Uczłowieczanie
Uczłowieczanie
Jadąc dziś rowerem do stajni zastanawiałam się nad kilkoma zdarzeniami z moim pierwszym koniem. Są to dziwne wydarzenia, z pozoru błahe, a jestem człowiekiem więc analizuję i wyciągam wnioski. A koń tego podobno nie robi i nie ma możliwości analizy przyczynowo-skutkowej. Dlatego aby zrozumieć konia, musimy wykazać się empatią i starać stać się koniem... Kiedyś słyszałam, że poziom inteligencji dorosłego konia ocenia się na 3-4 lata w życiu rozwojowym człowieka. Nie wiem jak to zbadano, obliczono, ale polemizowałabym - oczywiście zależnie od sytuacji :wink:.
Chodzi mi właściwie o przyczynowość- skutkowość oraz pewnego rodzaju... hm...troskę, opiekuńczość (?) ze strony konia. Nazwałam to właśnie tak, uczłowieczyłam niektóre cechy charakteru konia.
Trzy zdarzenia:
- pokazuję moim kózkom, ze pastuch pod napięciem kopie (oczywiście same się przekonają, ale tak chciałam się zabawić), podbiega Frajda, reaguje lekko tykając nosem moją rękę. Ja nie reaguję. Koń ponownie, ale mocniej- już zwróciłam uwagę, ale nadal macham wyraźnie w stronę pastucha. Koń wepchnął się pomiędzy mnie a pastuch odpychając mnie i stanął zasłaniając taśmę.
- Idziemy na spacer w ręku. Linka 4m. Mała sfora psów, widać było ją z daleka. Koń stanął za mną, zaczął prychać, fukać. Ruszyłam gwałtownie w stronę psów, koń już obok mnie - widać, ze naładowany. Niefart- 2 psy nas doskoczyły. Były agresywne, a ja bałam się o siebie i konia. Co zrobiła F? Obroniła mnie i siebie- linka 4m pozwoliła na wykonanie kilku ataków na psy.
- Zbieram kupy z padoku na którym są moje 2 kobyłki. Frajda asystuje i dokładnie śledzi mój ruch: taczka- zbierak- kupa-taczka itd... Nie wiem, czy analizuje, nie wiem co w jej główce siedzi, ale podchodzi do następnych kup, wali następne paczki na stos i odchodzi. Kiedyś wcelowała w zbierak :oops: Przypadkiem? Chciała pomóc?
To co napisałam może wydawać się dziwne, ale mnie takie proste sprawy zastanawiają. Wiem, że przypisywanie ludzkich cech może być nie na miejscu i może być źle odebrane, ale jestem ciekawa co sądzicie o tym na podstawie własnych przygód z końmi?
ps- Dlatego powstał "Kubuś Puchatek"
Cytat:Dlatego aby zrozumieć konia, musimy wykazać się empatią i starać stać się koniem...
Cytat:Kiedyś słyszałam, że poziom inteligencji dorosłego konia ocenia się na 3-4 lata w życiu rozwojowym człowieka. Nie wiem jak to zbadano, obliczono, ale polemizowałabym - oczywiście zależnie od sytuacji
Cytat:Dlatego aby zrozumieć konia, musimy wykazać się empatią i starać stać się koniem...
Cytat:Kiedyś słyszałam, że poziom inteligencji dorosłego konia ocenia się na 3-4 lata w życiu rozwojowym człowieka. Nie wiem jak to zbadano, obliczono, ale polemizowałabym - oczywiście zależnie od sytuacji
Oczywiście Mazazel, że można jedynie próbować myśleć "po końskiemu", bo jednak w drugą stronę to nie zadziała. Ty zsiadasz i prowadzisz, wczuwasz się. My łazimy na spacery, z terenów wracam raczej na koniu (choć zdarza się, ze zsiadam podczas i mamy czas na popas :wink: ) , ale pozwalam (np. w nagrodę) koniowi zdecydować, w którą stronę idziemy i wówczas widzę, ze bardziej ochoczo i radośnie idziemy. Takie wczuwanie się, staranie zrozumieć bywa jednak przez niektórych źle pojęte: koń to koń, ma pracować, chodzić pod siodłem, spocić się i być nam posłusznym. Bez owijasów, ochraniaczy, nie wspominając o derkach (tez nie jestem ich zwolennikiem).
