Kiedy koń się "buntuje"...
Kiedy koń się "buntuje"...
Jędrek z lasu ja myślę że czasem w takich momentach konie znają krótszą drogę do domu i raczej traktował bym to w kategorii buntu. I nie koniecznie moze stanac na krzyżówce, czasem wystarczy jakiś prześwit w lesie, czy dróżka na polu i konik już kombinuje jakby tu wracać.
Jędrek z lasu ja myślę że czasem w takich momentach konie znają krótszą drogę do domu i raczej traktował bym to w kategorii buntu. I nie koniecznie moze stanac na krzyżówce, czasem wystarczy jakiś prześwit w lesie, czy dróżka na polu i konik już kombinuje jakby tu wracać.
Przemyślałam dzisiaj w czasie jazdy słowo bunt, przy okazji prostestu przejscia koło latającej folii(takiej duuużej) - rzeczywiście słowo jest nieodpowiednie, bo "zwlaczenie buntu" u konia nie może sie odbyć siłą.
Koń sie nei buntuje tylko mamy problem. Człowiek natrafia na przeszkodę w pracy z koniem i musi jakoś sobie z nią poradzić.
Pewnie się powtórzę z Waszymi wypowiedziami, ale również chciałabym się z Wami podzielić pewnymi spostrzeżeniami...
Od pewnego czasu przestałam patrzeć na słowo "bunt" jako widziany ludzkimi oczyma. Staram się natomiast każdą odmowę ze strony konia analizować i pomyśleć dlaczego koń odmawia i czy ja jestem w stosunku do konia fer...
Niemal we wszystkich przypadkach odmowy wykonania czegoś ze strony Wisełki zauważyłam czynnik który ma wpływ na takie czy inne zachowanie konia, ale nie wynikajacy zupełnie ze złośliwości konia. Kiedy były sytuacje, że kobyłka się czegoś obawiała i nie chciała iść to w początkach jej szkolenia, kiedy jeszcze jej pewność nie była tak wysoka po prostu zsiadałam i prowadziłam z ziemi lub stosowałam zasade przybliżania i oddalania do pełnego rozluźnienia. Nieco później wystarczyło spokojne przeczekanie i zrobienie dokladnie czegoś przeciwnego ludzkiej logice - rozluźnienia dosiadu, wydłużenia wodzy i odstawienia łydek tak by dodatkowo nie przerażać koni i nie zaciskać na jego ciele "pazurów drapieżnika".
Wisełka jest naprawdę niesamowicie subtelną i ogromnie wrażliwą klaczką i po prostu nie akceptuje negatywnych ludzkich emocji i siłowych rozwiązań. Pamiętam, że kiedyś nie chciała skręcić w daną drogę i już samo lekkie napięcie wodzy powodowało, że mówiła "nie", więc zaczęłam się zastanawiać jak ją przekonać? Zrobiłam tak: jedną ręką pokazałam kierunek zmiany z luźną liną a drugą delikatnie dotknęłam jej szyi (faza 1-2 jeża) dodając ciepłe głaski - klacz ruszyła dumna i doceniona
Pokazę Wam przykład tego co robie gdy moja konina sie "buntuje" przed wedzidłem- od kiedy ją znam nie przepada za tym wynalazkiem ale ponieważ parę dni temu "rozwaliło się" hakamore to chwilowo jesteśmy skazane na "żelastwo". Nie zawsze mogę pozwolic sobie na jazde na kantarku czy samym sznurku (zwłaszcza gdy Grecja ma "zły dzień" a w namiocie jeździ kilka osób)
Wczoraj rozprężałyśmy sie tak:
- przepraszam za jakość....;/
Potem pracowałyśmy juz bardziej tradycyjnie i mimo,że kobyla może zachwycona nie była, to jednak po wstępie na sznurku zgodziła się współpracować:
Jak znam moją kochaną zlośnice i pamietam siebie sprzed paru lat, to bez takiego małego "ustepstwa" przy rozprężaniu nie byłoby szansy na jakąkolwiek prace, o współpracy nie wspomnę- byłaby szarpanina, wściekłość ( z obu stron), cofanie się, stawanie deba itp ze strony konia. Takich reakcji nauczyła sie dawno temu gdy ktos próbował ją" złamać"....a tak? ideału nie było- przyznaję! Ale coś udało się osiągnąć. (A dziś odreagowywalyśmy w terenie )
mnie się tam wydaje, że konie się nie buntują. One czasami po prostu się denerwują, bo np. wymagamy od nich zbyt wiele, bądź zbyt trudnego na dany poziom, a może daną chwile. Czy któremu kolwiek z Was kiedy koń rzekomo się "buntuje" nie zdarzyło się przeciwstawić mu i jednak osiągnąć to czego chce? Lecz może dłuższą, cierpliwszą i po prostu inną drogą? To, że koń staje się w pewym momencie nieposłuszny, "buntuje się" pokazuje, że nie zawsze potrafimy dostrzec najmniejsze szczeguły które koń nam pokazuje. Tylko naprawde "wstrętne" (wypadałoby powiedzieć narowiste) konie zachowują się tak bez większych przyczyn, ale w 99% jest to jednak spowodowane być może dawnym urazem, złym traktowaniem, złym samopoczuciem bądź nietakim dniem. Większość koni zwykle przy nowych ,dość trudnych ćwiczeniach w pewnym momencie zaczyna się "buntować" wydaje mi się, że jest to spowodowane nierozumieniem przez konia sygnałów które mu wysyłamy i myśli "o co Ci właściwie chodzi, hee?" Osiągamy zwykle cel idąc do niego inną drogą,może bardziej rozumianą przez naszego konia. Dlatego wydaje mi się, że "buntowanie" nie jest samym w sobie "buntowaniem" ale po prostu nierozumieniem nas i naszych pomocy. Lepiej zamiast się denerwować, spinać itp itd w takiej sytuacji próbować osiągnąć cel cierpliwie i w inny sposób.
Ja np. próbuje z Elusiem chodów bocznych. Straaasznie się przy tym denewuje nagle rusza galopem, spina się itd. Do pewnego momentu też się denerwowałam w takiej sytuacji, ale zaczęłam myśleć "muszę robić coś nie tak, rzecz nie tkwi w tym, że jemu się to nie podoba, ale że ja mu daje złe pomoce" zaczęłam w inny sposób. Troszkę z ziemi, na początku też się denerwował ale po kilku razach się uspokoił, teraz z siodła idzie łatwiej
A może po prostu mi się wydaje.. :roll:
myślę podobnie..
opowiem wam sytuacje buntu która miała miejsce pare dni temu. moje konie miały wolne, wiec przyjechałam po to by ściągnąc je z padoku i dać witaminy. Poszłam więc na padok i ku mojemu zdziwieniu górna taśma była zawiązana na supeł. za nic nie dało się go rozwiązać. Ja miałam gorszy dzień wiec na ręke mi było że miałam tylko wyczyscic konia i nie wsiadac, byłam troche poddenerwowana, a od konia oczekiwałam by przeszedł pod górną taśmą(bo przecież robił to wiele razy) a on jak na złość nie chciał i cofał się i wogóle nie robił o co go prosiłam. ja straciłam juz cierpliwość on szarpnął się na uwiązie pare razy i to dało mi do myślenia..bo ja nigdy nie szarpie go za głowe a tu hmm przywołało mnie to do pionu) i jednej chwili zaczełam od nowa analizowac o co chodzi. zwinełam dolną taśmę i kon od razu przeszedł. dla mnie nieistotna dla niego stanowiła problem. przez pare dni musiałam przepraszac go i udowadniac ze to był mój błąd.
rzadko mi sie zdarza stracic cierpliwosc ale takie sytuacje przypominają że nadal musze cwiczyc siebie...