Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
DuchowaPrzygoda Wytykanie, że ktoś nie ma dzieci może ranićniestety może na tyle celnie , że nie będę już z Tobą Magdo dyskutowac, czy to na temat mojego pojęcia bezpieczeństwa, czy na jakikolwiek inny temat. Przykro tylko, że w dyskusji przyjmujesz często postawę agresywną nie próbując nawet zrozumieć drugiej strony
DuchowaPrzygoda Wytykanie, że ktoś nie ma dzieci może ranićniestety może na tyle celnie , że nie będę już z Tobą Magdo dyskutowac, czy to na temat mojego pojęcia bezpieczeństwa, czy na jakikolwiek inny temat. Przykro tylko, że w dyskusji przyjmujesz często postawę agresywną nie próbując nawet zrozumieć drugiej strony
Ponieważ dyskusja w tym temacie niebezpiecznie skręca w niepożądanym kierunku , wszystkich którzy chcieliby ja w tym tonie kontynuować odsyłam tam: Apel o zgodę na forum
No, pięknie się dyskusja potoczyła... Magda najwyraźniej swój własny brak doświadczenia nadrabia krzykactwem, na zasadzie, że im więcej się powie tym większa szansa, że coś z wypowiedzi będzie miało sens (tak samo jak z wklejaniem zdjęć nie na temat, a nóż któreś przypasuje).
Bycie ryzykantem jest ok, dopóki się nie naraża innych, czy dzieci czy dorosłych (czy koni!) na niebezpieczeństwo. I kropka.
A to, że Gosia odczuwa niepewność na swoim nieleśnym koniu jadąc w teren to znaczy, że ma olej w głowie i wie co się może wydarzyć. Osobie jeżdżącej na kucyku szetlandzkim łatwo się wypowiadać na temat gorącokrwistych koni z problemami psychicznymi (znowu - nie uwłaczając kucykom!). I nie ma co się zasłaniać doświadczeniem innej osoby, jak się własnego nie ma, i formułować krzywdzących, zaczepno-obronnych wypowiedzi.
Myślę, ze zdanie Ani jest dobrym podsumowaniem:
"ludzie są irracjonalni i dopóki się sami o czyms nie przekonają, to rady innych są często mało skuteczne"
I przepraszam Trenerze, no ale musiałam, bo tak nie można i już.
MalgorzataSzkudlarekDuchowaPrzygoda Wytykanie, że ktoś nie ma dzieci może ranić
.. Doświadczenie mam marne, nie mam dzieci, co eliminuje mnie z dyskusji na forum?
arabiatta a... Magda najwyraźniej swój własny brak doświadczenia nadrabia krzykactwem, na zasadzie, że im więcej się powie tym większa szansa, że coś z wypowiedzi będzie miało sens (tak samo jak z wklejaniem zdjęć nie na temat, a nóż któreś przypasuje).
ć. Osobie jeżdżącej na kucyku szetlandzkim łatwo się wypowiadać na temat gorącokrwistych koni z problemami psychicznymi (znowu - nie uwłaczając kucykom!). I nie ma co się zasłaniać doświadczeniem innej osoby, jak się własnego nie ma, i formułować krzywdzących, zaczepno-obronnych wypowiedzi.
MalgorzataSzkudlarekDuchowaPrzygoda Wytykanie, że ktoś nie ma dzieci może ranić
.. Doświadczenie mam marne, nie mam dzieci, co eliminuje mnie z dyskusji na forum?
arabiatta a... Magda najwyraźniej swój własny brak doświadczenia nadrabia krzykactwem, na zasadzie, że im więcej się powie tym większa szansa, że coś z wypowiedzi będzie miało sens (tak samo jak z wklejaniem zdjęć nie na temat, a nóż któreś przypasuje).
ć. Osobie jeżdżącej na kucyku szetlandzkim łatwo się wypowiadać na temat gorącokrwistych koni z problemami psychicznymi (znowu - nie uwłaczając kucykom!). I nie ma co się zasłaniać doświadczeniem innej osoby, jak się własnego nie ma, i formułować krzywdzących, zaczepno-obronnych wypowiedzi.
Wracając do tematu...
