Smutna refleksja o fundamentach
Smutna refleksja o fundamentach
Stricte na temat.
Przez prawie 2 lata szukałam w okolicach poznania stajni do przeprowadzenia naszych koni. Pominęłam molochy czyli Wolę, Niwkę i Jaszkowo, więc na ich temat się nie wypowiadam.
Ale ogólne wnioski są smutne, wiele stajni nie ma trenera/instruktora wcale, bo maja tylko hotel i instruktor nie jest potrzebny. (Ewentualne lekcje może poprowadzić pan stajenny)
Dzieci uczące dzieci, są obrazkiem ogólnie powszechnym i często żałosnym i niebezpiecznym.
W jednej stajni trafiliśmy na całkiem fajne lekcje, ale braliśmy lekcje indywidualne, dla 2 osób (cena normalnej lekcji x2) a normalne lekcje w tejże stajni 8 dzieci - bijących koniki, szarpiących się z nimi, a Pani trener (choć nam tłumaczyła znakomicie) nad ósemką po prostu nie panowała.
Ale mnie najbardziej poirytowała Pani trener, która na moje problemy z zagalopowaniem znalazła, doskonałą receptę, zmienić konia. (Teraz mam swojego konia i ten sam problem to co mam zrobić sprzedać konia??) Ta sama Pani na mojej trzeciej tam lekcji zaczęła ustawić przeszkodę, ja po 50cm podziękowałam, bo ogólnie ledwie trzymałam się w siodle, Pani nie mogła tego zrozumieć, na tej jeździe przeszkoda doszła do ponad metra! A przede wszystkim ta sama Pani uparła się mnie wsadzić na małego konika (147cm) bo ja drobna jestem i będę na nim ładnie wyglądać, to że nie lubię małych koni i drobionego kłusa nie miało tu żadnego znaczenia.
http://www.youtube.com/watch?v=weMIsMMbJ...re=related
Spotykam się coraz częściej z pytaniami "Kiedy będzie można moje dziecko uczyć jazdy konnej?" - dodam, ze nie chodzi o "oprowadzanki", ale o konkret. Odpowiadam, ze jak dziecko skończy 10 lat, możemy o czymś pomyśleć (ale i tak nie mam odpowiedniego konia).
Są różne zdania, jedni powiedzą, że dziecko 6-letnie już może regularnie jeździć, jednak moim zdaniem osoba 10-letnia może już świadomiej wpłynąć na dostosowanie się do wymagań stawianych przez trenera. To co pokazane zostało na przypadkowo znalezionym filmiku "troszkę" mnie zaskoczyło, no i żal mi konia. Jakoś tak z nadzieją, że takich szkółek jest jak najmniej i u nas.
Na okres naszego zimowego pobytu poza domem, moją uczennicę skierowałam do ośrodka w sąsiednim mieście. Niestety - tak jak pisze Martusia 136- szkolą ja dziewczyny, które ledwo same nauczyły się galopować, plącze im się lonża i nieumiejętnie prowadzą na niej konia (generalnie koń ma prowadzącego gdzieś). W obrębie tego miasta nie ma innej szkółki/klubu, a miasto dość spore, bo liczy około 70 tys mieszkańców. I niby powinnam się z tego cieszyć, ale smutne jest to, ze nawet i ta jedyna ostoja rekreacji jeździeckiej jest zagrożona, bo miasto chce przeznaczyć obiekt na coś bardziej opłacalnego.
Z małymi dziećmi jest o tyle dobrze pracować na początku, że one właśnie nie rozkładają wszystkiego na czynniki pierwsze, i mają (w większości) dużo zaufania do instruktora. Kryzys zaczyna się kiedy już trzeba zacząć jeździć bardziej z głową i precyzyjnie, a postępy nie są już takie spektakularne. Uczą się super szybko, ale potem ciężko z nimi pracować nad szczegółami (tak jak Julie pisała wcześniej - w środku tłumaczenia czegoś niezwykle ważnego dzieci często pytają: czy będzie galop? a jak tak to kiedy? )
To co widać na filmiku to jeszcze nic, ta dziewczynka względnie delikatnie obchodzi się z końskim pyskiem Jeśli żal Ci tego konia, to musiałabyś zobaczyć konie szkółkowe pod klientami z mojej (już w sumie byłej) stajni... W stajni, w której się wychowywałam też tak to wyglądało - dzieciak ze śmiercią w oczach, uwieszony na wodzach, na 3 razy za dużym koniu poganianym batem przez instruktora (dzieciakom też się obrywało po plecach ). Jak widzę taki film to myślę sobie "szkoda...", ale nie jestem w szoku.