Problem skarmiania koni również pod to podciągam... I nagród- cukierków o różnych smakach.
Wystarczy wejść do sklepu jeździeckiego- są tam rzeczy potrzebne i ... "uczłowieczacze" :wink:za które musimy zapłacić. Ale wystarczy przypomnieć sobie wzrok naszego pupila aby wyjść z dodatkowo kupionym opakowaniem cukierków o smaku bananowym :wink: :?:
dla mnie to temat bardzo na czasie :mrgreen:
ostatnio ciaglę widzę wzrok faceta który obecnie jeździ na moim Cz. i udziela mi lekcji, to jest wzrok pełem dezaprobaty. Zdarzyło sie tez że usłyszałam przy wieczornym czyszczeniu: "po co go tak miziam, jak chcę zrobic dobrze to bym wzięła zgrzebło do wyczesywania zimowej sierści i go wyczesała"
no i oczywiście żebym go nie uczłowieczała bo robię mu krzywdę sądząc że to mu sprawia przyjemność.
Burzy się wszystko we mnie bo ja nie mam 30 letniego doświadczenia w pracy z końmi i cokolwiek bym nie powiedziała to i tak zostanie potraktowane jak gadanie "panienki ze szkółki".
Ja mam jednego konia to mój pierwszy koń i traktuje go jak swojego przyjaciela, nie wyobrazam sobie że nagle miałabym przestać go głaskać, przytulać i mówic do niego, przeciez takie moje zachowanie jest dla niego codziennością i także ono sprawiło, że Cz. jest taki jaki jest, nigdy nie był traktowany przedmiotowo, zawsze liczyłam się z jego odczuciami. I czy to źle :?:
Bardzo dobrze :!: :!: :!:
Co innego jest "uczłowieczanie" , a co innego okazywanie czułości
asio Jadąc dziś rowerem do stajni zastanawiałam się nad kilkoma zdarzeniami z moim pierwszym koniem. Są to dziwne wydarzenia, z pozoru błahe, a jestem człowiekiem więc analizuję i wyciągam wnioski. A koń tego podobno nie robi i nie ma możliwości analizy przyczynowo-skutkowej. Dlatego aby zrozumieć konia, musimy wykazać się empatią i starać stać się koniem... Kiedyś słyszałam, że poziom inteligencji dorosłego konia ocenia się na 3-4 lata w życiu rozwojowym człowieka. Nie wiem jak to zbadano, obliczono, ale polemizowałabym - oczywiście zależnie od sytuacji :wink:.
Chodzi mi właściwie o przyczynowość- skutkowość oraz pewnego rodzaju... hm...troskę, opiekuńczość (?) ze strony konia. Nazwałam to właśnie tak, uczłowieczyłam niektóre cechy charakteru konia.
Trzy zdarzenia:
- pokazuję moim kózkom, ze pastuch pod napięciem kopie (oczywiście same się przekonają, ale tak chciałam się zabawić), podbiega Frajda, reaguje lekko tykając nosem moją rękę. Ja nie reaguję. Koń ponownie, ale mocniej- już zwróciłam uwagę, ale nadal macham wyraźnie w stronę pastucha. Koń wepchnął się pomiędzy mnie a pastuch odpychając mnie i stanął zasłaniając taśmę.
- Idziemy na spacer w ręku. Linka 4m. Mała sfora psów, widać było ją z daleka. Koń stanął za mną, zaczął prychać, fukać. Ruszyłam gwałtownie w stronę psów, koń już obok mnie - widać, ze naładowany. Niefart- 2 psy nas doskoczyły. Były agresywne, a ja bałam się o siebie i konia. Co zrobiła F? Obroniła mnie i siebie- linka 4m pozwoliła na wykonanie kilku ataków na psy.
