Kiedy koń się "buntuje"...
Kiedy koń się "buntuje"...
Moja konia często barankuje po dłuższym odpoczynku (teraz ponad miesiąc nie pracuje i jeszcze ok. miesiąc luzu przed nią)...
nie chce wówczas stać przy wsiadaniu - jak młody koń... Dodam, że zawsze przed powrotem do roboty mamy kilkanaście sesji lonżowych.
Fakt faktem, że 2 - 3 jazdy i problem znika zupełnie... A ja nie biorę tego za bunt, tylko przejaw końskiego poczucia humoru ;-) komu z Was koń nie strzelił wesołego baranka w luźnym galopie w terenie?
takie badanie ręczne tak...jekuuu aż mnie zmroziło jak wspomniałaś o kręgosłupie!
W ub. roku chciałam kupić bardzo fajnego konia/ kleił się do mnie, dlatego zwróciłam na niego uwagę/ale często odciążał nogi i potem okazało się, ze ma zwichnięty kręgosłup. Ale ten konik był zajeżdżany w wieku 2 lat przez ciężkiego faceta. I od razu poszedł do intensywnej rekreacji. Bidulek.
Na moja klacz jeździec wsiadł pierwszy raz w wieku 4,5 lat. Tzn. ja wsiadłam i jeździłam na początku, a ważę 53 kg. Mam ogromną nadzieję, ze to nie to.
Bo przecież wady i schorzenia kręgosłupa mają różne przyczyny.
A może jej trochę ciężej oddychać przez alergię....tylko dlaczego zaczęła zachowywać się tak pod innymi jeźdźcami...oni faktycznie nie ważyli mało!
jak juz wcześniej Gaga napisała przyczyn końskiego "buntu" może być wiele i to już nasza- jeźdźców czy po prostu osób spedzajacych czas w towarzystwie koni- w tym głowa żeby odkryć przyczyne buntu. Moim zdaniem najczestszą przyczyna takowego buntu jest....nasz brak umiejetnosci / świadomości że robimy cos nie tak.... Tak bardzo chcemy cos tam zrobić, osiagnąć SWÓJ cel,ze nie bierzemy nawet pod uwage tego,że cos robimy NIE TAK i albo koń nas nie rozumie, albo sprawiamy mu ból, albo jest zmeczony ( nie zapominajmy o zmeczeniu psychicznym i mozliwości/ nie dłuzszego skupienia sie na kolejnych zadaniach)....albo- co tez sie czasem zdarza- mamy doczynienia ze "starym wyjadaczem", którego przez lata ludzie nauczyli,że może przejmowac inicjatywe jeśli osobie, która próbuje cos mu "narzucić" tylko wydaje sie ze wie czego chce i jak to wykonac. Czasem jest tez tak,ze koń po prostu sprawdza na co może sobie pozwolić w stosunku do nowo poznanej osoby- ot, taka próba sił i ustalenia hierarchii w stadzie. Ten akurat przypadek dotyczył mojej koniny- ma dośc trudny charakterek, lubi miec swoje zdanie i wobec ludzi i wobec koni, a przez wiele lat była bita za próby pokazania swego niezadowolenia. potem trafiła do osób które owszem bardzo ja kochały ale nijak nie potrafiły sobie z nia poradzić a ona coraz bardziej rzadziła w tym stadzie. "wyrosła" na d"diabła wcielonego" który atakował człowieka gdy tylko ten pojawił