Kiedy koń się "buntuje"...
Kiedy koń się "buntuje"...
Oj Duchowa Duchowa! znowu zaczęłaś od myślenia "po ludzku"!
W kontakcie z koniem zupełna eliminacja złych emocji jest koniecznośćią!
Inaczej wracamy do "bycia drapieżnikiem" i mamy pozamiatane!
Piszesz: " na wierzchu uśmiech , a w srodku bat " a to jest po prostu fałsz i oszustwo !!! a konie to świetnie potrafią rozszyfrować i znów mamy pozamiatane. A nie dałoby się tak : "na wierzchu uśmiech i w środku uśmiech!!!"
Ale na końcu Duchowa doszła do ze wszech miar słusznego wniosku!
Aż muszę :wink: opowiedzieć ostatnie swoje doświadczenia.
Wspominałam gdzieś, że dałam Kubę innej osobie do jazdy.
Wygladało to okropnie, bo Kuba bez przerwy zamatał ogonem i szedł jak na ścięcie .
Aż usłyszałam pytanie- czy on jest tak leniwy?
Nie jest leniwy .
Jego zachowanie było protestem przeciw takiemu traktowaniu , czyli kopaniu, żeby wymusić ruch , zbyt mocnemu kontaktowi i braku pracy dosiadem człowieka.
Nie rozumiał czego człowiek chce , za co otrzymywał karę, czyli wbijanie pięt w bok.
Brak chęci do pracy nie wynikał z buntu , tylko z obrony.
I drugi przykład- tym razem moja jazda na kucu
Fakt, że od dawna na nim nie jeździłam.
On tylko chciał iśc w teren , a ja po ujeżdżalni .
Jestem cięższa od mojej córki, która na nim jeździ, więc i moje pomoce pewnie silniejsze.
W każdym razie zaczął strzelac baranki.
Insynktownie przysiadłam mocniej, ale za mocno napięłam przy tym pośladki.
Weksel wystrzelił jak z rakiety z jednoczesnym zwrotem.
Siodło zsunęło się na prawy bok ( niestety ciągle tył przekręca się ),
zawisłam na boku bezskutecznie walcząc z grawitacją, aż poddałam się i odpadłam .
Znajomy stwierdził, że nigdy nie widział tak szybkiego , małego konia i że to świr.
Ale nie prawda, że jest "szalony".
To moje działanie wywołało takie, a nie inne skutki.
Przeanalizowałam to dokładnie.
Zbyt mocne pomoce- baranki.
Do galopu wypchnęłam go sama .
Siodło jest niedobre na kuca ,ze względu na jego budowę "ogórka"i dlatego przekręciło się mocno na bok.
Wszystkie przewinienia popełnił człowiek
Co do niewolnika - jak byłam mała to marzyłam o tym by mieć niewolników - dzieci to mają pomysły... :roll:
Ja myślę, że mój koń sie buntuje przeciwko wkładaniu mu siodła na grzbiet, albo przeciwko zabiegom weterynaryjnym. Bunt to dla mnie - ucieczka lub odmowa wykonania polecenia(prośby właściwie powinno być) z powodu - strachu, niechęci, bólu, niezrozumienia polecenia, złego samopoczucia, przykrego doświadczenia. Jak się człowiek buntuje przeciwko czemuś, to też z różnych powodów, ale u konia są one trochę inne(koń nie wyznaje zadnych wartości, nie ma żadnych idei itp). Bunt wypływa z niekonsekwencji człowieka, użycia siły, które zniecheca konia lub niedokładnego określenia wymagania a także z powodu braku zaufania.
Branka też często ma zastoje w terenie i nie chce do czegoś pojdejść - zawsze wtedy zsiadam i ona idzie za mną(nie ma szans, żeby wtedy szła koło mnie, ja muszę iść przodem i jej pokazać że to nic strasznego). Na tej zasadzie wchodzi też do przyczepy - koło mnie by nie weszła, ja muszę być już w środku i powiedzieć :'chodź" wtedy ona grzecznie wchodzi - nigdy nie kombinuje.