Edit: Dopisek wieczorny - bohater pierwszego postu w tym wątku, tłumaczył dzisiaj młodej dziewczynie na kucu wypiętym na sztywno martwym wytokiem, co zrobić gdy koń otwiera pysk podczas gdy ma w nim wędzidło. Nie wiem czy wiecie, ale trzeba "dać koniowi po zębach", szarpnąć porządnie, nawet kilka razy, bo inaczej koń nie będzie miał "respektu do ręki"...
Bardzo smutny filmik.
Ja najchętniej bym prowadziła naukę jazdy konnej od 12 lat.
Nie mam kuców i nie chcę mieć.
Ewidentnie mam problem z dziećmi.
Sorry, muszę się wam zwierzyć.
Co mam zrobić z 7-mio letnią dziewczynką, która u mojej poprzedniczki galopowała i skakała 60-70 cm przeszkody?
Nie siedzi, nie trzyma pięt w dole, szarpie...
Niby galopuje, niby skacze, ale w stylu pożal się boże...
Ona uważa, że umie i ziewa z nudów gdy ćwiczymy w kłusie na cavaletti.
A proszę paniiiii, a kiedy będzie galop?
A proszę paniiiii, a czemu taka niska przeszkoda, ja już u pani XY skakałam wyższe....
A proszę paniiiii, a ja chcę innego konia (gdy mowię, że koń na którym jeździ nie powinien się przemęczać, bo ma 17 lat)
A proszę paniiiii, on jest dzisiaj jakiś nerwowy...
A proszę paniiiii, ja znam to ćwiczenie, ja to umiem, kiedy będziemy skakać...
Koryguję, poprawiam, ale i tak za minutę znowu stoi na palcach i za minutę znowu ma za długie wodze o pół metra i koń ją wozi gdzie chce. Na szczęście kochany koń wie co ma robić, ale szkoda mi jego pyska.
Nie chce mi się z nią gadać.
Nie jej wina, ale ja nie mam na to nerwów.
Zmuszać się do "uczenia" dzieci, czy ustalić limit wieku?
w tym wieku dzieciaki mimo wszsystko juz sa dosc uszktaltowane jezeli chodzi oi charakter,
Dziewczynka o ktorej piszesz jest owszem mowiac brzydko zapsuta nieco przez poprzenia nauczycielke, ale..takie zachowanie siedzi tez w niej niezaleznie. Sa dzieciaki z ktorymi pracuje sie super, mnimo, ze powynosily juz jakies nawyki z innych miejsc, i chca korygowac.A sa takie, do ktorych nic nie dociera, mimo, ze staramy sie im przekazac jak najwiecej mozliwie najlepszego.
doswiadczylam tego w pracy ongis w szkole.
Z doroslymi bywa podobnie, tylko dorosli bardziej sie kryja i jak cos im nie odpowiada to /nie wszyscy oczywiscie!/ obgadaja Ciebie gdzies na bokach.Obserwowalam ludzi chodzacych na lekcje jazdy konnej do mego znajomego, ktory uczy swietnie i jego podopieczni sa naprawde dobrymi jezdzcami z super podejsciem do koni....i dzieciaki mimo, ze czsami wredne jak...wrrrr, sa po prostu szczere.
Nie wiem jak to ma sie do biznesu, ale gdybym ja miala taka sytuacje z taka dziewczynka, to bym powiedziala wprost: albo pracujesz tak jak o to Ciebie prosze, albo w ogole nie jexdzimy!
Gdyby jednak gadala , a mimo to sluchala i czynila jakiekolwiek postepy...olalabym gadanie. Natomiast nagrode otrzymywalaby tylko w okreslonych momentach /glosowa, nie marchewke!/, tak jak kon! :lol:
Julia Disterheft Zmuszać się do "uczenia" dzieci, czy ustalić limit wieku?