sie w zasięgu kopyt i zębów. teraz jest milutka i grzeczniutka ale tylko dla osób które odpowiednio ja traktują- najchetniej dla dzieci Co jakis czas przypomina sie jej ,że może jednak powinna sprawdzić czy nie da się przejąć "pałęczki" Wystarczy skarcenie podniesionym głosem, klepnięcie (najskuteczniej działa na nia pokazanie końcówki uwiazu lub klepniecie nia po szyji), czasem wystarczy spojżenie i juz konik wie o co biega. Staje sie znowu milutki i grzeczniutki. To takie jej stare "nawyki" z dawnego zycia. Czasem sie "buntuje" i nie chce czegos zrobić bo po prostu pogoda jej nie odpowiada, bo jest zmeczona po dniu poprzednim, bo cos tam - każdy z nas ma złe dni- i ja to szanuje, nie stawiam jej wtedy trudnych zadań. po prostu "ruszam" ja czy to na spacer, czy na lonzy itp. Wiem,że nie warto robić nic na siłę iże kolejnego dnia ona mi to "odda"tryskając energia. Łatwo juz przy pierwszym kontakcie w stajni zauważyć że jest "nie w sosie" bo np zarzy dopiero jak podejde do boksu i stoi spokojnie podczas gdy normalnie drze sie na calego gdy tylko usłyszy mnie pod stajnia ( czasem wystarczy mój samochód) i potem kręci sie nerwowo po boksie dopóki nie wejde i sie nia nie zajme. Gdy cos ja boli - czasem wystarcza przyslowiowe wytarte 2 włoski na krzyż, czy ugryzienie owada na grzbiecie/nodze itp by - tez łatwo to zauważyć. Sa osoby których nie lubi i ich obecność na ujeżdżalni powoduje u niej tak duzy stres,ze jakakolwiek praca w skupieniu jest niemozliwa....odmawia wtedy wykonania nawet najprostszych rzeczy a jak juz to robi je w taki sposób że trudno niezauwaćyc niecheci.
Nauczyła mnie jednego- nigdy ni eodmawia współpracy bez przyczyny. ja tylko musze nauczyć sie tą przyczyne odnajdować. Musze też nauczyć sie odrózniać rózne rodzaje "buntu", wypracować mądry sposób postepowania w każdym przypadku a w zamian dostaje zaufanie konia, który w trudnych sytuacjach potrafi mi pomóc bo chce a nie dlatego że musi.
UPS!...znowu sie rozpisałam....
Cytat:Najczęstsze przyczyny końskiego "buntu" to (wg mnie):
1. Ból - czy to pokontuzyjny, czy zadany przez człowieka (ręka, dosiad, bat, ostroga, etc...)
2. Przemęczenie
3. Brak zrozumienia - konie nie są specjalnie odporne psychicznie i bywa, że "wybuchają", zwłaszcza nie rozumiejąc...
4. Brak nagrody - w tym w formie odpoczynkowego stępa swobodnego - nic tylko praca i praca...
5. Za wiele wymagań na raz - szczególnie w pracy z młodym, pojętnym koniem - niejednokrotnie człowiek dochodzi do wniosku, że skoro zwierz tak szybko się uczy, to można wyżej podnieść poprzeczkę wymagań... I tak z chętnie współpracującego konia można zrobić bestyję
Cytat:Najczęstsze przyczyny końskiego "buntu" to (wg mnie):
