O nas czyli poznajmy się lepiej
O nas czyli poznajmy się lepiej
Nasz w ogóle nie jest wychowany, bo mój brat nie uznaje tresury, uważa że pies może sobie ciagnąć i po co ma umieć siad itp, więc ciągnie na spacerku, ale nie jest agresywny(poza wyjątkami, kiedy jakieś pies duży do niego podbiegnie i chce mu np zabrac piłkeczkę lub patyk.. juz parę razy brat go rozdzielał z innym psem, o tyle dobrze, że on jak widzi koło pyska ręce ludzkie to od razu przestaje się rzucać - ale np ostatnio iny pies pogryzł brata przy okazji bójki i to już gorzej...). Nasz bull by tylko by jadł i spał, najlepiej pod kołderką i koniecznie na łóżku koło człowieka - jak ma spać na ziemii to wydaje takie dźwięki, że tylko go zabić :lol: W ogóle bulle sa strasznie śmieszne, ale przesympatyczne
Bulle są z kosmosu :mrgreen:. Ale swoją drogą to dość niesamowite, że nas fanek się w tym miejscu tyle zebrało.
Od śmierci mojego Eliota mija w tym miesiącu 6 lat, a nadal bardzo mi go brakuje.
az jestem w bardzo pozytwnym szoku ze tyle milosnikow bulkow
super!!!Eliot fajnym musialbyc psiakiem. a tesknota nie zniknie nigdy. w ta wigilie minela rocznica smierci mojego Atisa i nadal boli tak samo
Asiek az jestem w bardzo pozytwnym szoku ze tyle milosnikow bulkow
super!!!Eliot fajnym musialbyc psiakiem. a tesknota nie zniknie nigdy. w ta wigilie minela rocznica smierci mojego Atisa i nadal boli tak samo
Asiek az jestem w bardzo pozytwnym szoku ze tyle milosnikow bulkow
super!!!Eliot fajnym musialbyc psiakiem. a tesknota nie zniknie nigdy. w ta wigilie minela rocznica smierci mojego Atisa i nadal boli tak samo
Mieliśmy kiedyś mała hodowle Bullków. Zaczęło się od mojej mamy, która zakochała się w Bullkach na wystawie psów- pojechała z naszym chartem (mieliśmy wcześniej Whippety). Wróciła z dwoma psami hock: . Powiedziałam jej, ze takiego brzydkiego psa nigdy nie pokocham :wink: Tak zaczęła się przygoda z Bullkami. Rodzice mają fajne zabawne zdjątko 8 maleńkich bullków przy karmieniu. Po weekendzie to dodam. Z całego miotu zostawiliśmy psa- piękny. Był bardzo miły. Tylko potrafił się obrazić za to, ze gdy odwiedzali nas goście, zostawał sam w jakimś pokoju, bez towarzystwa. Potem obrażony nie jadł np. 4 dni i siedział sam z własnej woli w kącie, zerkając tylko, czy widzimy jego życiowe nieszczęście :roll: . Potem przechodziło. Ktoś go otruł. Smutno nam było. Potem kupiłam mamie białą bulterierzycę z łatką na oku. Była chyba głucha... Już jej też nie ma kilka lat.
asio Mieliśmy kiedyś mała hodowle Bullków. Zaczęło się od mojej mamy, która zakochała się w Bullkach na wystawie psów- pojechała z naszym chartem (mieliśmy wcześniej Whippety).
asio Ktoś go otruł. Smutno nam było. Potem kupiłam mamie białą bulterierzycę z łatką na oku. Była chyba głucha... Już jej też nie ma kilka lat.
asio Mieliśmy kiedyś mała hodowle Bullków. Zaczęło się od mojej mamy, która zakochała się w Bullkach na wystawie psów- pojechała z naszym chartem (mieliśmy wcześniej Whippety).
asio Ktoś go otruł. Smutno nam było. Potem kupiłam mamie białą bulterierzycę z łatką na oku. Była chyba głucha... Już jej też nie ma kilka lat.
Tak, po weekendzie zamieszczę tu kilka fotek.
a ja kocham malamuty
A ja kocham wszystkie psy ( aktualnie mamy ich 6 ) ,a szczególnie Jack Russel teriery ( aktualnie sztuk 1 Chomek - 4 ro miesięczny szczeniak ) W czwartek zdąbędę umiejętność wklejania zdjęć to coś wkleję. :wink:
to moze nowy watek w koncu psy nierozerwalnie zwiazane z konmi
czekac bede na obiecane zdjecia psich pupili
ja uwielbiam jezdzic w tereny poniewaz czuje sie wolna i taka szczesliwa aha...... uwielbiam cwał jest cudowny.od niedawna zaczełam skakac i to odrazu po lubilam. uczę sie bardzo szybko i mysle ze bylby ze mnie dobry jezdziec na zawody nie ze sie chwale ale tak czuje uwielbiam konie i tez wiez z konie. lubie jak kon sie do mnie przytula to jest fajne uczucie ah.....bardzo bym chciala miec konia wlasnego konia ale niebede miala szkoda a chociaz bym chciala dzierżawić konia. nawet nie mam duzo pieniedzy zeby jezdzic konno a niechce zrezygnowac niedam sie. ale sie rozpisałam
Doris, też się nie dałam, ale chodziłam też do szkoły...