- Zbieram kupy z padoku na którym są moje 2 kobyłki. Frajda asystuje i dokładnie śledzi mój ruch: taczka- zbierak- kupa-taczka itd... Nie wiem, czy analizuje, nie wiem co w jej główce siedzi, ale podchodzi do następnych kup, wali następne paczki na stos i odchodzi. Kiedyś wcelowała w zbierak :oops: Przypadkiem? Chciała pomóc?
Cytat:Problem skarmiania koni również pod to podciągam... I nagród- cukierków o różnych smakach.Bananowość cukierków, to jeszcze pół biedy, niejeden koń banany lubi. Ale pięknym przykładem smakołyków pod człowieka są choćby limitowane serie cukierków "bożonarodzeniowych" :lol:
Wystarczy wejść do sklepu jeździeckiego- są tam rzeczy potrzebne i ... "uczłowieczacze" :wink:za które musimy zapłacić. Ale wystarczy przypomnieć sobie wzrok naszego pupila aby wyjść z dodatkowo kupionym opakowaniem cukierków o smaku bananowym :wink: :?:
asio Jadąc dziś rowerem do stajni zastanawiałam się nad kilkoma zdarzeniami z moim pierwszym koniem. Są to dziwne wydarzenia, z pozoru błahe, a jestem człowiekiem więc analizuję i wyciągam wnioski. A koń tego podobno nie robi i nie ma możliwości analizy przyczynowo-skutkowej. Dlatego aby zrozumieć konia, musimy wykazać się empatią i starać stać się koniem... Kiedyś słyszałam, że poziom inteligencji dorosłego konia ocenia się na 3-4 lata w życiu rozwojowym człowieka. Nie wiem jak to zbadano, obliczono, ale polemizowałabym - oczywiście zależnie od sytuacji :wink:.
Chodzi mi właściwie o przyczynowość- skutkowość oraz pewnego rodzaju... hm...troskę, opiekuńczość (?) ze strony konia. Nazwałam to właśnie tak, uczłowieczyłam niektóre cechy charakteru konia.
Trzy zdarzenia:
- pokazuję moim kózkom, ze pastuch pod napięciem kopie (oczywiście same się przekonają, ale tak chciałam się zabawić), podbiega Frajda, reaguje lekko tykając nosem moją rękę. Ja nie reaguję. Koń ponownie, ale mocniej- już zwróciłam uwagę, ale nadal macham wyraźnie w stronę pastucha. Koń wepchnął się pomiędzy mnie a pastuch odpychając mnie i stanął zasłaniając taśmę.
- Idziemy na spacer w ręku. Linka 4m. Mała sfora psów, widać było ją z daleka. Koń stanął za mną, zaczął prychać, fukać. Ruszyłam gwałtownie w stronę psów, koń już obok mnie - widać, ze naładowany. Niefart- 2 psy nas doskoczyły. Były agresywne, a ja bałam się o siebie i konia. Co zrobiła F? Obroniła mnie i siebie- linka 4m pozwoliła na wykonanie kilku ataków na psy.
- Zbieram kupy z padoku na którym są moje 2 kobyłki. Frajda asystuje i dokładnie śledzi mój ruch: taczka- zbierak- kupa-taczka itd... Nie wiem, czy analizuje, nie wiem co w jej główce siedzi, ale podchodzi do następnych kup, wali następne paczki na stos i odchodzi. Kiedyś wcelowała w zbierak :oops: Przypadkiem? Chciała pomóc?
Cytat:Problem skarmiania koni również pod to podciągam... I nagród- cukierków o różnych smakach.Bananowość cukierków, to jeszcze pół biedy, niejeden koń banany lubi. Ale pięknym przykładem smakołyków pod człowieka są choćby limitowane serie cukierków "bożonarodzeniowych" :lol:
Wystarczy wejść do sklepu jeździeckiego- są tam rzeczy potrzebne i ... "uczłowieczacze" :wink:za które musimy zapłacić. Ale wystarczy przypomnieć sobie wzrok naszego pupila aby wyjść z dodatkowo kupionym opakowaniem cukierków o smaku bananowym :wink: :?:
Ja bym inaczej rozumiała uczłowieczanie zwierząt. Jest to taka postawa człowieka że przenosi on na zwierzę własne potzreby i uczucia. Np mi jest zimno bo wiatr wieje to konia do stajni i pod derkę.....
