Kompetencje kadry instruktorskiej
Kompetencje kadry instruktorskiej
A u Drakan?
Ailusia Na obu zdjęciach Diego Ventura, rejoneador.A w Cuttingu to za to by były punkty karne :lol: (za gryzienie byka)
Ailusia Na obu zdjęciach Diego Ventura, rejoneador.A w Cuttingu to za to by były punkty karne :lol: (za gryzienie byka)
tomekpawwaw P.S. Czy ktoś jest w stanie w prosty (a więc zrozumiały dla początkującego adepta jeździeckiej sztuki ) sposób wyjaśnić na czym polega "przyciąganie krzyża"?odpowiem pytaniem : A w czym trudność ?
Dziękuję za pytanie, doceniam miły gest U Drakan pierwsza jazda dla 10-latki (i nie tylko) to głównie oswajanie się z koniem. Zaczynamy od poznawania konia i czyszczenia. Zachęcam do zadawania pytań. Wsiadanie samodzielne z podestu. Pierwsza lekcja to jazda na lince lub jeżeli dziecko czuje się z tym komfortowo - na dłuższej lonży. Ćwiczymy wymachy, pajacyki, obroty, sięganie do końskich uszu, poklepywania i wszystko co pozwala rozluźnić się na koniu i jednocześnie mi pozwala obserwować dziecko w ruchu - równowagę, sprawność, swobodę ruchów. Zwracam uwagę na ruchomość stawów (ramion, bioder, kolan) i kręgosłupa (szukam skoliozy - takie skrzywienie hipoterapeuty Takiej zabawy w trakcie której jest też wstęp do pracy nad przyszłym dosiadem jest ok. 10-15 minut (cała pierwsza jazda to max.30 minut - tylko stęp). Ćwiczymy też zatrzymanie konia samym dosiadem. Jeżeli nie wychodzi od razu - rzucam różne podpowiedzi, łącznie z przerysowanym pokazywaniem z ziemi jak siedzę na niewidzialnym koniu i go zatrzymuję. Próbujemy kilka razy, nawet za zwolnienie przez konia kroku jest nagroda. W tym czasie w żaden sposób nie wpływam na zwierzaka - koń najlepiej wie, kiedy sygnał jest prawidłowy i zwalnia lub się zatrzymuje. Spory nacisk kładę na swobodę siedzenia. Jak zatrzymanie wychodzi - ćwiczymy ruszanie. Jest też pokazywanie i podpowiedzi. Ja z ziemi obserwuję dziecko i mówię, kiedy jest to ten ruch o który chodzi a kiedy nie bardzo. W końcu po coś tam stoję Jeżeli się udaje, koń najlepiej rozwiewa wszystkie wątpliwości ruszając przed siebie. Oczywiście jest też nauka dodatkowego wspomagania tego ruszania łydkami (które mają po prostu dotykać boków konia tak samo po obu stronach - za próby kopania dostaje się burę). Takich "zatrzymań" i "ruszań" jest kilka - jeżeli nie wychodzą - żartuję, że koń dziś np. wstał za wcześnie i nic mu się nie chce, bo się nie wyspał. Ale to tylko przy dzieciach, starszaki nie mają tak lekko. Na koniec zajęć na lince jest jedno lub dwa kółka bez strzemion - po prostu siedzenie i odpoczywanie. Wszelkie "młynki" ćwiczymy dopiero na kolejnych zajęciach, początkowo w pozycji stój z asekuracją z ziemi. Na ogół wtedy, gdy jeździec czuje sie na tyle bezpiecznie by wykonać go bez strachu.
Pierwsze 10-20 zajęć jest półgodzinnych (z przygotowaniem konia włącznie). Nauka kłusa (na lonży - zaczynam od wsiadywanego - biernego podążania za ruchem konia) pojawia się gdzieś tak po 3-5 jeździe (zależy od ucznia) w krótkich nawrotach. Samodzielny kłus, początkowo na prostych po opanowaniu podstawowych figur na ujeżdżalni (wolty, zmiany kierunku, itp) w stępie.
A na pytanie tomkapawwaw (choć przeczuwam tu małą podpuchę)
tomekpawwaw P.S. Czy ktoś jest w stanie w prosty (a więc zrozumiały dla początkującego adepta jeździeckiej sztuki ) sposób wyjaśnić na czym polega "przyciąganie krzyża"?odpowiem pytaniem : A w czym trudność ?
Drakan Pierwsze 10-20 zajęć jest półgodzinnych (z przygotowaniem konia włącznie).
Drakan Pierwsze 10-20 zajęć jest półgodzinnych (z przygotowaniem konia włącznie).
Napisałam ile zajmuje sama jazda.
Konie czyścimy wcześniej, wiec tuż przed jazdą to tylko formalność. Poza tym wolę, żeby przeciętna 10-latka (i ogólnie dzieci) przez pierwszy rok (albo dopóki nie urośnie) wykazywała aktywne zainteresowanie przygotowywaniem konia do jazdy - wyczyściła konia samą miękką szczotką z kurzu, wyczyściła jedną na cztery nogi z moją pomocą, wyciągała słomę z ogona (o ile się nie obawia i nie przypomina to czajenia się zza rogu) oraz podawała mi niezbędny sprzęt w kolejności w jakiej o to proszę. Zdecydowanie wolę też sama zarzucić siodło a dziecko poprosić tylko o "radę" czy zrobiłam to dobrze niż patrzeć jak obija konia próbując wepchnąć mu siodło na grzbiet) Jest kilka czynność, które można spokojnie powierzyć dziecku - założenie czapraka, wpięcie do siodła popręgu i zapięcie go luźno z drugiej strony, opuszczenie strzemion, zapięcie podgardla czy założenie ochraniaczy - masa fajnych zajęć. Mamy też takie bajerandzkie stojaki do siodeł (made in własna robota i wszystko co jest potrzebne do przygotowania konia mamy pod ręką na placu. Nie trzeba wtedy dużo dreptać. Wszystko robimy na ujeżdżalni (nigdy w boksach).
Drakan A na pytanie tomkapawwaw (choć przeczuwam tu małą podpuchę)A jaka to ma być podpucha, nie rozumiem. Jeżeli czegoś uczymy to powinniśmy wytłumaczyć jak, bo inaczej kursant będzie próbował coś zrobić, ale nie wiedząc o co chodzi ma duże szanse zrobić to źle.
tomekpawwaw P.S. Czy ktoś jest w stanie w prosty (a więc zrozumiały dla początkującego adepta jeździeckiej sztuki ) sposób wyjaśnić na czym polega "przyciąganie krzyża"?odpowiem pytaniem : A w czym trudność ?
Drakan A na pytanie tomkapawwaw (choć przeczuwam tu małą podpuchę)A jaka to ma być podpucha, nie rozumiem. Jeżeli czegoś uczymy to powinniśmy wytłumaczyć jak, bo inaczej kursant będzie próbował coś zrobić, ale nie wiedząc o co chodzi ma duże szanse zrobić to źle.
tomekpawwaw P.S. Czy ktoś jest w stanie w prosty (a więc zrozumiały dla początkującego adepta jeździeckiej sztuki ) sposób wyjaśnić na czym polega "przyciąganie krzyża"?odpowiem pytaniem : A w czym trudność ?
Ja jednak uważam, że od 10 latka można oczekiwać juz pewnej samodzielności przy koniu.
Natomiast na pewno dużo zalezy od tego jakie konie mamy do dyspozycji, przede wszystkim jakiej miary i na ile są pewne w obsłudze.
Metodę "ja robię a dziecko pomaga" to stosuję u jeszcze młodszych dzieci, albo wtedy gdy widzę, że dziecko się boi konia.
Natomiast taki "rozgarnięty" 10 latek większość rzeczy jest w stanie zrobić sam.
Oczywiście taka metoda jak opisana przez Drakan oszczędza czas instruktora-ja z reguły "używam" pomocnika do tego-czyli ktos inny tego konia z dzieckiem szykuje o ile mam dużo jazd i poukładane są "na styk". Ale tak bywa w zasadzie tylko latem, w szczycie sezonu. W innych okresach mam czas, by poświecić dziecku to dodatkowe pół godziny na czyszczenie konia. I uważam, że jest to potrzebne bo dziecko nawiązuje kontakt z koniem (zresztą dorosły uczeń też) i uczy sie rozumiec zachowanie zwierzęcia.
Śledzę z zainteresowaniem ten wątek . Można z treści tu zamieszczonych naprawdę dużo wynieść . I choć częściej będę czytać niż pisać (niech to robią mądrzejsi ) , to chciałabym się odnieść do ostatniego pytania tomka . Jeszcze parę lat temu przebąkiwałam początkującym jeżdzcom o działaniu krzyża , ale życie mnie nauczyło , że lepiej tego nie robić zbyt wcześnie.
Ludzka wyobrażnia nie zna granic i czasem wychodzą bardzo śmieszne rzeczy , a powtórzone kilkukrotnie mogą być trudne do wyeliminowania . Jedyne o czym wspominam na początku nauki , to zachowanie ciała jeżdżca przy zatrzymywaniu (po paru czy parunastu jazdach) .Jak jeżdziec czuje ruch swojej miednicy w stępie , to przy próbie zatrzymania konia mówię po prostu ''zatrzymaj ten ruch miednicy" , w myśl zasady -chcesz , żeby koń się zatrzymał , to ty się też zatrzymaj . Najczęściej to działa (w zależności od humoru konia :mrgreen: ) , ale też odnosi się to głównie do osób bardziej świadomych swego ciała. A uczenie zbyt wcześnie hasłami typu ''napnij krzyż'' może skończyć się katastrofą. Bo jak ktoś ma napiąć coś , o czym nie wie jak to jest mieć lużny krzyż (no i gdzie ten krzyż ...?). Więc dla mnie podstawa to rozlużnianie i uczenie się swojego ciała na nowo (uczymy się ''chodzić'' przy pomocy konia).
Mam znajomych , którzy jeżdżą wiele lat i ciągle siłowo cisną biodrami , zwł. w stępie , bo ktoś kiedyś wspomniał im , dobierając pewnie niewłaściwe słowa ( żle podziałały na wyobrażnię) , o działaniu krzyża .Zal mi ich , bo wiem , że przez to ciskanie się po siodle nigdy tak naprawdę nie poczują konia .
A kiedy zaczynam uczyć działania krzyża ? To sprawa baaardzo indywidualna , ale na pewno jeżdziec musi umieć siedzieć lużno , umieć jeżdzić bez strzemion kłusem anglezowanym i ćwiczebnym ( przynajmniej ze 20 metrów :wink: ). Musi też pokazać mi , że wie co to jest rozlużnienie , a co napięcie ciała (na początku trudno mu napiąć osobno jakąś część ciała) . Nie wiem do końca czy prawidłowo, ale ja zaczynam ludzi wprowadzać w świat działania krzyża , mówiąc o napinaniu pośladków ( są blisko krzyża i stosunkowo łatwo je napiąć bez usztywniania się ). Muszę tylko pilnować , by adept nie podwijał pośladków pod siebie i nie lądował na kości ogonowej . Z czasem nawet bezwiednie jeżdziec włącza w ten ruch całą miednicę , no i dochodzimy do głębokich mięśni brzucha .
Wiadomo , że na tej niekończącej się drodze nauki czucia konia , mamy różne problemy , u różnych osób i też trzeba je rozwiązywać indywidualnie . Mniej problemów sprawiają osoby mające takie naturalne rozlużnienie (psychiczne pomaga fizycznemu) , a ci sztywniejsi z natury potrzebują po prostu więcej czasu ( ćwiczenia naziemne mogą pewnie pomóc) .
W przypadku nauki dzieci usłyszałam pewien fajny tekst '' najlepiej uczą różne sytuacje'' , czyli co wyobrażnia podpowie - jazda w różnych pozycjach , dużo ćwiczeń , drążki , górki jak ktoś dysponuje itd. . Przez taką jazdę dziecko ( zakładam ,że chętne do nauki i ambitne) szybciej uczy się swojego ciała i po drodze powoli uczymy o co chodzi z tym krzyżem.
Sama chętnie się dowiem , jakie inni mają podejście do tej kwestii , skądinąd chyba najtrudniejszej do nauczenia , przynajmniej dla mnie , bo czasem czuję , że brakuje mi narzędzi-słów by coś przekazać uczącej się osobie . Zaś z drugiej strony wiem , że to setki , tysiące godzin w siodle , na różnych koniach dają najwięcej , jeśli są połączone z ambicją , świadomością , pokorą i chęcią bycia coraz lepszym jeżdżcem. Tego nic nie zastąpi , bo i ciało i umysł człowieka muszą być gotowe na przyjęcie pewnej wiedzy i umiejętności.
I taka moja refleksja : obecnie mamy takie czasy , że wszystko ma być szybko , łatwo i jeszcze przyjemnie , więc generalnie trudno dziś uczyć dobrego jeżdziectwa .... A o drogach na skróty dużo by pisać ....
Zobaczcie co może 8 latek na koniu
http://www.youtube.com/watch?feature=pla...jBA2fVTlYQ
Ja bym w sumie chętnie powróciła do kwestii amatorskiego sportu.
Jest z tym troche lepiej niż parę lat temu, coraz częściej widuje się zawody towarzyskie ale im ich więcej będzie tym lepiej.
Dlaczego: bo dużo łatwiej zmobilizować osobę jeżdżącą już dość pewnie do nauki "techniki" jesli robi sie to pod katem konkretnego zadania-a nie każdy i nie koniecznie chce zdawać odznakę, z różnych powodów (np jedna moja adeptka ostatnio stwierdziła, że jej wstyd bo jest za stara a tam same dzieciaki :lol: )
A takie zawody towarzyskie to przy okazji możliwośc sprawdzenia swoich umiejętności dla instruktora-jeśli mój uczeń wypada dobrze na zawodach-jest ok. Jesli nie ale wiem dlaczego poszło źle-to wiem co musze poprawić. Ale jeśli nie wiem czemu cos nie poszło-to jest bardzo duży sygnał ostrzegawczy!
Witam,
Mam takie pytanie może nie do końca w temacie ale zależy mi na szybkiej pomocy.
http://allegro.pl/jezdziectwo-sztyblety-...60793.html jak podobają Wam się te sztyblety w sensie praktyczności może ktoś miał takie i się wypowie, a może takie tradycyjne z gumeczką są lepsze?
Już miesiąc kursu za mną ;p bardzo mi się podoba treść i podejście kadry szkolącej i duża mobilizacja... Moi rodzice jak i spora część mojego otoczenia nie wspiera mnie w dążeniu do samodoskonalenia w temacie jeździectwa więc troszkę się od tematu oddalałam, a teraz są ludzie z którymi mogę rozmawiać i mnie rozumieją...zmobilizowałam się i znowu wiem, że mogę....dlatego kompletuje nowy sprzęt jeździecki i biorę się do roboty ;p Pozdrawiam I udanych Walentynek Forumowicze;*
Też poza tematem: Gazanno, nie przejmuj się- wielu z nas ma opinię ludzi nie do końca przy zdrowych zmysłach, stawiamy wszystkie karty na to jedno, mamy cel i zawsze do niego trzeba dążyć choćby maleńkimi kroczkami. Moja rodzina też jest podzielona, ale niczego to nie zmieni. Słucham tych, których chcę, którzy są wsparciem.
Takie sztyblety są dobre (z relacji znajomych), akurat mam inne.
asio serdecznie dziękuję...mimo wielu niedogodności ten poranek jest udany dzięki ludziom życzliwym, również Tobie . Co prawda rodzice nie rzucają mi kłód pod nogi ale zdecydowanie bardziej interesuje ich nauka, a konie to zagrożenie dla nauki i życia hahaha i mimo, że mam już swoje 23 lata i wyższe [w trakcie mgr.] Oni zawsze wiedzą co jest dla mnie lepsze Są wspaniali i Kocham Ich klikam kup teraz i zaczynam dbać o pasje ;*
Magda Pawlowicz
Dla mnie wielki respect. Ja w zyciu metrówki nie przeskoczyłam, a ten mały wymiata na takich gigantach tez bedzie miał z 8 lat albo mniej
http://www.youtube.com/watch?feature=pla...GMTp3dYnIw
No właśnie!
Co prawda tu widać, że bardzo dużo pomaga mu koń (zresztą jest tam sporo takich właśnie komentarzy) ale mimo wszystko-dzieciak nie robi błędów utrudniających koniowi skoki!
Dlatego ja uważam, że 10 latek może i powinien już wszystko (co lezy fizycznie w zasięgu jego możliwości) robić sam i tego staram się uczyć.
A tak w ogóle to jednak u nas sport "dzieciowy" jest bardzo kulawy-bo albo są od razu bardzo ambitne i profesjonalne zawody, najlepiej ogólnopolskie i z bardzo dużą presją na wynik-albo NIC.
Brakuje takich "zabawowych" konkursów dla dzieci i ogólnie takiego "luzackiego" podejścia. Nie mam tu na myśli jakiegoś niechlujstwa, tylko luz, podejście właściwe dzieciom
To o czym piszesz Magdo, jest szalenie ważne. Mam koleżankę w pobliskim mi mieście, koleżanka właściwie prowadzi "przedszkole". Można odnieść takie wrażenie gdy się tam jest w trakcie sezonu. Ma w stajni 3 konie (nie kuce ale po 168 w kłębie), bardzo dobrze oswojone z dzieciakami. Zawodów dziewczyna nie organizuje, bo jest ograniczona powierzchnią "ośrodka" ale wierzę, ze gdyby miała możliwości, zrobiłaby ośrodek z rozmachem. Trzymałam u niej naszą Małą ze 2 miesiące i pomimo braku łąki, obszernych wybiegów, konie mają zapewniony dobry byt i dobre traktowanie. I podziwiam tą ilość dzieciarni, to było wspaniałe, było wesoło i kolorowo.
A z okazji Hubertusa (szukanego)- mini zawody. Dzieci bardzo zadowolone. Postarano się o nagrody i flo. Podejście warte naśladowania, bez patosu i chorych ambicji, ale z... ambicjami by dzieci były zadowolone, by połykały bakcyla i szły w świat. By pokochały konie.