Nasze nagłe olśnienia
Nasze nagłe olśnienia
Chodzą za mną ostatnio takie przemyślenia, co w naszej pracy z koniem może wyniknąć (najczęściej złego) z niedostatecznych umiejętności. Ale nie chodzi mi o takie oczywiste oczywistości jak uczenie nieposłuszeństwa, czy utrwalanie niepoprawnego wzorca ruchu ale o to, jak niedostatek umiejętności wpływa na naszą podświadomość. Nie od dziś wiadomo, że to co robimy zależy od tego jak myślimy, czujemy, reagujemy. Gerd Heuschmann, w końcu bardzo mądry człowiek, co chwile podkreśla, jak ważny jest bardzo dobry dosiad. No wydaje się to oczywiste, bo koń ma się lepiej pod nami ruszać, dosiad ma nie wpływać na rękę itd. Ale jest tu jeszcze aspekt psychologiczny, którego długo bardzo nie dostrzegałam a przecież on był źródłem wielu moich kłopotów z Cejlonem (lub może jego kłopotów ze mną). Otóż chodzi mi o strach ale nie konia a jeźdźca! Przed upadkiem (oczywiste) ale też strach przed ruchem! No bo co znaczy niezależny dosiad? Niezależnie, co koń wyprawia to my sobie siedzimy stabilnie i spokojnie w siodle. Spokojnie, nie boimy się, bo przecież mamy doskonały dosiad i nie wylecimy z siodła, doskonały dosiad daje tę pewność siebie, możemy poczekać na konia, dać mu się wyszaleć, trzy razy bryknąć, jak potrzebuje koniecznie i w lędźwiach go swędzi. Ta pewność siebie wynikająca z doskonałego dosiadu pozwala nam wypuścić konia do przodu bez obaw, daje umiejętność nie blokowania ze strachu jego energii a zręcznego zapanowania nad nią, ukierunkowania i wykorzystania. No bo ile można być tamą blokującą rwącą rzekę? A rzeki są różne To wszystko, ile strach może narobić złego i jak bardzo zblokować w ruchu do przodu i jednocześnie sfrustrować nam konia, szczególnie młodego, zobaczyłam jak pomagałam koleżance z ziemi przy młodym koniu (tzn. ja na ziemi, ona na młodym koniu i bała się ruchu właśnie, że koń odwali coś, bo młody). Jeśli jeździec boi się ruchu to podświadomie będzie działał wstecznie, ciągle zwalniał, często nie pozwoli koniowi poruszać się w jego optymalnym tempie i rytmie, bo sam nie umie sobie w nim poradzić i będzie go ciągle powstrzymywał. Taki powstrzymywany koń się frustruje. Do tego jeszcze strach przed „a bo jeszcze coś odwali” będzie działał jak samospełniająca się przepowiednia i generował w nas całą masę emocji przenoszących się na coraz bardziej zdenerwowanego konia. To jak różnica między dwoma kierowcami jadącymi po lodzie i jeden z nich ma doskonale opanowane wychodzenie z poślizgów a drugi nie zaliczył nigdy nawet jednego zarzucenia zadem poza kontrolą. Zwyczajnie musimy być wystarczająco dobrzy, by dorównać sprawnością naszym koniom.
No takie są ostatnio moje „olśnienia” a Wasze? Macie tak czasami? Jakieś doświadczenie sprawia nagle, że dochodzi nie tylko do głowy ale i do serca jakaś oczywista oczywistość. Może i wcześniej to znaliście ale nie było, jak to się mądrze mówi, zinternalizowane.
Święta prawda, w tym co piszesz rozpoznaję siebie z okresu zajeżdżania pierwszego w moim życiu konia - moja obawa przed własna dosiadową niedoskonałością sprawiła że kobyłka była wprawdzie rozluźniona, ale bardzo do pchania. Kiedy ja poczułam się pewniej i się otworzyłam, w magiczny sposób koń odnalazł dobre tempo i radość ruchu.
A moje niedawne olśnienie było takie, że uświadomiłam sobie co łączy jeźdźców których sposób jazdy, komunikacja i ogólnie praca z koniem mi się podoba - oni wszyscy dużo się uśmiechają. Trochę to łączy się z tym co mówił Gerd, że dobry jeździec musi być dobrym człowiekiem. Ktoś o zaciętym wyrazie twarzy nigdy nie będzie miał dobrego rozluźnionego dosiadu i nie usłyszy tego co koń do niego mówi....
I w tym to celu "rozluźnienia" i nabrania odwagi - jeźdźcy stosują zwyczaj "strzemiennego" :mrgreen:
Cos w tym jest, prawda? :lol:
Jeśli jeździec boi się ruchu to podświadomie będzie działał wstecznie, ciągle zwalniał, często nie pozwoli koniowi poruszać się w jego optymalnym tempie i rytmie, bo sam nie umie sobie w nim poradzić i będzie go ciągle powstrzymywał. Taki powstrzymywany koń się frustruje.
