Powiem cos co może niekoniecznie dotyczy hipoterapii, ale przyszło mi na myśl jak czytam ten watek i nie wiem gdzie to napisać( a poprzedni post mi to przywołał na myśl). A tu jest i tak mało postów.
Miałam w wakacje takiego chłopczyka, co straszliwie panikował(jak ten opisany wcześniej) i wpadał w histerie na widok zwierząt i podobno wcale nie miał złych doświadczeń(chociaz rodzicom nie zawsze można wierzyć). Nie był upośledzony, ale strasznie niestały emocjonalnie - przynajmniej w obliczu konia. Dostałam go w przydziale na jazdę i nie wiedziałam co zrobić, chłopak bał sie podejść do koni na odległość 10 metrów i tak strasznie płakał...ale nie chciałam tego tak zostawić, nie chciałam żeby znowu przegrał ze strachem.I żeby śmiali się z niego jego koledzy, bo przyszło kilku z jego rodzicami.
Powiem wam, że im byłam łagodniejsza tym było gorzej. Nie miałam pojęcia co zrobić i zareagowałam stanowczością(choć łagodną). Wiecie taka gadka, żeby przestał się zachowywac jak malutkie dziecko, że trzeba stawiac czoła wyzwaniom i że chodzi tylko o pogłaskane konia w szyję i ze jak go ugryzie to przeciez nie umrze od tego - nie mam doświadczenia z dziećmi i nie wiedziałam co innego powiedzieć
( o dziwo dzieciaki w stajni mnie lubiły, hihi). I wiecie on się chyba strasznie zdziwił moim zachowaniem. Bo przestał płakać i się na mnie gapił jak na nienormalną. Chyba nikt do niego nie mówił nigdy stanowczo zarazem i z lekką ignorancją. Koń został niebawem pogłaskany, nawet nie jednen raz, ale dalej był problem jak go wsadzić na konia? Po wielu próbach i negocjacjach które trwały dobre pół godziny prawie wsiadł(robilismy tak ze najspokojniejszy kucor stał przy schodkach do wsiadania i on miał ze schodków przełozyc tylko noge nad grzebietem i już byłby w siodle - dodam ,że kucyk nie zmienił nawet ułożenia swoich uszu przez te pól godziny - kompletny kamień
ale za to tego konia kochałam, był niezawodny).
Wracając do dzieciaka, przełożył noge nad grzbietem, ale znowu histeria i ucieczka od konia. Powiedziałm mu wtedy:jak to jest chłopcze, że nie możesz wsiąć na konia, a wymaga to tylko jednego ruchu nogą, a skok na odległość 3 metrów i uczieczke sprintem juz potrafisz zrobić?Wiecie on się chyba trochę zawziął wtedy( w końcu nawet największy histeryk nie lubi jak sie publicznie z niego drwi
), bo spróbował jeszcze raz. Ja mu wtedy w ogóle nie pomagałam, stałam tyłem do niego i gadalam z koniem, pomyślaam że to mu może ułatwic sprawę.I im bardziej go lekcewazyłam tym było lepiej
W końcu wsiadł i znowu zaczą ryczeć, ale ja sie spytałam:to co ruszamy?I skoro nie odpowiedział to ruszyłam. Zaraz potem dalam mu wodze(tzn wcisnęłam w ręce i zacinął wodze z rękami na siodle i tak trzymał do końca) i zaczełam tłumaczaczyć jak się jeździ.Do konca zycia będe pamiętac tę zdumiona mine :lol: Najlepsze było to, że zobaczył po kilku minutach że ktoś kłusuje po ujeżdżalni. I spytał mnie co to, to ja mu powiedziała,m żeby sam ocenił. I zakłusowaliśmy. I możecie nie wierzyć, ale kłusowaliśmy tego dnia z 15 razy
Chyba go zdopingowali koledzy, którzy byli z nim i jego rodzicami, bo bili mu brawo po pierwszym zakłusowaniu.I chciał więcej. Ale siodła sie trzymał kurczowo strasznie, nie puścił na sekundę.
Czwartego dnia zdjął jedną ręke z siodła i wsiadanie zajmowało juz tylko 2 czy 3 minuty
Wtedy te wydarzenia mnie nie śmieszyły, ale teraz wspominam to z usmiechem. Wątpie, żeby dzieciak 'został' w koniach, ale pokonał stracha i byłam z niego strasznie dumna. Nie wiem jak oceniac swoje zachowanie, bo mogłam go jeszcze bardziej przestraszyc i zrazić, ale jakoś czułam że moje postępowanie nie jest do końca głupie.
No tak, to w ogóle nie wiązało się z tematem, ale było jednak o spokojnym koniu i było o dziecku
(a dodam, że konik był złoty tylko na ujeżdżalni, bo w terenie się robił z niego mały diabełek :twisted: )