Albo pies po prostu MUSI spac na kanapie.....
Są to takie zachowania jak dla mnie wynikające z niewiedzy, z niezrozumienia realnych potrzeb konia. Człowiek od zawsze wolał mieszkać w jaskini-a koń na stepie....
Albo jak się mówi, że koń się potyka "bo to taki urodzony fajtłapa", a np. nie przyjdzie człowiekowi do głowy, żeby łapy koniowi przebadać albo że pod jeźdźcem równowagi brak. Ludzie często przyczepiają koniom łatki, np. taką bardzo popularną - "szalony!", i już nie zastanawiają się dlaczego taki szalony i jak można to naprawić, i koń na całe życie zostaje szalony i krążą o nim mity. I zanim ktoś do niego w ogóle podejdzie to uzbraja się w ostre kiełzno i jakiś patent, a wsiadając na niego ze strachu zaczyna go poskramiać na siłę. I jak łatwo przewidzieć - koń się zaczyna bronić (szalony ).
Cytat:Np mi jest zimno bo wiatr wieje to konia do stajni i pod derkę.....No i tak wielokrotnie słyszałem "pada deszcz/śnieg/jest zimno/mokro itp. chowaj konie bo po co mają marznąć/moknąć", a ja na to "a pewnie niech się zanudzą na śmierć w boksach". Różnie to z człowiekami bywa.
Ta, problem z tym uczłowieczaniem jest nie lada. Zwłaszcza jak to takie żółtodzioby praktykują. "Dziewczyna" właściciela stajni i części koni upodobała sobie na nieszczęście jednego ogierka- obecnie prawie rocznego. I jak już ruszy swoje szanowne tłuste cztery litery do stajni, to leci do niego jazgoczą i piszcząc "mój chłopczyk" albo "jesteś najpiękniejszy na świecie". Wszystkie konie jak już słyszą ten jazgot dostają apopleksji i innych takich świrów. Jak już dokula się owa do boksu to ryczy mu w ucho "kochasz swoją pańcię" itp. dyrdymały. A w tym problem że nie kocha i coraz bardziej zaczyna go irytować jazgotliwy ton "pańci".
Cytat:Np mi jest zimno bo wiatr wieje to konia do stajni i pod derkę.....No i tak wielokrotnie słyszałem "pada deszcz/śnieg/jest zimno/mokro itp. chowaj konie bo po co mają marznąć/moknąć", a ja na to "a pewnie niech się zanudzą na śmierć w boksach". Różnie to z człowiekami bywa.
To o czym pisze Magda to nie tyle uczłowieczanie konia , co pomoc (czasami przesadna) w przystosowywaniu go do bądź co bądź nienaturalnych warunków w jakich mu człowiek często nakazuje żyć . Bo jeśli zamykamy konia w stajni w której jest ciepło a trenujemy go na dworze , czy w hali nawet , a on ma zimową sierść i się poci , to go strzyżemy . Jak strzyżemy to musimy mu zakładać derkę itd. itp.
Uczłowieczanie to przypisywanie koniowi cech typowych dla ludzi, a obcych zwierzętom , więc i koniom. Często się słyszy o koniu że: " robi mi na złość , " jest wredny" , " ja mu tyle dobrego zrobiłam ,a on mie za to zrzucił" itp.itd.
To jest uczłowieczanie konia i to jest niewłaściwe ,bo nie prowadzi do zrozumienia i porozumienia , a wręcz przeciwnie prosto na manowce.
Inny przykład "uczłowieczania" konia prowadzący do klęski zamiast do harmonii : Koń boi się czerwonego murka i nie chce przez niego skoczyć. Człowiek postanawia mu za to wlać myśląc ,że koń "zrozumie " to po ludzku : " Nie chciałem skoczyć czerwonego murka więc dostałem lanie . Na drugi raz lepiej będzie jak skoczę ten murek ,to lania nie dostanę ". Albo : Koń nie chce wejść do przyczepki , więc z kilku stron dostaje baty aż wskoczy do niej . Człowiek znów mysli że koń " pomyśli ": " nie chciałe wejść to dostałem lanie , jak wszedłem to lania nie było , trzeba więc wchodzić szybko to uniknie się lania " . W jednym i drugim przykładzie przypisuje się koniowi "ludzkie myślenie " i to jest najbardziej niebezpieczne "uczłowieczanie" konia. W jednym i drugim przypadku koń będzie myślał po końsku wg. schematu : " Straszny murek = baty " wniosek : jak najdalej od strasznego murka. "Przyczepka = baty" wniosek : jak najdalej od przyczepki .
