Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Oj, jak zabrzmiałam niemiło to sorry :oops:
A twoja sytuacja to w ogóle jest ekstremalna, Przygodo
I masz rację, każdy ma jakieś tam swoje własne metody i sztuczki, albo wariacje na temat istniejących sztuczek i metod Moim zdaniem dopóki się nikomu nie robi krzywdy to wszystko jest akceptowalne.
Łoj, cosik się zapuściłam. Sobie aż trzy strony musiałam przeczytać. I jak przeczytałam ostatnią wypowiedź arabiatty to stwierdziłam, że już chyba nie muszą.. choć może...? skoro tak się ładnie dzielimy swoimi poglądami to ja też coś tam od siebie dodam.
1. nie czekam aż koń zacznie brykac, bo dla mnie to już jest ekstremalna awantura z koniem i sam fakt, że do niej doprowadziłam jest już poważnym błedem. Brykanie to dla mnie czerwone światło. Zsiadam jak zapala się pomarańczowe. Uczę sie cały czas wyczuwać wcześniej stan psychiczny konia. Jeśli nie udaje mi sie przewidzieć i zadziałac wczesniej to wtedy działa instnkt. Nie wiem, co robie :-)
2. miałam takie podejście, że po upadku po bryku trzeba zaraz wsiadać, żeby koń nie pomyślał, że wygrał. Ale teraz już tak nie myślę. Nie dlatego, że bym nie wsiadła, ale dlatego, że ja nie rywalizuje z koniem o wygraną. Dla mnie fakt, że koń mnie nie chce na grzbiecie, a pozbycie się mnie może być dla niego nagrodą, to poważny alarm. Nie chce myślenia konia w stylu "nie mam wyjścia, musze się poddać i Cię nosic", wolę "ok, chcę cie nosic".
3. bezpieczeństwo? nie mogę polegać ani na sobie ani na innych ludziach w 100%, że nie popełni się błędu, którego skutkiem będzie wypadek. Dlatego wolę zabezpieczać się jakoś rozsądnie przed skutkami tych błedów. Czyli zapobieganie przez odpowiedni trening to raz ale i zabezpieczanie np. głowy kaskiem to dwa. Też mnie głowa bolała od zwykłego toczka, teraz mam fajny, lekki i regulowany kask i nawet nie czuje, że go mam.
Przed kim się Przygodo arabiatta broni? bo nie zauważyłam. Jakieś przewrażliwienie na dyskusję, czy jak? Może nie przesadzajmu Guciu, że forum polega na tylko wypowiadaniu swojego zdania. Dyskutować i niezgadzać się można przecież. Tylko nie można sie w tym obrażać :-)
Wojciech Mickunas Ewakuacja z konia w razie "W" - nigdy w życiu niczego takiego nie zrobiłem i nikomu nie polecam.
Ten jockey nie miał czasu na myślenie co ma zrobić by się "ewakuować" . To się tak szybko dzieje ,że można jedynie liczyć na : instynkt, właną sprawność fizyczną i szczęście. Oczywiście kask, kamizelka i inne ochraniacze przydają się bardzo.
Lubię oglądać zawody w dosiadaniu byków ( na kanale extremsport) . Podziwiam sprawność tych facetów, ale oni też "poszli po rozum do głowy" i coraz powszechniej używaja kasków i kamizelek ochronnych. To tak na marginesie tematu w kasku czy bez.
Wojciech Mickunas Ewakuacja z konia w razie "W" - nigdy w życiu niczego takiego nie zrobiłem i nikomu nie polecam.
Ten jockey nie miał czasu na myślenie co ma zrobić by się "ewakuować" . To się tak szybko dzieje ,że można jedynie liczyć na : instynkt, właną sprawność fizyczną i szczęście. Oczywiście kask, kamizelka i inne ochraniacze przydają się bardzo.
Lubię oglądać zawody w dosiadaniu byków ( na kanale extremsport) . Podziwiam sprawność tych facetów, ale oni też "poszli po rozum do głowy" i coraz powszechniej używaja kasków i kamizelek ochronnych. To tak na marginesie tematu w kasku czy bez.
