Pogoń za koniem na wybiegu
Pogoń za koniem na wybiegu
wszystkiego trzeba próbować. Mówią, ze siły nie powinno się używać. no OK. Ale całkowite pozbycie się nawet takich zachowań jak skarcenie konia to już przesada wg mnie
Myślę, że nikt rozsądny nie mówi o rezygnacji z karcenia. Chodzi o nieprzekraczanie granic. I tyle. Bardzo proste i bardzo trudne zarazem.
No ok karcenie. Czy klepnięcie konia i zwrócenie uwagi, że tak nie wolno to wg Was dobre czy złe zachowanie>
To wszystko zależy od sytuacji. Czasami zimny spokój jest dramatycznie obciążający, nawet bardziej niż uderzenie, a czasami "klepnięcie" może zostać przez konia odebrane jak objaw przemocy. A zatem zależy>
Śledze wątek i mam mieszane uczucia .
Tak do wszystkiego mozna meć ideologie , wszystko mozna nazwac przemocą .
Możemy mówic o bólu wtedy kiedy zakładamy uwiąz koniowi zamiast kantara... żle dopasowany mozę naciskać na wrażliwą końcówkę nosa u konia, moze tez w najgorszym wypadku ograniczać oddech co sprawi pewnie ze koń bedzie albo się poddawał albo walczył....
O przemocy możemy mówic również gdy ktoś puszcza strzemiona w czasie lonzowania. To tez sprwić mozę koniowi ból, przecież obijanie połokciach i po zebrach tez nie jest wskazane...
I wreszcie przy zastosowaniu kantara sznurkowego który w nieodpowiedznich ręcaach staje sie wrecz narzedziem tortur...
wszystko ma Swoje uzasadnienie ideologie, nie musimy sie z tym zgadzać, ani tego negować .Myśle ze kazdy system ma swoje plusy i minusy... dobrze jest sie odnieść do tego systemu w taki sposób w którym odnajdziemy rozwiąznie pasujące do naszego konia... jeden bedzie pętał , drugi klepał, jeszcze inny bedzie tylko pokazywał paluszkiem .
Ile koni tyle metod, każdy jest inny i do kazdego konia nalezy podejść indywidualnie....Kazdy ma swoje doświadczenia , kazdą metodą mozna osiągnąć sukces...
Legendarni Gauchos ujeżdżali swoje konie tak ...
http://www.youtube.com/watch?v=zUL3WPM5s...re=related
i tez mieli do tego ideologię . Różne metody , różne definicje, rózne podejsćia
No to ja mam taki problem: mam stado hucułków żyjących sobie na pastwiskach przez cały rok. Miały 2 lata przerwy w pracy. Teraz znowu mają zacząć chodzić. Pracuję z nimi tydzień. Jedna kobyła nie chce dawać się złapać- tylko na owies (a owsa jest mało więc niedługo mi się skończy:/). I jest wałach, który dziś postanowił, że nie da się nawet zbliżyć- samkołyki nic nie dają, siedzenie na pastwisku, nic nie skutkuje; w rogu padoku go próbowałam potem złapać to chciał przeskoczyć pastucha.
Co robić z takimi końmi? Jak je łapać?
Dodam, że nie mam za dużo czasu na pracę z nimi. To nie moje konie i za wiele z nimi nie zrobię. Mam je doprowadzić do stanu, żeby chodziły w tereny.
Ja bym spróbowała techniki JOIN UP...
więcej na ten temat poczytasz tutaj
http://www.hippika.pdm-promo.pl/kir12.htm
albo technika natarcie i odwrót na stronie ponizej znajdziesz opisy dobrych cwiczen , które nie zabierają duzo czasu a skutkuja, wazne zeby z głowa je sosowac
http://hippika.pdm-promo.pl/
Kilka lat temu przerabiałm ten problem. Posłuchałem rady M. Robertsa:"Kiedy koń chce odejść, nie odganiaj go delikatni, pogoń go na całego". Chyba tylko kilka razy skorzystałem z tej rady i mam spokój. Nie biegam już za ogonami. Jeśli same nie podejdą, to przynajmniej nie uciekają jak ja podchodzę po nie. Pamiętaj, żeby podchodzić zdecydowanie, a nie skradać się z uwiązem za plecami.