Witam,
nie tylko Wam się tak wydaje, ale nawet naukowe badania potwierdzają to o czym Cejloniara napisałaś
Jeśli jeździec boi się ruchu to podświadomie będzie działał wstecznie, ciągle zwalniał, często nie pozwoli koniowi poruszać się w jego optymalnym tempie i rytmie, bo sam nie umie sobie w nim poradzić i będzie go ciągle powstrzymywał. Taki powstrzymywany koń się frustruje.
Sami często musimy się przekonywać na własnej skórze to, o czym mówią i piszą ci, których cytujemy. Nie da się uniknąć błędów. Wiosna nie bardzo sprzyjała pracy, którą po jesiennej zajazdce dużej już "Małej" chciałam kontynuować. Była zła pogoda i okoliczności zdrowotno-rodzinne (na szczęście to chwilowy brak czasu). Po powrocie do normalności postanowiłam, aczkolwiek bez większego wewnętrznego przekonania rozpocząć wiosenną pracę. Rozpoczęłyśmy od lonży. Raz poszło dobrze, koń niczego nie zapomniał, ale drugi i następnych kilka razy, to były kompletne porażki. Mała była odczulana na wiele rzeczy, ale wcześniej doskonale odczytywała intencje użycia bata czy linki. A tu ma w nosie. Byłam głęboko rozczarowana, zadziwiona, ale jedno zostało mi przypomniane w rozmowie z przyjaciółką: zacytowała jedno stwierdzenie z książki M. Raschida którego sens brzmi: jak nie masz czasu, w ogóle końmi się nie zajmuj. Rzeczywiście, przypomniałam sobie. Odstawiłam konia na bliżej nie planowany czas. I to odstawienie zadziałało. Odpoczęłam, wokół mnie wszystko się jeszcze bardziej wyciszyło. Wróciłam do pracy z Małą dość spontanicznie, ale było to podyktowane wewnętrzną i prawdziwą potrzebą a nie poczuciem spełnienia jakiegoś obowiązku.
I to doświadczenie, choć małe, ma dla mnie dużą wartość.
Ja w ciągu kilku ostatnich miesięcy także doznałam olśnienia. Wiąże się to w sumie z tym co piszecie wyżej.
Wiele się mówi o tym jak ważne jest nasze nastawienie i emocje w czasie pracy z koniem, mówi się o tym, że koń jest naszym odbiciem. Niby zawsze to miałam w świadomości, ale jednak jak coś nie szło często myślałam w kategoriach 'ten koń jest trudny', 'ma zły dzień', 'nie chce pracować', a nie w kategoriach, że to ja mam zły dzień, jestem zła bądź smutna z jakiegoś powodu i to dlatego mam danego dnia problem z koniem.
Pracuję obecnie w stajni klasycznej i kładzie się tu ogromny nacisk na to by źródła zachowań konia szukać w sobie. Początki uświadamiania sobie jak wiele zależy od mojego nastawienia i samopoczucia były trudne. Ciężko jest spojrzeć na sobie z czyjejś perspektywy. A koń nie owija swojego komunikatu w ładne słowa, koń jest bardzo klarowny. Przyznam że miałam chwile zwątpienia czy jestem w stanie przejść pewien etap, nie mogłam przez jakiś czas się wziąć w garść szczególnie po jednym z treningów, gdzie koń który robi wszystko piaffy pasaże lewady - ze mną nie chciał z początku ruszyć stępem. Inny jeżeli nie czuje, że człowiek jest naprawdę spokojny, pewny siebie ale i pełen pozytywnej energii - nie daje się złapać. Różne tricki w jego przypadku nie działają. Przez pierwsze tygodnie nie dawał mi się do siebie zbliżyć (dziś wspominam to z uśmiechem, bo to obecnie jeden z moich ulubionych koni, ale wtedy byłam bardzo sfrustrowana - co tym bardziej nie pomagało). Ale udało się ruszyć do przodu i obecnie wciąż jestem w głębokim szoku jak ważne jest to co się dzieje w naszej głowie. Nauczyłam się, że koni nie wystarczy słuchać - trzeba tez umiec zareagować na to co nam przekazują. Trzeba naprawdę pracować nad sobą jeżeli chce się być dobrym w pracy z nimi. I jeżeli chce się naprawdę czerpać z tego radość i wiedzieć, że koń też się dobrze wtedy czuje.
Także do pracy - nad sobą i dużo uśmiechu. A jak czujecie, że jesteście w martwym punkcie - polecam wziąć wolne, zrelaksować się, poczytać mądre książki dotyczące jeździectwa, u mnie świetnie także działa gimnastyka i rozciąganie się. A jak umysł i ciało odpoczną - z powrotem do roboty