Poznałem parę lat temu wspaniałego konia ( już nie żyje niestety-kolka) , którego jeździec -idjota skatował za to że nie chciał skoczyć niebieskiego , "sztucznego" rowu . Koń po 2 takich "treningowych seansach " wyprowadzany ze stajni unosił głowę by dalej widzieć i spoglądał w kierunku placu treningowego . Jeśli leżał tam ten niebieski rów , koń zawracał i żadna siła nie była w stanie wyprowadzić go ze stajni.
Ostatnio się złapałam na tym, jak w deszczowy dzień pracując w domu myślałam o koniach, które z pewnością były tego dnia w stajni (?). I o godzinie 17.00 mile raczej rozczarowana zobaczyłam moje w boksach, ale kompletnie przemoczone i pokryte grubą warstwą błota . Cóż- nic z nimi nie zrobiłam tego dnia, wyczyściłam następnego- niech pobędą sobie brudne i szczęśliwe po takiej błotnej kąpieli. Wiem, ze gdyby było zimno, wiałby wiatr, właściciel stajni by je schował do domu, ale takiej potrzeby nie było. Derki moim zdaniem przeszkadzają w utrzymaniu higieny przez konie.
A do konia zdarza mi się mówić... czule. :wink:
Na powitanie i pożegnanie mam ten sam gest, gwizd i zaraz przybiegają.
Oczywiście Panie Wojtku, pisałam o koniach nie strzyżonych...
Co do koni sportowych, załadunku, właśnie tak jest i to za często. Relacje powinny się opierać na przyjaźni i współpracy, ale nie sądzę aby w sporcie było na to miejsce, dlatego część nawet fajnie zapowiadających się sportowców rezygnuje z niego na rzecz Tych kilku koni.
Dawno temu w naszym klubie był koń odmawiający skakania. Po pewnym "terenie" koń wrócił ze szramami na zadzie. Do tego konia ni można było podejść od zadu- miał głęboki uraz. I czy był złośliwym, wrednym koniem? Nie sądzę. Jeździłam na nim.
To wychodzi na to, że odcieni uczłowieczania jest masa.
Jest mierzenie swoją miarą - że przytulniej we własnym boksie, że dobrze może być tylko jak ciepło i sucho.
Jest przypisywanie koniom naszego sposobu myślenia - jak to, o którym Trener pisze (albo np. ten artykuł: http://www.dogs.gd.pl/kliker/sprawozdania/clash.html).
Jest przypisanie koniom własnych ambicji i błędne interpretacje zachowań - na przykład branie ciągnięcia na przeszkody za zamiłowanie do skoków (w przypadkach kiedy to raczej "przebiec czym prędzej i mieć to wreszcie za sobą").
Jest (zwykle?) nieszkodliwe robienie sobie przyjemności i tłumaczenie jej przyjemnością konia - czaprak w modnym kolorze na urodziny, ciasteczka świąteczne.
Jest myślenie takie jak przy przesądach - kiedy brakuje nam wytłumaczenia na jakieś zachowanie, kiedy łączymy przypadkowe zdarzenia, domykamy teorie, byle się domknęły.
Tak sobie myślę - przesadne uczłowieczanie może konie krzywdzić (jeśli ich nie rozumiemy i uszczęśliwiamy na siłę i na opak). Ale jakaś jego ilość chyba niczym złym nie jest? Może nawet bywa dobra? Powinna czasem, w niektórych wydaniach, szczepić na brak empatii. I to chyba dobrze, jak człowiek sobie buduje pozytywną relację z koniem, nawet jeśli to tylko człowiek konia kocha, a kochanie człowieka przez konia jest tylko w ludzkiej głowie? W końcu bliskich dobrze się traktuje. Raczej I lubi tych, którzy nas lubią. Może lepiej ciut zbyt "po ludzku" widziany koń, od konia widzianego jak maszyna? Pewnie żadne przegięcie nie dobre, ale czasem jedno jest wybitnie gorsze...