Bałam się wyjazdów w teren na Jasminie. Mimo, ze koń zachowywał sie zwykle ok, to jednak siedział we mnie głęboko strach którego nie umiałam się pozbyć. Teraz jest lepiej, czuje się pewniej, mam narzędzia które pozwalają mi czuć sie pewniej (zgięcie boczne, bezpieczniejszy koń) ale- mimo wszystko lęk jest. Juz nie paraliżujący, staram się z nim walczyc, albo raczej- oswoić się z nim,m pogodzić, uwierzyć w siły własne i w... Konia! Tak, potrzebowałam uwierzyc w konia, ze nie jest to potwór ktory czeka tylko aby mnie zabić w terenie, ale zwierze ktore tez chce w teren jechac, chce się tam dobrze bawić. Jak już pisałam- jest lepiej, ale nie idealnie. W tym konkretnym wypadku strach wynikał z braku zaufania do konia.
Zdarzało mi się jeździć z dzieckiem (z siostrzenicą) przed siodłem, na najspokojniejszej klaczy jaka znam (właściwie znałam), wiedziałam że nic się nie stanie. Moze to i dziwne itp, bo przeciez dziecko malutkie, ale ja znałam tego konia, znałam jego charakter, wiedziałam, ze gdy lekko pociągnę za wodze w syt. awaryjnej zatrzyma się, wiedziałam ze w jego wypadku spłoszenie to dwa trzy kroki galopu i stop. Ale skakac z dzieckiem- nie odważyłabym sie, za duże ryzyko. inna sprawa stępowy spacer, a inna skok.
Tak jeszcze do bezpieczeństwa przypomniała mi się sytuacja-
ide na pastwisko, konie stoja ale zaraz... Na koniu ktos siedzi! Pan, nawet mi nieznany, posadził dziecko od tak bo właściciel konia powiedział mu ze może przychodzić z dziećmi pojeździć kiedy tylko chce... To jest kompletny brak wyobraxni! Raz, nie znal konia, dwa nie było nikogo doświadczonego w okolicy, trzy, na pastwisku byl inny koń, czasem zachowujący się agresywnie (tj. może nie tyle agresywnie co lubiacy nastraszyć).
Moja siostrzenica mimo młodego wieku uwielbia konie, nie boi się, pewnie bez oporów przeszłaby pod brzuchem itp. Ale nie pozwalam jej na to, owszem, konie karmi, daje siana, chodzi koło nich ale zawsze z opieką, i to osoby obytej z końmi, ktora konie zna i wie kiedy możne wydarzyć się coś niedobrego i jak na to zareagować, no i zawsze stosuje się pewnien margines bezpieczeństwa. To ze ja śmigam za końskim zadem nie znaczy zę z dzieckiem też będę
Przypadeczkiem wpadłam na taki filmik na youtubie: http://pl.youtube.com/watch?v=VUyvy_8HNEQ&NR=1 Jest to ekstremalna sytuacja, ale myślę że dobrze obrazuje tę bombę z krótkim lontem o której pisałam wcześniej.
http://pl.youtube.com/watch?v=djFSDNJTOQ4 tu widać dobrze zasadność reguły, że przy takich czynnościach nie powinno się stać na linii ognia (swoją drogą na miejscu konia pewnie zrobiłabym to samo). I drugi raz pokazuje jak niesamowicie szybko koń reaguje.
Ja dwa dni temu takiego samego kopa zarobiłabym w głowę z podkutych kończyn sąsiadki mojego ciapka, która zaatakowała ze swojego boksu jak przechodziliśmy obok. Zrobiła to w pół sekundy, półobrót i strzał 10 centymetrów od mojego nosa (i na szczęście nad ciapkiem).
http://pl.youtube.com/watch?v=K-o0-r5bClE kowbojom też się przydarza, widać, że koń jest bardzo spięty i że coś się stało, ale znów - szybko i celnie. Znałam konia, który tak nie lubił swojej pani, że co ją zrzucił to celował jej kopytkiem w głowę, mi mroziło krew w żyłach, a ona jakoś... nie brała sobie tego do serca jej inny koń celował w nią przednimi, robiąc przed nią świece. Dziewczyna mimo wielu urazów całego ciała łącznie z czaszką nadal żyje i startuje. Miała złamane dosłownie wszystko co się da. Nie wspominam nawet o tym, że jeszcze inny koń odgryzł jej palec, a jeszcze inny trafił ją z nóżki prosto między oczy. Jest niereformowalna.)
http://pl.youtube.com/watch?v=JJIdeIqIxlE znów a propos celności (swoją drogą skąd się biorą tacy kolesie? Ostatniej zimy do konia z mojej szkółki podszedł koleś i zaczął udawać tygrysa, zanim zdążyłam zareagować, czyli złożyłam usta w "u" od "uwaga" dostał strzała w brzuch i złożył się w pół)
http://pl.youtube.com/watch?v=EF7Ncw4kjgE ...
