Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Wojciech Mickunas To się tak szybko dzieje ,że można jedynie liczyć na : instynkt, własną sprawność fizyczną i szczęście.
Wojciech Mickunas To się tak szybko dzieje ,że można jedynie liczyć na : instynkt, własną sprawność fizyczną i szczęście.
Magda Gulina I przecież o to chodzi
Podstawą bezpieczeństwa jest dobrze wyszkolony koń- powtarzam to do znudzenia :wink:
Nie chodzi mi o techniczne, super wyszkolenie, tylko o psychiczne.
Zaufanie jest podstawą w udanym związku, również końsko- ludzkim ( nie odkrywam Ameryki)
Magda Gulina I przecież o to chodzi
Podstawą bezpieczeństwa jest dobrze wyszkolony koń- powtarzam to do znudzenia :wink:
Nie chodzi mi o techniczne, super wyszkolenie, tylko o psychiczne.
Zaufanie jest podstawą w udanym związku, również końsko- ludzkim ( nie odkrywam Ameryki)
Wojciech Mickunas Ewakuacja z konia w razie "W" - nigdy w życiu niczego takiego nie zrobiłem i nikomu nie polecam.
/../ Oczywiście kask, kamizelka i inne ochraniacze przydają się bardzo.
Wojciech Mickunas Ewakuacja z konia w razie "W" - nigdy w życiu niczego takiego nie zrobiłem i nikomu nie polecam.
/../ Oczywiście kask, kamizelka i inne ochraniacze przydają się bardzo.
Teraz są kaski nie tylko lekkie i dobrze wentylowane, ale i takie, że rozmiar się reguluje bezstopniowo w dość szerokim zakresie. Ja należę do frakcji, która miała więcej szczęścia niż rozumu (a i tak załapałam się na 30 szwów na głupiej pale oraz nadwichnięcie kręgów szyjnych), ale drugi raz swojego szczęścia nie zamierzam wystawiać na próbę i nie wsiadam bez kasku. Nie dywaguję już sobie na temat zaufania do konia czy warunków zewnętrznych, mam jasną zasadę i jej się trzymam . I polecam wszystkim uczyć się na cudzych błędach, nie swoich .
Dagmara Matuszak . I polecam wszystkim uczyć się na cudzych błędach, nie swoich .
Dagmara Matuszak . I polecam wszystkim uczyć się na cudzych błędach, nie swoich .
też jako małe dziecko, praktycznie od 5 roku życia jeździłam konno..i to zawsze bez toczka.
Ja na prawdę spędziłam wiele lat na oklep i w siodle w terenach i przeżyłam bez toczka. Co nie znaczy, że zachęcam do takiej jazdy. \Tyle, że po prostu mając szczęscie nabrałam przekonania, że taka jazda jest po prostu bezpieczna.
A może nic mi się nie działo dlatego, że nigdy nie nauczyłam się jeździć konno. W zasadzie podróżuję na koniu, mam jakąś tam równowagę, konia prowadzę spokojnie...ale nie mam kompletnie stylowego dosiadu! Ci którzy jeżdżą konno mogą spaść z konia, a jak ja tylko podróżuję to mogę jedynie wypaść z podroży
zawsze mi się wydawało, że jak coś ma się stać to się stanie...jeżeli nie na koniu, to w samochodzie. Jeżeli nie w samochodzie to na chodniku....no, możliwości jest wiele...
Wydaje mi się, że trzeba jeszcze pamiętać, że jak się spadnie i walnie głową w ziemię i zostanie się warzywem, to opieka nad nami przechodzi na naszych bliskich. Jeździć w kasku chociażby w tereny i przy skokach wypadałoby z myślą o nich
arabiatto w moim wypadku to ja na konia nawet wsiadać nie powinnam gdybym za bardzo bała się o bliskich.
Liczę na szczęście...ale też dlatego tak bardzo byłam ostrożna z moim młodziutkim arabkiem. Przez tyle lat jeżdżenia jakoś tam czuję na którym koniu mogę w miarę bezpiecznie sobie pojechać, a na którego lepiej z moim schorzeniem nie wsiadać w ogóle!
ale dzięki za troskę
Już jestem bliska kupienia kasku....
Uwazam ze zaufanie do konia to bardzo istotna sprawa ale to nie wszystko, bo kon czasem tez ma swoje humorki czy tez gorsze dni o ktorych my nie zawsze wiemy i to co moze i zawsze robimy w siodle ktoregos dnia moze go zdenerwowac i nie bedziemy przygotowani na jego zachowanie, bo uwazamy ze zaufanie jest najwazniejsze...
co do upadkow uwazam ze sa one czasem wrecz potrzebne- nie mowie oczywiscie o tym zeby specjalnie w czasie golupu spadac z konia, ale uwazam ze trzeba miec swoja technike upadku z konia tak zeby nikomu sie nic nie stalo... Zawsze po upadku trzeba sie otrzasnac, otrzebac i wsiadac dalej, znaczy oczywiscie jesli ten upadek nie byl jakos bardzo mocny, ale bylam swiadkiem wiele razy jak ktos spadl z konia i rezygnowal dla mnie to jest wygrana konia i on sobie doskonale z tego zdaje sprawe... Boli Ci troche trudno trzeba wsiadac dalej ja tak uwazam. Nie rozumiem tez osob ktorym kon "bryka" to zsiadaja przeciez pokazuja w tym momecie ze kon wygral i on to wykorzysta po pewnym czasie, trzeba spokojnie podejsc do sprawy i uspokoic konia, moja kropka czasem tez ma swoje humory ale nie zsiadam tylko staram sie ja uspokoic lub pomoc jej wykorzystac energie ktora w sobie ma
no cóż Gucia a ja rozumiem i tych, którzy spadają i się otrzepują i tych, którzy spadają i się...nie otrzepują :lol:
sądzę, że wszyscy trzymamy się mniej lub więcej pewnych uniwersalnych zasad, i przypuszczam , że np. arabiatta doskonale wie, co oznacza zsiąść z konia w momencie gdy on chociażby zaczyna brykać. Myślę, że do końca nie powiedziała w czym rzecz, ale ja jakoś ten problem czuję. Chociaż sama reaguje inaczej to wiem, że każdy z nas ma swoje sposoby radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Dodam, że dla mnie prawdziwy koniarz to osoba nie tylko szanująca konie, starająca się je rozumieć. Ale też taka osoba, która szanuje innych koniarzy i nie podchodzi do ich problemów /nawet jeżeli czasami wydają się śmiesznie proste../z ironią czy wyższością.
Owszem zgadzam sie z Toba jesli chodzi o kwestie koniarza, ale jst to forum kazdy moze wypowiedziec swoje zdanie i kazdy ma swoje podejscie o ktorym moze napisac. Owszem podchodzimy do wszystkich problemow z uwaga i poswieceniem ale nie wolno tez stac murem za swoimi argumentami, bo czasem mozesz nie miec racji!
Oj, pupa boli jak wspomnę jedną z jazd w dawnych czasach- 5 gleb/h . Konie super zrobione, ale ogry i różnie bywało. Zawsze wsiadałam . Ale nie znałam terminu "zaufanie do konia". Były treningi to jeździłam.
Ależ ja nie zsiadam jak koń bryka, naprawdę, zsiadam jak wiem, że zaraz zaczniemy się kłócić bo koń się nakręcił, a jeszcze nie mamy sposobu na uspokojenie się z siodła (dlatego piszę o koniach z którymi nie mam ugruntowanej relacji w różnych sytuacjach). I nie postrzegam jazdy konnej jako gry w wygrałam/przegrałam. Jak przegapię moment, w którym energia w koniu zaczyna mu się wylewać uszami to skończy się albo na walce o utrzymanie się w siodle, albo na walce o zatrzymanie konia, a po co to komu? Wtedy dopiero może zacząć się problem, bo jak zlecę podczas brykania to koń nauczy się, że brykam = pozbywam się jeźdźca, albo jak będę usiłowała go zatrzymać to będę zmuszona do zadania koniowi większego albo mniejszego bólu wędzidłem czy nachrapnikiem i zaufanie do ręki może wziąć szlag.
A im dłużej konia znam tym lepiej wiem, kiedy robi się niebezpiecznie, a kiedy można go przeczekać, i co zrobić, żeby go uspokoić, i przede wszystkim coraz łatwiej mi zgadnąć o co w mu w danej sytuacji chodzi i jakie jest źródło takiego nagłego ześwirowania Nikogo do niczego nie namawiam, mówię o tym jak ja to robię i dlaczego.
A co do 5 gleb na jednej jeździe, to jak miałam 12 lat to jeździłam do jednej z okolicznych dużych stadnin, i tam jeździłam około 4 godzin dziennie na klaczach, którym sięgałam do brzucha, codziennie na innych, więc takie kwestie jak zaufanie czy przewidywanie czegokolwiek w oparciu o indywidualne cechy konia nie istniało Się wsiadało i się jechało. I na dupkę się spadało często i gęsto Tam to była szkoła życia dla mnie, nikt mi nawet nie pomagał siodłać, więc musiałam stosować technikę wdrapywania się na paśnik z siodłem i z tej perspektywy zarzucania na konia. I kolana miałam na początku wiecznie zabandażowane bo zdarte do krwi Nie wiem w sumie jakim cudem to przeżyłam bez uszczerbku na zdrowiu. Wspominam z rozrzewnieniem, duuuuużo się nauczyłam, ale dzisiaj mam trochę inne podejście, myślę, że da się bezpieczniej i nie tak na hurra, co i dla człowieka i dla konia jest dużo korzystniejsze.
arabiatta, ja usłyszałam to co mówisz o nie zsiadaniu podczas brykania....już to pisałaś.
Mówię tylko, że rozumiem jeśli ktoś zsiada w pewnych okolicznościach z konia, mimo, że sama tak nie robię. Po prostu zostało mi to z dawnych lat , że na koniu jakoś najbezpieczniej..ale przecież może się to jeszcze zmienić.
Już zmieniło się np. to, że o spadaniu w mojej sytuacji nie może być mowy i...jakoś się udaje.
Natomiast co do obrony własnych argumentów to jest tak, że po iluś tam latach jeżdżenia ma się swoje 'czucie" konia, swoje nawyki /mówię o rekreacji/ i po prostu ma się też swoje argumenty..ale bardziej dla siebie. To jest naturalne.
jestem pewna,że mimo zasad uniwersalnych każdemu z nas będzie pasowało trochę coś innego w danym czasie i miejscu. I to trzeba zawsze uszanować.