Julia Disterheft Zmuszać się do "uczenia" dzieci, czy ustalić limit wieku?
nie wiem czy to dobry pomysł,ale może na koniec jazdy obiecaj jej skoki ,ale na lonży.(nie narazi to pyska konia na nieprzyjemności, może jedynie urazić jej dumę )
tak się też zastanawiam, skoro ona ma takie mniemanie o sobie , może również warto nakręcić film z jazdy i zestawić go z jakimś wzorem ? wiem, że dziecko ma dopiero 7 lat, ale może coś do niego dotrze tym sposobem ?
Sprawa jest prosta. Zajecia dla dzieci musza byc ciekawe. Wtedy nie beda grymasily. Najlepsze sa wiec jazdy terenowe i cwiczenia na rownowage. Reszta przyjdzie z czasem.
Ani zajęcia terenowe, ani skoki na lonży.
17-sto letni folblut-profesor na którym jeździ jest aniołkiem na zamkniętej przestrzeni, w terenie jest folblutem.
Skoków na lonży nie robię z założenia, poza tym nie mogę jednocześnie mieć jej na lonży i prowadzić jazdy innym, bo uważam, że byłoby to nie fair w stosunku do innych, których mam na jeździe z nią.
Ani "ciekawe zajęcia dla dzieci" bo ona jeździ z dorosłymi, zaawansowanymi i nie chce robić ćwiczeń na równowagę.
I nie wzięła się z innej stajni. Jest tu od dawna. To ja jestem nowa, przejęłam szkółkę i dokupiłam więcej koni.
Jak się wkurzę, to polecę im inną stajnię w której są kuce i w której pozwalają szarpać.
Wkurzenie to chyba nie najlepszy doradca. Załóż dobrą wolę tych ludzi (tej dziewczynki) i szukaj do niej klucza. Może Cie nie słucha bo nie jesteś dla niej autorytetem? (nie mówię że to Twoja wina!). Nie wiem. Mam za mało danych żeby wypowiadać się jednoznacznie. Wiem jak wyobrażam sobie lekcje - na każdym poziomie i nie tylko jeździeckie. Wiem że zainteresowanie to podstawa. A następny krok to motywacja.
Może być też tak, że robisz wszystko dobrze, a po prostu dziewczę zwyczajnie się nie nadaje.
Tak czy siak życzę powodzenia
Nie oszukujmy się... uczenie nie jest proste i nie wystarczy kochać konie, trzeba jeszcze pokochać dzieci nie podchodzić, jak do wrogów, których tzreba jakimiś sztuczkami pokonać, uformować itd.
Ja bardzo lubiłam pracowąc z dziećmi, wręcz uwielbiałam. Taka letnia praca w ośrodku, jak miałam dwadzieścia pare lat dała mi Cejlona :-) spałam w takim maleńkim domku, ze zlewem, nawet bez łązienki. Jak wstawałam rano do "pracy", troche po 5, to na ganku juz czekał na mnie "zespół" w bardzo różnym wieku. Łaziły za mna całymi dniami, po obiedzie zamiast iść na plaże, zabierałam je na takie ławki przy padoku, wyciągałam książki o koniach i opowiadałam, jak umiałam i było wtedy dużo zabawy. Robiliśmy quizy i konkursy różne takie. Miałam konika polskiego, Nike, na której jeździły dzieci od lat 5. Codziennie przychodzili też rodzice z mniejszymi lub większymi, które jednak nie bardzo mogły sobie radzić same więc żeby nie katować ich kółkami po placu w ręce przez pół godziny (i siebie też) koleżanka zostawała z resztą na placu a ja szłam z Nika i maluchem na łeke z górką i albo bawiliśmy się w Krzyżaków i robiliśmy natarcia (to było blisko Grunwaldu więc przy okazji troche historii) albo bawiliśmy się w indian i polowaliśmy na bizony (czasem ja byłam bizonem). Było przy tym duzo krzyku, smiechu, udawania, czasem i śpiewu (tamtaradej). Jak dzieci były na tyle duze zeby samodzielnie stepowac sobie i klusowac na Nice (to bardzo wyjątkowy koń był, słuchała tylko dzieci i to niesamowicie) ale bardzo się bały i nie mogły odcisnąć np. szczęki i generalnie się rozluźnić, to bawiłam się z nimi np. w berka. Ja uciekłam normalnie na swoich nogach robiąc przy tym strasznie teatralne miny i wrzaski, że ten dzieciak jest niesamowity, nie jestem w stanie uciec, o jak on szybko jedzie itd. W sumie lubiłam z tymi młokosami pracować :-) Ale ja ich też tak strikte nie uczyłam technicznie, nie były na wakacjach na tyle długo by do tego dojść. Skupialismy się na zabawie i zachowaniu równowagi.