Powodzenia.
Pogonienie nie działa. To jest chów bezstajenny, wielkie łąki i stado koni. Bym sobie tylko biegała po górach za nimi:/ Próbowałam go odganiać, ale to tylko go zniechęciło. Później poszłam ze smakołykami i inne konie się do mnie dosadziły, to ten nieśmiało wtedy podszedł. Stałam tam bardzo długo, zanim wyluzował. Udało mi się założyć kantar. Teraz chodzi z kantarem. Dziś go złapałam, ale był bardzo niechętny i nieufny.
Inaczej bym popracowała, ale mam ograniczone możliwości- nie mój koń i wymagania nie moje
Co do techniki Join Up- nie mam round penu z pełnym ogrodzeniem- te konie z normalnego lożownika, wysokości ok 1,5 metra próbują wyskakiwać, rozwalają go w drzazgi. Jakbym jeszcze je pogoniła tak jak Roberts to kolejny raz by był do naprawy, albo nawet koń by się uszkodził- na nic nie patrzą
Zgaduję, ze ktoś chce mieć to już niedługo za chwilę;/ najlepiej na wczoraj;/
Z tego co mi się zdaje tutaj nie można nic przyśpieszyć. do tego trzeba czasu.
Odnoszę wrażenie, że znowu wkrada się ideologia. Co to ma za znaczenie jak doprowadzić do tego żeby koń podchodził, przecież liczy się efekt :?:
też nie przepadam za ideologią...
moje przychodzą spokojnie,ale nie wiem dlaczego i jak do tego doszło? Sama nie wiem. No z hucułem bywa jeszcze różnie, ale już daje się złapać na pastwisku. Zwiewał jak nic!...dla mnie to nie problem, poczekałam spokojnie dwa tygodnie.
Za to ładnie chodzi przy moim ramieniu bez uwiązku,
join up nie robiłam bo z nim by nie wyszło..zresztą join -up nie działa wcale , jeżeli człowiek zawodzi na innych płaszczyznach w relacji z koniem. To moje dość osobiste spostrzeżenia...
Pasiak dokładnie trafiłaś...
Nie mogę dlatego czekać 2 tyg na to aż koń się przekona... Wszystko na już. :/
Tarisa, jeśli masz trochę wolnego czasu to spróbuj z tymi końmi sprawdzić się kto ma więcej cierpliwości. Stosuję tę metodę od małego (jak miałam 7 lat to musiałam sprowadzać z łąki do niezbyt przyjemnej pracy szkółkowej kilkanaście koni - bez sposobu ani rusz):
a) podchodzisz do konia z jawnym zamiarem ubrania go w kantar i zabrania ze sobą,
b) koń robi mniej lub bardziej brzydką twarz i odchodzi/odtruchtuje,
c) z tym samym pogodnym usposobieniem i niespiesznie - zwyczajnie idziesz za nim,
d) brzydka twarz - koń dezerteruje
e) idziesz za nim, jak takie łagodne acz nieprzejednane perpetuum mobile, i myślisz sobie coś miłego.
I tak robisz aż koń stwierdza, że:
f) mu się ta zabawa znudziła
g) jesteś w sumie kozak, że się tak wcale nie poddajesz
h) i w sumie ciekawe co ona może chcieć...?
i wtedy ty:
i) zakładasz mu kantar i dajesz plasterek marchewki
j) i nic - stoisz z nim tak minutę patrząc zupełnie gdzie indziej
k) zdejmujesz kantar i sobie idziesz.
Aż pewnego dnia (drugiego lub trzeciego) nie zdejmujesz i nie idziesz, tylko zabierasz konia ze sobą. Działanie tego sposobu jest długotrwałe - stosuję go teraz na moim nowym kucyku, który ponad wszystko chce po prostu JEŚĆ, i może gdyby nie to, że jest okropnie otyły to bym go nie ruszała z łąki - tymczasem jednak muszę go intensywnie gimnastykować. Zajęło mi to dwie sesje spacerowania za kucykiem z jasnym umysłem i uporem maniaka, teraz sam mi wchodzi w drogę.
Może Ci się przyda ta instrukcja :)