Konie w hipoterapii
Konie w hipoterapii
Zakładam ten temat licząc na ciekawe posty tych ,którzy zajmują się hipoterapią i maja spostrzeżenia w temacie : relacje koni z niepełnosprawnymi, czyli zachowania koni w kontakcie z osobami niepełnosprawnymi.
Oglądałem na filmie dokonania amazonki , która od urodzenia nie ma rąk. Byłem pełen podziwu dla niej i jej konia. Nie dość że dziewczyna świetnie sobie radzi w konkursach ujeżdżenia na poziomie Świetego Jerzego, to na dodatek sama konia kiełzna i siodła używając do tego swoich nóg.
Na słowa podziwu zasługuje jej koń , który wyraźnie jej pomaga podczas kiełznania i siodłania.
Mam przyjemność posiadać (lub być posiadana przez) klacz imieniem Diwa. Jest ona w większej części Fiordem i jest też koniem z założenia do hipoterapii. Na razie ponieważ ma dopiero 5 lat (a wymaga sie czegokolwiek od niej dopiero od 8 miesięcy) pracuje mało i tylko z tak zwanymi "normalnymi" dziećmi. I najzabawniejsze z tego wszystkiego jest to, że przy dorosłych potrafi być naprawdę nieznośna i uparta a przy dzieciach jest potulna jak baranek i bywają dni kiedy pięciolatka lepiej sobie z nią radzi niż ja na przykład. Oczywiście tak małe dzieci nie uczą sie na niej jazdy konnej jako takiej a raczej staram się im wymyślać różne ogólnorozwojowe zabawy. Ale i tak chyba najważniejsze jest to, że dzieciaki zaczynają widzieć w niej żywą istotę, zaczynają ją szanować i wykształca się w nich jakiś rodzaj empatii. I kończy sie to tym że jak przez tydzień nie było zajęć bo koń chorował to dzieciaki podobno (rodzice tak zeznają) płaczą strasznie ale nie dlatego,że jazd nie ma ale dlatego,że konia boli....
A teraz chwilowo mam mały dramat bo brakuje mi kogoś w stylu wolontariusza do prowadzenia zajęć. Do jednego dziecka potrzeba bowiem aż dwóch osób (a czasem i więcej). Jedna asekuruje i prowadzi zajęcia a druga prowadzi konia. Może jest ktoś chętny z trójmiasta....
Oglądałam kiedyś program na Animal Planet , to był jakiś cykliczny o koniach w ogóle.
I były pokazane dwie osoby ... Jedną z nich była niewidoma kobieta jeżdżąca ujeżdżenie. I to z tego co widać już dość zaawansowane. Świetnie sobie radziła , choć koń to nie " baranek". Oczywiście to jej stały wierzchowiec.
I druga osoba , to też niepełnosprawny mężczyzna ( chociaż na koniu w pełni sprawny :roll: ) z jakąś chorobą , która powoduje zanik mięśni. W " normalnym " świecie poruszający się na wózku inwalidzkim , w ujeżdżeniu to już zawodnik i to już w jakiejś wyższej klasie. Jego wierzchowiec to też stały partner . Ale z rozmowy przeprowadzonej z tym panem wynikało , że obaj mają gorsze i lepsze dni i w ogóle ... taka normalka ...jak to w jeździectwie.
Moje wałkonie mieszkają w małej , kameralnej ( takiej domowej :wink: ) stajni , której właścicielka nastawiona jest głównie na hipoterapię i naukę jazdy dla mniejszych dzieci. Konie tam są niewielkie , każde z innym temperamentem i charakterem. Każde z nich jest używane pod siodłem , niektóre moga " chodzić " nawet pod dorosłymi ( tymi mniejszymi dorosłymi :wink: ). Wszystkie łączy jeszcze jedna cecha . Są wyjątkowo spokojne i opanowane pod niepełnosprawnymi jeźdźcami , pomimo tego , że różnie to bywa z tymi zdrowymi.
kilka lat temu spędzałam sylwestra w Sanoku. Znalazłam tam w księgarniki książkę "Nauka jazdy konnej osób niepełnosprawnych" (czy jakoś tak). Kosztowała kilkanaście złotych, bo jej wydanie było jeszcze jakoś dotowane. Niezwykłe odnalazłam tam rzeczy, które mnie wprawiły w zdumienie, tzn. z jak wielką niepełnosprawnością ludzie potrafią jeździć i to nie wozić się, a jeżdzić!! Szczególnie pamiętam rozdział o tym, jak uczyć i jak jeżdżą osoby niewidome. Ale były też pokazane różne rodzaje wodzy dla osób bez rąk, lub tylko ich części.
Nie mam już tej ksiażki, bo dałam ją w prezencie przemiłym ludziom, którzy prowadzą rodzinny dom dziecka, mają dziesi upośledzone i koniki do hipoterapii. Pomyślałam, że im może być bardziej potrzebna niż mi. Szukałam jej potem, ale już nie znalazła. Ostatnio chyba mi wpadła w oko na allegro. Nie jestem jednak pewna, czy to tam ją znowu widziałam.
Moja koleżanka prowadzi hipoterapię, nawet kilka razy służyłam jako "prowadzacz" - na zeszłorocznych wakacjach.
Pamiętam, jak przyszedł na pierwsze zajęcia chłopiec - miał już pewnie z 12 lat, poruszał się prawie normalnie, ale strasznie hmm... panikował to chyba dobre określenie. Przy próbie pierwszego wsadzenia go na konia był krzyk, płacz, protesty - trochę czasu zajęło, zanim znalazł się na końskim grzbiecie. Widziałam kilka zajęć z nim - cały spięty, trzymał się kurczowo, nigdy nie chciał robić nowych ćwiczeń. Potem wyprowadziłam się ze stajni i dalszych lekcji nie widywałam.
Na wiosnę pojechałam w odwiedziny. Pytam gdzie Agnieszka. Na małej ujeżdzalni, prowadzi jazdę Kubie. Imię zabrzmiało znajomo. Okazało się, że chłopiec regularnie przychodzi na jazdy, jeździ już całkiem samodzielnie i marzą mu się w przyszłości starty w zawodach ujeżdzeniowych.
Powiem cos co może niekoniecznie dotyczy hipoterapii, ale przyszło mi na myśl jak czytam ten watek i nie wiem gdzie to napisać( a poprzedni post mi to przywołał na myśl). A tu jest i tak mało postów.
Miałam w wakacje takiego chłopczyka, co straszliwie panikował(jak ten opisany wcześniej) i wpadał w histerie na widok zwierząt i podobno wcale nie miał złych doświadczeń(chociaz rodzicom nie zawsze można wierzyć). Nie był upośledzony, ale strasznie niestały emocjonalnie - przynajmniej w obliczu konia. Dostałam go w przydziale na jazdę i nie wiedziałam co zrobić, chłopak bał sie podejść do koni na odległość 10 metrów i tak strasznie płakał...ale nie chciałam tego tak zostawić, nie chciałam żeby znowu przegrał ze strachem.I żeby śmiali się z niego jego koledzy, bo przyszło kilku z jego rodzicami.
Powiem wam, że im byłam łagodniejsza tym było gorzej. Nie miałam pojęcia co zrobić i zareagowałam stanowczością(choć łagodną). Wiecie taka gadka, żeby przestał się zachowywac jak malutkie dziecko, że trzeba stawiac czoła wyzwaniom i że chodzi tylko o pogłaskane konia w szyję i ze jak go ugryzie to przeciez nie umrze od tego - nie mam doświadczenia z dziećmi i nie wiedziałam co innego powiedzieć( o dziwo dzieciaki w stajni mnie lubiły, hihi). I wiecie on się chyba strasznie zdziwił moim zachowaniem. Bo przestał płakać i się na mnie gapił jak na nienormalną. Chyba nikt do niego nie mówił nigdy stanowczo zarazem i z lekką ignorancją. Koń został niebawem pogłaskany, nawet nie jednen raz, ale dalej był problem jak go wsadzić na konia? Po wielu próbach i negocjacjach które trwały dobre pół godziny prawie wsiadł(robilismy tak ze najspokojniejszy kucor stał przy schodkach do wsiadania i on miał ze schodków przełozyc tylko noge nad grzebietem i już byłby w siodle - dodam ,że kucyk nie zmienił nawet ułożenia swoich uszu przez te pól godziny - kompletny kamień ale za to tego konia kochałam, był niezawodny).