1. Ból - czy to pokontuzyjny, czy zadany przez człowieka (ręka, dosiad, bat, ostroga, etc...)
2. Przemęczenie
3. Brak zrozumienia - konie nie są specjalnie odporne psychicznie i bywa, że "wybuchają", zwłaszcza nie rozumiejąc...
4. Brak nagrody - w tym w formie odpoczynkowego stępa swobodnego - nic tylko praca i praca...
5. Za wiele wymagań na raz - szczególnie w pracy z młodym, pojętnym koniem - niejednokrotnie człowiek dochodzi do wniosku, że skoro zwierz tak szybko się uczy, to można wyżej podnieść poprzeczkę wymagań... I tak z chętnie współpracującego konia można zrobić bestyję
Cytat:Czasem jest tez tak,ze koń po prostu sprawdza na co może sobie pozwolić w stosunku do nowo poznanej osoby- ot, taka próba sił i ustalenia hierarchii w stadzie.- właśnie o tym m.in. mówie koń raz czy drugi sprawdzi na co może sobie pozwolić i jak sie przekona,że to on ma "rację" jest pozamiatane..... Niedawno trafił do naszej stajni kolejny koń z serii" nie da sie nic z nim zrobić" , " jest wredny", "jest uparty" itp.... Koń do młodych nie należy- 15 lat, doświadczenie ma duże i to z niebylejakimi jeźdźcami ( ponoć dawniej w Niemczech chodził konkursy 140- 150 więc to juz nie jest LL-ka i początkujący jeździec). W Polsce trafił do dziewczynki która może i chce jeździć ale jeszce nie bardzo potrafi a do tego (chyba ) boi sie... No i koń bardzo szybko sie nauczył że wystarczy troszke postraszyć a to bryknąć, a to stanąć deba, a to uskoczyć, gwałtownie sie zatrzymać czy czasem po prostu groźnie porzucac głowa a dziewczynka która ma na grzbiecie nie będzie jużnic od niego chciała.... U nas tez próbował straszyć ale szybko odkrywał,ze nie sieje już takiego postrachu jak wcześniej no i z jazdy na jazde robi sie coraz bardziej sympatyczny i chetny do współpracy. takich koni chyba wszyscy spotykamy dużo...i ja sie im wcale nie dziwię,że jak nie musza to nie pracują- nie zdarza się Wam taka sytuacja gdy skoro nie musicie to sie obijacie ? Wiem, porównywanie zachowań konia i człowieks to troche podejscie "na wyrost" ale coś w tym chyb ajest...
Cytat:Czasem jest tez tak,ze koń po prostu sprawdza na co może sobie pozwolić w stosunku do nowo poznanej osoby- ot, taka próba sił i ustalenia hierarchii w stadzie.- właśnie o tym m.in. mówie koń raz czy drugi sprawdzi na co może sobie pozwolić i jak sie przekona,że to on ma "rację" jest pozamiatane..... Niedawno trafił do naszej stajni kolejny koń z serii" nie da sie nic z nim zrobić" , " jest wredny", "jest uparty" itp.... Koń do młodych nie należy- 15 lat, doświadczenie ma duże i to z niebylejakimi jeźdźcami ( ponoć dawniej w Niemczech chodził konkursy 140- 150 więc to juz nie jest LL-ka i początkujący jeździec). W Polsce trafił do dziewczynki która może i chce jeździć ale jeszce nie bardzo potrafi a do tego (chyba ) boi sie... No i koń bardzo szybko sie nauczył że wystarczy troszke postraszyć a to bryknąć, a to stanąć deba, a to uskoczyć, gwałtownie sie zatrzymać czy czasem po prostu groźnie porzucac głowa a dziewczynka która ma na grzbiecie nie będzie jużnic od niego chciała.... U nas tez próbował straszyć ale szybko odkrywał,ze nie sieje już takiego postrachu jak wcześniej no i z jazdy na jazde robi sie coraz bardziej sympatyczny i chetny do współpracy. takich koni chyba wszyscy spotykamy dużo...i ja sie im wcale nie dziwię,że jak nie musza to nie pracują- nie zdarza się Wam taka sytuacja gdy skoro nie musicie to sie obijacie ? Wiem, porównywanie zachowań konia i człowieks to troche podejscie "na wyrost" ale coś w tym chyb ajest...
Łał z przyjemnością czytam wasze wypowiedzi w tym wątku.
sumka - oddałaś moja naturę - jak nie musze czegoś robić to sie obijam - dobra analogia, zapamiętam sobie że konie też moga byc leniami tak jak ja(niby sie to wie, a jednak...lenistwo u kogoś mnie irytuje :twisted: jestem okropna :roll: ).
Ja dodam od siebie, że dopiero od niedawa interpretuje negatywne zachowania konia, nie jako upór, ale jako próbę przekazania mi, że jest coś nie tak - naprawde myślę, że mi tu wszyscy w tym pomagacie (choć juz od roku cos takiego sie kluło w mojej glowie i stopniowo zmieniało moje zachowanie).