Ostatnio coraz lepiej dogaduję się z moją Miśką. Wczoraj zaliczyłam na niej swój pierwszy skok! Podczas leśnego szaleństwo na drodze stanął nam dość niski szlaban, poczułam że Kaja przyspiesza i tak oto pokonałyśmy naszą pierwszą w życiu przeszkodę. Teraz skaczemy przez wszystko co się da ^^ Wiedziałam, że w Miśce płynie krew prawdziwego sportowca xD
No to jestem i chcę się przedstawić ;) Będzie długo, ostrzegam ;)
Rocznik: 1985r
Zawód: resocjalizator... ludzi ;) ale z doświadczenia wiem, że łatwiej wychowywać ludzi (i konie) na porządnych ludzi (i konie) niż resocjalizować potem...
Z końmi: od dziecka krzyczałam „o koń” wywołując zdziwienie rodziny, gdzie te okonie na polu ;)
W wieku 10 lat zaczęłam poznawać uroki jazdy konnej. Stajnia marna, do dziś wiele złych wspomnień, ale z braku możliwości pozostałam tam 6 lat. „Pracowałam” tam, wychowywałam źrebaki, resocjalizowałam „złe” konie dla kursantów pod siodło, które dziwnym trafem wracały do mnie z tymi samymi problemami po 3 miesiącach. Zdarzyło mi się „ujeździć” konia, mimo że nie chciałam tego robić to miałam do wyboru: oddać go na 3 dni do „ujeżdżenia” lub samemu dać koniowi parę miesięcy na lonżę, siodło, wsiadanie... Wyszedł koń spokojny, nawet terenowy, niestety szybko zabrali mi go pod rekreację... i na szczęście sprzedali w prywatne ręce (każde prywatne ręce były lepsze od tej stajni...).
Wychowałam tam Karino, źrebaka, który zaskakiwał mnie pod każdym względem i ufał mi tak, jak nawet ja sobie nie ufałam. Od zalęknionego odsadka, który się chował w kącie boksu na widok człowieka do 5-letniego kunika, który na mój widok przybiegał z rżeniem i się przytulał. Pozwalał mi na wszystko i kiedy został sprzedany w prywatne ręce poszłam za nim. Nie wiem kto go ujeździł, nie było mnie przy tym (zrobili to szybko, gdy byłam na wakacjach), na szczęście był bardzo spokojny i wiele wybaczał i nie dał się „stłamsić” w procesie „zajeżdżania”. Odmówił mi tylko raz. Odmówił mi wejścia na poligon, kiedy odbywały się tam ćwiczenia (a podobno poligon był nieczynny). Niestety musiałam się z nim rozstać (ale mam nadzieję go kiedyś odkupić i dać porządną emeryturę). To był mój pierwszy i najlepszy nauczyciel, to był koń, który... dał mi tak wiele serca i wybaczał wszystkie moje błędy, że jest godzien podziwu.
No i po Karino, nie chciałam więcej rozczarowań / nie mogłam patrzeć na tą stajnię, gdzie się wychowałam... rzuciłam konie. I rok, w rok na wakacjach, w okolicy, u znajomych próbowałam wrócić, próbowałam i nie wychodziło. I w końcu nie wytrzymałam, obiecałam sobie znaleźć stajnię, gdzie wrócę do formy jeździeckiej i sprawię sobie konika ;) I znalazłam stajnię, porwałam się trochę za szybko na konia, ale... o to jest! Mój najbardziej wymagający nauczyciel... Arbor. Koń, którego kupiłam z klapkami na oczach chyba, bo się zakochałam w siwym angloarabie. Dominant, „ogier”, wariat, wiecznie nie wybiegany, chodzący po ludziach, „ujeżdżony” („ale nie umiem chodzić wolniej, nie będę się zginał, nie będę patrzył pod nogi...”), największy tchórz jakiego widziałam... Ale dzięki niemu trafiłam na natural horsemanship i uczę się wciąż budować zaufanie i przyjaźń między nami ;)
Generalnie Arbor pokazał mi co to znaczy być koniem dzikim, którym nikt się nie zajmował, chyba że trzeba było pokazać go na championacie albo sprzedać. Podkopał moją całą pewność siebie, załamał wiele razy i gdy już, już go sprzedawałam... wtedy biegł do mnie galopem na pastwisku (zawsze przybiega!), pozwolił się cały wygłaskać na leżąco w boksie, położył się obok w czasie ćwiczeń z ziemi... Tak jakby mówił „mam ci tyle do zaoferowania, poczekaj tylko, daj mi czas” ;) I tak oto zajął sobie miejsce w moim sercu na zawsze ;)