Cejloniara 1. nie czekam aż koń zacznie brykac, bo dla mnie to już jest ekstremalna awantura z koniem i sam fakt, że do niej doprowadziłam jest już poważnym błedem.Nie zawsze brykanie jest objawem obrony konia . Dość często wynika po prostu z podniecenia konia i jest manifestacją " dobrego humoru " i koń po kilku podskokach , nieraz bardzo energicznych i trudnych do wysiedzenia idzie dalej jak gdyby nigdy nic .
2. miałam takie podejście, że po upadku po bryku trzeba zaraz wsiadać, żeby koń nie pomyślał, że wygrał. Ale teraz już tak nie myślę. Nie dlatego, że bym nie wsiadła, ale dlatego, że ja nie rywalizuje z koniem o wygraną. Dla mnie fakt, że koń mnie nie chce na grzbiecie, a pozbycie się mnie może być dla niego nagrodą, to poważny alarm. Nie chce myślenia konia w stylu "nie mam wyjścia, musze się poddać i Cię nosic", wolę "ok, chcę cie nosic".
Cejloniara 1. nie czekam aż koń zacznie brykac, bo dla mnie to już jest ekstremalna awantura z koniem i sam fakt, że do niej doprowadziłam jest już poważnym błedem.Nie zawsze brykanie jest objawem obrony konia . Dość często wynika po prostu z podniecenia konia i jest manifestacją " dobrego humoru " i koń po kilku podskokach , nieraz bardzo energicznych i trudnych do wysiedzenia idzie dalej jak gdyby nigdy nic .
2. miałam takie podejście, że po upadku po bryku trzeba zaraz wsiadać, żeby koń nie pomyślał, że wygrał. Ale teraz już tak nie myślę. Nie dlatego, że bym nie wsiadła, ale dlatego, że ja nie rywalizuje z koniem o wygraną. Dla mnie fakt, że koń mnie nie chce na grzbiecie, a pozbycie się mnie może być dla niego nagrodą, to poważny alarm. Nie chce myślenia konia w stylu "nie mam wyjścia, musze się poddać i Cię nosic", wolę "ok, chcę cie nosic".
Całkowicie zgadzam się z Tomkiem, często konie poprzez brykanie manifestują swój dobry humor więc nie zawsze brykanie trzeba interpretować jako obronę konia, czy też poważny alarm, że w ogóle do takiej sytuacji doszło. Tylko co wtedy? Bo jeśli zsiądziemy to jak koń to zinterpretuje ? jako odebranie jemu przyjemności?
Ja nie mam tak wyczulonego podejścia do brykania, spotkałam się z końmi które brykały na lekkie przyłożenie bata czy też na mocniejsze przyłożenie łydki np. przy zmianie chodu, i co wtedy dla takiego konia oznaczałoby zejście z niego? Rozumiem, gdy dochodzi do takiej sytuacji, ze totalnie się buntuje i bryka złośliwie bez jakiegoś większego powodu-do takich sytuacji nie powinno się dopuszczać- lepiej występować konia i skończyć jazdę.
Moim zdaniem nie ma sensu aż tak dramatyzować brykania- bo czasami może oznaczać, jak już Tomek wspomniał - radość a czasem chwilowe niezadowolenie z wykonywanego przez nas elementu, a czasem po prostu niespożytą energię
Ciekawa jestem zdania Trenera i Tomka w temacie zsiadania z konia w różnych sytuacjach - nie tylko "brykowych". I tu przytocze przykłady z własnego podwórka:
1. Kara diablica :wink: typowa baba. Nadpobudliwa histeryczka, manifestująca swoje niezadowolenie wyjątkowo nieprzyjemnie... I kilka sytuacji z życia wziętych:
a) trenujemy do zawodów - czworobok, elementy. Dzień wcześniej koń chodził cudownie - rozluźniona, chętna do pracy, czekająca na każdy sygnał - czysta przyjemność. Robimy zatem pełne założenia na dany dzień i kończymy długim, spokojnym stępem na wypiętych wodzach (wodze mam na snapsy - wypinam je często). Kolejny dzień koń spięty. Sprawdzone mięśnie - brak oznak zakwasów, grzbiet ok, nogi ok... Ale trening już do bani - brak rozluźnienia widać w każdym elemencie, który staram się wykonać - w prostym kole 10 m co rusz próba wpadnięcia łopatką, koszmar. Koń co jakiś czas z wodzami czy bez staje się za lekki przodem i są próby wspięcia. Na łydkę do ustępowania (bez ostrogi, bez bata) reaguje porządnym baranem... Robimy zatem 2 lub 3 elementy które wychodzą dobrze , bez powtórzeń i po treningu. Stęp często już w ręku... I loteria: czy w dzień zawodów koń wstanie lewymi czy prawymi nogami :? Czy takie podejście ma sens, czy też w gorszy dzień powinnam jednak skupić sie na pracy, nie kończąc treningu?