Jędrek z lasu Koń czuje pewny lęk przed nieznanym i nie bardzo chce mu się iść dalej. Myślę że w takich przypadkach nie można odpuszczać i trzeba konia przekonać by szedł dalej do przodu - łydka jest jak najbardziej ok. jesli koń ma wątpliwościAbsolutnie się z tym nie zgadzam. Jeśli koń sie czegoś boi, popychanie go w tym kierunku prowadzi do utraty zaufanie. On nam mówi „Boję się, widzę tu niebezpieczeństwo, a ty mnie zmuszasz, żebym tam szedł”. Nie możemy przykładać własnej miarki do oceny zagrożenia, bo my widzimy to inaczej niż koń (pomijając już nasze ograniczenia fizyczne, możemy nic nie widzieć, a koń coś dostrzegł, bo ma lepszy wzrok i słuch). Z sytuacjami groźnymi trzeba koniowi pozwalać oswajać się stopniowo, znaleźć granicę akceptacji stracha i powoli ją przesuwać. Jeśli wystarczy mu, że się zatrzyma, to niech stoi; jeśli chce się wycofać, to niech się wycofa, aż znajdzie się w miejscu, gdzie czuje się bezpiecznie. Gdzieś jest jego próg, a naszym zadaniem jest pomóc mu ten próg przesunąć. Jeśli będziemy go fizycznie popychać, nie sprawimy, że przestanie się bać, natomiast przestanie nam ufać. Bo jak można ufać komuś, kto nas wpycha w paszczę niebiezpieczeństwa?
Jędrek z lasu Koń czuje pewny lęk przed nieznanym i nie bardzo chce mu się iść dalej. Myślę że w takich przypadkach nie można odpuszczać i trzeba konia przekonać by szedł dalej do przodu - łydka jest jak najbardziej ok. jesli koń ma wątpliwościAbsolutnie się z tym nie zgadzam. Jeśli koń sie czegoś boi, popychanie go w tym kierunku prowadzi do utraty zaufanie. On nam mówi „Boję się, widzę tu niebezpieczeństwo, a ty mnie zmuszasz, żebym tam szedł”. Nie możemy przykładać własnej miarki do oceny zagrożenia, bo my widzimy to inaczej niż koń (pomijając już nasze ograniczenia fizyczne, możemy nic nie widzieć, a koń coś dostrzegł, bo ma lepszy wzrok i słuch). Z sytuacjami groźnymi trzeba koniowi pozwalać oswajać się stopniowo, znaleźć granicę akceptacji stracha i powoli ją przesuwać. Jeśli wystarczy mu, że się zatrzyma, to niech stoi; jeśli chce się wycofać, to niech się wycofa, aż znajdzie się w miejscu, gdzie czuje się bezpiecznie. Gdzieś jest jego próg, a naszym zadaniem jest pomóc mu ten próg przesunąć. Jeśli będziemy go fizycznie popychać, nie sprawimy, że przestanie się bać, natomiast przestanie nam ufać. Bo jak można ufać komuś, kto nas wpycha w paszczę niebiezpieczeństwa?
Trusia ! Jak tak dalej bedziesz pisała to ja się zajmę inną robotą i już nie bedę musiał się wtrącać.
Branka ! a może by tak nie używać słowa b u n t , tylko zamiast tego precyzować zachowanie . Już pisałem wczesniej ,że słowo b u n t , prowokuje do "zwalczania" go , a nie wszystkie zachowania opisywane tym słowem potrzebują reakcji "zwalczania". Wiekszość zdecydowanie nie. Więc lepiej nie upraszczać sprawy i nie nazywać wszystkiego b u n t e m , by nie prowokować tym złych rozwiązań.