Ja stosuję z Branką strategie unikania buntu(tzn robić tak by sie nie pojawił w pełnej okazałości) ostatnio, choć nie oznacza to, że np jak ona nie chce zagalopwac, to ja nie będę tego wymagać i w konsekwencji nie zagalopuję nigdy(takiego problemu na szczeście nie mam - to był przykład). Ale np. jak czuję, że coś się psuje pod siodłem, że koń się usztywnia, to staram się natychmiast coś zmienić - pozycję konia, ćwiczenie. Przykładowo, gdy jadę w lewo galopem(po polu, ale wyobrazam sobie linie ujezdżalni mniej więcej) i nagle czuję, że ona się szykuje to gwatownego ścięcia zakrętu i przyspieszenia galopu(to często się zdarza i to zawsze wyczuwam wcześniej, bo ona sztywnieje)- przechodzę na ustawienie zewnętrze na chwilę, potem jak czuję że odpuszcza, to na chwilę na wewnętrze(ale tak tylko na sekundkę) i znów zewnętrzne na dłużej - jak czuję, że idzie tam gdzie chcę, wtedy znowu na chwilę na wewnętrze i jak czuję, że koń przestaje mieć plan ścinania i pędzenia do przodu, dopiero robię zakręt(to oczywicie nie jest miotaniem konia tylko lekki przejścia z wodzy na wodzę, ale nie wyginanie go jakoś specjalnie - trudno mi to wyjaśnić, ale w kazdym razie to delikatne ale dośc szybkie ruchy). Unikam w ten sposób konfliktu, zanim on sie wydarzy - bo gdyby ona już zaczęła pędzić i gwałtownie ścinać(a dobra jest w tym, można stracić równowagę), musiałam bym walczyć z tym, a tak bez walki wychodzę z opresji unikając scysji, czy jak można to nazwac buntu. I dodam, że problem ścinania prawie rozwiązałam, bo pojawia sie już żadko i tylko jak koń jest wystany( a mam nadzieję, że zniknie niebawem w ogóle).
Jednego buntu wciąz nie mogę rozwiązać - zapinania popręgu - dziś przymierzałam jej pas do lonżowania i znowu heblowała przy dpinaniu go:/ Musze coś z tym zrobić - dziś mi sie wydawało, że to już straszne przyzwyczajenie dla niej - ona to robi bez zastanowienia "na wszelki wypadek". Będe coś kombinować..
Cytat:Jednego buntu wciąz nie mogę rozwiązać - zapinania popręgu - dziś przymierzałam jej pas do lonżowania i znowu heblowała przy dpinaniu go:/ Musze coś z tym zrobić - dziś mi sie wydawało, że to już straszne przyzwyczajenie dla niej - ona to robi bez zastanowienia "na wszelki wypadek". Będe coś kombinować..A jaki masz popręg? Bo jeden z "moich" koni zaczął tak robić, kiedy przeszłam z popręgu z gumami, na krótki ujezdzeniowy bez gum. Zaczął się wtedy denerwować przy dopinaniu, wróciłiśmy do gum i znów było ok.
Cytat:Jednego buntu wciąz nie mogę rozwiązać - zapinania popręgu - dziś przymierzałam jej pas do lonżowania i znowu heblowała przy dpinaniu go:/ Musze coś z tym zrobić - dziś mi sie wydawało, że to już straszne przyzwyczajenie dla niej - ona to robi bez zastanowienia "na wszelki wypadek". Będe coś kombinować..A jaki masz popręg? Bo jeden z "moich" koni zaczął tak robić, kiedy przeszłam z popręgu z gumami, na krótki ujezdzeniowy bez gum. Zaczął się wtedy denerwować przy dopinaniu, wróciłiśmy do gum i znów było ok.
To przykre, że jest tyle koni, które najchetniej poszłyby jak najdalej od człowiekach. Takich, że jak dać im wybór to wybiorą "a daj mi sposkój, idę do stajni". Z pewnościa każdy z Was ma cos, co choc męczące jest bardzo lubianą czynnością. Czy wtdy się lenicie? :-)
No właśnie, lenię sie tylko przy rzeczach, których nie lubię - prostym przykładem sa studia/szkoła - do lubianych przedmiotów sie chetnie ucze i czytam, a do mniej lubianych wszytsko odkładam na ostatnia chwilę i robię "po łebkach".