Nie wspomnę o wypadkach przy skokach, jak ktoś nie widział na własne oczy to niech obejrzy chociaż na głupim youtubie.
I piszę to ja, osoba, która swojemu koniowi staje za zadem 7 razy w tygodniu żeby wyczesać ogon. Po prostu trzeba mieć świadomość co te tylne nóżki mogą, i tyle. I nie zapominać o tym. I że my przy naszych koniach jesteśmy muchy w smole.
Zaraz pooglądam filmiki, ale na razie oglądam Mrówkę i Mrówkojada na youtube i zaśmiewam się do łez :lol: I ten, Brygade RR, to też była taka super bajka!! Szkoda, że już takie bajki nie lecą w tv, bo bym chętnie oglądała :roll:
Ja dzisiaj omal nie zarobiłam kopa, bo strugałam tył i trzymałam go na kolanie klęcząc przy koniu i trzymając jej noge lekko pod jej brzuchem, bo podziwiałam zrobiony przez siebie mustang roll i nagle konia przez krate ugryzł w zad sąsiad - a mój zwierzol momentalnie kwiknął i wyrwał nogę - jakby zechciała oddać sąsiadowi, to bym dostała :wink: Mogła mi też przetrącić kolano - wniosek: nie należy trzymać kopyta końskiego na kolanie(jak to brzmi :lol: ). Niemniej wierzę, że to że koń wiedział, że operuję przy jego nogach wpłynęło na to, że nie kopnęła w tył - bo normalnie w 99% w takich sytuacjach oddaje kopa w ułamku sekundy - ona sie nigdy z innymi końmi nie patyczkuje. Niedobra ta moja konia ;]
A propos nie tyle zaufania co bezpieczeństwa, moja koleżanka przesiadła się wczoraj z konia na kuca, żeby sobie pohasać dla relaksu. Wzięła go pod las, na rozmarznięty piaszczysty placyk i jechała sobie kłusem, a ja na środku lonżowałam Siwka. I przypadeczkiem z piasku wyjechała na trawę, kucyk poślizgnął się i rymsnął najpierw na zadek, a potem cały walnął o ziemię, przygniótł koleżance nogę tak, że całym impetem walnęła w zamarzniętą ziemię całym bokiem ciała, a potem głową. Całe szczęście, że przed wsiąściem na kuca nie chciało jej się wracać do szafki chować kasku, skończyło się tylko na limie pod okiem (walnęła skronią) i bolącej szczęce i głowie. Przypomniała mi po co się jeździ w kasku Niby kucyk, niby kłus w kółeczko...
Ja chciałam wrócić do kwestii wyjazdów w teren i problemów przełamaniem obawy. Otóz nie chodzi o mają obawę tylko o kobietę-osobę dorosłą i mającą dzieci która ma silną obawę przed jazdą w terenie. W ogóle bardzo łatwo "łapie stresa" na koniu, usztywnia się itp. Otóż-jak jej najlepiej pomóc? Nie chcę opisywać jej historii szczegółowo bo właśnie wpadłam na taki pomysł czytając ten wątek i piszę bez jej wiedzy i zgody, ale muszę przyznać że dziewczyna boi się nie bez powodu-miała kilka razy sytuacje utraty kontroli nad koniem w terenie-w innej stajni i moim zdaniem przy wyjątkowo nieodpowiedzialnym instruktorze-i to zakończone bardzo niedobrym upadkiem.Więc tą jej obawę w pełni rozumiem! Ale to nie zmienia faktu że bardzo jej utrudnia jazdę-współpracujemy od kilku lat, ona w tej chwili ma swoje konie-3 sztuki(jeden źrebak) jeździ głównie sama-dojeżdżam czasem do niej i prowadzę jej treningi a czasem np jedziemy razem w teren. I w zasadzie wszystko jest ok ona jeździ, czegoś tam sobie te swoje konie po malutku uczy, ma to ręce i nogi. Natomiast ten lęk od czasu do czasu ją "napada" zwłaszcza jak sobie zrobi przerwę w jeździe. I nie jest to w zasadzie lęk przed upadkiem-na placu jeździ dość odważnie aczkolwiek też bardzo łatwo się usztywnia i nawet jakieś drobne "wyskoki" konia nie robią na niej wrażenia, tyle że też bardzo łatwo się usztywnia zwłaszcza w ramionach i zaczyna "pompować ramionami" zwłaszcza w galopie. Ale pojechanie samej w teren jest dla niej do dziś wyzwaniem! Mimo że konia (tego na który głównie jeździ) ma naprawdę fajnego, dobrze zajeżdżonego, ufnego i w sumie bardzo spokojnego. W tej chwili jeździ na nim np raz na tydzień i on to zupełnie dobrze akceptuje! Dziewczyna zna podstawy metody Montyego pracuje z ziemi nieźle, konie mają do niej zaufanie, wszystko jest niby ok. Do pewnego momentu.