Wracając do dzieciaka, przełożył noge nad grzbietem, ale znowu histeria i ucieczka od konia. Powiedziałm mu wtedy:jak to jest chłopcze, że nie możesz wsiąć na konia, a wymaga to tylko jednego ruchu nogą, a skok na odległość 3 metrów i uczieczke sprintem juz potrafisz zrobić?Wiecie on się chyba trochę zawziął wtedy( w końcu nawet największy histeryk nie lubi jak sie publicznie z niego drwi), bo spróbował jeszcze raz. Ja mu wtedy w ogóle nie pomagałam, stałam tyłem do niego i gadalam z koniem, pomyślaam że to mu może ułatwic sprawę.I im bardziej go lekcewazyłam tym było lepiej W końcu wsiadł i znowu zaczą ryczeć, ale ja sie spytałam:to co ruszamy?I skoro nie odpowiedział to ruszyłam. Zaraz potem dalam mu wodze(tzn wcisnęłam w ręce i zacinął wodze z rękami na siodle i tak trzymał do końca) i zaczełam tłumaczaczyć jak się jeździ.Do konca zycia będe pamiętac tę zdumiona mine :lol: Najlepsze było to, że zobaczył po kilku minutach że ktoś kłusuje po ujeżdżalni. I spytał mnie co to, to ja mu powiedziała,m żeby sam ocenił. I zakłusowaliśmy. I możecie nie wierzyć, ale kłusowaliśmy tego dnia z 15 razy Chyba go zdopingowali koledzy, którzy byli z nim i jego rodzicami, bo bili mu brawo po pierwszym zakłusowaniu.I chciał więcej. Ale siodła sie trzymał kurczowo strasznie, nie puścił na sekundę.
Czwartego dnia zdjął jedną ręke z siodła i wsiadanie zajmowało juz tylko 2 czy 3 minuty
Wtedy te wydarzenia mnie nie śmieszyły, ale teraz wspominam to z usmiechem. Wątpie, żeby dzieciak 'został' w koniach, ale pokonał stracha i byłam z niego strasznie dumna. Nie wiem jak oceniac swoje zachowanie, bo mogłam go jeszcze bardziej przestraszyc i zrazić, ale jakoś czułam że moje postępowanie nie jest do końca głupie.
No tak, to w ogóle nie wiązało się z tematem, ale było jednak o spokojnym koniu i było o dziecku
(a dodam, że konik był złoty tylko na ujeżdżalni, bo w terenie się robił z niego mały diabełek :twisted: )
Tania A po jej co kiełzno jak nie ma rąk? hock:
Tania A po jej co kiełzno jak nie ma rąk? hock:
No tak mnie też ciekawiło jak sobie radzą z wodzmi, rzeczywiście logicznie wychodzi przypiąć je do nóg. Tak czy tak to niesamowite!wielu z nas ma problemy ze stabilna ręką, itp, a co dopiero działac nogami?I utrzymywac odpowiedni kontakt?
Co do niepełnosprawnych dzieci, to pamiętam taka niewidomą dziewczynkę w Jaszkowie, co jeździła na takim łaciatym kucyku. Wystartowała nawet w zawodach skokowych(choć chyba poza konkursem)dla kucy, biegał z nią taki chłopak(nie pamiętam imienia)i skakał razem z kucykiem i dziewczynka przeszkody w niezłym tempie.Na zwykłych jazdach tez się niemało nabiegał, chociaż stępowała w zastępie sama i chyba też kłusowała.
Bardzo mnie to wtedy zdumiało, teraz wiem że sporo niewidomych ludzi jeździ konno. Wspaniale, że tak się dzieje, że pomimo kalectwa można kontynuować swoje pasje czy też 'wdrażać' się w nowe.
Kiedyś zobaczyłam coś takiego, byłam pod niesamowitym wrażeniem. To znaczy nadal jestem!
Tylko zapisałam to zdjęcie, bez żadnej adnotacji, nie wiem kogo przedstawia.
To jest własnie dziewczyna o której pisałem i o której film oglądałem. To ona tego konia sama siodła i sama zakłada mu ogłowie.
cezarys Na wiosnę postaram się zrobić jakiś film na ten temat, a w najbiższym czasie pogrzebię po archiwach, może coś ciekawego znajdę.
O ile ktoś byłby zainteresowany. Pozdrawiam
cezarys Na wiosnę postaram się zrobić jakiś film na ten temat, a w najbiższym czasie pogrzebię po archiwach, może coś ciekawego znajdę.
O ile ktoś byłby zainteresowany. Pozdrawiam
Zastanawiam się, czy byłoby zainteresowanie na jakąś książeczkę lub serię art. na temat "jak przygotować konia do pracy w hipoterapii". Jak myślicie?
a ja muszę znaleźć jakiegoś doświadczonego bardzo hipoterapeutę, który mi pomoże wypracować styl jazdy dla osób z dyskopatią szyjną. Prawdę mówiąc już jestem w trakcie "opracowywania" takiego "stylu"...ale mam problem z połączeniem równowagi i jazdy pod dysk. Bo jak udaje mi się to drugie to zwykle kosztem równowagi właśnie. Nie jest źle jak nic się nie dzieje...ale w razie nieoczekiwanych sytuacji i tak powracam do starych nawyków i jest bum dla dysku! Mimo, ze nie spadam.
No, muszę coś wymyślić....może islanderka hahaha i po problemie.