Hipologia

Pełna wersja: Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
Rozmowa wydzielona z wątku "Follow Up".
Zaczęło się od tego zdjęcia guli:

[Obrazek: follow_7786f.jpg]

Teolinek.


--------------------------------------------------------------

guli nie boisz sie konia z wodzami tak luzem puszczac?
sznurka napisał(a):guli nie boisz sie konia z wodzami tak luzem puszczac?

Nie boję Smile

Ma dojśc do furtki, poczekać az zamknę i stanąc grzecznie przy schodkach :wink:

[Obrazek: schodki_a8d85.jpg]
choc stanął krzywo.
Schodki tez powinny stac odwrotnie, ale to ze względu na kuca- bał sie człeka tak wysoko Smile

Wczesniej musi dostarczyc szczotkę Smile

[Obrazek: szczotka_36586.jpg]
nie odbieraj tego personalnie
ale ja jestem bardzo sceptycznie nastawiona do takich zachowan
chwila nieuwagi, kon zechce sie podrapac chociazby nogą za uchem, spłoszy sie, zaczepi i bedzie tragedia
lepiej dmuchac na zimne
Nie odbieram personalnie Smile

To jest tylko kilkadziesiąt metrów - on nie spłoszy się, bo nie ma czym, nie drapie się tez nigdy nogą za uchem.
Oczywiście, że poza ogrodem , nie puszczam go z takimi wodzami.

Choc miewam głupsze pomysły :oops:
Kiedys pasłam je na łące , poza wybiegiem , związane ze sobą, lina z uwiązem.
Wybiegła psica na wybieg.
Musiałam ją wpuscic do ogrodu, ale nie miałam co zrobic z końmi- do bramy za daleko.
Więc przełozyłam związaną linę za plastikowy słupek ogrodzeniowy i kazałam im stać.
Konie wiedziały o ewentualnym prądzie , więc jak wróciłam nadal grzecznie stały.
Ale to tez nie było mądre :?
Co w tym dziwnego Confusedhock: Confusedhock:
Ja konia czyszczę i siodłam w stajni, po czym niejednokrotnie zatrzymuję się przed domem - zwierz staje przy schodkach pod drzwiami, a ja idę po kask/oficerki/cokolwiek... Czasami nie ma mnie ładne kilka minut, wracam a koń jak stał tak stoi... i tak od wielu lat...
Po co wiązać, skoro można po prostu zaufać sobie nawzajem??
Z młodym też to ćwiczymy, chociaż on bardzo ruchliwy i bardzo ciężko mu w miejscu ustać długo... ale się chłop stara - jak go o to poproszę - i potrafi już kilka minut w miejscu ustać, chociaż nie mogę powiedzieć, że bez ruchu ;-)
guli napisał(a):To jest tylko kilkadziesiąt metrów - on nie spłoszy się, bo nie ma czym
No wiesz.. koń jak koń. Spłoszyć się zawsze może Wink
Shadowy.Horse napisał(a):No wiesz.. koń jak koń. Spłoszyć się zawsze może Wink

A tak ładnie czyta się i mówi o budowaniu zaufania , o wzajemnej współpracy.
A jak przychodzi przełożyć to na konkrety, to odzywa się zakorzenione głęboko myślenie :wink:

Koń.. jak koń.. itd.

Jak konia siodłam, to nie wiążę , a on stoi.
Ta prawa wodza zwisa od samego początku , aż do wsiadania.


[Obrazek: siodl_bc02e.jpg]

Szkoda, że nie mogę znaleźć zdjęcia, na którym kuc stoi na wybiegu z 4 metrową liną wokół nóg.

I stoi spokojnie, czekając aż go wyplączę- nie ucieka, nie zaplątuje się bardziej , tylko czeka
Ze skórzanym sprzętem to pół biedy, bo się rwie. Gorzej, jak są liny i kantarek, razem związane.