Popręg mam z gumami, ale ona mi utyła ostatnio i jak go zapinam, to na pierwszą dziurke juz jest dośc ciasno. Kupię teraz nowy popręg(w piątek jadę do sklepu), troszke dłuższy i kupię jej takiego miśka na popręg - tzn wiecie takie futerko.. o, rękaw to się nazywa! Może będzie milszy dla niej?
I muszę odzyskać swój żel pod siodło, bo go zostawiłam na hubertusie w stajni, gdzie byłam w gości i wciąż nie mam czasu pojechać. Jeżdżę z podkładką(ona sie nie odbija, ale siodło nie leży idealnie i wole dla jej wygody miec podkładkę lub chociaż gruby czaprak). Ale z żelem jakoś najbardziej lubie jeździć
A ja słyszałam opowieści -sama nigdy chyba nie napotkałam- o koniach złośliwych od urodzenia.Takich szczurzących się i kąsających zaraz po przyjściu na świat.Pewien stary lekarz weterynarii mi o tym opowiadał.
Wysłuchałam,ale nie mam własnej opinii. Bywa tak?
U Raschida czytałam, że takie sytuacje są możliwe z racji np. wysokiego inbredu i - że takie konie są nieuleczalnie obciążone wadą złych - naszym zdaniem - zachowań :-(
A na marginesie - jeśli nie zrobi się imprintingu - większość źrebiąt na początku broni się , lub ucieka przed człowiekiem... czasami takie zachowania wynikające tylko i wyłącznie z nieznajomości świata - są mylnie odbierane jako bunt (cokolwiek znaczy to słowo) a same konie są źle prowadzone.
Kolejne - tym razem moje - odkrycie - konie szczególnie wrażliwe/inteligente, są w naszym znaczeniu tego słowa "trudne"... czyli po prostu nie wybaczają nam tak łatwo naszych błędów :-(
Raczej nie chce mi się wieżyć, aby konie rodziły się złośliwe.
Zgodzę się natomiast z opinią, że bardzo łatwo można "wychować" sobie złośliwego konika. Przykład z życia. Była sobie stara kobyłka. Nazywała się Fuka (ze starej lini koni furiozo). Klaczka pracowała w rekreacji i w międzyczasie rodziła źrebaki. Wędrowała ze swoim właścicielem, oraz dwiema koleżankami, od stajni do stajni. Pomimo tego na jazdach była idealnym konikiem dla początkujących. Bardzo o nich dbała. Mogły na niej jeździć w teren osoby, które ledwo siedziały w siodle. Jeśli był jakiś stromszy zjazd i kobyłka stwierdziła, że osoba na niej może sobie nie poradzić to sama szukała łagodniejszego zejścia. Jak ktoś tracił na niej równowagę, to się zatrzymywała, poczekała, aż się znów siadło poprawnie i ruszała dalej. Naprawde ludziom nie robiła nic. Nie gryzła, nie kopała. Wszystko się zmieniało gdy na świat przychodził źrebak. Była o niego bardzo zazdrosna. Wtedy zmieniała się w potwora. Wszyscy to rozumieli i byliśmy dla niej wyrozumiali, w końcu instynkt macieżyński, dba o swoje dziecko :lol:
Do odstawienia źrebaka, klacz na jazde przygotowywali bardziej doświadczeni jeźdzcy i przez Fukę akceptowani ( innych wykopywała z boksu lub wypędzała zębami). Potem kobyłkę przekazano fundacji. Tam też przyszedł źrebaczek, a właścieie źeóbka. Niestety w wyniku nieodpowiedniej opieki stwożono z malucha potwora. Stajenny który się nimi zajmował nie miał dużego doświadczenia. Fuka pare razy go pogoniła z boksu, pan się wystraszył i zaczął się bać. Jeść dawał za krak. Konie na wybieg wypuszczał otwierając drzwi za które szybko się chował. Boks czyścił gdy koni nie było i wogule unikał kontaktu z nimi jak tylko można było. Klaczka długo przebywała z matką. Przeszło rok. Fukę nie wykorzystywano do pracy, bo się jej bano, a maleństwo rosło sobie przy niej i uczyło się, że można ludzi POGONIĆ na cztery wiatry. W końcu fundacja oddała konie do sąsidniej stajni, z możliwością wykożystywania ich do jazd. To był horror. :evil: Jeździłam akurat w tej stajn. Do boksu nie można było wejść, bo jak nie jedna to druga skakała do człowieka z zębami i kopytami. Ja nauczona, że jak idzie się z jedzeniem, to koncie krzywdy karmiącemu nie robią, no bo przecież jedzonko idzie, a tu wielki atak na mnie przeprowadzono. Nawet do boksu mnie nie wpuściły, bo obydwie skakały z zębami na drzwi, ani myślałam tam wchodzić 8) .
