zagramy w szachy - żadnego koniowania ;-) Szachy też sport , nie? ;-)
DuchowaPrzygoda kiedyś było tak cudownie! jak koń szalał to ja czułam się jak bohater filmowy, jakiś "ostatni" kowboj. A jeszcze jak ktoś mnie widział w akcji...ech! Miód. Czułam się taka "wielka'!Przysięgam jakbym siebie czytała. Im koń bardziej brykał, tym lepiej - człowiek rósł we własnych oczach ;-) wszak był bohaterem... nie?? A w oczach chłopców , którzy z tego konia spadali - heh ;-) Tak, byłam bohaterem (w wydaniu podwórkowym oczywiście)
DuchowaPrzygoda Ja nie jestem tak dobrym jeźdźcem Gaga jak Ty, ale zwykle dość skutecznie trzymam się w siodle. To mnie ratuje...ale przecież koń może np. wspiąć się tak wysoko, ze wywróci się na grzbiet razem ze mną
DuchowaPrzygoda a może zamiast siodła trzeba mi było kupić nici i druty do robienia swetrów? I takie wielkie ciepłe kapcie?Duchowa - przyjadę na obiecane ciasteczka, to zagramy w szachy - żadnego koniowania ;-) Szachy też sport , nie? ;-)
Gaga A tak całkiem serio z końmi źle, bez nich jeszcze gorzej :-(z końmi nigdy nie ma źle, czasami nieprzyjemnie i trudno, ale nigdy źle!
Gaga A tak całkiem serio z końmi źle, bez nich jeszcze gorzej :-(z końmi nigdy nie ma źle, czasami nieprzyjemnie i trudno, ale nigdy źle!
DuchowaPrzygoda a Wam jak często zdarza się w terenie, ze koń szaleje na widok nagle nadbiegającego stada..bo mnie to ostatnio dosłownie prześladuje...jeśli nie sarny to psy....albo "dinozaury" w wyobraźni!
DuchowaPrzygoda a Wam jak często zdarza się w terenie, ze koń szaleje na widok nagle nadbiegającego stada..bo mnie to ostatnio dosłownie prześladuje...jeśli nie sarny to psy....albo "dinozaury" w wyobraźni!
Magdo ja też się nie bałam. Nie bałam się spadając z młodych koni, nie bałam się jeżdżąc na znarowionych i wcześniej źle traktowanych zwierzakach, nie bałam się dosiadając ogierów w obecności grzejących się klaczy, nie bałam się skakać przeszkód, które gdy miałam naście lat były niewiele niższe ode mnie, nie bałam się "ulubionej rudej", z której w lesie miałąm średnią 6 upadków na godzinę (wymyk jakiś robiła, czy jak?), nie bałam się...
Aż przyszedł dzień, w którym połamałam się dokumentnie i to nie z winy konia - po prostu tak musiało być... szpital, operacje, rechabilitacja i ból...
Dziś nie boję się wsiadać, nie boję spadać (od wypadku kilka razy mi się zdarzyło) boję się bólu którego doświadczyłam po wypadku... Boję się dziwnych zachowań mojej nieleśnej :-(
Wiem, że strach nie jest dobrym kompanem, ale jak już pisałam - pomimo tego, ze bardzo się staram - to silniejsze ode mnie :-(
Gdybym jednak wogóle nie potrafiła z nim walczyć - zapewne nie siedziałabym na koniu w gipsie ;-) nie miałabym swojej stajni i koni... kupiłabym szachy - taniej, bezpieczniej, ale czy przyjemniej? ;-)
Magdo latania samolotem też się boję, ale na szczęście już nie muszę!
Auta też się boję..i w ogóle nie wiem co sie stało...ale może powinnam się cieszyć. Bo to już pierwsze oznaki mojego upragnionego zdziczenia haha.
Gaga ależ mi zapachniały ciasteczka znowu...pewnie, ze będą! I tort kawowo-orzechowy, rolada z wafli, serniczek na zimno..itp.