Pamiętam jakieś dawne pomaganie przy oprowadzankach. Młody człowieczek spięty, skulony, przestraszony. Zagaduję, trochę odwracam uwagę. Mówię, "O, konik się do ciebie uśmiecha!". Fajnie zadziałało. Jak ktoś się do ciebie uśmiecha, to przecież musi być fajny, przyjazny, mieć dobre intencje, dać się lubić. I co z tego, że koń się nie uśmiechał? Co z tego, że jego miny, emocje, zachowania są inne niż ludzkie? Mały jeździec zrobił krok w kierunku pozytywnego myślenia o koniach. To chyba dla wszystkich stron dobrze.
Ale zdaję sobie też sprawę, że można za dużo na końskie barki wrzucić. Za bardzo osobiście ich zachowanie czytać. Zamiziwać na śmierć te, które miziaste nie są. Zbyt emocjonalnie je czytać. (Bo mi się zdaje, że jak konie budzą w nas z b y t silne emocje, to prawdopodobnie chodzi o coś nie w koniach, a w nas. I może zupełnie nie związanego z końmi. Zaczynającego się zupełnie gdzie indziej. A koń to tylko taki cyngiel, co uruchamia jakieś nasze pokłady. Za co mu chwała Trzeba te swoje pokłady poprzewalać i uporządkować. Albo: nie trzeba, można.)
No to ja "będę teraz uczłowieczać" nowo narodzonego źrebaczka. Urodziła się nam klaczka. śliczna zdrowa i silna mała.
wg. mnie uczlowieczanie konia ma dwa aspekty; negatywny, kiedy to nie bierzemy pod uwage autentycznych potrzeb czworonoga, a narzucamy mu wlasny swiat.
i aspekt pozytywny, kiedy przypisujemy mu ow wlasny swiat, ale nigdy kosztem potrzeb konia! Te dwie sprawy nie musza sie wykluczac, jezeli tylko mamy swiadomosc siebie i konia .I to nie tylko w sytuacjach ogolnych, ale i w kazdej chwili, ktora spedzamy razem z koniem.
A sens ktorych nie zawsze wynika z tylko z naszej wiedzy, ktora wciaz nie jest pelna.
nie tylko przeczucia czy przesady wbrew pozorom, ale i wiedza wlasnie wynikaja czasami ze zbyt pospieszej checi zamkniecia jakiegos swiata w logiczna calosc, zlagodzenia niewiadomych wewnetrznych zywiolow nazwaniem ich, upodobnieniem do innych znanych zjawisk... przeciez znamy mase filozoficznych absurdow na ten temat, prawda?
Co oczywiscie jeszcze nie znaczy, ze absurd z jakiegos punktu widzenia jest w zyciu nie przydatny, ja np. nabywajac Lunke wg. koniarzy doswiadczonych popelnilam duzy blad i wg. nich bylo to posuniecie idiotyczne, a okazalo sie, ze kieruyjac sie jedynie intuicja i chciejstwem uratowalam konia i mam z niego przyjemnosc...
Klaro zawsze za jakas pasja ukrywa sie cos co jest poza nia tak naprawde...zamilowanie do koni nawet najbardziej rozumnie podane nigdy nie bedzie wyalienowane z przyczyn emocjonalnych, z naszych indywidualnych zrodel. W podswiadomisci konie staja sie np. symbolami,nosnikami tresci ukrytych.
Nadmierna emocjonalnosc w relacji czlowiek - kon bywa jedynie przerysowaniem tej prawdy. I jezeli kloci sie ona z potrzebami konia to jest wtedy niedobrze . Poza tym niech sobie spokojnie istnieje....a na analize kazdy moze sobie pozwolic, i bedac w przerysowaniu i bedac kompletnie w innym stanie. Bo to ciekawa przygoda jest!