Kompetencje kadry instruktorskiej
Kompetencje kadry instruktorskiej
Ailusia Ja uważam że etap "rzucać hasłami" powinien być w ogóle niedopuszczalny. Koń może mieć przyjemność ze swojej pracy na każdym etapie nauki - obojętnie czy jest to szkolenie konia, czy jeźdźca.Interesujące - w takim razie jak uczyć? I proszę o jakieś konkretne argumenty. Zbyt dużo informacji - źle, bo to skomplikowane jak sterowanie jachtem, za mało - źle - bo nie ma dialogu. Alusia - konkretnie. Jak to wg Ciebie powinno wyglądać. Przecież zakładam, że mogę się mylić w swoim podejściu - wytłumacz mi proszę.
Natomiast jeśli ten, jak piszesz, "drugi etap" to prowadzenie z koniem dialogu - owszem, może być od samego początku. Wszystko zależy od instruktora.
Ailusia Ja uważam że etap "rzucać hasłami" powinien być w ogóle niedopuszczalny. Koń może mieć przyjemność ze swojej pracy na każdym etapie nauki - obojętnie czy jest to szkolenie konia, czy jeźdźca.Interesujące - w takim razie jak uczyć? I proszę o jakieś konkretne argumenty. Zbyt dużo informacji - źle, bo to skomplikowane jak sterowanie jachtem, za mało - źle - bo nie ma dialogu. Alusia - konkretnie. Jak to wg Ciebie powinno wyglądać. Przecież zakładam, że mogę się mylić w swoim podejściu - wytłumacz mi proszę.
Natomiast jeśli ten, jak piszesz, "drugi etap" to prowadzenie z koniem dialogu - owszem, może być od samego początku. Wszystko zależy od instruktora.
Cytat:Wiele osób uważa (i ma głębokie przeświadczenie co do własnej nieomylności), że wszystko robi dobrze a ten "#$%" koń nie słucha.
Cytat:rzadko który początkujący potrafi dostrzec z siodła, że koń zaczyna z nim współpracować pomimo jeszcze niepewnych działań. Większość adeptów oczekuje spektakularnych efektów, tymczasem sygnały dawane przez konia są tak ulotne, że łatwo niewprawnemu oku (i tyłkowi) je pominąć. Ale instruktor z ziemi (lub drugiego konia) widzi więcej i powinien wyczulać ucznia na sposób w jaki koń "rozmawia" z jeźdźcem.
Cytat:Odpowiem pytaniem - a jak wygląda reakcja konia na nacisk ? Na początek skupmy się tylko na np.łydce (wewnętrzna/zewnętrzna/popędzająca - obojętne) Jak się to dzieje? co się dzieje? Owszem znam swoją teorię, ale najlepiej rozmawia się poprzez wymianę spostrzeżeń i doświadczeń :)
Moi uczniowie nie przechodzą przez "zmęczenie, zwątpienie w sens teorii jeździeckiej, złość", a już na pewno nie dochodzi do żadnych aktów agresji. Przysięgam.
I jeździectwo jest proste, jeśli nauka jest podzielona na części pierwsze. Jeśli natomiast jeździec ma do spamiętania (i skoordynowania) 10 czynności, z których każda czynność posiada osobną filozofię, to rzeczywiście - frustracja murowana.
Cytat:Wiele osób uważa (i ma głębokie przeświadczenie co do własnej nieomylności), że wszystko robi dobrze a ten "#$%" koń nie słucha.
Cytat:rzadko który początkujący potrafi dostrzec z siodła, że koń zaczyna z nim współpracować pomimo jeszcze niepewnych działań. Większość adeptów oczekuje spektakularnych efektów, tymczasem sygnały dawane przez konia są tak ulotne, że łatwo niewprawnemu oku (i tyłkowi) je pominąć. Ale instruktor z ziemi (lub drugiego konia) widzi więcej i powinien wyczulać ucznia na sposób w jaki koń "rozmawia" z jeźdźcem.
Cytat:Odpowiem pytaniem - a jak wygląda reakcja konia na nacisk ? Na początek skupmy się tylko na np.łydce (wewnętrzna/zewnętrzna/popędzająca - obojętne) Jak się to dzieje? co się dzieje? Owszem znam swoją teorię, ale najlepiej rozmawia się poprzez wymianę spostrzeżeń i doświadczeń :)
Drakan Interesujące - w takim razie jak uczyć?Wrócę jeszcze raz do Oliveiry. Te słowa można znaleźć w jego książce Reflections on Equestrian Art:
Drakan Interesujące - w takim razie jak uczyć?Wrócę jeszcze raz do Oliveiry. Te słowa można znaleźć w jego książce Reflections on Equestrian Art:
Ailusia
bardzo mądre to co piszesz, bardzo mi się podoba!
Pozwolić uczniowi szukać własnej komunikacji z koniem! Przyznam, że nigdy nie myślałam o tym w ten sposób!
Jestem skłonna spróbować, zwłaszcza że nasza metoda nauki i tak zakłada pewną dowolność i inicjatywę ucznia w szukaniu komunikacji z koniem. Ale od tej strony nigdy o tym nie myślałam! Tyle, że to zakłada prowadzenie jazd z jednym uczniem na tym samym koniu przynajmniej przez pewien czas-aby dać im odnaleźć wspólny język, ale u mnie to możliwe z reguły. Muszę spróbować podejść bardziej w ten sposób, w szczególności niektóre osoby myślę, zę mogą się tak lepiej uczyć. Mam na myśli ludzi po wypadkach, bojących się konia, upadku, utraty kontroli.
Zresztą ja już dawno zauważyłam, że tym ludziom najlepiej jest nic nie mówić (zawsze jak tylko to było możliwe to ich w tereny zabierałam) bo wtedy najlepiej się czują a ty to ubrałaś w "uzasadnienie teoretyczne"!!!
Drakan
(cytuję "ręcznie" bo inaczej nie umiem wstawić cytatów z różnych wypowiedzi)
cyt
"Julio - opisałam pierwszą! lekcję pokonywania łuku, nie 40. Nie zgodzę się z tym, że pokonywanie zakrętasów jest proste jak budowa cepa. Dlatego wszystko jest mocno akcentowane, dlatego dokładnie tłumaczone - bo to pierwszy raz."
Na pierwszej lekcji nalezy ucznie nauczyć wyłącznie sygnałów jak najbardziej podstawowych. Ja uczę tak: przenieś ciężar do środka (obciąż wewnętrzne strzemię-większość moich koni skręca na taki sygnał), jeśli to nie pomaga zadziałaj wodzami kierując obie wodze w bok, w stronę zakrętu. Pilnuję tylko tego by jeździec nie ciągnął wodzami do tyłu, by było to działanie tylko w bok. I to na pierwszej jeździe wystarczy, na resztę jest czas potem!
cyt
" trudno jest użyć "za dużo" pomocy. Mamy jeden tyłek, dwie ręce i dwie nogi."
to jest przecież razem bardzo dużo "miejsc" oddziaływania na konia!
I -jak najbardziej-da się użyć za dużo pomocy! Najlepszym przykładem jest jeździec, który chcąc zatrzymac konia jednocześnie ciągnie wodzami do tyłu i zakleszcza łydki-czy to nie jest nadmiar pomocy?
A widuje się to całkiem często!
Ja na początkowym etapie nauki staram cię by człowiek skupiał się na jednym sygnale: chcesz by koń ruszył to naciśnij łydką i nie rób nic poza tym! Czyli: nie podskakuj na siodle, nie ciągnij wodzami itd.No ewentualnie można jeszcze zastosować pomoc głosem bo to jest dla człowieka i konia (jeśli został tego nauczony oczywiście ) jednoznaczne. Tzn jeśli jeździec mówi KŁUS to mój koń z całą pewnością wie, że ma zakłusować, niezależnie od tego co ten człowiek zrobi jeszcze.
To samo dotyczy zatrzymywania konia: uczę "podtrzymywac dosiad" czyli działać dosiadem hamująco ale jesli koń nie odpowiada (bo np przed chwilą robilismy ćwiczenia i koń sobie przysnął i lezie jak ten osioł), to powiem: powiedz PRRRR! (może być WHOA!) Na pewno zadziała, chyba że koń już całkowicie się wyłączył i śpi w najlepsze!
cyt
"Skupiamy się na własnym ciele, staramy się (często siłowo) "pilnować" łydek, rąk, siedzenia. To bardzo męczący okres."
Właśnie dlatego osobom początkującym nie zalecam skupiania się na własnym ciele a raczej uczę komunikacji z koniem, czyli dawania zrozumiałych dla konia sygnałów (i nie dawania ich przypadkowo!)
Ustalenie pozycji ciała można zrobić potem, jak jeździec nabrał już swobody na koniu i ma poczucie gdzie znajdują się jego (człowieka znaczy) poszczególne kawałki!
A siłowe pilnowanie teoretycznie prawidłowej pozycji ciała prowadzi poczatkowo właśnie do usztywnienia, do zaburzenia działania pomocami a w konsekwencji do tych wszystkich kłopotów o których potem piszesz!
Jeżeli tak jest, to znaczy, że taki sposób uczenia jest po prostu zły!
cyt
"Interesujące - w takim razie jak uczyć? I proszę o jakieś konkretne argumenty. Zbyt dużo informacji - źle, bo to skomplikowane jak sterowanie jachtem, za mało - źle - bo nie ma dialogu. Alusia - konkretnie. Jak to wg Ciebie powinno wyglądać. Przecież zakładam, że mogę się mylić w swoim podejściu - wytłumacz mi proszę."
Odpowiadam w swoim imieniu:
uczyć komunikacji z koniem!
uczyć pojedynczych sygnałów początkowo, dopiero potem ich łączenia (łatwiej zagrać pojedynczy dźwięk niż akord, prawda?)
dawać człowiekowi poczucie swobody na koniu (oczywiście w granicach rozsądku) luzu, komfortu.
Uczyć "słuchać" konia od pierwszej lekcji i to już przy czyszczeniu typu:popatrz koń macha ogonem, bo się na ciebie złości a teraz dlatego, że go mucha gryzie! albo: koń się nie nastąpił na lekki sygnał to powinno nastąpić wzmocnienie sygnału i powtórzenia działania (oczywiście dzieciom nie mówię o wzmocnieniu ale większość dorosłych łatwo łapie terminologię) itd
I tak samo uczę na jeździe: koń nie odpowiedział na łydkę to daj ją jeszcze raz, trochę mocniej i cmoknij, jak to nie podziała to ja cmokam-na lonży to z reguły wystarczy. I za drugim razem koń pójdzie na lekką łydkę, bo już się skupił...
Przytoczę jeszcze przykład mojej przyjaciółki, Kaśki, która jeździ bardzo sporadycznie ale szkoli psy i ma świetny kontakt ze zwierzętami, świetne wyczucie.
Na jej pierwszej jeździe u mnie po kilku chwilach na lonży kiedy"z grubsza" pokazałam jej jak się skręca i zatrzymuje konia puściłam ją luzem (była w stanie jechać pełnym siadem w jogu, o anglezowaniu jeszcze nie było mowy) i miała CAŁKOWITĄ kontrolę nad koniem w stępie i w jogu właśnie. Tzn jeździła po całym placu,skręcała, zatrzymywała się, ruszała-pełna i ZAANGAŻOWANA współpraca konia!
A po jeździe zsiadła i chodziła z moją kobyłą "przy nodze" nawet zwroty im wychodziły :lol:
Oczywiście nie z każdym koniem było by to możliwe ale miał to być przykład na to, że możliwa jest DOBRA komunikacja z koniem, nawet u osoby całkowicie pozbawionej technicznych podstaw jazdy!
Ja króciutko w sprawie wstawiania cytatów. Mamy co prawda wątek na ten temat, ale nie ma w nim najprostszej metody wstawiania cytatów w tekście. Później go uzupełnię, a na razie podam krótką instrukcję tutaj.
Kiedy piszecie odpowiedź w określonym wątku, u dołu strony wyświetla się okienko "Przegląd wątku", z własnym suwaczkiem po prawej stronie. Wyświetla się w nim spora ilość ostatnich zamieszczonych w wątku postów (najświeższe u góry). Chcąc zacytować fragment czyjejś wypowiedzi, wystarczy go zaznaczyć, a następnie kliknąć przycisk "cytat" umieszczony w prawym górnym rogu tejże wypowiedzi. Jeśli jest niewidoczny, z reguły wystarczy podjechać do góry (suwaczkiem lub kółkiem myszy, żeby nie odznaczyć sobie zaznaczonego tekstu). Wówczas w pisanym przez nas poście znajdzie się cytat opatrzony nickiem autora. Tę operację można powtarzać dowolną ilość razy.
Jak i wszystko inne, wstawianie cytatów można przećwiczyć tutaj: http://forum.hipologia.pl/viewtopic.php?f=2&t=25
Dziękuję, bo to chyba ja jestem ten "nieumiaty" :lol:
Zapewniam Cię, że problemy ze wstawianiem cytatów są dość powszechne - Daga
Ailusia możemy podać instrukcję, co zrobić z ręką, co z nogą, gdzie nacisnąć, gdzie pociągnąć. A możemy powiedzieć: wyobraź sobie że skręcasz w lewo. Załóżmy, że w obu wypadkach szansa na powodzenie jest fifty fifty - to w którym koń i jeździec będą mieć więcej swobody, większe pole do dialogu, więcej miejsca na eksperyment i próbę dogadania się między sobą?Faktem jest, że ja podaję instrukcję, ale nie do końca znika przez to pole do eksperymentów. Zawsze staram się, by jeździec sam znalazł (przez własne doświadczanie), zastosowanie dla opisanych wcześniej sygnałów. I tak - tłumaczę, która łydka ma jaką rolę w prowadzeniu konia, ale nie każę jej nikomu na siłę i bez potrzeby dociskać, zadzierać czy cofać. Przecież jak tej łydki użyje uczeń zależy od sytuacji. Po prostu wolę przekazać mu co trzeba, żeby wiedział co zrobić jeżeli "samo z siebie" nie wyjdzie. Poza tym już na początku napisałam, że nie uczę ludzi siedzieć na koniu czy spacerować w wolnej chwili. Zawsze mam na względzie fakt, że uczeń może w przyszłości zostać ujeżdżaczem, zawodnikiem lub szczęśliwym posiadaczem własnego konia lub nawet kilku. Ja po prostu tak to "czuję" i już mi raczej tak zostanie
Magda Pawlowicz Właśnie dlatego osobom początkującym nie zalecam skupiania się na własnym ciele a raczej uczę komunikacji z koniem, czyli dawania zrozumiałych dla konia sygnałów (i nie dawania ich przypadkowo!)Ależ tu się zgadzam. Żeby jednak jeździec dawał zrozumiałe sygnały, to o ile nie jest bystrzejszy od przeciętnego misia, trzeba mu powiedzieć/pokazać jak one wyglądają. Czyli jakiś instruktarz jest nieunikniony. Ustalenie pozycji ciała też nie następuje na pierwszej jeździe a kształtuje sie przez mniej więciej pierwszy rok, czyli wiele, wiele dni w siodle. Nie układam nikomu nóg pod określonymi kątami i nie wkładam kija pod ramiona! To się wyształaca samo pod wpływem treningu (juz to chyba gdzieś pisałam
Ustalenie pozycji ciała można zrobić potem, jak jeździec nabrał już swobody na koniu i ma poczucie gdzie znajdują się jego (człowieka znaczy) poszczególne kawałki!
Magda Pawlowicz Na pierwszej lekcji nalezy ucznie nauczyć wyłącznie sygnałów jak najbardziej podstawowych. Ja uczę tak: przenieś ciężar do środka (obciąż wewnętrzne strzemię-większość moich koni skręca na taki sygnał), jeśli to nie pomaga zadziałaj wodzami kierując obie wodze w bok, w stronę zakrętu. Pilnuję tylko tego by jeździec nie ciągnął wodzami do tyłu, by było to działanie tylko w bok. I to na pierwszej jeździe wystarczy, na resztę jest czas potem!Dokładnie to samo co ja opisałam wcześniej. Opisałam proste, podstawowe sygnały. Za obciążnie wew. strony dostałam reprymendę - że to nie tak. Jak napisałam że wodze stanowią tylko wykończenie łuku nikt tego nie zauważył, za to istotnym okazało się dlaczego uczę "ciągnąć za aktywną wodzę" (choć nie mam bladego pojęcia gdzie tak napisałam ? ) Nie wiem dlaczego oberwało mi się za ciągnięcie wodzami, napięcie i co nie tylko, choć zaznaczyłam dość mocno, że jestem absolutnie przeciw wstecznemu używaniu wodzy. Czy przypadkiem nie od mojej nieszczęsnej twórczości zaczął się temat wyprostowanych koni, zgięcia i wygięcia. Widać taki mój urok, że wywołuje kontrowersje, krucjaty i scysje ilekroć się odezwę - nawet nie ma większego znaczenia co powiem i tak "się dzieje"
Magda Pawlowicz I -jak najbardziej-da się użyć za dużo pomocy! Najlepszym przykładem jest jeździec, który chcąc zatrzymac konia jednocześnie ciągnie wodzami do tyłu i zakleszcza łydki-czy to nie jest nadmiar pomocy?To nie jest "za dużo" pomocy, to są źle użyte pomoce. Semantyka Niestety na początku się zdarza. Ludzie maja wiele odruchów bezwarunkowych, obronnych, których opanowanie zajmuje sporo czasu (przypadanie do konia, gwałtowne ściskania nogami, ciągnięcie za wodze, gdy się przestraszą). Ludzie na poczatku często się boją tego czego nie znają i czemu nie ufają (duuużym koniom, przy czym każdy koń jest duuuży) Opisane przeze mnie etapy jazdy konnej i tak przechodzi każdy. Możemy zaklinać rzeczywistość, ale nie zmianimy faktu że na początku nauki jest mały chaos z używaniem najprostszych sygnałów i ten dialog z koniem daleki jest od ideału. Komunikacja z koniem jest bezwładna, nieporadna i czasem po porstu nie działa. Bez względu na to jaką obierzemy drogę (instrukcji czy wyobraźni) początkujący nie raz i nie dwa spotka się z sytuacją w której po prostu nie będzie wiedział co ma zrobić (i sam nie zawsze wpadnie na dobre rozwiązanie).
Alusia - bardzo dziekuję Interesujący opis, postaram się taki sposób wypróbować.
Ailusia możemy podać instrukcję, co zrobić z ręką, co z nogą, gdzie nacisnąć, gdzie pociągnąć. A możemy powiedzieć: wyobraź sobie że skręcasz w lewo. Załóżmy, że w obu wypadkach szansa na powodzenie jest fifty fifty - to w którym koń i jeździec będą mieć więcej swobody, większe pole do dialogu, więcej miejsca na eksperyment i próbę dogadania się między sobą?Faktem jest, że ja podaję instrukcję, ale nie do końca znika przez to pole do eksperymentów. Zawsze staram się, by jeździec sam znalazł (przez własne doświadczanie), zastosowanie dla opisanych wcześniej sygnałów. I tak - tłumaczę, która łydka ma jaką rolę w prowadzeniu konia, ale nie każę jej nikomu na siłę i bez potrzeby dociskać, zadzierać czy cofać. Przecież jak tej łydki użyje uczeń zależy od sytuacji. Po prostu wolę przekazać mu co trzeba, żeby wiedział co zrobić jeżeli "samo z siebie" nie wyjdzie. Poza tym już na początku napisałam, że nie uczę ludzi siedzieć na koniu czy spacerować w wolnej chwili. Zawsze mam na względzie fakt, że uczeń może w przyszłości zostać ujeżdżaczem, zawodnikiem lub szczęśliwym posiadaczem własnego konia lub nawet kilku. Ja po prostu tak to "czuję" i już mi raczej tak zostanie
Magda Pawlowicz Właśnie dlatego osobom początkującym nie zalecam skupiania się na własnym ciele a raczej uczę komunikacji z koniem, czyli dawania zrozumiałych dla konia sygnałów (i nie dawania ich przypadkowo!)Ależ tu się zgadzam. Żeby jednak jeździec dawał zrozumiałe sygnały, to o ile nie jest bystrzejszy od przeciętnego misia, trzeba mu powiedzieć/pokazać jak one wyglądają. Czyli jakiś instruktarz jest nieunikniony. Ustalenie pozycji ciała też nie następuje na pierwszej jeździe a kształtuje sie przez mniej więciej pierwszy rok, czyli wiele, wiele dni w siodle. Nie układam nikomu nóg pod określonymi kątami i nie wkładam kija pod ramiona! To się wyształaca samo pod wpływem treningu (juz to chyba gdzieś pisałam
Ustalenie pozycji ciała można zrobić potem, jak jeździec nabrał już swobody na koniu i ma poczucie gdzie znajdują się jego (człowieka znaczy) poszczególne kawałki!
Magda Pawlowicz Na pierwszej lekcji nalezy ucznie nauczyć wyłącznie sygnałów jak najbardziej podstawowych. Ja uczę tak: przenieś ciężar do środka (obciąż wewnętrzne strzemię-większość moich koni skręca na taki sygnał), jeśli to nie pomaga zadziałaj wodzami kierując obie wodze w bok, w stronę zakrętu. Pilnuję tylko tego by jeździec nie ciągnął wodzami do tyłu, by było to działanie tylko w bok. I to na pierwszej jeździe wystarczy, na resztę jest czas potem!Dokładnie to samo co ja opisałam wcześniej. Opisałam proste, podstawowe sygnały. Za obciążnie wew. strony dostałam reprymendę - że to nie tak. Jak napisałam że wodze stanowią tylko wykończenie łuku nikt tego nie zauważył, za to istotnym okazało się dlaczego uczę "ciągnąć za aktywną wodzę" (choć nie mam bladego pojęcia gdzie tak napisałam ? ) Nie wiem dlaczego oberwało mi się za ciągnięcie wodzami, napięcie i co nie tylko, choć zaznaczyłam dość mocno, że jestem absolutnie przeciw wstecznemu używaniu wodzy. Czy przypadkiem nie od mojej nieszczęsnej twórczości zaczął się temat wyprostowanych koni, zgięcia i wygięcia. Widać taki mój urok, że wywołuje kontrowersje, krucjaty i scysje ilekroć się odezwę - nawet nie ma większego znaczenia co powiem i tak "się dzieje"
Magda Pawlowicz I -jak najbardziej-da się użyć za dużo pomocy! Najlepszym przykładem jest jeździec, który chcąc zatrzymac konia jednocześnie ciągnie wodzami do tyłu i zakleszcza łydki-czy to nie jest nadmiar pomocy?To nie jest "za dużo" pomocy, to są źle użyte pomoce. Semantyka Niestety na początku się zdarza. Ludzie maja wiele odruchów bezwarunkowych, obronnych, których opanowanie zajmuje sporo czasu (przypadanie do konia, gwałtowne ściskania nogami, ciągnięcie za wodze, gdy się przestraszą). Ludzie na poczatku często się boją tego czego nie znają i czemu nie ufają (duuużym koniom, przy czym każdy koń jest duuuży) Opisane przeze mnie etapy jazdy konnej i tak przechodzi każdy. Możemy zaklinać rzeczywistość, ale nie zmianimy faktu że na początku nauki jest mały chaos z używaniem najprostszych sygnałów i ten dialog z koniem daleki jest od ideału. Komunikacja z koniem jest bezwładna, nieporadna i czasem po porstu nie działa. Bez względu na to jaką obierzemy drogę (instrukcji czy wyobraźni) początkujący nie raz i nie dwa spotka się z sytuacją w której po prostu nie będzie wiedział co ma zrobić (i sam nie zawsze wpadnie na dobre rozwiązanie).
Drakan Widać taki mój urok, że wywołuje kontrowersje, krucjaty i scysje ilekroć się odezwę - nawet nie ma większego znaczenia co powiem i tak "się dzieje" .
Drakan To nie jest "za dużo" pomocy, to są źle użyte pomoce. Semantyka Niestety na początku się zdarza.Nie powinno się zdarzać! Rolą instruktora jest tak uczyć aby tych nieporozumień między człowiekiem a koniem było jak najmniej. Po to są lekcje na lonży, by instruktor mógł podpowiedzieć koniowi co ma zrobić (z tego samego powodu uczę ludzi posługiwac się głosem, początkowo stale, potem stopniowo coraz mniej) a czlowiekowi wskazać, które z jego poczynań zaburzyło komunikację. Dlatego poczatkującemu NIGDY nie będę tłumaczyć WSPÓŁDZIAŁANIA pomocy. Na to przychodzi czas potem.
Drakan Czy kiedy proszę o podciagnięcie krzyża, bez unoszenie się w siodle (na strzemionach) z jednoczesnym użyciem obu łydek i oddaniem ręki - to tłumaczę to samo czy coś zupełnie innego ?
Drakan Sprawdzone systemy, które trudno nazwać nieefektywnymi (np. brytyjski system szkolenia jeździeckiego) bazują raczej na usestymatyzowanej wiedzy w formie instruktarzu a nie wyobraźni i dowolności w interpretacji zasad jazdy konnej. Ale w tej chwili nie mamy w Polsce żadnego systemu. I to niestety widać wszędzie wokół.
Drakan Widać taki mój urok, że wywołuje kontrowersje, krucjaty i scysje ilekroć się odezwę - nawet nie ma większego znaczenia co powiem i tak "się dzieje" .
Drakan To nie jest "za dużo" pomocy, to są źle użyte pomoce. Semantyka Niestety na początku się zdarza.Nie powinno się zdarzać! Rolą instruktora jest tak uczyć aby tych nieporozumień między człowiekiem a koniem było jak najmniej. Po to są lekcje na lonży, by instruktor mógł podpowiedzieć koniowi co ma zrobić (z tego samego powodu uczę ludzi posługiwac się głosem, początkowo stale, potem stopniowo coraz mniej) a czlowiekowi wskazać, które z jego poczynań zaburzyło komunikację. Dlatego poczatkującemu NIGDY nie będę tłumaczyć WSPÓŁDZIAŁANIA pomocy. Na to przychodzi czas potem.
Drakan Czy kiedy proszę o podciagnięcie krzyża, bez unoszenie się w siodle (na strzemionach) z jednoczesnym użyciem obu łydek i oddaniem ręki - to tłumaczę to samo czy coś zupełnie innego ?
Drakan Sprawdzone systemy, które trudno nazwać nieefektywnymi (np. brytyjski system szkolenia jeździeckiego) bazują raczej na usestymatyzowanej wiedzy w formie instruktarzu a nie wyobraźni i dowolności w interpretacji zasad jazdy konnej. Ale w tej chwili nie mamy w Polsce żadnego systemu. I to niestety widać wszędzie wokół.
Magda Pawlowicz Nie powinno się zdarzać! Rolą instruktora jest tak uczyć aby tych nieporozumień między człowiekiem a koniem było jak najmniej.Ale to nie są nieporozumienia, to reakcje instynktowne, które pojawiają się wyniku zagrożenia np. upadkiem. Nawet jeżeli ten "upadek" jest tylko możliwy a nie nieunikniony większość ludzi w czasie początkowych jazd, ściśnie konia mocniej lub przypadnie do końskiej szyi. Zdarza się to w sytuacji zagrożenia, którą każdy odbiera indywidualnie. Dla jednej osoby to będzie poniesienie galopem a dla innej zwykłe schylenie przez konia głowy do samej ziemi. Dopiero w trakcie procesu nauki jazdy konnej, przyszły jeździec nauczy się w tej samej sytuacji prostować i "otwierać" się, by "falować" z ruchem konia lub spokojnie opanować spłoszone zwierzę, zamiast lecieć na łeb jak kłoda. Trudno obarczać instruktora winą za takie sytuacje, jedynie czego można od niego wymagać to zachowania zimnej krwi i spokoju a także umiejętności szybkiego uspokojenia wystraszonego ucznia i konia.
Magda Pawlowicz Dlatego poczatkującemu NIGDY nie będę tłumaczyć WSPÓŁDZIAŁANIA pomocy. Na to przychodzi czas potem....Ręki nie musze kazać oddawać bo już jest oddana (albo uczeń nie ma wodzy w ręku albo są one całkowicie długie, trzymane za sam koniec), co najwyżej jeśli ktoś ma skłonność do wymachiwania rękami to jest to błąd, na którym się musimy skupić ZANIM dam wodze do reki.A ja właśnie tak to robię. Zaczynam naukę "od tyłka strony". Sprawdziłam ten sposób na wielu chętnych do nauki i dla mnie jest dobry. Wszystko zaczynam od dosiadu. Początkowe zajęcia na lonży to głównie praca nad dosiadem - równowagą, pracą krzyża, zwiększaniem lub po prostu opanowaniem ruchomości miednicy przy wyprostowaniu i zachowaniu rozluźnienia w barkach i nogach. Kiedy uczeń dostaje już wodze i zaczynamy jazdę po prostej i po łuku, większość teorii dosiadu i pomocy mamy wielokrotnie omówione, przerobione i spraktykowane na sucho (przez różne ćwiczenia, zabawy, eksperymenty). Dla moich uczniów taki sposób nauki się sprawdza, cóż poradzić
Poczatkującym absolutnie nie tłumaczę "jechania" konia dosiadem bo to prowadzi właśnie do jakiś podskoków w siodle.
Magda Pawlowicz A ja jednak myślę, że problem nie leży w systemie. Bo można jeździć "w zgodzie z koniem" na różne sposoby. I to o człowieka-instruktora czy też właściciela ośrodka chodzi a nie o system! czyli wracamy do punktu wyjścia-trzeba szkolić instruktorów! Tylko-jak?
Magda Pawlowicz A droga do eliminacji złych ośrodków, złych to jest takich gdzie ludzie sa uczenia na bazie końskiej (a często i ludzkiej!) krzywdy będzie ubywać, jak będzie przybywac dobrych miejsc!Tu daleko mi do optymizmu. Obecnie podstawowym kryterium wyboru ośrodka jest cena, dostępność i lokalizacja. Sprawa krzywdy, choćby ze względu na nieświadomość osób zaczynających naukę w ogóle nie bywa brana pod uwagę, co więcej często zdarza się, że nawet kiedy już świadomość się pojawi - zostaje się przy "starych śmieciach" bo nie ma dokąd iść (często wtedy też po prostu trywializuje się poważne problemy lub ignoruje ich istnienie). Poza tym nawet tu na forum poruszono temat braku konkurencyjności ośrodków "z zasadami". Po prostu zasady są kosztowne. Wypoczęte konie, doskonałe warunki nauki, dobrze opłacani, profesjonalni instruktorzy, dobry (w sensie wygodny dla koni i ludzi) sprzęt. To wszystko kosztuje. Ludzie rzadko mają ochotę ponosić współodpowiedzialność np. za stan konia na którym się uczą lub partycypować w realnych kosztach nauki. Obecnie cena 1/2 godziny zajęć w wielu ośrodkach ledwo przekracza cenę strzyżenia u fryzjera. Można podnosić świadomość społeczną, ale do tego potrzebne są akcje edukacyjne. Fundację ratujące zwierzęta (w tym konie) pracują od wielu lat nad podnoszeniem świadomości ludzi w kwestii cierpienia zwierząt. Efekty są, ale po miejskich i wiejskich ulicach widać, że jeszcze wiele do zrobienia. W przypadku koni pracujących w jeździectwie jeszcze nikt niczego nie zaczął. Są owszem jakieś kodeksy postępowania z koniem, ale samo środowisko przyznaje że to puste frazesy zupełnie ignorowane przez większość ludzi. Mamy już przepisy jasno określające warunki utrzymywania koni, teraz pora na znormalizowanie ich pracy. Czy ktoś z obecnych wie jak to jest rozwiązane w przypadku pracujących psów (ratunkowych, policyjnych) Jakie są normy ich pracy ?
I nie mam tu na myśli warunków, nieśmiertelnych "złotych klamek" tylko własnie podejście do jazdy, do konia samego w sobie.
Magda Pawlowicz Nie powinno się zdarzać! Rolą instruktora jest tak uczyć aby tych nieporozumień między człowiekiem a koniem było jak najmniej.Ale to nie są nieporozumienia, to reakcje instynktowne, które pojawiają się wyniku zagrożenia np. upadkiem. Nawet jeżeli ten "upadek" jest tylko możliwy a nie nieunikniony większość ludzi w czasie początkowych jazd, ściśnie konia mocniej lub przypadnie do końskiej szyi. Zdarza się to w sytuacji zagrożenia, którą każdy odbiera indywidualnie. Dla jednej osoby to będzie poniesienie galopem a dla innej zwykłe schylenie przez konia głowy do samej ziemi. Dopiero w trakcie procesu nauki jazdy konnej, przyszły jeździec nauczy się w tej samej sytuacji prostować i "otwierać" się, by "falować" z ruchem konia lub spokojnie opanować spłoszone zwierzę, zamiast lecieć na łeb jak kłoda. Trudno obarczać instruktora winą za takie sytuacje, jedynie czego można od niego wymagać to zachowania zimnej krwi i spokoju a także umiejętności szybkiego uspokojenia wystraszonego ucznia i konia.
Magda Pawlowicz Dlatego poczatkującemu NIGDY nie będę tłumaczyć WSPÓŁDZIAŁANIA pomocy. Na to przychodzi czas potem....Ręki nie musze kazać oddawać bo już jest oddana (albo uczeń nie ma wodzy w ręku albo są one całkowicie długie, trzymane za sam koniec), co najwyżej jeśli ktoś ma skłonność do wymachiwania rękami to jest to błąd, na którym się musimy skupić ZANIM dam wodze do reki.A ja właśnie tak to robię. Zaczynam naukę "od tyłka strony". Sprawdziłam ten sposób na wielu chętnych do nauki i dla mnie jest dobry. Wszystko zaczynam od dosiadu. Początkowe zajęcia na lonży to głównie praca nad dosiadem - równowagą, pracą krzyża, zwiększaniem lub po prostu opanowaniem ruchomości miednicy przy wyprostowaniu i zachowaniu rozluźnienia w barkach i nogach. Kiedy uczeń dostaje już wodze i zaczynamy jazdę po prostej i po łuku, większość teorii dosiadu i pomocy mamy wielokrotnie omówione, przerobione i spraktykowane na sucho (przez różne ćwiczenia, zabawy, eksperymenty). Dla moich uczniów taki sposób nauki się sprawdza, cóż poradzić
Poczatkującym absolutnie nie tłumaczę "jechania" konia dosiadem bo to prowadzi właśnie do jakiś podskoków w siodle.
Magda Pawlowicz A ja jednak myślę, że problem nie leży w systemie. Bo można jeździć "w zgodzie z koniem" na różne sposoby. I to o człowieka-instruktora czy też właściciela ośrodka chodzi a nie o system! czyli wracamy do punktu wyjścia-trzeba szkolić instruktorów! Tylko-jak?
Magda Pawlowicz A droga do eliminacji złych ośrodków, złych to jest takich gdzie ludzie sa uczenia na bazie końskiej (a często i ludzkiej!) krzywdy będzie ubywać, jak będzie przybywac dobrych miejsc!Tu daleko mi do optymizmu. Obecnie podstawowym kryterium wyboru ośrodka jest cena, dostępność i lokalizacja. Sprawa krzywdy, choćby ze względu na nieświadomość osób zaczynających naukę w ogóle nie bywa brana pod uwagę, co więcej często zdarza się, że nawet kiedy już świadomość się pojawi - zostaje się przy "starych śmieciach" bo nie ma dokąd iść (często wtedy też po prostu trywializuje się poważne problemy lub ignoruje ich istnienie). Poza tym nawet tu na forum poruszono temat braku konkurencyjności ośrodków "z zasadami". Po prostu zasady są kosztowne. Wypoczęte konie, doskonałe warunki nauki, dobrze opłacani, profesjonalni instruktorzy, dobry (w sensie wygodny dla koni i ludzi) sprzęt. To wszystko kosztuje. Ludzie rzadko mają ochotę ponosić współodpowiedzialność np. za stan konia na którym się uczą lub partycypować w realnych kosztach nauki. Obecnie cena 1/2 godziny zajęć w wielu ośrodkach ledwo przekracza cenę strzyżenia u fryzjera. Można podnosić świadomość społeczną, ale do tego potrzebne są akcje edukacyjne. Fundację ratujące zwierzęta (w tym konie) pracują od wielu lat nad podnoszeniem świadomości ludzi w kwestii cierpienia zwierząt. Efekty są, ale po miejskich i wiejskich ulicach widać, że jeszcze wiele do zrobienia. W przypadku koni pracujących w jeździectwie jeszcze nikt niczego nie zaczął. Są owszem jakieś kodeksy postępowania z koniem, ale samo środowisko przyznaje że to puste frazesy zupełnie ignorowane przez większość ludzi. Mamy już przepisy jasno określające warunki utrzymywania koni, teraz pora na znormalizowanie ich pracy. Czy ktoś z obecnych wie jak to jest rozwiązane w przypadku pracujących psów (ratunkowych, policyjnych) Jakie są normy ich pracy ?
I nie mam tu na myśli warunków, nieśmiertelnych "złotych klamek" tylko własnie podejście do jazdy, do konia samego w sobie.
Drakan Ale to nie są nieporozumienia, to reakcje instynktowne, które pojawiają się wyniku zagrożenia np. upadkiem. Nawet jeżeli ten "upadek" jest tylko możliwy a nie nieunikniony większość ludzi w czasie początkowych jazd, ściśnie konia mocniej lub przypadnie do końskiej szyi. Zdarza się to w sytuacji zagrożenia, którą każdy odbiera indywidualnie.
Drakan W pewnym sensie leży i nie leży. Ja na razie widzę to tak i postarajcie się spojrzeć na moje wywody jak najbardziej obiektywnie nie odnosząc tych słow osobiście do siebie. Uczy się w rózny sposób, własciwie co stajnia to inny rozkład wiedzy, inne wymagania w początkowych etapie (przyjmijmy pierwsze trzy miesiące), inny zakres tejże wiedzy do przyswojenia i inny zakres umiejętności praktycznych po tym okresie. W jednej stajni, najpierw jest jazda na lonży, szybko anglezowany kłus samodzielny lub w zastępie (pierwsze tygodnie). W innej przez pierwsze tygodnie tylko sam stęp i długa wodza (w jeszcze innej bez wodzy i wędzidła, czasem nawet bez siodła). Będą też takie miejsca w których w pierwszych 4 tygodniach już pojawią się koziołki lub wyjazdy w teren. Do czego to prowadzi - do chaosu. Własnie dlatego jakiś system bardzo by się przydał. Wystarczy spojrzeć na to od ucznia strony. Po kilku tygodniach w swojej macierzystej stajni był juz w terenie/skakał koziołki/sam jeździł kłusem, nawet udało mu się galopować. Jedzie do stajni obok i zonk! Inne konie, inny instryktor - albo zostanie cofnięty w nauce np. z powrotem na lonżę, albo (i tak też się zdarza) popchnięty mocniej do przodu.
Drakan Poziom umiejętności praktycznych będzie wtedy podobny, różnić się będzie drobiazgami - użytym sprzętem, drobnymi różnicami w dosiadzie i pomocach. Ideałem byłby jednak zaznaczenie stylu w tym "dyplomie", by jeździec trafiając z westowej stajni nie obrywał za błędne siedzenie w klasycznym siodle. Niemniej każdy instruktor będzie wiedział, co ten człowiek już naprawdę umie i czego może uczyć się w następnej kolejności. .
Drakan Fundację ratujące zwierzęta (w tym konie) pracują od wielu lat nad podnoszeniem świadomości ludzi w kwestii cierpienia zwierząt. Efekty są, ale po miejskich i wiejskich ulicach widać, że jeszcze wiele do zrobienia. W przypadku koni pracujących w jeździectwie jeszcze nikt niczego nie zaczął. Są owszem jakieś kodeksy postępowania z koniem, ale samo środowisko przyznaje że to puste frazesy zupełnie ignorowane przez większość ludzi. Mamy już przepisy jasno określające warunki utrzymywania koni, teraz pora na znormalizowanie ich pracy. Czy ktoś z obecnych wie jak to jest rozwiązane w przypadku pracujących psów (ratunkowych, policyjnych) Jakie są normy ich pracy ?
Drakan Ale to nie są nieporozumienia, to reakcje instynktowne, które pojawiają się wyniku zagrożenia np. upadkiem. Nawet jeżeli ten "upadek" jest tylko możliwy a nie nieunikniony większość ludzi w czasie początkowych jazd, ściśnie konia mocniej lub przypadnie do końskiej szyi. Zdarza się to w sytuacji zagrożenia, którą każdy odbiera indywidualnie.
Drakan W pewnym sensie leży i nie leży. Ja na razie widzę to tak i postarajcie się spojrzeć na moje wywody jak najbardziej obiektywnie nie odnosząc tych słow osobiście do siebie. Uczy się w rózny sposób, własciwie co stajnia to inny rozkład wiedzy, inne wymagania w początkowych etapie (przyjmijmy pierwsze trzy miesiące), inny zakres tejże wiedzy do przyswojenia i inny zakres umiejętności praktycznych po tym okresie. W jednej stajni, najpierw jest jazda na lonży, szybko anglezowany kłus samodzielny lub w zastępie (pierwsze tygodnie). W innej przez pierwsze tygodnie tylko sam stęp i długa wodza (w jeszcze innej bez wodzy i wędzidła, czasem nawet bez siodła). Będą też takie miejsca w których w pierwszych 4 tygodniach już pojawią się koziołki lub wyjazdy w teren. Do czego to prowadzi - do chaosu. Własnie dlatego jakiś system bardzo by się przydał. Wystarczy spojrzeć na to od ucznia strony. Po kilku tygodniach w swojej macierzystej stajni był juz w terenie/skakał koziołki/sam jeździł kłusem, nawet udało mu się galopować. Jedzie do stajni obok i zonk! Inne konie, inny instryktor - albo zostanie cofnięty w nauce np. z powrotem na lonżę, albo (i tak też się zdarza) popchnięty mocniej do przodu.
Drakan Poziom umiejętności praktycznych będzie wtedy podobny, różnić się będzie drobiazgami - użytym sprzętem, drobnymi różnicami w dosiadzie i pomocach. Ideałem byłby jednak zaznaczenie stylu w tym "dyplomie", by jeździec trafiając z westowej stajni nie obrywał za błędne siedzenie w klasycznym siodle. Niemniej każdy instruktor będzie wiedział, co ten człowiek już naprawdę umie i czego może uczyć się w następnej kolejności. .
Drakan Fundację ratujące zwierzęta (w tym konie) pracują od wielu lat nad podnoszeniem świadomości ludzi w kwestii cierpienia zwierząt. Efekty są, ale po miejskich i wiejskich ulicach widać, że jeszcze wiele do zrobienia. W przypadku koni pracujących w jeździectwie jeszcze nikt niczego nie zaczął. Są owszem jakieś kodeksy postępowania z koniem, ale samo środowisko przyznaje że to puste frazesy zupełnie ignorowane przez większość ludzi. Mamy już przepisy jasno określające warunki utrzymywania koni, teraz pora na znormalizowanie ich pracy. Czy ktoś z obecnych wie jak to jest rozwiązane w przypadku pracujących psów (ratunkowych, policyjnych) Jakie są normy ich pracy ?
Różnimy sie bardzo w sposobie szkolenia. Ja unikam koni, które już nie reagują na błędy. Jeżeli koń przestaje reagować i idzie jak po sznurku bez względu na to co jeździec wyprawia - dostaje przydział na wakacje, nawet roczne. W szkoleniu przestaje być przydatny a obojętność uznaję za syndrom "wypalenia". Odpocznie, popasie się i wróci
Cyt. "I wtedy te przypadkowe działania nic nie psują, bo koń po prostu wie, że one sa przypadkowe. Natomiast należy starać się unikać takich zachowań uczniów na etapie, kiedy już jeżdżą sami."
Staram się, by koń nie musiał decydować czy ma na sygnał reagować czy nie - od decydowania jest jeździec. Poza tym zawsze uważałam, że tam gdzie jeździec nie musi uważac na to co i jak robi, nauka trwa dwa razy dłużej. Po pierwsze jeździec nabywa złudnego przekonania, że koń dobrze go rozumie (choc koń tak naprawdę po prostu nie reaguje na błędy) Po drugie wykorzenianie nawyków których dzięki temu nabędzie, będzie się długo za nim ciągneło (błędne używcie pomocy ponieważ koń i tak nie reagował na ich używanie). Zauważyłam, że nawet u względnie opanowanej osoby zastąpienie wrodzonych reakcji lękowych (a nie błędnego używania pomocy) rozluźnieniem mięśni i przyjęciem pozycji wyprostowanej zajmuje kilka miesięcy regularnej pracy nad sobą. Zatem gratuluję, że Tobie udaje się to trwale uzyskać już na etapie lonży.
Cyt. "Jeśli przeczyta choćby to forum to będzie wiedzieć czego powinna oczekiwać w szkółce! I to jest moim zdaniem podstawa: EDUKACJA a nie UNIFIKACJA! Również edukacja tych ludzi, którzy jeszcze na koniu nie siedzieli "
Na forach też można zniszczyć niepochlebnymi wpisami całkiem porządny ośrodek - przecież zależy kogo zapytasz o opinię. A opinie są subiektywne a nie obiektywne. Z jednej strony cieszę się, że się kompletnie nie rozumiemy. Jest mi już obojętne czy uznasz ten wpis za agresywny i reszta towarzystwa zlinczuje mnie przykładnie ... ja kończę ten wątek, jak wspomniałam wczęsniej - nic kompletnie z tej pogadanki nie wynika (a wszyscy i tak za kilka tygodni o niej zapomną) ...
Jeżeli koń będzie reagował na każdy sygnał jeźdźca to jak na tym koniu zrobić młynek? Albo martwego indianina?
Koń to nie automat i ma rozum! I jest w stanie pojąć, że jak jest na lonży to ma większą część swojej uwagi skupić na lonżującym a tylko trochę na jeźdźcu:-) I nie ma to nic wspólnego z wypaleniem, to zupełnie inne zjawisko! Bo jak tego konia "spuszczę" z lonży to zacznie uważać na jeźdźca.
Na kursach samochodowych też nie dają do nauki porsche prawda?
Na każdym etapie nauki potrzebny jest trochę inny koń-poczatkowo głównie bardzo spokojny, pewny, reagujący dość WOLNO (co nie znaczy opieszale) na dość wyraźne sygnały jeźdźca. Dopiero po pewnym czasie potrzebny jest koń subtelny, elektryczny. Wtedy kiedy jeździec stosuje już pomoce pewnie i nie ma działań przypadkowych...
Ważne żeby nie sadzać małego jeźdźca na zbyt dużego konia...
...bo nie wiadomo, co z niego potem wyrośnie
Na obu zdjęciach Diego Ventura, rejoneador.
Co do meritum, jestem za tym żeby każdy uczył po swojemu - np. Julia z Orla po swojemu, Rancho Stokrotka po swojemu, Magda i Tomek po swojemu. Drakan też wtedy koniarz, młody czy niemłody, może każdego z nich odwiedzić i od każdego się czegoś nowego nauczyć. Nie wyobrażam sobie co by było, gdyby wszyscy mieli prikaz robić to samo
A raczej wyobrażam sobie, że byłoby nudno 8)
Cytat:Można wyznaczyć np. "progi" (najlepiej skończone czymś na podobieństwo egzaminu i uzyskaniu choćby pamiątkowego dyplomu).
Cytat:Można wyznaczyć np. "progi" (najlepiej skończone czymś na podobieństwo egzaminu i uzyskaniu choćby pamiątkowego dyplomu).
Czyszczenie, siodłanie, oczywiście cały czas ktoś z nią jest przy koniu. Koń mały z "konikopochodnych" czyli poniżej 140 cm.
Lonża pół godziny, głównie ćwiczenia, przeplatane to króciutkimi nawrotami jazdy jogiem, początkowo w strzemionach i z uchwytem za siodło, jak tylko widzę że siedzi to namawiam, żeby puścić się siodła rękami. POtem tymi rękami machamy na wszystkie strony:-)
Dalej to w zależności od tego ile zdążę (głównie to zalezy od tego na ile sprawnie wychodzą ćwiczenia) zaczynamy wstawanie w strzemionach-oczywiście w stępie. I tu tez zalezy jak wychodzi, bo cześć dzieciaków łapie równowagę bardzo szybko a część nie.
Jeśli równowaga w jogu była dobra to czasem robię tez nawrót jogu bez strzemion.
Na koniec daję dziecku wodze "do potrzymania" czyli pokazuję jak ułożyć rękę na wodzach i jak je trzymać żeby były całkiem luźne.
A jeszcze-zakłusowania (jogiem oczywiście, ale termin zajoguj jest chyba idiotyczny) robi uczeń sam-czyli ma namówić konia, żeby ruszył, podtrzymania ruchu już ja pilnuję
Oczywiście po jeździe rozbieramy konia, polewamy wodą (w zalezności od temperatury oczywiście)
PS taki temat znalazłam apropos szkolenia dzieci:
http://www.swiatkoni.pl/forum/topic/6280...da-wloska/