Gorzej z szachami...to jednak gra dla inteligentnych....
Ale już np. warcaby mogą być....!
Za to ja bez koni nie dam też rady....pojedziemy razem w teren, nad zaczarowany staw...może to miejsce nas 'odczyni" ze strachów. Poza tym na mojej kobyle z tego co piszesz /o swojej/jednak jest bezpieczniej...ona dość powolnie wszystko robi.
Najgorsze są te zatrzymanki..jedzie wielkie auto, a ta się wryje kopytami w ziemię i nic. Na środku drogi!
DuchowaPrzygoda Poza tym na mojej kobyle z tego co piszesz /o swojej/jednak jest bezpieczniej...ona dość powolnie wszystko robi.Fakt, wolałabym zatrzymankę, niż niekontrolowaną kapriolę (nie curbettę jak wczesniej pisałam :oops: ) :-( znaczy to:
Najgorsze są te zatrzymanki..jedzie wielkie auto, a ta się wryje kopytami w ziemię i nic. Na środku drogi!
DuchowaPrzygoda Poza tym na mojej kobyle z tego co piszesz /o swojej/jednak jest bezpieczniej...ona dość powolnie wszystko robi.Fakt, wolałabym zatrzymankę, niż niekontrolowaną kapriolę (nie curbettę jak wczesniej pisałam :oops: ) :-( znaczy to:
Najgorsze są te zatrzymanki..jedzie wielkie auto, a ta się wryje kopytami w ziemię i nic. Na środku drogi!
Gaga .. Boję się dziwnych zachowań mojej nieleśnej :-(
Wiem, że strach nie jest dobrym kompanem, ale jak już pisałam - pomimo tego, ze bardzo się staram - to silniejsze ode mnie :-(
Gaga .. Boję się dziwnych zachowań mojej nieleśnej :-(
Wiem, że strach nie jest dobrym kompanem, ale jak już pisałam - pomimo tego, ze bardzo się staram - to silniejsze ode mnie :-(
Klacz nie spada w to samo miejsce, najpierw się wspina, potem skacze strzelając z zadu, chowa łeb między nogi i ląduje kilka m dalej :-( Nie tylko pode mną - wszak boję się, mogę być "przyczyną" zachowania. Pod trenerami i jeźdźcami różnej maści również i bez przyczyny. Pisałam o tym w pytaniach do W.M. I uwierz co innego "strzelanie z krzyża", czyli baranek z wybiciem z 4 nóg, a co innego bryki Karej :-(... Tak sobie myślę, że gdyby chciała mnie zrzucić, to by to zrobiła, a ona nie tyle zrzuca, co straszy... Raz jeden brykała do skutku, tak seria kończy się na 2 - 3cim bryku. Jak stracę równowagę często czeka aż ją odzyskam... hock: nie rozumiem swojego konia :oops:
Płoszenie to jedno - to mogę "przeżyć". Wspinanie, stopy, odskakiwanie, ostre zwroty wynikające ze stosunkowo jasnych przyczyn są dla mnie "do przyjęcia" - z resztą logicznym jest, że jak często jeżdżę do lasu - takie zachowania stają się wręcz incydentalne. Niestety dziwne kapriole "bo tak" konkretnych przyczyn nie mają - szukałam ja , szukali inni i nic :-( czy na kiełznie od oliwki do pelhamu, czy na kantarze czy do domu, czy w las, czy same, czy w towarzystwie, czy w stępie, czy w galopie, czy na kontakcie, czy na rzuconej wodzy... "bo tak" :-(
Nicto - pogodziłam się z nieleśnością klaczy, jak napisał Trener - takiego konia też można kochać :-) Poza tym ostatnio było trochę lepiej - do czasu oczywiście, bo sezon motorowy w pełni a - jak pisałam "podrasowane" motory crossowe wypadające z krzaków w pełnym pędzie... na pieszo się boję - a co konia ma na to powiedzieć? Nie wiem nawet gdzie to zgłosić :-( motory nie mają rejestracji, kierowcy w kaskach, zidentyfikować sie nie da :-( wrr