b) jedziemy do lasu, koń bez przyczyny (o czym już pisałam) zaczyna brykać, wspinać się, szaleć - pełen serwis. Gdy czuję, że spotkanie z matką ziemią nieubłaganie się zbliża - staram się zeskoczyć z konia w sposób w miarę kontrolowany (niestety ja już się mocno połamałam i boję się "źle spaść" bo mogę skończyć na wózku )... Kilka kroków w ręku, próba wsiadania często kończy sięfiaskiem (koń nie stoi, stara się wspiąć) - wracamy do domu w ręku. Fakt, takiej sytuacji nie miałam od prawie 1,5 roku, ale bywały kiedyś niestety i nie wiem czy moja reakcja jest adekwatna do sytuacji... czy też powinnam wsiadać mimo wszystko...?? Mam siodło, które wiele wybacza i ciężko z niego spaść - potrafię w nim wytrzymać długą serię baranów chociaż ze szkodą dla kręgosłupa (zapewnie nie tylko mojego) mogę zatem "walczyć" o pozostanie w siodle... Powinnam?
c) ujeżdżalnia połączona jest z pastwiskiem - konie mają 2 wejścia mogą w czasie wolnym poruszać się po niej bez problemu... Znów trenigng "w domu" - koń nie chce pod żadnym pozorem podejśc do jednej ściany - za płotem jest żywopłot - tego dnia wyjątkowo koniożerny (godzinę wczesniej stała przy nim luzem). Każda próba podejścia - delikatną sugestią, czy mocnym zamknięciem dołem kończy się na histerycznej i niekontrolowanej ucieczce zwierzaka - dodam, że takim sytuacjom najczęsciej towarzyszy ruja. Zsiadam, podprowadzam w ręku - jest OK, po czym np. biorę lonżę i na siłę każę koniowi chodzić koło ogrodzenia. Często po kilkunastu minutach koń przestaje się "bać" i możemy kontynuować trening - tu już jednak postępuję jak w jej gorsze dni - 2 - 3 elementy dobrze i po treningu przy czym staram się utrzymać konia caly czas w mocnej koncentracji - każda jej utrata kończy się przypomnieniem o koniożernym płocie. Czy to dobra droga, czy powinnam walczyć od początku o podejscie do ogrodzenia - pomimo histerycznych reakcji?
2. Darco - super przy zajeżdżaniu, później po bitwie o wejście do kałuży nauczył się brykać... Inna sprawa, że nabrał siły, elastyczności i pewności siebie pod siodłem. On jednak też bywa "złym koniem" ;-) Trening , wszystko niby w miarę, ale koń w sposób widoczny niezadowolony z życia. Zaczyna brykać na łydkę i coraz bardziej się nakręca. Tu postępuję inaczej - każdy bryk = posłanie go do przodu... Każdy dobry element , np spokojne przejście = długa wodza. Trening z brykami skrócony, ale nie tak jak w przypadku doświadczonej matki. Wszak nadal koń się uczy (4 lata) Z niego nie zsiadam... może powinnam? Odpuszcza sobie jak sięzmęczy, ale to chyab nie jest najlepszy sposób - a może jest?
Aktualnie wszystko teoretyzuję. Gruda i lód nie pozwalają nam na jakiekolwiek treningi od 26 grudnia pozostała zabawa z ziemi, bo nawet lonża nie wchodzi w rachubę Jestem i ciekawa i przerażona wizją tegorocznej wiosny - konie poczują w końcu bezpieczny grunt i po 2 czy 3 miesiącach wolnitkiego tuptania po grudowych pastwiskach jeszcze w połączeniu z rują Czarnej Baby - może być "latająco" :-(
Latająco może być i u nas. Też ograniczamy się w pracy, niestety. To samo było rok temu.
Moje dwie kobyłki brykają, ale każda inaczej. Jednej energia tryska z uszu, ale brykanie w galopie z jednoczesnym udziałem cichego kwiku jest oznaką radości i przyznam, ze takie brykanka uwielbiam. Uśmiecham się tylko i jedziemy dalej, w końcu się wycisza samo. Siwa natomiast brykała z lenistwa. Koń po rekreacji burzył się, gdy czegoś chciałam i podejrzewam, że nauczyła się, ze bryknie kilka razy i ma jazdę z głowy. Myślę, że takiego brykania już się oduczyła. Jednak niedawno całkiem znalazłam się w sytuacji, gdy... zsiadłam. Siwa za około 2 mies będzie rodzić. Postanowiłam jednak ruszać ją do samego końca. Wiadomo, że jazdy są bardzo delikatne, a przy podłożu jakie teraz mamy i sporadyczne, stęp- kłus. Do jednej z jazd dołączyła klacz, której siwa bardzo nie lubi i w okresie ciąży atakuje. Było ok do momentu zbyt bliskiego przejazdu tamtej. Moja rozpoczęła obronę poprzez atak i dość mocno się nakręciła pomimo braku specjalnych reakcji tamtej klaczy. I tak się zaczęło. Ataki i uporczywe próby wysadzenia mnie biciem z zadu. Wykorzystałam mały moment wyciszenia, zadałam małe ćwiczenie doskonale jej znane. Wykonała, pogłaskałam i spokojnie zeszłam jakby kończąc jazdę. Nie miałam toczka, gdybym go miała, próbowałabym załatwić to z siodła. Mój własny koń, ufający raczej, super spokojny i opanowany (robiony do hipoterapii), wyrywał mi się podczas prowadzenia do stajni, raz mnie przewrócił, pomimo ćwiczeń z ziemi siwa wpychała się na mnie, raz odsadziła się.
Wniosek z tego, że zaufanie obopólne w sytuacjach zagrożenia zostaje wystawione na sporą próbę i okazuje się ze nie jest ono takie jak nam się wydaje.
dla mnie zaufanie to po prostu "czucie " konia...i rozumienie go poprzez to czucie. Rodzi się coś takiego z bliskiego kontaktu z koniem , poprzez pracę z nim. Jeżeli koń mi odpowiada na moje prośby to czuję się ok, czuję się bezpiecznie, wiem, że w danym momencie i w danym miejscu mogę na nim polegać. Koń jest spokojny i ja jestem spokojna.
Pewnie bym mogła na ten temat jeszcze pisać i pisać...
ale wiem też, że konie podobnie jak ludzie do których mamy zaufanie, mogą jednak mimo wszystko w pewnych okolicznościach zachować się różnie. Po prostu nie są doskonałe i nie MUSZA zawsze sprostać naszym oczekiwaniom. Trzeba to brać pod uwagę, aczkolwiek nie koncentrować się na tym bo to nakręca spiralę lęków. A lęk jest chyba najgorszym doradcą w pracy z końmi.
Małgosiu, a ja mimo grudy jeżdżę na swojej klaczy stępem i prowadzam za nią na uwiązie żrebaka. Luna ma kopyta prawie jak podkowy twarde, źrebię też super kopytka. Ale może źle robię?