Poprosiłam drugąosobę o pomoc. Ona zajmowała uwagę koni i w razie czego pilnowała, aby mnie tam nie zabiły. Powiem szczeże, że przez pierwsze dni to miałam serce w skarpetce jak tam wchodziłam, ale nikr inny nie chciał :roll:
Jak tylko po trzech dniach zluzował się boks, to zaraz rozdzieliliśmy to mordercze duo. Fuka zaraz zrobiła się jak anoiłek i znów zaczęła pracować w hipoterapii. Natomiast z małym rudym potworem to problem był bardzo długo. Jeśli tylko uznała, że coś jej nie pasuje to od razu startowała z zębami i kopytami. Zmieniłam stajnie, tak że straciłam kontakt z małym wrednym "bachorkiem". Nasze drogi znów się skrzyżowały do dwóch latach. Trafiła do stajni, gdzie jeździłam. Okazało się, że nic z nią nie robiono, od czasu jak pogryzła bardzo dotkliwie pare osób. A jednej dziewczynie to mało piersi nie odgryzła, do dziś na blizne. Kobyła nie umiała podawać nóg, nie była nauczona podstawowych zabiegów pielęgnacyjnych. I znów zaczęła się zabawa.
Ile razy zarobiłam jak uczyłam ją podawać nogi do czyszczenia, a i przy samym czyszczeniu też nie było wesoło. Z czasem kobyłka nauczyła się mnie tolerować, ale tylko mnie. Jak ją czyściłam to nie miał prawa nikt być w pobliżu. Kiedyś stanęła koleżanka w drzwiach boksu. Kobyła stuliła uszy, otwożyła paszczę i to była sekunda jak do nie skoczyła. Dobrze, że chcąc się wycofać, Kasia się potknęła i wywróciła. Gdyby nie to, to paszcza rudzielca trafiła by na jej twarz, a tak tylko o centymetry się rozminęły.
Dlatego ja uważam, że konie nie rodzą się złe, tylko złe traktowanie i nie umiejętne obchodzenie się z nimi prowadzi do złych zachowań u koni.
Moja Tania się buntuje jeśli nie wie o co chodzi i jej nie wychodzi.
Zaraz wpada we frustrację i tylko rozbrojenie jej /za dawną radą Teo/ śmiechem i żartem pomaga. Podejmowanie walki zupełnie nie skutkuje. Ona ma tak dziwnie-ma naturę akuratnego perfekcjonisty -szkolnego prymusika - i jak się coś pomiesza ,nie wyjdzie jak zamierzała - zaraz się denerwuje.
Treser się z nas śmieje-bo ja jej przed jazdą wyliczam co będziemy robiły a wczasie jazdy podpowiadam.Dobrze,że u nas skakać nie wolno -bo bym jej rysunek parkuru musiała wysyłac pocztą do zaakceptowania.
Edi opowiesc jest przerazajaca...
Ale niestety prawdziwa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ona z czasem się uspokoiła, gdy zaczęłam z nią pracować. Zajeździłam ją i pomogły jej samotne wyjazdy w teren. Zaczęła tolerować ludzi i chyba doszła do wniosku, że człowiek to nie takie złe stworzenie :lol: . Choć czasm miała odpały.
Później ją sprzedano gdzieć pod Poznań. Czasem się zastanawiam co z niej wyrosło, bo pod siodłem była rewelacyjma. Tak samo miała duże serce do skoków.