Ja tam wolę działać dwutorowo w każdym razie: konia przygotowywać, odczulać, neutralizować naturalną klaustrofobię. A z drugiej strony dbać o minimalizowanie sytuacji potencjalnie niebezpiecznych. Ale ja mam ten nierwący sprzęt zazwyczaj. I doświadczenie choćby z koniem, który spokojnie się pasąc pod człowiekiem przełożył tylną nogę przez wodze (chciał się podrapać po głowie - nie ma tego w zwyczaju), zaplątał, przewrócił, naciągnął. Rehabilitajca trwała drobne 6 tygodni.
I słusznie, że działasz dwutorowo.
Przeciez ja pisałam o linie, że to był głupi pomysł



Tu kuc rozbiera sie z narzędzi przymusu


http://www.mFoto.pl/uploads/1837/kantar_590c8.jpg

żadnej paniki- spokojnie i z premedytacją

http://www.mFoto.pl/uploads/1837/gryz_8ffe3.jpg
guli napisał(a):A tak ładnie czyta się i mówi o budowaniu zaufania , o wzajemnej współpracy.
Co ma piernik do wiatraka?
Nie mówię o budowaniu zaufania, tylko o niebezpiecznych sytuacjach. Koń jest koniem - miałam na mysli, że spłoszyć się zawsze może. Obojętnie jakie jest zaufanie. Oczywiście ono bardzo znacznie minimalizuje ryzyko wypadku - ale ryzyko zawsze jest.. W momencie kiedy kon przechodzi do prawej półkuli reaguje instynktownie - nie myśli. Biegnie.
Ja tam jak widzę konie ze skórzanymi wodzami, które wiszą, to raczej myślę, że ktoś swój sprzęt mało lubi. Póki to nie jest wiązanie za wodze od wędzidła lub munsztuka (widziałam takie kwiatki), to nie panikuję. Chociaż żebym tak sama robiła, to nie.

A przyuczanie konia do różnych dziwnych "opleceń" masz rację, że jest przydatne. Dobrze mieć konia, który nie panikuje, jak czuje linę wokół nóg, albo nadepnie na linę/uwiąz. Stoi w wąskim przejściu itd. Panowanie nad sobą można u konia ćwiczyć na szczęście - chociaż do pewnego stopnia. A potem robić tak, żeby to się nie przydawało.
Shadowy zgadzam się całkowicie, mnie razi brak wyobrazni, z zaufaniem tez nie widze związku, bo nie zmienia ono natury konia ktory zawsze będzie zwierzęciem uciekajacym.
Moze po prostu trzeba zobaczyc co się dzieje w przypadku ludzkiej niefrasobliwosci- koń biegajacy chociazby z przesuwnymi drzwiami od stajni- zeby starac się postępowac rozsądnie i ograniczac sytuacje ktore same się proszą o kiepskie zakończenie
sznurka napisał(a):, mnie razi brak wyobrazni, z zaufaniem tez nie widze związku, bo nie zmienia ono natury konia ktory zawsze będzie zwierzęciem uciekajacym.

A ja widzę związek z zaufaniem duży Smile

Nie po to buduje się więź z koniem , własnie opartą na zufaniu, żeby potem powiedzieć : to nie ma znaczenia.
Nad posłuszeństwem wynikającym z zaufania

No i ten koń ciągle uciekający :roll:

Taka szufladka.
A każdy kon inaczej reaguje jak przestraszy się.
Kuc rzeczywiście zaczyna uciekać, choc niedaleko, a Kuba stęknie, chrapnie ,uskoczy o jeden krok.
Na dodatek Kuba znakomicie uspakaja się w mojej obecności i reaguje zatrzymaniem na słowo "stój"

Ciągle mnie to dziwi, jak lekceważycie całą pracę z końmi nad budowaniem własnie zaufania , spokoju, myślenia.

Nie rozumiem tego.