Ja i konia to jedno, a dzieci spacerujace z rodzicami po lesie, a starsi ludzie? te motory to koszmar po prostu :-(
Ja też mam swoje demony. O wiele silniejsze niż kiedyś. To są dzieci mojej wyobraźni, któa szepcze, co może groźnego się stać, gdy...Cejlon w tej chwili jest w drugiej swojej stajni. W pierwszej byliśmy pierwsze 3 lata. Wtedy koń był bardzo spokojny, wręcz osowiały. Nie miał głupich pomysłów a i ja nie miałam pomysłów, by np. samej jechać w teren. Nie bałam się wtedy swojego konia. Zmiana stajni odbiła się bardzo na jego zachowaniu. Po pierwsze w końcu dostał jeść tak, jak powinien. Już nie dałam sobie wmawiać, że on jest chudy, bo to taka rasa (pfffff). Po drugie stał się jedyny facetem w stadzie i dostał pod opiekę kilka laseczek. Nagle mój koń z dnia na dzień stał się niezwykle energiczny, wybuchowy i stadny. Szkoda tylko, że ja byłam z tego stada wyłączona. Mój wolny czas i koleżanki jakoś się nie pokrywał i byłam skazana na samodzielną jazdę. To była koszmarne dni. Wiecznie wyciągnięte ręce, brykania, przykurcz wszystkich mięśni ze strachu. Nie wiedziałam wtedy jak sobie poradzić i nie miałam kogo zapytać. Cejlon pokazał mi na co go stać, a potrafi robić niezwykle oryginalne bryki. Katapulta przy nim to mało. Potem jeździłam z koleżanką i już było fajnie. Wyjeżdżałyśmy nawet w tereny itd. W końcu stałam się za pewna i po miesiacu przerwy ot tak wyjechałyśmy na spacer. Koń był spokojny, ale jak zobaczył na rżysku przestrzeń to dał z siebie wszystko, a ja wylądowałam na ziemi. Wsiadłam i na anstępnej górce znowu zopstałam ze strzemieniem w ręku a koń pobiegł radośnie do stajni. Po tym wydarzeniu było już tylko gorzej. Duzo nerw i elektryczności. Potem na dodatek Cejlon miał przymusowu orlop przez całą zimę. Na wiosne zaczęła się zabawa. Wsiadałam an swojego ukochanego konia i miałam wrażenie, że wsiadam na bąbę zegarową. Pierwsze jazdy tylko przy stajni i góra 10 minut zanim się wnerwił. Zapinałam wypinacze, bo wydawało mi się wtedy, że jestem bezpieczniejsza (a guzik prawda). Bardzo powoli pokonywałam co raz więcej placu, co raz dalej od drzwi stajni. Ale uwierzcie mi, że ja walczyłam z całych sił ze swoim strachem, bo wiedziałam, że każdy jeden jego potężny bryk jest dla mnie prawie nie do wysiedzenia. Trzęsłam się cała,a to jego nakręcało.
W końcu znalazłam w necie parelioze i swteirdziłam, ze dość mam tego siłowania. Wracałam do domu zaryczana widząc co funduje swojemu koniowi i już (gdyby nie odnalezienie Pata) chciałam zrezygnować z jazdy na nim zupełnie.
Dziś jest zupełnie inaczej choć nadal daleko mi to tego, co chciałabym osiągnąć, ale już mam cierpliwość, bo ciesze się z małych sukcesów myśląc jak mój koń :-)
Myśliwi na razie obiecują odstrzelić dziki, bo mi dzikie świnie pastwiska kompletnie demolują :-( i na obietnicach się kończy niestety
a ja już ostrzał motocyklistów na ten kwartał wyczerpałam ;-)
Ja tez mam motocyklistów krosowych. Warczące to stworzenia, jak nie wiem co. Jak mi jeszcze raz jeden z drugim specjalnie zawarczy przy koniu to przejdę sie chyba do ich klubu i zrobię pożądek uhm :twisted: