Kompetencje kadry instruktorskiej
Kompetencje kadry instruktorskiej
W zupełności zgadzam się z Anią. Mnie dziwi to się dzieje, bo przecież nawet małe dzieci na kółkach piłkarskich doskonale wiedzą co to jest rozgrzewka i po co się to robi. Nikt tam też nie protestuje przeciw "nudnym" podaniom i innym ćwiczeniom szlifującym umiejętności piłkarskie. Ciekawe jaka byłby wypadkowość w sportach kontaktowych, gdyby trenerzy zamiast ćwiczeń od razu pozwalali na sparingi ? Mówie tu cały czas o klubach amatorskich i rekreacyjnych. Tymczasem nasza "koniarska" rodzina nieomal każdemu gotowa jest oferować to co najtrudniejsze (np. zbieranie, skoki) od samego początku, bo a nuż-widelec się klient zniechęci i więcej nie przyjdzie !? Tereny na pierwszej jeździe, galopy już po tygodniu ...Tego co się dzieje z jeździectwem nie popsuły krasnoludki ...
Jacek doskonale ujął to, co jest częstym widokiem (wrażenia słuchowe też są identyczne z przytoczonymi) na ujeżdżalniach różnej maści "ośrodków jazdy konnej". Brak znajomości podstaw jeździeckich a tym samym kompletny brak wiedzy o sposobach relatywnie prawidłowej komunikacji z koniem jest powszechny. Jednocześnie w nieomal każdej szkółce "odchodzą" takie kwiatki jak nauka zbierania czy przestawiania zadu. Ja pytam - jak można uczyć przestawiania zadu (a precyzyjnie rzecz ujmując zwrotu na przodzie) kogoś, kto nie ma bladego pojęcia o prawidłowym używaniu pomocy naturalnych (łydki, ręki) i wszystko musi przyklepać palcatem. Który to palcat, często w szkółkach jest używany jako jedyna i niezawodna "pomoc" - taki "lek" na wszystko. Ruszanie -palcat, kłus - palcat, galop - palcat, nie słucha - palcat i na koniec, żeby koń zapamiętał sobie na przyszłość - profilaktycznie - palcat. Nie trzymany w rączce a używany wzdłuż i w poprzek ... konia.
Tomkupawwaw cytując Twoje słowa : "Jak dla mnie to często problem polega na tym, że instruktorzy usiłują od razu uczyć zaawansowanych elementów zaniedbując podstawy" Święte słowa. Oglądałam Wasz film pt. "Fryzy pod siodłem" http://www.youtube.com/watch?v=18AhHbkjX...ature=plcp I powtarzam za Tobą - problem polega na tym, że instruktorzy usiłują od razu uczyć zaawansowanych elementów zaniedbując podstawy.
Pytam jak można uczyć tak złożonych elementów kogoś, kto nie potrafi swobodnie siedzieć, nie panuje nad własnym ciałem (powszechnie w wielu szkółkach jest kładzenie się na koniu, pochylanie do przodu, unoszenie rąk, podciąganie kolan, zostawanie za ruchem konia lub wyskakiwanie przed). Magda martwi się o obcasiki. Gdyby u mnie ktoś siedział i trzymał stopy w strzemionach jak widoczna w w/w filmie Sara, pewnie też obecność obcasów ze względów bezpieczeństwa takiego jeźdźca, spędzałaby mi sen z powiek. Jak jeździec ma sprawnie i z wyczuciem użyć pomocy jeździeckich, by osiągnąć zamierzony cel, skoro najczęściej nawet instruktor ma tylko mgliste o tym pojęcie ? Jeżeli to jest ta bezstresowa metoda nauczania początkowego polegająca na pozwalaniu robienia na koniu, co się komu podoba, byle miał wygodnie - to powtórzę za Jackiem - GDZIE W TYM WSZYSTKIM JEST KOŃ ?
Takie nauczanie wnosi chaos i psuje jeździectwo. O niszczeniu końskiej psychiki nie wspominając, szkodzi to końskim grzbietom, nogom i karkom. Szkodzi w końcu samym jeźdźcom. Czego nauczy się ta dziewczynka o której wspomniał Jacek ? A czego nauczy się ten chłopak z filmu ? Gdzie tu miłość do koni ? A zapewne oboje zapytani, bez wahania odpowiedzą, że kochają konie. Gdzie instruktor, który powinien być adwokatem niemego skądinąd konia. To jego rola - uczyć kolejne pokolenia zrozumienia, empatii i szacunku dla zwierzęcia, które ich nosi na własnym grzbiecie.
Jakkolwiek mizernym się wydaje debatowanie o tym ważnym problemie na naszym forum - trzeba zacząć o tym mówić. I to gdzie się tylko da! Wystarczająco długo przymykano oczy i udawano, nic się nie dzieje. A przecież dzieje się wiele złego. Też nie jestem bez winy, bo można robić o wiele więcej niż tylko pilnować własnego ogródka. My Polacy kochamy konie i "kochamy" się nad nimi znęcać.
Co do kawalerii i Instrukcji. W moim mniemaniu nie jest to zły podręcznik, ba jest nawet dobry. Jedyne o czym trzeba pamiętać to fakt, że Instrukcja nie uczy podstawy (czyli jak siedzieć i jak rozmawiać z koniem używając pomocy jeździeckich). Żeby ją stosować, podstaw trzeba nauczyć się wcześniej i dlatego zrozumiałym jest, że nie ma tam wiele o dosiadzie. Instrukcja to wytyczne jak prowadzić szkolenie do określonego w niej celu - dobrego zespołu bojowego koń/jeździec. Opieranie się w nauczaniu początkowym tylko na niej nie skoczy się dobrze, ale może być pomocna w układaniu programu wielu ciekawych zajęć na koniu.
Hm :roll: O moje wielkie szczęście, że nie spotkałam jeszcze w życiu Takiego instruktora jak na filmie z fryzami. Dzięki. Co do palcatów i batów, moje skromne doświadczenie z nauką na moich własnych koniach, pokazuje, że nie dawaj bata jak kogoś dopiero poznajesz, bo raz sprowokowana widokiem bata "na wędkę" przy zagalopowaniu chciałam sama użyć go na człowieku. Gdzieś takich rzeczy uczą...
Kompetencje... wspomniałam o czasie, kasie, rozgrzewkach prowadzonych przez instruktora, ale nie o organizacji pracy, a ta często nie zależy od niego samego. Dostosowanie się do określonego czasu nadanego przez pracodawcę jest całkiem niezłą presją. Miałam kiedyś jazdy rano i po południu w soboty i niedziele. Po 7-10 osób na jeździe. Przybieram skalę umiejętności 1-10, było i 1 i 10. Jak poprowadzić jazdę 1,5 ha ( w tym czyszczenie i ubieranie koni ) z 10-ma osobami w tym 2 na lonży, kilka osób czekało na trybunach na zamiany, z nikim tak naprawdę od początku do końca nic nie można było zrobić. Doceniam jazdy indywidualne, takim trybem byłam uczona i wierzę, ze jest to najefektywniejszy sposób nauki. Nie dziwię się więc, że ci z nas, którzy coś chcą innym przekazać, ciągle pobierają lekcje po to, by uczyć innych. A jeśli istnieje możliwość, zakładają małe ośrodki z możliwie dobrym zapleczem instruktorsko-trenerskim, bez ogólnie rozumianych szkółek, z nastawieniem na indywidualny tryb nauki i z uwzględnieniem pełnego znaczenia słowa "DOBROSTAN'' koni.
Drakan Ja pytam - jak można uczyć przestawiania zadu (a precyzyjnie rzecz ujmując zwrotu na przodzie) kogoś, kto nie ma bladego pojęcia o prawidłowym używaniu pomocy naturalnych (łydki, ręki) i wszystko musi przyklepać palcatem. Który to palcat, często w szkółkach jest używany jako jedyna i niezawodna "pomoc" - taki "lek" na wszystko. Ruszanie -palcat, kłus - palcat, galop - palcat, nie słucha - palcat i na koniec, żeby koń zapamiętał sobie na przyszłość - profilaktycznie - palcat. Nie trzymany w rączce a używany wzdłuż i w poprzek ... konia.
Pytam jak można uczyć tak złożonych elementów kogoś, kto nie potrafi swobodnie siedzieć, nie panuje nad własnym ciałem (powszechnie w wielu szkółkach jest kładzenie się na koniu, pochylanie do przodu, unoszenie rąk, podciąganie kolan, zostawanie za ruchem konia lub wyskakiwanie przed). Magda martwi się o obcasiki. Gdyby u mnie ktoś siedział i trzymał stopy w strzemionach jak widoczna w w/w filmie Sara, pewnie też obecność obcasów ze względów bezpieczeństwa takiego jeźdźca, spędzałaby mi sen z powiek. Jak jeździec ma sprawnie i z wyczuciem użyć pomocy jeździeckich, by osiągnąć zamierzony cel, skoro najczęściej nawet instruktor ma tylko mgliste o tym pojęcie ? Jeżeli to jest ta bezstresowa metoda nauczania początkowego polegająca na pozwalaniu robienia na koniu, co się komu podoba, byle miał wygodnie - to powtórzę za Jackiem - GDZIE W TYM WSZYSTKIM JEST KOŃ ?
Takie nauczanie wnosi chaos i psuje jeździectwo. O niszczeniu końskiej psychiki nie wspominając, szkodzi to końskim grzbietom, nogom i karkom. A czego nauczy się ten chłopak z filmu ? Gdzie tu miłość do koni ? A zapewne oboje zapytani, bez wahania odpowiedzą, że kochają konie. Gdzie instruktor, który powinien być adwokatem niemego skądinąd konia. To jego rola - uczyć kolejne pokolenia zrozumienia, empatii i szacunku dla zwierzęcia, które ich nosi na własnym grzbiecie.
Drakan Ja pytam - jak można uczyć przestawiania zadu (a precyzyjnie rzecz ujmując zwrotu na przodzie) kogoś, kto nie ma bladego pojęcia o prawidłowym używaniu pomocy naturalnych (łydki, ręki) i wszystko musi przyklepać palcatem. Który to palcat, często w szkółkach jest używany jako jedyna i niezawodna "pomoc" - taki "lek" na wszystko. Ruszanie -palcat, kłus - palcat, galop - palcat, nie słucha - palcat i na koniec, żeby koń zapamiętał sobie na przyszłość - profilaktycznie - palcat. Nie trzymany w rączce a używany wzdłuż i w poprzek ... konia.
Pytam jak można uczyć tak złożonych elementów kogoś, kto nie potrafi swobodnie siedzieć, nie panuje nad własnym ciałem (powszechnie w wielu szkółkach jest kładzenie się na koniu, pochylanie do przodu, unoszenie rąk, podciąganie kolan, zostawanie za ruchem konia lub wyskakiwanie przed). Magda martwi się o obcasiki. Gdyby u mnie ktoś siedział i trzymał stopy w strzemionach jak widoczna w w/w filmie Sara, pewnie też obecność obcasów ze względów bezpieczeństwa takiego jeźdźca, spędzałaby mi sen z powiek. Jak jeździec ma sprawnie i z wyczuciem użyć pomocy jeździeckich, by osiągnąć zamierzony cel, skoro najczęściej nawet instruktor ma tylko mgliste o tym pojęcie ? Jeżeli to jest ta bezstresowa metoda nauczania początkowego polegająca na pozwalaniu robienia na koniu, co się komu podoba, byle miał wygodnie - to powtórzę za Jackiem - GDZIE W TYM WSZYSTKIM JEST KOŃ ?
Takie nauczanie wnosi chaos i psuje jeździectwo. O niszczeniu końskiej psychiki nie wspominając, szkodzi to końskim grzbietom, nogom i karkom. A czego nauczy się ten chłopak z filmu ? Gdzie tu miłość do koni ? A zapewne oboje zapytani, bez wahania odpowiedzą, że kochają konie. Gdzie instruktor, który powinien być adwokatem niemego skądinąd konia. To jego rola - uczyć kolejne pokolenia zrozumienia, empatii i szacunku dla zwierzęcia, które ich nosi na własnym grzbiecie.
Magdo, zapewne ani Drakan, ani ja nie jesteśmy przeciwne używania bata, przecież czasem jeździ się z dwoma :wink: , lecz wpajano we mnie stopniowanie nacisku/pomocy, a o ile pamiętam (filmik obejrzałam raz) zwróciło moja uwagę to, że często pierwszą pomocą jest bat (np. przy nauce zwrotu na zadzie, a nie "przesuwaniu zadu"). Instruktor powinien również dysponować właściwym nazewnictwem. Jeśli chodzi o naukę filmowego "przestawiania zadu", co facet robi na krzesełku? Widziałam kiedyś podobnego pana, jeszcze z papierosem w buzi :roll: . Czyli mamy zaakceptować bat zamiast instruktora pomagającego z ziemi koniowi zrozumieć istotę tego, co jest wymagane w danej chwili? Poza tym jestem zdania, że nie nauczysz konia i jeźdźca jednocześnie.
Drakan Szanowne Forum - moim zamysłem jest by w dyskusji spróbować wyłonić choćby zarys ujednoliconego systemu szkolenia jeździeckiego w Polsce. By spróbować nakreślić ramy, które powinien znać każdy instruktor. Mam nadzieję, że przy tak zróżnicowanym gronie (klasycy, naturalsi, miłosnicy starych szkół jeździeckich) uda nam się rozpocząć ten temat i nadać mu kierunek, a co za tym idzie zapoczątkować zmiany, które na pewno docenią jeźdzcy. Poprawią się też warunki pracy koni, szczególnie tych szkółkowych (których obecny los jest jednym z najgorszych w "koniarskim" świecie).
Cytat: Dostosowanie się do określonego czasu nadanego przez pracodawcę jest całkiem niezłą presją. Miałam kiedyś jazdy rano i po południu w soboty i niedziele. Po 7-10 osób na jeździe. Przybieram skalę umiejętności 1-10, było i 1 i 10. Jak poprowadzić jazdę 1,5 ha ( w tym czyszczenie i ubieranie koni ) z 10-ma osobami w tym 2 na lonży, kilka osób czekało na trybunach na zamiany, z nikim tak naprawdę od początku do końca nic nie można było zrobić.
Drakan Szanowne Forum - moim zamysłem jest by w dyskusji spróbować wyłonić choćby zarys ujednoliconego systemu szkolenia jeździeckiego w Polsce. By spróbować nakreślić ramy, które powinien znać każdy instruktor. Mam nadzieję, że przy tak zróżnicowanym gronie (klasycy, naturalsi, miłosnicy starych szkół jeździeckich) uda nam się rozpocząć ten temat i nadać mu kierunek, a co za tym idzie zapoczątkować zmiany, które na pewno docenią jeźdzcy. Poprawią się też warunki pracy koni, szczególnie tych szkółkowych (których obecny los jest jednym z najgorszych w "koniarskim" świecie).
Cytat: Dostosowanie się do określonego czasu nadanego przez pracodawcę jest całkiem niezłą presją. Miałam kiedyś jazdy rano i po południu w soboty i niedziele. Po 7-10 osób na jeździe. Przybieram skalę umiejętności 1-10, było i 1 i 10. Jak poprowadzić jazdę 1,5 ha ( w tym czyszczenie i ubieranie koni ) z 10-ma osobami w tym 2 na lonży, kilka osób czekało na trybunach na zamiany, z nikim tak naprawdę od początku do końca nic nie można było zrobić.
asio Magdo, zapewne ani Drakan, ani ja nie jesteśmy przeciwne używania bata, przecież czasem jeździ się z dwoma :wink: , lecz wpajano we mnie stopniowanie nacisku/pomocy, a o ile pamiętam (filmik obejrzałam raz) zwróciło moja uwagę to, że często pierwszą pomocą jest bat (np. przy nauce zwrotu na zadzie, a nie "przesuwaniu zadu"). Instruktor powinien również dysponować właściwym nazewnictwem. Jeśli chodzi o naukę filmowego "przestawiania zadu", co facet robi na krzesełku? Widziałam kiedyś podobnego pana, jeszcze z papierosem w buzi :roll: . Czyli mamy zaakceptować bat zamiast instruktora pomagającego z ziemi koniowi zrozumieć istotę tego, co jest wymagane w danej chwili? Poza tym jestem zdania, że nie nauczysz konia i jeźdźca jednocześnie.
asio Magdo, zapewne ani Drakan, ani ja nie jesteśmy przeciwne używania bata, przecież czasem jeździ się z dwoma :wink: , lecz wpajano we mnie stopniowanie nacisku/pomocy, a o ile pamiętam (filmik obejrzałam raz) zwróciło moja uwagę to, że często pierwszą pomocą jest bat (np. przy nauce zwrotu na zadzie, a nie "przesuwaniu zadu"). Instruktor powinien również dysponować właściwym nazewnictwem. Jeśli chodzi o naukę filmowego "przestawiania zadu", co facet robi na krzesełku? Widziałam kiedyś podobnego pana, jeszcze z papierosem w buzi :roll: . Czyli mamy zaakceptować bat zamiast instruktora pomagającego z ziemi koniowi zrozumieć istotę tego, co jest wymagane w danej chwili? Poza tym jestem zdania, że nie nauczysz konia i jeźdźca jednocześnie.
Popieram to co piszesz Jacku w stu procentach, mimo, że już raz przez to NIE straciłam pracę i wylądowałam z dwoma końmi "na ulicy" Teraz mam swoją stajnię i odmawiam klientom, którzy mają problem z dostosowaniem się do moich zasad. A wymogi mam takie:
1) Zaświadczenie od lekarza o braku przeciwwskazań do uprawiania jazdy konnej i podpisanie przez jeźdźca/rodzica jeźdźca deklaracji, że zdaje sobie sprawę z tego, że jeździectwo to niebezpieczny sport i zrzeka się roszczeń wobec mnie gdyby zdarzył się nieszczęśliwy wypadek.
2) Podpisanie się przez jeźdźca pod krótkim regulaminem z zasadami bezpieczeństwa obowiązującymi w stajni i na ujeżdżalni (maluszkom zasady czytają rodzice, a potem ja pilnuję, żeby im się utrwaliły).
3) Lekcje odbywają się minimum dwa razy w tygodniu, a nieobecności należy odrobić.
4) 30 pierwszych lekcji odbywa się na lonży i kosztuje pełną stawkę za 30 minut w siodle. Potem lekcje trwają godzinę (to ograniczenie musiałam nałożyć sama na siebie).
5) Jeździec musi pojawić się w stajni minimum pół godziny przed jazdą, żeby przygotować konia i zostać 15 minut po jeździe, żeby konia "rozebrać" i posprzątać po sobie.
6) Jeździec musi być zaangażowany w lekcje i mieć chęć się uczyć. Nigdy nie uczę dzieci, których rodzice chcą żeby były jeźdźcami bardziej niż one. Zawsze też rozstaję się z klientami, którzy nie mają predyspozycji do jazdy konnej (np. z patologicznymi gadułami Nie kontynuuję też treningu z osobami, które nie mogą pojąć, że koń nie jest rzeczą i należy mu się szacunek i subtelne traktowanie).
W zamian za to zapewniam:
1) Moje pełne zaangażowanie.
2) Dobrze przygotowane do zadania, zdrowe i zrównoważone konie.
3) Bezpieczne warunki do nauki (ogrodzona ujeżdżalnia z równą nawierzchnią, sprawny sprzęt, atestowane kaski, żadnych karkołomnych ćwiczeń i hartowania ducha w stylu wojskowym)
4) Atmosferę sprzyjającą nauce i aktywnemu odpoczynkowi (żadnych wrzasków, bluzgów i krytykanctwa, indywidualne lekcje)
5) Profesjonalizm (wiem co robię i potrafię w pełni uzasadnić każde zadane ćwiczenie).
No ale nie zawsze tak było. Prowadziłam jazdy w sposób niekompetentny, moje konie nie zawsze były przygotowane jak należy, brałam w teren początkujących jeźdźców i nauczałam kompletnych bzdur, powtarzając za innymi jak papuga. Wszystkiego co dzisiaj wiem musiałam nauczyć się sama, czytając, eksperymentując, i doczytując i powtarzając eksperymenty. W jednolity system nauczania nie wierzę, chyba że opierałby się na znajomości psychologii i anatomii jeźdźca i konia oraz podstawowych zasadach humanitaryzmu i nie zakładałby z góry żadnego stylu jazdy. Może Hipologia jako stowarzyszenie zacznie szkolić instruktorów? Bo na skostniały PZJ nie ma co liczyć. Jeśli działają u nas instruktorzy PNH to czemu nie mieliby działać instruktorzy Hipologii?
Jacku- była to "niezła jazda", miałam pracę,jeśli bym zrezygnowała, następny nie powiedziałby "NIE" bo za pracą jakąkolwiek idzie pieniądz (pomimo iż niewielki, to jednak) drugi raz na coś takiego się nie piszę, ale cóż, człowiek się uczy na błędach. Organizacyjnie była to klapa.
-Sorki, ze w pospiechu pomyliłam h z ha, chodziło oczywiście o 1,5h...
Magdo- wątek fajny może, ale pass, bo nie chcę się ani sprzeczać, a w wielu wypowiedziach Cię rozumiem, wspieram i wierzę, że konie są na pierwszym miejscu.
I podoba mi się Julia z Zasadami
tak
co do zasad Julii ja mam tylko jedną uwagę, zresztą już o tym pisałam-uważam, że jeździec rekreacyjny nie musi być tak 100% zdrowy jak zawodnik. Wymaganie zaświadczenia od lekarza uważam za lekką przesadę ale nie ma w tym w sumie nic złego.
Ja jednak uwazam, że ludzie mniej sprawni też mają prawo jeździć. Inna sprawa, że taki zwykły lekarz "rodzinny" tak naprawdę nic nie sprawdzi...
Wymagasz Julio zaświadczenia od jakiegokolwiek lekarza?
Natomiast cała reszta zasad jest jak najbardziej ok.
Chodzi mi o zaświadczenie od lekarza rodzinnego. Taki lekarz w razie wątpliwości może odesłać klienta do specjalisty (ja lekarzem nie jestem, i nie wiedziałabym do jakiego). Sprawności 100% absolutnie nie wymagam, ale staram się zabezpieczać na wypadek gdyby ktoś miał np. jakieś problemy z kręgosłupem, które mogłyby pogłębić się w wyniku jazdy konnej. Niektórzy ludzie bywają koszmarnie roszczeniowi, nawet tacy co robią jak najlepsze pierwsze wrażenie. Wolę dmuchać na zimne, niż się potem procesować z kimś takim.