DuchowaPrzygoda Zastanawiam się też nad emocjami...jeżeli konie odczuwają nasze emocje to przecież odczują nawet te, które gdzieś głęboko skrywamy. A chyba nie jest możliwe zupełnie wyzbyć sie np. złości.Jeśli je wyeliminujemy, to już nie mamy co skrywać, bo ich nie ma. Wierzę, że można taki stan osiagnąć. Natomiast nie wierzę, że można je tak ukryć, że będziemy zachowywać się, jakbyśmy je wyeliminowali. Skoro od od konia oczekuję „zebrania emocjonalnego”, to to samo jestem winna koniowi. Nie chcę, żeby koń się płoszył, ale w zamian za to powinnam mu coś dać, np. że nie będe się na niego złościć. Na tym polega partnerstwo: coś dajemy, coś otrzymujemy. Dajemy z własnej woli i nasz partner też daje z własnej woli, a nie pod fizycznym czy psychicznym przymusem.
Tylko czy zupełna eliminacja negatywnych emocji w kontakcie z koniem nie jest jednak jakimś wynaturzeniem, zafałszowaniem? Czy koń nie odbiera jednak nas wtedy jako kłamców: na zewnątrz uśmiech a w środku bat!
DuchowaPrzygoda Zastanawiam się też nad emocjami...jeżeli konie odczuwają nasze emocje to przecież odczują nawet te, które gdzieś głęboko skrywamy. A chyba nie jest możliwe zupełnie wyzbyć sie np. złości.Jeśli je wyeliminujemy, to już nie mamy co skrywać, bo ich nie ma. Wierzę, że można taki stan osiagnąć. Natomiast nie wierzę, że można je tak ukryć, że będziemy zachowywać się, jakbyśmy je wyeliminowali. Skoro od od konia oczekuję „zebrania emocjonalnego”, to to samo jestem winna koniowi. Nie chcę, żeby koń się płoszył, ale w zamian za to powinnam mu coś dać, np. że nie będe się na niego złościć. Na tym polega partnerstwo: coś dajemy, coś otrzymujemy. Dajemy z własnej woli i nasz partner też daje z własnej woli, a nie pod fizycznym czy psychicznym przymusem.
Tylko czy zupełna eliminacja negatywnych emocji w kontakcie z koniem nie jest jednak jakimś wynaturzeniem, zafałszowaniem? Czy koń nie odbiera jednak nas wtedy jako kłamców: na zewnątrz uśmiech a w środku bat!
Wojciech Mickunas Druga sprawa : z tym niechetnym cofaniem w sytuacji gdy był już po lekcji i byliście w drodze do boksu. Moje pytanie w związku z tym: Czy chcesz mieć w koniu niewolnika ? , czy chcesz mieć raczej przyjaciela , partnera?.Oczywiście, że chcę mieć partnera, właśnie dlatego szukam swojej drogi porozumienia z końmi bez użycia przemocy Mój pies zna mnóstwo sztuczek, jeździ ze mną na szkolenia, zawody posłuszeństwa czy agility, i wszystkie polecenia wykonuje z wielką radością i chęcią- on CHCE to robić. A jeżeli nie, to dla mnie jasny sygnał: acha, czegoś nie dopracowałyśmy, albo stawiam przed nim zbyt duże wymagania- i jest okej. Tylko dlaczego nie do końca potrafię to przełożyć na relacje z koniem? Może dlatego, że w kwestii psiego szkolenia jestem w pewnym sensie autorytetem, a koni nadal się uczę... Ale z drugiej strony nie chcę być dziewoją opisywaną przez Krzysztofa Czarnotę w najnowszym "Końskim targu"- czyli "naturalna" dziewczyna z koniem na sznurku, który nią pomiata :roll: Jak powiedział Pat Parelli- istnieje cieńka granica między asertywnością, a agresją. Ja jej cały czas szukam. Niestety, póki co zazwyczaj jest tak, że dopiero po zachowaniu konia widzę: acha, babo, przekroczyłaś granicę i byłaś agresywna :? I teraz trzeba całą sytuację odkręcać, żebyśmy znowu z kobyłą były koleżanki-szklanki :wink:
Wojciech Mickunas Druga sprawa : z tym niechetnym cofaniem w sytuacji gdy był już po lekcji i byliście w drodze do boksu. Moje pytanie w związku z tym: Czy chcesz mieć w koniu niewolnika ? , czy chcesz mieć raczej przyjaciela , partnera?.Oczywiście, że chcę mieć partnera, właśnie dlatego szukam swojej drogi porozumienia z końmi bez użycia przemocy Mój pies zna mnóstwo sztuczek, jeździ ze mną na szkolenia, zawody posłuszeństwa czy agility, i wszystkie polecenia wykonuje z wielką radością i chęcią- on CHCE to robić. A jeżeli nie, to dla mnie jasny sygnał: acha, czegoś nie dopracowałyśmy, albo stawiam przed nim zbyt duże wymagania- i jest okej. Tylko dlaczego nie do końca potrafię to przełożyć na relacje z koniem? Może dlatego, że w kwestii psiego szkolenia jestem w pewnym sensie autorytetem, a koni nadal się uczę... Ale z drugiej strony nie chcę być dziewoją opisywaną przez Krzysztofa Czarnotę w najnowszym "Końskim targu"- czyli "naturalna" dziewczyna z koniem na sznurku, który nią pomiata :roll: Jak powiedział Pat Parelli- istnieje cieńka granica między asertywnością, a agresją. Ja jej cały czas szukam. Niestety, póki co zazwyczaj jest tak, że dopiero po zachowaniu konia widzę: acha, babo, przekroczyłaś granicę i byłaś agresywna :? I teraz trzeba całą sytuację odkręcać, żebyśmy znowu z kobyłą były koleżanki-szklanki :wink:
trusia miałam na myśli eliminowanie negatywnych emocji w kontakcie z koniem w tym sensie, ze nie ma ich na wierzchu. Ktoś z zewnątrz może widzieć na naszych twarzach uśmiech, ale koń bat!
Myślę, ze nasza podświadomość jest tak głęboka, ze można wiele tam ukryć i samemu nawet nie zdawać sobie sprawy , ze coś tam sobie rośnie....Małe dziecko i koń mogą to jednak odczuwać.
Ja dziś tak o czekoladzie bo do sklepu 15 km a nic w domu nie mam...chlip.
TrusiaPrzepraszam, że ja tak ciągle o psach, ale tak jakoś ciągle mi one podchodzą na myśl :wink: Otóż kiedyś, jeszcze za czasów mojej fascynacji teorią dominacji, bardzo często byłam zła na psa (bo np. nie usiadł, a przecież to już umie!) i wogóle tego nie potrafiłam ukryć. Natomiast po przejściu na inną "filozofię" (bo dla mnie moje obecne podejście do szkolenia jest swego rodzaju filozofią, jako że zmieniło mnie w dużym stopniu) szkoleniową, złość została wyeliminowana. Choć nie do końca, bo nadal w złym dniu zdarza mi się tak, że pies swoim zachowaniem, albo pozornym nieposłuszeństwem mnie po prostu zdenerwuje. I wtedy w momencie, gdy ze złości mam ochotę komuś przywalić (psu najczęściej, bo jest pod ręką), po prostu kończę to, co robię, odchodzę. Zostawiam sytuację w tym konfliktowym punkcie, idę "po rozum do głowy"i wracam do problemu za dzień, dwa, tydzień czasami. I zazwyczaj się okazuje, że problemu nie ma, że to mój zły humor stwarzał problemy.DuchowaPrzygoda Zastanawiam się też nad emocjami...jeżeli konie odczuwają nasze emocje to przecież odczują nawet te, które gdzieś głęboko skrywamy. A chyba nie jest możliwe zupełnie wyzbyć sie np. złości.Jeśli je wyeliminujemy, to już nie mamy co skrywać, bo ich nie ma. Wierzę, że można taki stan osiagnąć.