Cejloniara, a kto sie tutaj obraza?? ja wypowiedzialam swoje zdanie widze ze malo ludzi sie z nimi zgadza, inni wypowiedzieli swoje i juz ja siedze cicho kiedy nic nie mam do powiedzienia, bo po co na sile cos opowiadac?? zgadzam sie z Tomkiem i Karina apropo brykania nie spozytkowana energia-czasem tez tak bywa
Gucia nie siedź cicho....gadaj
Czasami są takie drobne spięcia, ale spokojnie.....cierpliwość to cecha dobrego koniarza.
Mnie się podoba ta uwaga o brykaniu konia z powodu lenistwa, tak, czasami konie te z natury flegmatyczne mogą tak reagować na prośbę zwiększenia tempa. Różne mogą być tego oczywiście jeszcze głębsze przyczyny...ale ogólnie rzecz biorąc zsiadanie z takiego konia nie jest dobrą lekcją dla niego.
Tomek ja nie mam aż takiego duużego doświadczenia w zajeżdżaniu koni, ale mi najłatwiej było zawsze po pracy z ziemi, po krótkiej bardzo pracy w ujeżdżalni /niestety nie jestem ekspertem od ujeżdżalni/ jechać po prostu w teren za innymi końmi. I jakoś szło to zwykle bez jakichś poważnych szaleństw. Inna sprawa, że te koniki zwykle były z natury spokojne.
Hmm, Ja nie za bardzo rozumiem Twojej sytuacji Asio, piszesz, że klacz zaczęła brykać- atakować nielubianą przez nią kobyłkę, jednak stało się to gdy zbliżyła się na zbyt bliską odległość, potem z tego co piszesz, wynika, że kobyłka kontynuowała brykanie i usilne starania pozbycia się Ciebie z siodła - więc jak na moje oko nie jest to już kwestia agresji wobec tamtej klaczy tylko jakiś inny powód? no chyba że plac jest mały i cały czas była w pobliżu. Jeszcze raz powtórzę do znudzenia moje zdanie, że czasami zbyt dramatycznie i z za dużym wyczuleniem podchodzimy do brykania naszych pupili - tak jak człowiekowi zdarza się "warknąć" na kogoś czy powiedzieć niemiłe słowo tak i koń czasem daje upust swoim emocjom, które nie zawsze są powiązane z jakąś nienawiścią/ czy też brakiem sympatii do właścicieli. Trzeba zachować złoty środek, nie przesadzać ani w jedną ani w drugą stronę- takie jest moje zdanie
A propos wiosny i latających koni to u nas się już zaczęło Na lonży mam latawce. Siwy jest bardzo dobrze wychowany, więc się po prostu popisuje, bardziej w górę niż do przodu, a Młody rodeo na czternastu nogach, sprint na dystans 10 metrów, zatrzymanie w pozie na ogiera i tak na okrętkę A na pastwisku to sobie drepcze tylko od niechcenia.
Jeśli chodzi o brykanie, moim zdaniem można wyróżnić:
- brykanie z radości (często podkreślone sygnałem dźwiękowym można na nie pozwolić, ale trzeba mieć pod kontrolą pozycję głowy konia),
- brykanie z bólu (często plus stęknięcia),
- brykanie z nadmiaru energii (kilka rodzajów, np. falowanie, przodek-zadek-przodek-zadek, moje ulubione, albo walenie z krzyża, głowa między nogi i katapulta, moi zdaniem bardzo niebezpieczne, szczególnie dla drobno zbudowanych osóbek)
- brykanie ze złości (z brzydką miną)
- brykanie lewopółkulowe obliczone na pozbycie się niechcianego jeźdźca z grzbietu (zwykle cały arsenał brykań)
- spontaniczne bryknięcie, nie wiadomo na jaki temat
Napisałam, co ja robie na swoim koniu. To nie była generalizacja, że tak jest ogólnie. Jeździłam w sumie tylko na okolo 100 koniach w życiu więc raczej trudno mi generalizować na podstawie własnych doświadczeń. Mój koń nie ma w zwyczaju brykac z radości. Mój koń brykał (miał taki okres dwa lata temu jak się bardzo kłóciliśmy) i to były bardzo wybitne ewolucje. Nie wiem, czy ktokolwiek by wysiedział. Teraz już tego nie ma.