a co do tej dziewczynki to ja bym... najpierw ją polubiła troszkę choć wierze, że te "a prosze paniii" są irytujące :-)
potem był zdjęła koniowi ogłowie wędzidłowe i założyła kanatrek albo cos jak sidepull
potem bym szukała sposobu na zaintrygowanie jej tymi cwiczeniami, np. jesli jest ambitna (chce skakac coraz wyzej przeciez) to moze bedzie chciala dazyc do perfekcji. Znam takie małolaty (zachęcam do czytania fotoblogów takich koniarek), którym bardzo zalezy, żeby np. na zdjęciach z jazdy nie było błędów, bo nie daj Boże ktoś skomenci nie tak, jak trzeba ;-) Z pewnością jest do niej jakiś kluczyk... z pewnością można jej pokazać, co w kawaletkach jest fascynującego, że może zrobić cos, co nie każdy umie a co nie jest proste i co warto wycwiczyc ... moze tez warto ją motywować. Ja takim dziewczynkom co nie chcą słuchać robiłąm na koniec jazdy zabawy jeśli dobrze im poszło podczas jazdy. Oj na początku co ja się z nimi miałam. Takie dwie agregatki bardzo energiczne były, ale fajne dziewczyny! :-) Z dziećmi to też troche, jak z końmi, warto dbac o to, by jednak być tym autorytetem :-)
Ja w sumie dużo pracuję z dziećmi, co prawda większość z nich u mnie zaczyna-wtedy od początku uczulam że nie wolno szarpać bo to konia boli-i długo nie daję wędzidłowej uzdy. Do dzieci po prostu trzeba umieć trafić-nie każdy człowiek to potrafi i nie każdy to lubi, wtedy trzeba sobie chyba odpuścić. Mnie w sumie bardzo kreci jak dziecko cieszy się z jazdy-trzeba jakoś wypośrodkować tak żeby koniowi nie działa się krzywda a dziecko mogło jeździć z przyjemnością i jeszcze się czegoś nauczyć....Ale też zdarzyło mi sie powiedzieć że nie widzę sensu dalszej nauki z jakimś dzieciakiem....A inna sprawa że dużo dzieci zupełnie nie akceptuje jakiejkolwiek dyscypliny-jak mi się jeszcze mamusia albo tatuś zaczynaja wtrącać co chwilę to doprawdy trzeba mieć anielską cierpliwośc...Kiedyś jednemu tatusiowi zaproponowałam żeby poprowadził jazdę a ja stanę obok i popatrzę....
Natomiast takie panieneczki 12-13 lat które już gdzieś jeździły i uważają ze wszystko potrafią to jest faktycznie plaga-kiedyś jedna taka wpisała nam chyba ze 30 wpisów do księgi gości na naszej stronie jak to jej się u nas nie podobało.....
A główny zarzut był taki że myjemy konie zimną wodą z węża.....
I że konie złapane na okólniku(w błocie po deszczu) są brudne-i ona biedna musiała takiego brudnego konia własnymi rękami wyczyścić!
Magda Pawlowicz Mnie w sumie bardzo kreci jak dziecko cieszy się z jazdy-trzeba jakoś wypośrodkować tak żeby koniowi nie działa się krzywda a dziecko mogło jeździć z przyjemnością i jeszcze się czegoś nauczyć....Ale też zdarzyło mi sie powiedzieć że nie widzę sensu dalszej nauki z jakimś dzieciakiem....A inna sprawa że dużo dzieci zupełnie nie akceptuje jakiejkolwiek dyscypliny
Magda Pawlowicz Mnie w sumie bardzo kreci jak dziecko cieszy się z jazdy-trzeba jakoś wypośrodkować tak żeby koniowi nie działa się krzywda a dziecko mogło jeździć z przyjemnością i jeszcze się czegoś nauczyć....Ale też zdarzyło mi sie powiedzieć że nie widzę sensu dalszej nauki z jakimś dzieciakiem....A inna sprawa że dużo dzieci zupełnie nie akceptuje jakiejkolwiek dyscypliny