A że problem leży w sferze psychiki sprawdziłyśmy przypadkiem-jak wsiadła na konia po piwie to nic jej nie przeszkadzało!
Ma ktoś jakiś pomysł jak jej pomóc?
Ja proponuję samotne wyprawy z koniem do lasu pieszo, im dłuższe tym lepiej. Mogło by to pomóc twojej koleżance jeszcze lepiej poznać się ze swoim koniem i oswoić się głębiej z jego reakcjami na najprzeróżniejsze bodźce stojąc pewnie na własnych nogach. Na pewno nie usunie to problemu całkiem, ale może w jakimś stopniu pomóc. Ja mam taki lęk przed jechaniem w teren na koniu, którego nie znam, cały czas oczekuję na coś niespodziewanego i tak się koncentruję na tym, że nie mam żadnej przyjemności z jazdy. To przyszło z wiekiem, jak byłam młodsza było mi wszystko jedno
Z metod psychologicznych podobno dobrze działają afirmacje, powtarzanie sobie kilkanaście razy w ciągu dnia jakiegoś zdania (w sumie takie wmawianie sobie), np. "kiedy stępuję sobie z koniem przez las, czuję się bardzo pewnie", ale nigdy tego nie stosowałam, więc nie wiem czy działa
Może też małymi krokami, wjechanie do lasu na 30 sekund, potem na minutę i tak aż do skutku? Albo odwrotnie, jeżdżenie w teren tak często, aż przestanie to być straszne?
Magda Pawlowicz A że problem leży w sferze psychiki sprawdziłyśmy przypadkiem-jak wsiadła na konia po piwie to nic jej nie przeszkadzało!
Ma ktoś jakiś pomysł jak jej pomóc?
Magda Pawlowicz A że problem leży w sferze psychiki sprawdziłyśmy przypadkiem-jak wsiadła na konia po piwie to nic jej nie przeszkadzało!
Ma ktoś jakiś pomysł jak jej pomóc?
Ja tam się pewniej czuję właśnie w kłusie i galopie Mam wrażenie, że koń ma wtedy mniejsze pole do kombinowania, i ewentualny zryw czy brykanie nie są takie gwałtowne jak ze stępa. Na Siwym mogę jechać na koniec świata, ale z Młodym, mimo, ze znamy się już kilka miesięcy jeszcze nie czuję się zbyt pewnie, tym bardziej, że jak na młodego prężnego arabka przystało na otwartej przestrzeni się podnieca i mam wrażenie, że siedzę na wybuchowej kulce czystej energii. Ostatnio w lesie zsiadłam z niego ze trzy razy. Jakaś się taka zrobiłam dziwnie asekuracyjna :oops: To też w sumie jakaś metoda, jechać do lasu i w momencie niepewności zsiadać, iść obok konia, czekać na ponowny przypływ pewności i znowu wsiadać.
tak, ale jeżeli koń jest w miarę pewny, a chodzi tylko o barierę psychiczną jeźdźca /teren/ to zwykle jazda stępem pomaga.
Co do zsiadania w sytuacjach gdy koń chce coś zrobić nie tak...no , nie wiem czy to jest akurat dobre dla konia. Czy np. zbierający się do brykania koń nie odbierze tego jako nagrodę?
Ja nie zsiadam, zawsze staram się jakos tam konia uspokoić, ale z siodła.
każdy jednak powinien jeździć zgodnie z własnymi przekonaniami...nic na siłę. Podałam jeden ze sposobów, który dla wielu osób pomógł, ale przecież nie dla każdego musi
A nie nie, ja się nie ewakuuję jak koń bryka, tylko jak czuję, że jest na moment przed zrobieniem czegoś głupiego i wiem, że skończy się walką i siłowaniem się. Np. jak wiem, że zaraz zacznie go ponosić, albo jak czuję, że utraciłam sterowność bo koń ma moment wody sodowej Siwy mnie nauczył jak arabek potrafi nagle wystrzelić i jakie są objawy przed szajbą, i próbuję taktycznie uniknąć szarpaczki z mocno pobudzonym koniem. Zsiadam, robimy kilkanaście kroków, bierzemy trzy głębokie oddechy, wsiadam i jedziemy dalej.