W nocy do dalekich fajerwerków przyłączył sie najbliższy sąsiad z hukowymi.
Usłyszałam w domu straszne huki, wypadłam w skarpetkach na dwór i pobiegłam do koni.
Akurat maja okna na te stronę tego sąsiada
Rzeczywiście były bardzo niespokojne, tłocząc się pod ścianą najdalszą od okna.
Podeszłam i stanęłam przy drzwiczkach uspokajając je głosem.
Kuba natychmiast podszedł do reki, już mniej chrapiąc i stopniowo uspokoił się, mimo, wybuchających na górze ogni.

Weksel podszedł potem, ale tez uspokoił się
Teolinek napisał(a):. I doświadczenie choćby z koniem, który spokojnie się pasąc pod człowiekiem przełożył tylną nogę przez wodze (chciał się podrapać po głowie - nie ma tego w zwyczaju), zaplątał, przewrócił, naciągnął. Rehabilitajca trwała drobne 6 tygodni.

Z pasieniem jest zupełnie inaczej.
Koń wtedy nie zwraca na nic uwagi, tylko je.
Rzeczywiście najczęsciej wtedy zaplatuje się.
W czasie popasu nigdy nie zostawiłabym konia z luźnymi wodzami, zawsze dopinam je do czapraka, czy siodła , a i tak trzymam konia na uwiązie.
Natomiast to przyzwyczajanie do oplatywania nóg, daje ten skutek, że kon nawet jak przestąpi linę , to nie uskakuje.

Jak czytam wypowiedzi wcześniejsze ,to nie moge oprzec się wrażeniu, ze uważacie konie za kompletne głupki, pozbawione instynktu samozachowawczego.

Byłam kiedys na rajdzie i w czasie popasu pilnowałam "naszych" koni, które były za taśmą.
Obca klacz chodziła luzem i miała źle zawiązany kantar wokół szyi, więc w pewnym momencie przełozyła nogę przez pętle pod szyją.
I tak stanęła patrząc wymownie na mnie.- nie uciekała, nie szarpała sie, tylko patrzyła.
Z duszą na ramieniu podeszłam więc do niej i zaczęłam rozplątywać supeł.
Dosyc długo mi zeszło , bo nie znałam tego węzła- a klacz stała spokojnie, mimo, że nie znałysmy się.
Jak mi sie udało ją uwolnic, to natychmiast odbiegła
guli napisał(a):Nie po to buduje się więź z koniem , własnie opartą na zufaniu, żeby potem powiedzieć : to nie ma znaczenia.

Ciągle mnie to dziwi, jak lekceważycie całą pracę z końmi nad budowaniem własnie zaufania , spokoju, myślenia.

Nie rozumiem tego.

W nocy do dalekich fajerwerków przyłączył sie najbliższy sąsiad z hukowymi.
Usłyszałam w domu straszne huki, wypadłam w skarpetkach na dwór i pobiegłam do koni.
Akurat maja okna na te stronę tego sąsiada
Rzeczywiście były bardzo niespokojne, tłocząc się pod ścianą najdalszą od okna.
Podeszłam i stanęłam przy drzwiczkach uspokajając je głosem.
Kuba natychmiast podszedł do reki, już mniej chrapiąc i stopniowo uspokoił się, mimo, wybuchających na górze ogni.
moj kon wczoraj stal w boksie angielskim, gora otwarta i przez 40 min podziwiał ognie w naszym towarzystwie, nie wykazując oznak zaniepokojenia, co wcale nie znaczy ze to kwestia zaufanie
po prostu akurat go to nie przeraza
mimo to nie pusciłabym go z wodzami luzem, nie wypiełabym i nie pusciła luzem z czambonem, nie pusciłabym na kantarze sznurkowym luzem, i mogłabym tu wymieniac jeszcze długo. Wierzę w podstawowe zasady bezpieczeństwa, nie kuszę losu ot co
bo co ma wspolnego zaufanie z atakiem paniki? i nie mowię tu o jakims drobiazgu gdy słowo jest w stanie uspokoic konia
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16