Tylko czy zupełna eliminacja negatywnych emocji w kontakcie z koniem nie jest jednak jakimś wynaturzeniem, zafałszowaniem? Czy koń nie odbiera jednak nas wtedy jako kłamców: na zewnątrz uśmiech a w środku bat!
TrusiaPrzepraszam, że ja tak ciągle o psach, ale tak jakoś ciągle mi one podchodzą na myśl :wink: Otóż kiedyś, jeszcze za czasów mojej fascynacji teorią dominacji, bardzo często byłam zła na psa (bo np. nie usiadł, a przecież to już umie!) i wogóle tego nie potrafiłam ukryć. Natomiast po przejściu na inną "filozofię" (bo dla mnie moje obecne podejście do szkolenia jest swego rodzaju filozofią, jako że zmieniło mnie w dużym stopniu) szkoleniową, złość została wyeliminowana. Choć nie do końca, bo nadal w złym dniu zdarza mi się tak, że pies swoim zachowaniem, albo pozornym nieposłuszeństwem mnie po prostu zdenerwuje. I wtedy w momencie, gdy ze złości mam ochotę komuś przywalić (psu najczęściej, bo jest pod ręką), po prostu kończę to, co robię, odchodzę. Zostawiam sytuację w tym konfliktowym punkcie, idę "po rozum do głowy"i wracam do problemu za dzień, dwa, tydzień czasami. I zazwyczaj się okazuje, że problemu nie ma, że to mój zły humor stwarzał problemy.DuchowaPrzygoda Zastanawiam się też nad emocjami...jeżeli konie odczuwają nasze emocje to przecież odczują nawet te, które gdzieś głęboko skrywamy. A chyba nie jest możliwe zupełnie wyzbyć sie np. złości.Jeśli je wyeliminujemy, to już nie mamy co skrywać, bo ich nie ma. Wierzę, że można taki stan osiagnąć.
Tylko czy zupełna eliminacja negatywnych emocji w kontakcie z koniem nie jest jednak jakimś wynaturzeniem, zafałszowaniem? Czy koń nie odbiera jednak nas wtedy jako kłamców: na zewnątrz uśmiech a w środku bat!
Teo też należy do pointerów końskiego świata. Jeśli coś go zaintryguje, zaniepokoi, zdziwi, to staje jak pomnik - i patrzy. Jeszcze tylko brakuje, żeby zaczął przednią nogę unosić przy tym ;-)
Ja się z tym godzę. Wiem, że to jedna z dróg do budowania pewności siebie - a pewność siebie, to nasze wspólne bezpieczeństwo. Cieszę się, jak Teo ogląda coraz to nowe rzeczy, zjawiska. Coś się dzieje? Super, jedziemy obejrzeć, kolejny pretekst do eksploracji świata. Quad? Ścinanie drzew? Koparka na środku ugoru? Wszystko jest ciekawe. Żadnego szklanego klosza i unikactwa.
Ale to też efekt pracy włożonej. Od samych podstaw. I z ziemi, i z siodła. Nie zwykłam przymuszać do podejścia do stracha, owszem, zachęta się zdarza - przyłożenie łydek, ale nie upieram się, jeśli koń jeszcze nie gotowy. Grunt, to żeby nos był w kierunku tego czegoś. I uwaga na to coś skierowana. A czy koń idzie do przodu, do tyłu, czy stoi, to już drugorzędna sprawa. Nie chcę dodawać presji. Im mniej nacisku, tym łatwiej koniowi przejść z trybu "boję się", do ciekawości. Konie s ą ciekawskie. Jak tylko przestają się obawiać... To jak z wrzuceniem piłki na łąkę - najpierw furczenie, niepokój, a potem stopniowo, stopniowo, budzi się w koniach ciekawość... A co to? A może podejść? A może nie? Krok w przód, krok w tył, poniuchanie, odskok - itd.
Często wystarczy chwilę poczekać. I oczywiście nie dolewać oliwy do ognia, nie spinać się, nie złościć, nie dać samemu zastraszyć. Tu zresztą też wychodzi reszta relacji końsko-ludzkiej. Na ile koń wierzy w osąd człowieka. Jak wierzy, to jest łatwiej.
U mnie bardzo pomaga pies (znowu te psy :roll: :wink: ): jak pies podejdzie do straaaszneeego kamienia, to klacz też :wink:
Kiedyś miałam w zwyczaju wymuszać na koniu przejście obok strasznej rzeczy- łydką, batem :oops: Teraz daję czas na oswojenie się ze straszydłem, po czym delikatnie łydkami wysyłam do przodu. W skrajnych przypadkach (najczęściej na koniach, które słabo znam) przeprowadzam w ręku. Ale zazwyczaj wystarczy trochę czasu, mnóstowo cierpliwości i łagodna stanowczość ("okej, rozumiem, że się boisz i dam Ci tyle czasu, ile potrzebujesz, ale kiedyś będziemy musieli przejść obok tego kamienia").
Ja ostatnio dodałam jeszcze "deptanie wroga" ;-) Jakieś podejrzane białe śmieci spotkaliśmy w trakcie pieszego spaceru, po zmierzchu. Koń się zawahał. To poszłam przodem i postawiłam nogę na strasznym śmieciu. Koń zna to ćwiczenie - "postaw nogę na tym co ja". Więc się przyłączył. Jakoś zapomniał się bać. Może - jak się bać czegoś, co się depcze?
Mi się to dawanie czasu sprawdza. I rozbudzanie ciekawości. Zresztą, jeśli nie mam narzędzi przymusu (bo na przykład brak na końskiej głowie ubranka), to po prostu trzeba się dogadać, wykorzystać zbudowane zaufanie, dobre schematy. I chyba też nie pchać się w sytuacje, które są za trudne w danym momencie. Żeby się nawzajem na sobie nie zawieść.
AleksandraAlicja U mnie bardzo pomaga pies- gdy zajmowałam sie swego czasu praca z młodymi końmi czy końmi które wcześniej nie pracowały pod siodłem albo wręcz znały czlowieka "z karmienia" i wpuszczania/ wypuszczania" ze stajni, bardzo pomocna była moja piesa. Gdy koń sie czegos bał, nie chciał gdzieś wejść, przejść obok czegoś itp to wysyłałam przodem psa ( który zawsze kręcił sie koło mnie od samego początku pracy więc konie traktowały go jak "kumpla"). Koń widząc,że mały pies bezpiecznie podchodzi do "straszydełka" także po chwili namysłu tam podchodził. W ten sposób udalo mi sie przekonac do spacerów - pod siodłem i w ręce- "w nieznane" pare koników, które wcześniej znały tylko swoja małą stajnie i ewentualnie jakis tam wybieg....
AleksandraAlicja U mnie bardzo pomaga pies- gdy zajmowałam sie swego czasu praca z młodymi końmi czy końmi które wcześniej nie pracowały pod siodłem albo wręcz znały czlowieka "z karmienia" i wpuszczania/ wypuszczania" ze stajni, bardzo pomocna była moja piesa. Gdy koń sie czegos bał, nie chciał gdzieś wejść, przejść obok czegoś itp to wysyłałam przodem psa ( który zawsze kręcił sie koło mnie od samego początku pracy więc konie traktowały go jak "kumpla"). Koń widząc,że mały pies bezpiecznie podchodzi do "straszydełka" także po chwili namysłu tam podchodził. W ten sposób udalo mi sie przekonac do spacerów - pod siodłem i w ręce- "w nieznane" pare koników, które wcześniej znały tylko swoja małą stajnie i ewentualnie jakis tam wybieg....
Ciekawe te Wasze doświadczenia z psami-pomocnikami! Nigdy się nie spotkałam z takim czymś. Ciekawe, jakie warunki wstępne są potrzebne? Czy zwierzęta muszą się znać? Lubić?
Jest na forum wątek o relacji pies-koń.
Może będziecie chciały w nim też coś napisać?
Może tę odnogę rozmowy z tego wątku tam przeniesiecie :-)