A co do tej sprawności to jest tak, że dzieci odjęte od komputera, z nadwagą, brakiem jakiejkolwiek koordynacji ruchowej i "zanikiem" mięśni uczy się 10 razy trudniej. Ja biorę takie dzieci, ale mówię rodzicom prosto z mostu, że postępy będą wolniejsze, bo dziecko nie ma podstawowej kondycji i pierwsze zajęcia będą bardziej ogólnorozwojowe niż specjalistyczne. No i niestety jest tak, że te dzieci rzadko się wkręcają w jeździectwo, bo frustrują się brakiem spektakularnych efektów. Rodzice takich dzieci rzadko są wsparciem, bo często sami są w podobnym stanie albo kondycja ich dziecka nie jest dla nich aż takim problemem. Otyłych osób dorosłych nie biorę na lekcje. Zdarzyło mi się kilka razy, że musiałam odmówić i zawsze było to niezręczne, ale dobro koni jest dla mnie na pierwszym miejscu.
Takie podejście jak najbardziej rozumiem i akceptuję.
Co do otyłych-ja mam jednego takiego konia, na którego mogę wsadzić "wagę ciężką".
Zresztą z tą dużą wagą to trochę jest tak, że jeśli delikwent jest ciężki ale sprawny fizycznie to może nawet koniowi stosunkowo mało przeszkadzać. Oczywiście trzeba mieć dobre siodło dla takich ludzi-z długimi, szerokimi ławkami. Ja używam siodeł west.
Gorzej jak człowiek jest jednocześnie ciężki i bardzo mało sprawny, wtedy faktycznie jest już problem...
Zaświadczenie od lekarza... Ja jestem przeciwny, podobnie jak co do ilości 30 godzin na początku. Pomijam to, że ktoś się zniechęci do konkretnej szkoły. Gorzej, że najczęściej zniechęca się do jeździectwa i odchodzi do czegokolwiek innego. Już to widziałem. I żeby nie było - jestem za szkoleniem i to możliwie pełnym i właściwym, zwłaszcza na początku.
Zaświadczenie ma moim zdaniem sens w kilku przypadkach :
- Jeżeli szkolimy zawodnika (to wychodzi automatycznie bo organizatorzy zawodów, nawet tzw towarzyskich z reguły takiego kwitu wymagają)
- Jeżeli będziemy w toku szkolenia wymagać niebezpiecznych i wyjątkowo ciężkich ćwiczeń (np kaskaderka)
- Jeżeli nasz uczeń wykazuje jakieś wyraźne dysfunkcje lub przebył niedawno jakieś poważne urazy
W przypadku jazdy spacerowej wydaje mi się to zbytkiem ostrożności, chociaż może zabezpieczyć instruktora przed ewentualną odpowiedzialnością w razie poważnego wypadku.
Co do ćwiczeń na lonży to wg mnie ich ilość i czas powinno się dostosowywać indywidualnie, o ile jest taka możliwość. Z reguły uczeń po kilku najwyżej lekcjach na lonży jest w stanie samodzielnie prowadzić konia w stępie i wolnym kłusie, co stanowi urozmaicenie nudnego bądź co bądź początkowego treningu. Działa też pozytywnie motywująco, bo nasz uczeń ma okazję szybko wykorzystać praktycznie świeżo nabyte umiejętności. Oczywiście do ćwiczeń na lonży dobrze jest wracać dość często i to nie tylko na samym początku.
Co do postulowanego tutaj jednolitego programu szkolenia to nie wydaje mi się on w ogóle możliwy, ani też celowy. Jednolity program premiuje przeciętność. Nie wyobrażam też sobie możliwości kontroli jego przestrzegania (postawimy przy każdym instruktorze strażnika?). Zresztą po przejściu jeździectwa "do cywila" realnie chyba nigdzie już on nie egzystuje. Różni trenerzy pracują w różny sposób osiągając dobre efekty.
Może istnieć ale raczej w formie zaleceń pewien "ramowy schemat szkolenia" z pewnymi "szczeblami drabiny" (ale nie powinien on wtłaczać wszystkich w ściśle określone ramy).
Raczej powinien on wskazywać hierarchcię celów do osiągnięcia (i upieram się przy tym że maneżowy dosiad nie musi być na początku drabiny) Oczywiście dbałość o konia musi być zachowana na każdym etapie szkolenia.
Język instruktora powinien być jasny i zrozumiały i tu mam sporo zastrzeźeń do stosowanych powszechnie terminów (np "oparcie na wodzach" "koń zamknięty w pomocach" "wjeżdżanie łydką na zamkniętą rękę") które często są mało zrozumiałe albo wręcz mylące.
Podobnie prosty i zrozumiały dla konia powinien być "język pomocy" Zawsze należy zaczynać od działań najprostszych i stosowanych osobno, jako najbardziej zrozumiałych dla konia i jeźdźca.
Ten "ramowy program" widzę mniej więcej tak:
1- Jazda w podstawowych ruchach na jednym śladzie, lekki dosiad , utrzymywanie równego tempa i nieruchomość na luźnych wodzach, przejeżdżanie drągów w stępie i kłusie
2- Regulowanie tempa , zatrzymanie z kłusa i ruszenie kłusem, przesuwanie zadu w miejscu, galop przez drągi, kłus ćwiczebny, cofanie
3- Utrzymywanie ustawienia na wodzach (w krótkich nawrotach)i "żucie z ręki" , zwrot na zadzie, zatrzymanie z galopu, skok przez pojedynczą przeszkodę
Te wszystkie elementy wykonywane są w naturalnej równowadze konia. Na tym etapie uczeń powinien możliwie często jeździć w terenie.
II etap:
1- Pogłębiony dosiad, chody boczne (po kilka kroków w stępie), galop w szybkim tempie, pokonywanie kilku przeszkód, utrzymywanie ustawienia na wodzach w dłuższym nawrocie
2- chody boczne w kłusie i galopie, ustawienie w ręku (przy wyższej niż naturalna postawie szyi), zebrany galop, kłus pośredni (anglezowany)
3- kłus i stęp zebrany, kłus pośredni w pełnym siadzie, kłus wyciągnięty
tomekpawwaw Różni trenerzy pracują w różny sposób osiągając dobre efekty.
tomekpawwaw Może istnieć ale raczej w formie zaleceń pewien "ramowy schemat szkolenia" z pewnymi "szczeblami drabiny" (ale nie powinien on wtłaczać wszystkich w ściśle określone ramy).
tomekpawwaw Różni trenerzy pracują w różny sposób osiągając dobre efekty.
tomekpawwaw Może istnieć ale raczej w formie zaleceń pewien "ramowy schemat szkolenia" z pewnymi "szczeblami drabiny" (ale nie powinien on wtłaczać wszystkich w ściśle określone ramy).
Moi uczniowie jakoś się nie zniechęcili po tych 30 lekcjach A w momencie przejmowania kontroli nad koniem umieli już zapanować nad swoimi rękami, ruszać stępem, kłusem i galopem bez odruchu łapania się za wodze, przechodzić do niższych chodów samym dosiadem, cofać i nakłonić konia do opuszczenia szyi. W zasadzie po paru lekcjach z samodzielnej jazdy po figurach na ujeżdżalni można było zacząć z nimi grubsze tematy. Dzieci w ogóle lubią być traktowane poważnie i jak się z nimi dużo rozmawia i tłumaczy filozofię jazdy konnej normalnym językiem, nie cukierkowym, to one to łapią w lot i bardzo się angażują. Przynajmniej niektóre Grunt żeby ćwiczenia były nienudne i żeby był postawiony jakiś cel. U mnie nobilitacją było dostanie wodzy do rąk i wejście na nowy pułap wtajemniczenia. Fajnie jak kilka osób uczy się w tym samym czasie i mogą trochę porywalizować.